Rozdział 30

5.2K 293 90
                                    

Powoli, z lekkim wahaniem, rozchyliłam powieki, które dotychczas miałam mocno zaciśnięte. Z opóźnieniem zrozumiałam, że leżę na zimnym, mokrym chodniku i że moje ciało przyciśnięte jest do niego przez coś ciężkiego.

Z trudem łapałam oddech, czując, potworny ból w klatce piersiowej i żebrach, a także irytujące pulsowanie w skroniach, które z każdą mijającą sekundą stawało się coraz mocniejsze.

Niepewnie uniosłam głowę i poprzez łzy, które wciąż wypływały z moich oczu, i zobaczyłam jak ludzie, którzy spieszyli się do domów, spoglądają w moim kierunku spragnieni jakiejkolwiek sensacji w tym nudnym dla nich dniu.

Po krótkiej chwili do moich uszu dotarły zduszone szepty gapiów i jakieś krzyki. Automatycznie odwróciłam głowę i dostrzegłam jakiegoś mężczyznę, który szedł w moją stronę, wyrzucając ręce ku górze, wrzeszcząc przy tym niczym opętany.

- Ty głupia dziewucho! Po jaką cholerę wbiegałaś na środek jezdni!? Życie ci niemiłe!? Prawie cię zabiłem ty idiotko! – wrzasnął, a jego twarz przybrała purpurowy odcień.

Serce zabiło mi mocniej w piersi, kiedy dotarł do mnie sens jego słów. Mogłam zginąć pod kołami jego samochodu. Ale żyję... O mój Boże! Jak... jak to się stało?

Przetarłam twarz wierzchem dłoni, a z moich ust wydobył się cichy jęk, kiedy poczułam pieczenie. Spojrzałam na wnętrze i wierzch swoich dłoni, z trudem przełykając ślinę na widok głębokich ran i zadrapań, z których powoli sączyła się krew.

- Niech się pan uspokoi. – powiedział jakiś zasapany męski głos. Wydawał mi się znajomy, jednak moje myśli były zbyt rozproszone, bym mogła się teraz nad tym zastanawiać. – Wrzaski nic tu nie pomogą. Dziewczyna jest w szoku.

Spojrzałam w górę i niewyraźnie, przez łzy, ujrzałam młodego chłopaka, który prawdopodobnie uratował mi życie. Pytanie tylko, czy to poświęcenie miało w ogóle jakiś sens, skoro dzisiaj straciłam najważniejszy powód do życia.

Łzy z coraz większą siłą zaczęły wypływać z moich oczu, a z gardła wyrwał się ledwie słyszalny szloch. Chciałam natychmiast wrócić do domu, zanurzyć się w ciepłej pościeli i pozwolić mojemu ciału i duszy powoli rozpaść się na miliony kawałeczków, tak jak stało się z moim sercem.

- Wszystko w porządku? – usłyszałam tuż przy uchu. – Cholera, te rany nie wyglądają dobrze. Zawiozę cię lepiej do szpitala.

- Nie jadę do szpitala. – wychrypiałam wpatrzona w swoje dłonie.

- Możesz mieć wstrząs mózgu. – mruknął chłopak. – A te zadrapania nie wyglądają dobrze.

- Nie jadę do szpitala. – powtórzyłam, jednocześnie podnosząc się na równe nogi. – Muszę wrócić do domu.

- Ale.. – próbował złapać mnie za rękę, jednak wyrwałam mu się, czując ból.

Mamrocząc pod nosem, niczym osoba obłąkana, chwiejnie pobiegłam w dobrze mi znanym kierunku, całkowicie ignorując nawoływanie chłopaka, a także uporczywy ból w zranionych kończynach, który powoli stawał się nie do zniesienia.

Chciałam być jak najdalej stąd, z dala od tych wszystkich ludzi, którzy nic nie wiedzieli o mnie i moim cierpieniu. Ten wypadek to było nic w porównaniu z tym, jakie piekło zgotowała mi osoba, którą przez ten cały czas uważałam za przyjaciela.

Chciałam zniknąć i zapomnieć o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. Chciałam zapomnieć o Louis'ie, o tym, jak bardzo mnie zranił i przede wszystkim upokorzył.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że byłam aż tak naiwna, by mu zaufać i powierzyć wszystkie swoje sekrety i marzenia. By powierzyć mu całą siebie. Teraz będę słono płacić za to, że tak łatwo porzuciłam wszystko, w co wierzyłam. Ale może to i dobrze. Może to mnie czegoś nauczy.

Troublemaker » Louis Tomlinson (✔)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz