Rozdział 46

5.2K 280 15
                                    

Upłynęły kolejne dwa tygodnie, zanim Louis w końcu pozbył się gipsu z nogi i mniej więcej doszedł do siebie. Reszta zespołu w tym czasie załatwiała wszystkie formalności związane z trasą i tym podobne, a także dużo czasu poświęcali na rozmowy ze swoim przyjacielem. Byli bardzo podekscytowani faktem, że nadal będą mogli razem robić to, co kochają.

Natomiast ja przez ten czas postanowiłam w końcu pozbierać moje dotychczasowe życie do kupy. Przede wszystkim wróciłam do szkoły. Nie było już Lucasa, więc nie miałam się, czego bać. I chociaż robiło mi się niedobrze na samą myśl o tych wszystkich współczujących spojrzeniach rzucanych w moją stronę, wiedziałam, że moje „wakacje" dobiegły już końca.

Oprócz tego, znowu zaczęłam pracę w MilkShake City. Joe nie był z tego zbyt zadowolony, ale również nie okazywał mi zniechęcenia, jak to zwykle bywało. Zamiast tego starał się traktować mnie tak łagodnie, jak tylko potrafi. Wiedziałam, że jego zachowanie spowodowane jest tym, co mnie spotkało i co na pewno dotarło również do jego uszu i chociaż potwornie mnie irytowało mnie to, że traktował mnie jak małą pokrzywdzoną sierotkę, nic nie mówiłam. Miły Joe jest dużo lepszy od tego wiecznie wrzeszczącego faceta, którego miałam po dziurki w nosie.

Poza tym, zdecydowałam się wrócić na warsztaty z fotografii. Chociaż zapewne straciłam już swoją szansę na wyjazd do Nowego Jorku, potrzebowałam tego. W ten sposób jeszcze bardziej zapełniałam swój grafik, więc po całym dniu szkoły, pracy i dodatkowych zajęć byłam potwornie zmęczona i miałam jeszcze mniej czasu, żeby myśleć o problemach. Maria uważała, że powinnam trochę przystopować, bo to wcale mi nie pomaga, ale ja wiedziałam swoje.

Stałam za kasą w MSC, z całych sił starając się uśmiechać i wyglądać na pogodną osobę. Niestety nie wychodziło mi to zbyt dobrze, zwłaszcza, gdy klientem był jakiś młody chłopak, który szczerzył się do mnie, jakby miał szczękościsk czy coś. Przy Harry'm czy reszcie chłopaków potrafiłam się wyluzować, wyłączyć strach, bo wiedziałam, że oni nigdy by mnie nie skrzywdzili, ale tutaj nie umiałam tego zrobić. Nie, kiedy miałam do czynienia z zupełnie obcymi ludźmi.

- Emilie?

Podniosłam wzrok i spojrzałam na mojego szefa, który stanął obok mnie, w bezpiecznej odległości. Widziałam w jego oczach, że nie jest zachwycony.

- Słuchaj – zaczął. – wiem, że ostatnio miałaś dużo... problemów. – zmarszczył czoło. – Rozumiem to, naprawdę, ale musisz się skupić i przynajmniej udawać. Uśmiech to podstawa.

- Przepraszam. – wymamrotałam.

Mężczyzna westchnął cicho, pocierając dłonią czoło.

- Postaraj się, okej? – odezwał się.

Szybko pokiwałam głową, uśmiechając się nieśmiało, na co on odpowiedział tym samym. Kto by pomyślał, że Joe naprawdę potrafi być miłym człowiekiem.

Kiedy wrócił z powrotem na zaplecze, odetchnęłam z ulgą i spróbowałam wziąć się w garść. Po około godzinie miałam już wyćwiczony sztuczny uśmiech, który serwowałam klientom.

Około godziny osiemnastej do knajpki niczym burza wpadła Abby. Jej policzki i nos były zarumienione z zimna, a włosy poczochrały jej się od czapki, którą ściągnęła wchodząc do budynku. Jej usta wygięte były w szerokim, radosnym uśmiechu, który zdradzał, że jest czymś mocno podekscytowana.

- Louis dzisiaj przyjeżdża. – pisnęła, gdy tylko znalazła się przy ladzie.

- Wiem przecież. – zaśmiałam się z jej reakcji.

- Teraz wszystko zacznie się układać. – powiedziała wesoło stukając paznokciami o blat. – Louis znowu będzie śpiewał, czyli zespół się nie rozpadnie. To fantastyczne!

Troublemaker » Louis Tomlinson (✔)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz