Rozdział 28

717 142 39
                                    

Raphael

Stałem przed ołtarzem i zastanawiałem się, czy wszystko załatwiłem. Sygnety miał Carlo. Wiązanka z czerwonych róż, czekała na Annabelle na stoliku przy schodach. Taka jaką chciała. Zamiast krawatu założyłem muszkę do pełnego garnituru.

Każdy już siedział na swoim miejscu. Każdy ciekaw Annabelle i z ponurą miną. Jakby był to pogrzeb, nie ślub. Ale tacy już byli. Na swojego ojca nie musiałem nawet patrzeć, by wiedzieć, że mnie uważnie obserwuje. Ale stałem niewzruszony. Założyłem na twarz najlepszą maskę jaką mogłem wybrać na tę okazję, tą zimną, twardą i bez jakichkolwiek uczuć.

Równo o piętnastej zaczęła grać muzyka. Spojrzałem w stronę drzwi tarasowych, bo to z nich miała wyjść Annabelle, ale pierwsze co zobaczyłem to wyłaniający się z nich Romeo, a dopiero po chwili ją. Nie sądziłem, że wpadnie na tak niedorzeczny pomysł, by iść do ołtarza razem z wilkiem. Ale musiałem przyznać, że razem wyglądali jakby byli niezniszalni. Annabelle, nie bez powodu została moją Belle, bo zawsze była piękna, ale dziś przeszła samą siebie. Była obłędna. Nie chodziło o to, co ma na sobie, chociaż i suknia idealnie do niej pasowała, ale to jak szła. Szła wolno, ale pewnie. Miała głowę uniesioną i patrzyła tylko na mnie. A Romeo? Kurwa, znam tego wilka od szczeniaka i jeszcze nigdy go nie widziałem tak wkurwionego, ale opanowanego jednocześnie. Szedł prosto, pewnie, jakby miał to wyćwiczone. Jego oczy i postawa jasno mówiły “jeśli ją skrzywdzisz, zeżre cię”. Był tym, czym ja nie mogłem w tej chwili być i wiedziałem, że będę mu dozgonnie wdzięczny.

W końcu oboje się zatrzymali przede mną. Romeo nie miał zamiaru od niej odejść i wcale mu się nie dziwiłem.

- Zebraliśmy się tutaj…

Zaczął ksiądz, ale go nie słuchałem. W tym momencie była tylko Annabelle, i im dłużej na nią patrzyłem, tym bardziej się upewniałem, że cały mój plan chuj strzeli. Jej czerwone usta wręcz krzyczały “pocałuj mnie” i jeśli te słowa padną z ust kapłana, na pewno to zrobię. Ale musiałem poczekać. Kiedy trzeba było usiąść, siadaliśmy, kiedy wstać, wstaliśmy. Aż w końcu przyszedł czas na przysięgę.

- Ja Raphael biorę ciebie Annabelle za żonę i ślubuję ci, miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuszczę cię aż do śmierci.

Powtarzałem słowa duchownego, patrząc w oczy Annabelle i zaraz ona zaczęła mówić:

- Ja Annabelle biorę ciebie Raphaelu za męża i ślubuję ci, miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuszczę cię aż do śmierci.

Ksiądz zaczął mówić swoją regułkę, a Carlo pojawił się obok nas i podał mu pudełko z sygnetami. Założyłem ten mniejszy, na serdeczny palec Annabelle. A ona zaraz wsunęła sygnet na mój palec.

- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz poc…

I nie czekałem aż skończy. Położyłem dłonie na policzkach Belle, pochyliłem się i wpiłem się w jej usta. Chwilę była w szoku, ale natychmiast odwzajemniła pocałunek. Tylko Carlo zaczął klaskać i wydzierać się jak idiota. Oderwałem się od jej warg, a ona uśmiechnęła się delikatnie.

- Podpiszcie akt i możecie się bawić.

Powiedział kapłan, a ja tylko kiwnąłem głową. Miał wyjść zaraz po ceremonii, więc nie miał pojęcia, że zaraz poleje się odrobina krwi. Chwyciłem dłoń Annabelle i podszedłem z nią do stolika na którym były przygotowane papiery. Annabelle podpisała pierwsza akt małżeństwa i ja zaraz po niej.

Żona i mąż.

Ale pora wrócić do rzeczywistości. Jak tylko ksiądz wziął jeden papierek i ruszył w stronę wyjścia, pojawił się obok nas Lorenzo. Bo kto by inny. Milczał, po prostu położył na stoliku pudełko i księgę. Romeo który stał obok nas, zaczął warczeć, ale nie zrobił nic poza tym. Nigdy nie lubił Lorenzo, więc to było do przewidzenia. Podszedł też Carlo, położył pudełeczko z drugim sygnetem i długopis. Annabelle spojrzała na mojego ojca i gdybym jej nie znał, nic bym nie zauważył, ale na jej twarzy przebiegł jakiś dziwny cień, który nie miałem pojęcia jak traktować.

Sette MinutiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz