Rozdział 10

640 116 26
                                    

Annabelle

Nie sądziłam, że ledwo gdy wejdę na podest, światło zostanie wyłączone. Nie poruszyłam się nawet o milimetr, po prostu zamknęłam oczy. Śpiewałam cicho piosenkę Lady Gagi i Bruno Marsa - Die With A Smile. Kochałam ten utwór całym sercem, więc celowo wybrałam go na czas aukcji, bo wiedziałam, że skutecznie odwróci moją uwagę. Ba, gdy pierwszy raz usłyszałam słowa tej piosenki, pozwoliłam sobie wyobrazić, że kiedyś stworzę z mężczyzną taką relację, dokładnie taką samą o której śpiewają, ale teraz wiedziałam, że nie będzie mi to dane.

Zaczęłam się zastanawiać, czy to mój koniec. Czy moje serce poraz kolejny zostanie roztrzaskane? Czy ktoś mnie kupił? Czy nikt mnie nie chciał, zostanę tutaj i będę wykorzystywana przez Antonio, albo innych mężczyzn? Przez muzykę nie słyszałam licytacji, więc nie miałam pojęcia, czy należę do kogoś obcego, czy zostałam sprzedana, czy może jednak zostaje tutaj. Ale gdybym miała zostać, to czy wyłączyliby światło tak szybko?

Muzyka w słuchawkach przestała grać, a światło ponownie zostało włączone. Zorientowałam się, bo mimo że miałam zamknięte powieki, pod nimi zrobiło się jakoś jaśniej. Otworzyłam oczy i wzdrygnęłam się, gdy w odbiciu lustrzanym zobaczyłam mężczyznę. Stał za mną i po prostu na mnie patrzył. Nie patrzył na moje ciało, a w oczy. Uniosłam dłonie i wyciągnęłam słuchawki z uszu. Powoli odwróciłam się do niego przodem i uniosłam głowę w górę, bo był cholernie wysoki. Mógł mieć z metr dziewięćdziesiąt, jak nie więcej. Miał brązowe oczy i twarde spojrzenie. Prosty nos, pełne usta i kilkudniowy zarost. Czarne krótkie włosy, karnację Włocha. Ubrany był w idealnie skrojony, drogi garnitur, a tatuaże wychodziły zza kołnierza koszuli. Był też dobrze umięśniony. Musiałam przyznać, był przystojny i z pewnością bogaty. Ale zdążyłam się przekonać, że pieniądze szczęścia nie dają.

Uniósł dłoń, dopiero teraz zorientowałam się, że ma na palcach sygnety i tatuaże również na dłoniach. Przytrzymał maskę, a drugą dłonią sięgnął na tył mojej głowy i pociągnął lekko za kokardkę. Ściągnął maskę i gdyby nie fakt, że Florence nie raz ukrywała przede mną emocje, na jego twarzy nie zauważyła bym nic. Ale w jego oczach lekko błysnęło coś na rodzaj zdziwienia, może zachwytu? Ale tak szybko jak to się pojawiło, tak szybko zniknęło, a jego wyraz znów stał się twardy i beznamiętny. Wyprany z uczuć.

- Ile masz lat?

Zapytał z lekką chrypką. Z pewnością palił papierosy.

- Osiemnaście.

Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Jak masz na imię?

Kolejne pytanie.

- Annabelle.

Przytaknął i zadał następne:

- Jesteś z…?

- Francji, dokładniej Paryża.

Zadawał te pytania, jakby był niecierpliwy i musiał poznać odpowiedzi już teraz.

- Raphael Barricelli.

Przedstawił się, a ja delikatnie przytaknęłam.

- Czeka nas godzinny lot, do Sycylii.

Miałam ochotę zapytać, dlaczego mnie kupił. Po co. Jak będzie mnie traktował, ale nie zapytałam. Nie miałam odwagi. Poza tym wiedziałam, że Antonio jest za drzwiami i wszystkiego słucha. Mężczyzna ściągnął marynarkę i położył na moich ramionach. Wsunęłam ręce do rękawów, a on zaczął zapinać guziki. Materiał sięgał mi do połowy ud, miałam wrażenie, że się w niej topie, ale to i tak było lepsze, od tego co miałam na sobie. Byłam lekko zdziwiona jego zachowaniem, bo o pozostałe dziewczyny, ich kupcy tak nie “dbali”. Nawet nie wiem czy mogę to tak nazwać. Oni przychodzili po swoją zabawkę, odbierali teczkę z papierami i wychodzili, trzymając je za tyłek. A on? On dał mi swoje ubranie. To zmyłka? Nie wiedziałam co o tym myśleć.

Sette MinutiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz