Brooklyn
Będę pod Twoim domem o czwartej.
Przeczytałam wiadomość od Justina ponownie i spojrzałam na zegar wiszący na niebieskiej ścianie mojego pokoju. Była trzecia. Idealnie, mam godzinę na przygotowanie się.
Leniwie wstałam z mojego wygodnego łóżka i poszłam do łazienki. Zdjęłam piżamę, wskoczyłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę, pozwalając jej ogrzać moje ciało. Umyłam włosy szamponem Pantene i namydliłam moje ciało podczas, gdy odżywka robiła swoje, rozplątując moje włosy po tym, jak zasnęłam w skomplikowanym koku, który miałam zrobiony do teatru. Po tym, jak opłukałam całe ciało i włosy poczułam, że moje mięśnie były zrelaksowane. Z jakiegoś powodu byłam zdenerwowana tym całym "spotkaniem" z Justinem, nie wiem dlaczego.
Wyszłam spod prysznica, owijając miękki niebieski ręcznik wokół ciała, a drugim owinęłam włosy. Nasmarowałam moją suchą skórę balsamem i założyłam bieliznę. Zdjęłam ręcznik z głowy i natychmiast poczułam chłód, kiedy włosy dotknęły moich nagich pleców, przez co zadrżałam. Wzięłam grzebień i zaczęłam przeczesywać nim moje wilgotne włosy. Zdecydowałam się wysuszyć je i pozostawić rozpuszczone w naturalnych falach.
Teraz najbardziej skomplikowana część procesu: w co się ubrać. Po pierwsze, nie wiem gdzie idziemy. Po drugie, to nie jest randka, więc nie mogę wyglądać, jakbym chciała zaimponować Justinowi. Po trzecie, po prostu nie wiem, w co się ubrać. Postanowiłam, że potrzebuję pomocy. Dotarłam do telefonu, który leżał na poduszce i wybrałam numer do Kelsey. Usłyszałam dwa sygnały, zanim podniosła słuchawkę.
- B? - Jej szczęśliwy głos odbił się echem w słuchawce.
- Cześć Kels - Przywitałam się.
- Jak minął Ci wczorajszy dzień? - Zapytała kpiącym tonem wiedząc, że nienawidzę tych nudnych przedstawień.
- Idealnie - Zawołałam szyderczo - Zabrał mnie na Trzech Muszkieterów - Kelsey zachichotała po drugiej stronie - Jedyną dobrą rzeczą był obiad po sztuce - Roześmiałam się - Tak czy inaczej, nie po to dzwonię.
- A po co? - W jej głosie dało się słyszeć ciekawość.
Co mogę powiedzieć, zarówno Kelsey jak i ja jesteśmy ciekawskimi ludźmi.
- Spotykam się później z Justinem i nie wiem, w co się ubrać - Położyłam większy nacisk na drugą część zdania z nadzieją, że zignoruje tą pierwszą.
Ale nie miałam takiego szczęścia.
- Widzisz się z Justinem? - Krzyknęła do telefonu.
- Powiedz to głośniej myślę, że ludzie w Chinach jeszcze Cię nie usłyszeli - Zakpiłam.
- Czyli umawiasz się z Natem i Justinem w tym samym czasie? - Sapnęłam i usłyszałam pacnięcie. Musiała klepnąć się w czoło - Jak to się stało, że tego nie zauważyłam? - Wymamrotała do siebie.
- Kelsey, przestań! Nie umawiam się się z Justinem, po prostu spotykamy się po przyjacielsku - Upewniłam się, że położyłam nacisk na słowa "nie" i "po przyjacielsku".
- Na razie... - Urwała, śmiejąc się złośliwie.
- Co to ma znaczyć? - Ułożyłam dłoń, którą nie trzymałam telefonu, na biodrze i zmarszczyłam brwi mimo, że nie mogła mnie zobaczyć.
- Nic - Powiedziała niewinnie.
Porzuciłam temat, ponieważ była już trzecia trzydzieści, a ja nie byłam ubrana.
- Pomożesz mi, czy nie? - Zapytałam, niecierpliwiąc się.
- Jezu, jak zimno jest? - Powiedziała spokojnie
Podeszłam do okna i otworzyłam je, wyciągając rękę na zewnątrz.
- Trochę ciepło - Odpowiedziałam, zamykając okno.
- Więc postaw na prosty wygląd, dżinsy, czy coś. Nie sądzę, że Justin lubi szpilki, mocny makijaż i Chanel - Zasugerowała. Też tak myślę - Chociaż Ty wcale nie przejmujesz się tym, co On lubi, prawda? - Można było wyczuć w jej tonie, że się uśmiecha.
- Dzięki za pomoc, Kelsey. Miłej soboty - Powiedziałam, kończąc rozmowę tak, by przestała mi dokuczać na temat Justina.
- Zadzwoń do mnie, jak wrócisz z tego przyjacielskiego spotkania - Krzyknęła, zanim się rozłączyłam.
Westchnęłam i weszłam do garderoby. Nie sądzę, że Justin lubi szpilki, mocny makijaż i Chanel. Odtwarzałam to zdanie w myślach, przeglądając wieszaki. Nie założę sukienki, ani spódnicy, więc te są wykluczone. Brak wysokich obcasów, nic nadzwyczajnego, nic zbyt prowokującego, nic zbyt eleganckiego... To będzie trudne. Po o koło dziesięciu minutach, znalazłam parę ciemnych dżinsowych rurek, które sięgały tuż nad kostkę, jasno czerwoną koszulkę z krótkim rękawem i białą bluzę z Hollister, która miała duże czerwone "H" na przodzie. Wsunęłam stopy w czerwone Tomsy i udałam się ponownie do łazienki.
Schyliłam się po swoją kosmetyczkę, która była w małej szafce pod zlewem i użyłam podstawowych kosmetyków: podkładu, różu, eyelinera, tuszu do rzęs i mojego ulubionego czerwonego błyszczyka. Następnie przeczesałam włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Popsikałam się jakimiś perfumami i ostatni raz przejrzałam się w dużym lustrze w moim pokoju. Dobrze, chyba. Wsunęłam telefon do przedniej kieszeni spodni i trochę pieniędzy do tylnej.
- Mamo, tato wychodzę ze znajomymi - Krzyknęłam, sprzed drzwi wejściowych. Moja mama od razu pojawiła się w drzwiach.
- Z jakimi znajomymi? - Typowe dla rodziców, że chcą wiedzieć wszystko o naszym życiu.
- Z Tiarą i Lucy. Nie sądzę, że je znasz - Powiedziałam z najbardziej niewinnym uśmiechem. Ja też nie, głównie dlatego, że nie istnieją.
Mama wyglądała na nieprzekonaną, ale skinęła głową.
- Dobrze, zadzwoń, jak będziesz czegoś potrzebować.
- Tak zrobię - Ruszyłam do windy.
Zanim drzwi się zasunęły usłyszałam, jak mama woła.
- I bądź w domu przed dziesiątą!
Odkrzyknęłam jej "w porządku" i zaczęłam nerwowo stukać stopą w podłogę windy. Według mojego zegarka była już 3:59. To dla mnie rekord, zwykle spóźniam się na wszystko. Co za zbieg okoliczności, że nie spóźniasz się gdy osobą, z którą masz się spotkać jest Justin... Nie będę teraz z Tobą rozmawiać - uciszyłam głos w mojej głowie i wyszłam przez szklane drzwi na zewnątrz.
Uderzyła mnie fala ciepłego powietrza, jak tylko znalazłam się na ruchliwej ulicy. Było zaskakująco ciepło, jak na październik ale hej, ja nie narzekam. Justina nie było nigdzie w zasięgu wzroku. To chyba jego kolej na spóźnienie. Oparłam się o lampę uliczną i obgryzałam paznokcie z nerwów. Nie powinnam się tak ekscytować spotkaniem z Justinem. Prawdopodobnie robi sobie ze mnie żarty, jak zawsze.
- Boo - Powiedział ktoś do mojego ucha, zaskakując mnie.
Ze strachu wyskoczyłam prawie cztery stopy do przodu. Wtedy usłyszałam charakterystyczny śmiech Justina za sobą i odwróciłam się zirytowana.
- Masz przestać mnie straszyć cały czas.
- Ale Twoje reakcje są... Bezcenne - Powiedział pomiędzy śmiechem.
Uderzyłam go mocno w ramię.
- Ała! Co to było? - Krzyknął pocierając ramię.
- Zawsze sobie ze mnie drwisz - Wyrzuciłam z siebie, będąc już na niego zła. Nawet nie spędziliśmy ze sobą pięciu minut.
- Cóż, musisz przestać mnie bić, bo zostawisz siniaka - Wypchnął dolną wargę do przodu, wskazując na miejsce, w którym go uderzyłam.
Wyglądał tak uroczo. I to by było na tyle.
- Aw, Justin jesteś słodki, jak to robisz - Powiedziałam dziecięcym głosem i uszczypnęłam go w policzek.
Rzucił mi spojrzenie.
- Nie. Jestem. Słodki - Robił przerwę po każdym słowie, aby upewnić się, że zrozumiem go doskonale i splótł swoje silne ramiona na piersi, ale to tylko uczyniło go ładniejszym.
- Właśnie, że jesteś - Jęknęłam, śmiejąc się.
Westchnął, ale w końcu się uśmiechnął.
- Chodźmy - Objął mnie ramieniem, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi.
- Eee, co Ty właściwie robisz? - Zapytałam, kiedy ruszyliśmy.
Musiałam przechylić głowę do tyłu i w bok, aby być w stanie spojrzeć mu w oczy, bo był ode mnie wyższy.
- Wydaje mi się, że idziemy - Zachichotał, patrząc na mnie.
Na chwilę nasze oczy się spotkały i poczułam niepowstrzymany impuls do uśmiechnięcia się, więc odwróciłam wzrok.
- Ale ktoś, kto mnie zna może nas zobaczyć - Spojrzałam dookoła, próbując znaleźć znajomą twarz kogoś, kto mógłby powiedzieć Nate'owi, że szłam praktycznie przytulona do innego chłopaka.
- To dobrze, będą zazdrośni. Czy Wy, dziewczyny nie lubicie sprawiać, by inne były zazdrosne? - Spytał zdezorientowany, ale jednocześnie rozbawiony.
- Nie chcę, by ktokolwiek był zazdrosny, więc - Powoli podniosłam jego rękę z moich ramion, przez co opadła bezwładnie u jego boku i zrobiłam krok w prawo, pozostawiając pewną odległość między nami - Poza tym, dlaczego uważasz, że będą zazdrosne, że jestem z Tobą?
Justin zachichotał.
- Ciągle sobie wmawiasz, że nie cieszy Cię moje towarzystwo.
- Nieważne, Bieber. Gdzie jest Twój samochód? - Powstrzymałam od klepnięcia się wiedząc, że miał rację.
- Samochód? - Zapytał.
- Tak, taka rzecz z czterema kołami i siedzeniami, którą jeździ się w różne miejsca - Odpowiedziałam mądrze.
- Wiem co to samochód, tylko że go nie posiadam - Wzruszył ramionami.
- Mówisz se... - Urwałam w połowie zdania, bojąc się, że go urażę - To znaczy, możemy wrócić i wziąć mój - Zaproponowałam, wskazując kciukiem za siebie.
- Nie. Pojedziemy metrem - Przyspieszył kroku, przez co musiałam go dogonić.
Kiedy byłam u jego boku, chwyciłam go za ramię, zmuszając go, by na mnie spojrzał.
- Stęskniłaś się za moim ramieniem? - Na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek.
Przewróciłam tylko oczami, ignorując pytanie.
- Powiedziałeś metro? - Zapytałam, chcąc wierzyć, że się przesłyszałam.
- Hm tak, a co? - Ściągnął brwi z zakłopotaniem.
Milczałam, przetwarzając wszystko w swoim mózgu.
- Czekaj, Ty nigdy nie jechałaś metrem? - Nagle go oświeciło i otworzył szeroko usta, po czym stłumił śmiech.
Pokręciłam przecząco głową, patrząc w dół na obklejony gumami do żucia chodnik. Nie oceniajcie mnie. Moi rodzice nigdy mnie nie zostawiali i nie potrzebowałam korzystać z metra, ponieważ zawsze miałam dostęp do samochodu. Raz tylko jechałam autobusem. Rodzice mówili mi, że metro to niebezpieczne miejsce pełne ludzi, a między nimi złodziei. Poza tym jest tak ogromne, że łatwo mogłabym się zgubić w tych wszystkich liniach.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz, nie? - Justin powiedział zachęcająco biorąc moją dłoń i poprowadził mnie do najbliższej stacji.
- Wolałabym wrócić i wziąć mój samochód. Moim rodzicom nie spodobałoby się, że tam idę - Wskazałam na wejście do stacji.
- Ale Twoich rodziców tutaj nie ma, prawda? - Justin uniósł brew. Zawahałam się - Dawaj Brooke, będę tam z Tobą, nic się nie stanie - Zapewnił i poczułam jak moje zmartwienie nagle znika.
Wiedziałam, że mogę liczyć, że Justin uchroniłby mnie od jakiegoś złodzieja, albo chociaż gwałciciela.
- O-okej - Zająknęłam się, pozwalając mu poprowadzić się po kamiennych schodach, do hali dworca.
Kiedy zobaczyłam ilość ludzi zmierzających w różnym kierunku poczułam pewnego rodzaju panikę. Może mam klaustrofobię? Czułam, jak Justin ścisnął moją dłoń, posyłając mi uspokajający uśmiech.
- Nienawidzę tej stacji - Mruknął - Tylko dlatego, że to bogata część miasta, muszą być strażnicy i nie możemy wkraść się bez płacenia - Jęknął. On chyba żartuje.
- Jeśli to problem to ja zapłacę - Ile to może kosztować?
Podałam mu banknot pięciodolarowy, a on go niepewnie wziął. W każdym innym wypadku zgodzę się, że facet chce płacić, ale ponieważ Justin nie jest zbyt bogaty, nie przeszkadza mi, że pominiemy ten banał z byciem dżentelmenem.
- Dobra, ale ja płacę za jedzenie - powiedział Justin, ciągnąc mnie do maszyn, w których kupuje się bilety.
- Och, więc kupisz mi jedzenie? - Uniosłam brew i uśmiechnęłam się.
Justin skinął głową.
- Co to by była za randka bez jedzenia?
- A gdzie pójdziemy? Do McDonalds'a? - Zapytałam z rozbawieniem - I to nie jest randka.
- Chciałabyś - Zaśmiał się, wpisując coś na dotykowym ekranie urządzenia - Och i wiem, tak tylko się z Tobą pieprzę.
- Coś gorszego, niż McDonalds? Mówisz poważnie? - Otworzyłam usta, opierając się o maszynę obok tej, której używał Justin - Och i nie przeklinaj przy mnie. To nie jest miłe.
- Tak - Justin przytaknął poważnie, a ja z trudem przełknęłam ślinę, spodziewając się najgorszego.
Mam nadzieję, że to nie będzie klub ze striptizem, czy coś takiego.
- Och no i co? Ty nigdy nie przeklinasz?
- Dziewczynom nie wypada przeklinać - Odpowiedziałam, odgarniając włosy do tyłu i trzymając głowę wysoko.
Wtedy Justin zaczął kopać maszynę nogą.
- Pieprzona maszyna. Daj mi moje pieprzone bilety - Mówił, uderzając ją ze złością.
Wzdrygnęłam się na jego dobór słów. Po kilku sekundach przerwał kopanie i wziął dwa bilety. Miałam trochę czasu, by sprawdzić jego strój. Miał na sobie czarne Conversy, czerwone rurki, spadające z tyłka trochę za bardzo (nie, żebym narzekała), białą koszulkę z dekoltem w serek (zauważyłam, że uwielbia takie), a na niej dżinsową kurtkę. Rękawy miał podwinięte, przez co mogłam dostrzec jego opalone ręce. Miał też kilka łańcuszków zawieszonych na szyi. Włosy miał ułożone ja zwykle w ten niechlujny, seksowny sposób. Tak, wyglądał seksownie, ale czy nie zawsze tak wygląda? Brooklyn, przestań marzyć.
- Gapisz się na mnie? - Bardziej rozbawiony głos Justina, niż jeden z tyłu głowy sprawił, że przestałam się na niego patrzyć.
Podskoczyłam, przez co lekko się potknęłam.
- Oczywiście, że nie - W ogóle nie brzmiałam przekonująco.
Cóż myślę, że właśnie zostałam przyłapana, ups.
- Jesteś pewna? Czy to nie ślina wychodzi Ci z ust? - Sapnął i szybko dotknęłam warg. Były suche.
- Ty głupi idioto - Uderzyłam go tym razem w pierś, ale założę się, że moja pięść zabolała bardziej - Ał - Wymamrotałam.
Justin śmiał się tak głośno, że ludzie patrzyli na niego, jak na wariata, a ja poczułam wstyd. Kiedy to zauważył, przestał być tak głośno, ale wciąż chichotał, prowadząc mnie do bramek sprawdzających bilety. Westchnęłam z jego dziecinności.
- Musisz...
Przerwałam mu niegrzecznie.
- Wiem jak to działa. Oglądałam filmy - Powiedziałam rzeczowym tonem, wyrywając mu bilet z ręki i wsuwając go do małej szczeliny.
Z powodzeniem przeszłam na drugą stronę, a Justin był czerwony ze śmiechu. Jęknęłam i spojrzałam na niego wyczekująco. Wskazał palcem w prawo i ruszyliśmy korytarzem, aż dotarliśmy do ruchomych schodów, które wykopano głęboko pod poziomem ulicy. Co jeśli sufit na nas spadnie? Zaczęłam ponownie panikować. Wtedy poczułam dłoń głaszczącą moje plecy. Jedynym powodem, dlaczego nie spojrzałam na Justina było to, że jego gest był w jakiś sposób uspokajający. W końcu dotarliśmy na dół, a mały ekran głosił, że następny pociąg będzie za cztery minuty. Stałam tam ze skrzyżowanymi rękami, patrząc przed siebie.
- Zamierzasz już się do mnie nie odzywać? - Z ust Justina wymknęło się westchnienie.
Zmrużyłam na niego oczy i milczałam nadal.
- To dlatego, że wcześniej się z Ciebie śmiałem? Śliniłaś się! I to było zabawne widzieć Twoją minę przyłapanej-na-gorącym-uczynku - Podniósł ręce w geście obronnym - Ej no - Trącił mnie ramieniem - To normalne, każda dziewczyna się ślini - Powiedział pewny siebie.
Otworzyłam usta, ale zajęło mi trochę czasu, zanim się odezwałam.
- Nienawidzę tego, że jesteś tak próżny.
- Okej, przepraszam. Obiecuję, że już nie będę się z Ciebie śmiał, dobrze? - Przewrócił figlarnie oczami, czekając na moją odpowiedź.
- Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać - Mruknęłam z goryczą i odwróciłam się, by na niego nie patrzeć.
Justin westchnął i kątem oka dostrzegłam, że potarł twarz dłońmi. Nagle złapał mnie za ramiona i odwrócił tak, że znów na niego patrzyłam. Pociągnął moje ramiona, by je rozkrzyżować, a ponieważ był dużo silniejszy ode mnie, udało mu się to zrobić.
- Dobrze - Wymamrotał.
Potem ułożył palce po obu stronach moich ust i pociągnął nimi do góry, próbując zmusić mnie do uśmiechu.
- Czy muszę wykonywać całą robotę? - Westchnął, ciągnąc mocniej i robiąc dziwne miny, przez co zachichotałam.
- To jest to - Uśmiechnął się, co sprawiło, że również się uśmiechnęłam.
Dlaczego on ma na mnie taki wpływ?
- Jak Ty to robisz? - Spytałam zdumiona.
- Co robię? - Powiedział wtedy, kiedy podjechało metro.
Objął ponownie moje ciało i przepchnął się między ludźmi wsiadającymi i wysiadającymi z pojazdu. W końcu znaleźliśmy się w środku, lecz nie było wolnych miejsc, więc stanęliśmy opierając się o rurkę.
- To, co właśnie zrobiłeś - Wyjaśniłam, kiedy nasza pozycja była stabilna.
- To mój urok, Księżniczko - Mrugnął z pewnością siebie, na co przewróciłam figlarnie oczami.
- Poważnie, jak można być tak zarozumiałym? - Zapytałam chichocząc.
- To się nazywa pewność siebie, Mała - Mrugnął raz jeszcze.
- To jest godzina pseudonimów? - Spytałam, trzymając się mocniej rurki, ponieważ kierowca zrobił gwałtowny skręt.
Metro zatrzymało się jeszcze gwałtowniej, przez co ludzie się zatoczyli. Ja, będąca niezdarą, prawie upadłam. W rzeczywistości, gdyby nie para ramion owiniętych wokół mojej talii, upadłabym na podłogę.
- Musisz być bardziej ostrożna, nie zawsze będę tu, by Cię uratować - Powiedział Justin głosem superbohatera, a ja zachichotałam.
- Dziękuję, Supermenie - Zakpiłam.
- Zostawię tak ręce, na wypadek gdybyś zdecydowała upaść ponownie - Przeniosłam wzrok na swoją talię, gdzie mnie trzymał lekko, ale stanowczo.
Mimo, że moja skóra była przykryta dwoma warstwami materiału, wciąż czułam mrowienie, spowodowane jego bliskością.
- I tak wiem, że robisz to celowo - Machnął ręką, jakbym sama rozpaczliwie prosiła się o to, by mnie trzymał.
Przewróciłam oczami i mimo, że powinnam mu powiedzieć, by się odczepił nie mogłam się do tego zmusić. Było mi zbyt wygodnie, a to nie powinno się dziać. Metro robiło się coraz bardziej puste, kiedy wydostaliśmy się z centrum miasta i zbliżaliśmy się do Bronx. Justin i ja ucięliśmy sobie małą pogawędkę i w końcu znaleźliśmy wolne miejsca, więc nie musiał mnie już obejmować.
- Więc nie było tak źle, prawda? - Zapytał Justin po chwili milczenia.
Rozejrzałam się dookoła. Widziałam kilka dziwnych osób. Byłam pewna, że z drugiej strony przedziału był jakiś pedofil i patrzył na mnie. Widziałam też kogoś, kto wciągał nosem jakąś białą substancję. Nie licząc ich, Meksykanina grającego na akordeonie i śpiewającego po hiszpańsku i Gotki z kolczykami w policzkach, w brwi, w ustach, w nosie i w zasadzie wszędzie, była to całkiem normalne podróż.
- Chyba... - Urwałam - Ale nie wsiądę tu ponownie, jeśli będę mogła tego uniknąć - Wskazałam na niego ostrzegawczo palcem.
Zaśmiał się.
- Okej - Zdałam sobie sprawię, że kiedy ukazał całe swoje białe zęby, zrobił mu się dołeczek po lewej stronie ust.
- Mam coś na twarzy? - Zapytał, dotykając miejsca, na które patrzyłam.
- Tak, dołeczek - Przyznałam.
- Lepiej dołeczek, niż pryszcz, nie? - Poruszył brwiami, jakby powiedział najlepszy żart i zaczął się śmiać.
- O Boże - Zakryłam oczy ręką - To przynajmniej jest słodsze - Pokreśliłam słowo "słodsze".
Posłał mi złowrogie spojrzenie, a ja zrobiłam smutną minkę, chichocząc.
- Masz szczęście, że jesteś słodka, bo inaczej kopnąłbym Cię w tyłek - Powiedział pół-żartem.
- Myślałam, że nie używasz słowa "słodki" - Powiedziałam zmieszana, więc wyszło bardziej, jak pytanie.
- Dla dziewczyn jest okej, bo dziewczyny mogą być słodkie. Ale faceci nie są słodcy, są seksowni - Rzeczywiście powiedział to seksownie.
- Ale niektórzy nie są seksowni - Stwierdziłam, opierając głowę na ręce, a łokieć na udzie.
- Nie w moim przypadku - Szepnął, przybliżając się - Prawda? - Wyszeptał tym razem do mojego ucha, a jego gorący oddech owionął moją skórę.
Cholera, dlaczego on zawsze sprawia, że jestem zdenerwowana?
- Tak - Zebrałam w sobie całą pewność siebie i po prostu to powiedziałam.
Nie tak, że mój głos mógłby się złamać po jednowyrazowym zdaniu.
Odsunął się, kiedy coś zostało ogłoszone przez głośnik.
- To nasza stacja - Poinformował wstając i biorąc mnie za rękę delikatnie pociągnął mnie na zewnątrz.
Kiedy przeszedł mi mój mały kryzys, wyjaśniłam mu moją odpowiedź.
- Przy okazji miałam na myśli, że to w twoim przypadku. Nie jesteś seksowny.
Uniósł pytająco brwi.
- W ogóle - Skończyłam, uśmiechając się łobuzersko.