Making Amends

27.6K 1K 116
                                    

Brooklyn

"Kwas deoksyrybonukleinowy (DNA) to kwas nukleinowy zawierający instrukcje genetyczne wykorzystywane w rozwoju i funkcjonowaniu wszystkich znanych organizmów żywych."

Powtarzałam to zdanie w głowie wiele razy, pragnąc zapamiętać te słowa. Kiedy tak się nie stało, westchnęłam z frustracji, zakrywając twarz dłońmi, a następnie przeczesując nimi włosy, kiedy moja głowa opadła na otwarty podręcznik do biologii. Mój telefon zawibrował na biurku, przez co podniosłam głowę i spojrzałam na ekran, gdzie wyświetliła się moja rozmowa z Kelsey przez iMessage.

Kelsey: To jest tortura -.-'
Brooklyn: Mówiłaś to od dwóch godzin.
Kelsey: Ale to prawda.
Brooklyn: Wiem. Myślę, że to zawalę.
Kelsey: Ha. Następny żart, proszę.


Uśmiechnęłam się przelotnie. Jeszcze nigdy nie zawaliłam sprawdzianu. Nigdy. A teraz, dzięki bałaganowi, który mam w głowie, tak może się stać. Wysłałam szybko odpowiedź i starałam się wrócić do książki.

Brooklyn: Mówię poważnie. Patrzę w jedną i te samą definicję od dziesięciu minut.
Kelsey: Jest sobotni wieczór, a my siedzimy i uczymy się. To. Jest. Przykre.


Zaśmiałam się. Spędzanie dzisiejszego dnia w domu było najmniejszym z moich zmartwień. Problemem było to, że mam ważny sprawdzian z biologii w poniedziałek i nie byłam nawet w połowie tego, co powinnam umieć. I jest kilka powodów.
1. Spałam maksymalnie trzy godziny ze względu na to, jak późno wróciłam do domu i na to, że niemożliwym było dla mnie zamknąć oczy.
2. Moje oczy bolały od płaczu, bo przestałam dopiero, kiedy zasnęłam i płakałam jeszcze kilka razy w ciągu dnia.
3. I najważniejsze, a tym samym przyczyna tych pozostałych: Justin.
To był mój największy problem w tej chwili. Nie mogłam wyrzucić dupka z mojej głowy. Nawet myśl o chromosomach doprowadziła mnie do rozmyślania o jego chromosomach i o tym, jak muszą być idealne ponieważ tworzą wspaniałą całość. Część mnie miała nadzieję, że zadzwoni do mnie lub napisze, że mu przykro za to co powiedział i zrobił, ale nic z tego się nie stało. Nawet wtedy, mój mózg nie mógł przestać o nim myśleć. Byłam zraniona i nie chciałam go widzieć (albo to sobie wmawiałam), ale przez to, że nie próbował się ze mną skontaktować lub przeprosić, zaczęłam się zastanawiać, czy on rzeczywiście miał na myśli to, co powiedział wczoraj.

"Kiedy to zrozumiesz, Brooklyn? Nie jestem dla Ciebie dobry, mój styl życia nie jest dla Ciebie i powinnaś była uciec przestraszona w chwili, kiedy mnie poznałaś, a nie wracać do mnie cały czas"
Skrzywiłam się na to wspomnienie. Powiedział nawet, że powinnam się go bać i prawdę mówiąc wczoraj byłam trochę przestraszona. Wiedziałam, że nie skrzywdzi mnie fizycznie ale, jejku, jego słowa były bolesne. Minęło już kilka miesięcy, odkąd go poznałam i kiedy w końcu przyznałam przed samą sobą, że go lubię, on postanawia mnie odpychać.
- Brooklyn! - Zawołała mama gdzieś z wnętrza domu.
Odwróciłam głowę, zdając sobie sprawę, że się rozmarzyłam. Wysłałam szybką odpowiedź do Kelsey i zablokowałam telefon, wkładając go do kieszeni moich spodni od piżamy z Hello Kitty. Opuściłam pokój i ruszyłam za jej głosem. Znalazłam ją siedzącą przy stole w salonie, otoczoną toną papierów.
- Wołałaś mnie?
- Tak. Chciałam pokazać Ci kolekcję męską - Zebrała wszystkie kartki i ułożyła w jeden plik - Właśnie ją skończyłam - Uśmiechnęła się szeroko, wręczając mi rysunki i szkice.
Przeglądałam je przez kilka minut, siedząc obok niej podczas oglądania tego, co zaprojektowała.
- Uwielbiam je - Powiedziałam szczerze, oddając jej z powrotem projekty.
Jeśli mam być całkiem szczera, to nie bardzo podobały mi się męskie ubrania i te nieszczególnie były w moim stylu, ale były dobre i jestem pewna, że sprzedadzą się, jak ciepłe bułeczki. Jej uśmiech zrobił się jeszcze większy, ale zmienił się w lekkie zmartwienie, kiedy spojrzała na moją twarz.
- Wyglądasz na zmęczoną kochanie, nic ci nie jest? - Zapytała z troską.
Potarłam czoło palcami. Och mamo, gdybyś tylko wiedziała.
- Nic mi nie jest, po prostu mam dość nauki - Wymusiłam lekki uśmiech.
Posłała mi życzliwe spojrzenie przed spojrzeniem na swoje projekty.
- Więc możesz zapytać Nate'a, czy będzie dla mnie modelem? - Zapytała z nadzieją w głosie, a ja przygryzłam wnętrze policzka.
Otworzyłam usta.
- Nie sądzę, że to dobry pomysł - Powiedziałam w końcu odwracając wzrok.
- Dlaczego nie? - Zmarszczyła brwi.
- Mamo, my... Nate i ja nie jesteśmy już razem - Powiedziałam z zakłopotaniem.
Jęknęła, jakby to była najgorsza wiadomość, jaką mogła usłyszeć.
- Ale dlaczego?
- Po prostu - Wzruszyłam ramionami, mając nadzieję, że odpuści.
- To nie jest powód, Brooklyn.
- Po prostu, z różnych powodów mamo. Nie chcę o tym mówić - Wspominając o Nacie, przypomniałam sobie o Justinie, a pamiętając o Justinie przypomniało mi się na nowo, jak bardzo byłam na niego zła.
Skinęła głową i lekko ścisnęła moją dłoń.
- Nadal możesz go zapytać, nie mam nic przeciwko - Zapewniłam ją.
- Okej, muszę zacząć szukać ładnych modeli - Westchnęła, nagle się stresując - Mogę pójść do szkoły i wywiesić ogłoszenia. Tam jest dużo uroczych chłopców - Zasugerowała, czekając na moją zgodę.
- Co? Nie, mamo. Nie, to byłoby zbyt żenujące - Pokręciłam gorączkowo głową, na co się zaśmiała - Znajdę Ci kilku gorących chłopaków na premierę kolekcji, nie martw się - Uśmiechnęłam się łobuzersko. Już pomyślałam o kilku nazwiskach - Och, i możesz poprosić Ryana - Zachichotałam, wiedząc, że on powie "po moim trupie", czy coś w tym stylu.
Poczułam, jak moja kieszeń wibruje i sięgnęłam po telefon. Czego Kelsey teraz chce?Zmarszczyłam brwi, kiedy zobaczyłam, że miałam nową wiadomość. Przesunęłam palcem po ekranie, aby go odblokować i oczytałam wiadomość.

Nie powinnaś zostawiać otwartego okna.

Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że ktoś mnie prześladuje, czy coś. Ale to było zanim zobaczyłam, kto to wysłał. Justin. Przewróciłam oczami. Co on do cholery ma na myśli mówiąc, że nie powinnam zostawiać otwartego okna?
- Um mamo, muszę wrócić do nauki - Wskazałam palcem w drzwi.
- Oczywiście, kochanie. Ja i Twój tata jedziemy na kolację charytatywną. Zostawiłam pieniądze na blacie, jakbyście chcieli coś zamówić, dobrze? Pilnuj braci i połóż Tommy'ego w łóżku przed dziesiątą - Poleciła, całując mój policzek, zanim zniknęła.
Dopiero wtedy zauważyłam, że miała na sobie śliwkową sukienkę, czarne szpilki i była gotowa do wyjścia. Poszłam do pokoju moich rodziców, aby zobaczyć, jak mój tata wiąże krawat przed lustrem.
- Cześć, tato.
- Hej. Jak idzie nauka? - Uśmiechnął się do mnie z lustra.
Oparłam się o framugę.
- Nie za dobrze.
- Nie martw się. Poradzisz sobie, zawsze sobie radzisz - Włożył marynarkę i pocałował mnie w policzek, zanim wyszedł z mamą.
Stałam tam przez chwilę myśląc. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, pod jaką byłam presją, przez oczekiwania moich rodziców. Co zrobią, jeśli kiedykolwiek zawalę sprawdzian? Znając ich, prawdopodobnie byłabym uziemiona przez miesiąc, więc lepiej wrócę do książki, choć wolałabym robić co innego. Szurając stopami ubranymi w skarpetki, dotarłam do swojego pokoju i otworzyłam drzwi, wydając z siebie cichy jęk przez perspektywę sobotniego wieczoru spędzonego z nukleotydami i genomami. Gdy tylko otworzyłam drzwi, powitał mnie chłodny podmuch wiatru, pochodzący z otwartego okna. To przypomniało mi o wiadomości, którą wysłał mi Justin, i niemal w tym samym czasie zaskoczył mnie głos.
- Wreszcie przyszłaś.
Jedną dłoń przyłożyłam do piersi, a drugą przycisnęłam do ust, aby stłumić przeraźliwy krzyk na widok postaci, która leżała na moim starannie pościelonym łóżku.
- Co Ty do cholery tutaj robisz? - Starałam się nie krzyczeć, bo nie byłam sama w domu, ale powiedzmy, że nie bardzo mi wyszło.
Usiadł, opierając się o wezgłowie łóżka i wziął głęboki oddech, jakby myślał nad czymś, co mógłby powiedzieć. I Wierzcie mi, lepiej, żeby miał coś dobrego do powiedzenia. Jego sylwetka była oświetlona jedynie światłem padającym z lampki na moim biurku, przez co musiałam zmrużyć oczy.
- Słuchaj Brooklyn, ja...
- Wyjdź, Justin - Rozkazałam surowo, wskazując ręką na okno i patrząc w bok, czując w żołądku zdenerwowanie.
Widząc go tutaj, rzucającego swoje zwykłe żarty, jakby nic się nie stało, chciało mi się płakać.
- Wysłuchaj mnie, proszę - Błagał, wstając z łóżka i podchodząc do mnie.
Widziałam rozpacz w jego oczach, ale nie chciałam poddać się tak łatwo. Podniosłam dłoń, by go zatrzymać, co zrobił.
- Nie, Ty mnie posłuchaj - Zaczęłam donośnym głosem, zamykając drzwi na klucz i dziękując w duchu architektowi projektującemu ten dom, za tak grube ściany - Nawet nie wiem, od czego zacząć... Nagle dostałam telefon od Tysona, który powiedział mi, że jesteś aresztowany. Możesz sobie wyobrazić mój szok? Nawet mi nie powiedział, dlaczego tam jesteś! - Wyrzuciłam ręce w powietrze, posyłając w jego stronę złowrogie spojrzenie - Więc wyszłam z domu w środku nocy i pojechałam na ten gówniany komisariat, aby Cię stamtąd wydostać i zapłacić cholerne trzysta pięćdziesiąt dolarów za przestępstwo, które popełniłeś, a ja o nim nie wiem, bo nie raczyłeś mi powiedzieć, nawet po tym wszystkim, co dla Ciebie zrobiłam. A potem kurwa na mnie krzyczałeś! - Parsknęłam gorzko, mój ton głosu robił się coraz wyższy.
Justin przełknął ślinę z poczuciem winy.
- I - Wycelowałam w niego swój wskazujący palec w czystej furii - Nie potrafisz nawet powiedzieć "dziękuję". Nawet mi kurwa nie podziękowałeś!
Uderzyłam go w pierś, cała moja złość wydostała się na zewnątrz, nie dbałam o to czy przeklinam, krzyczę jak wariatka, albo go krzywdzę - czego oczywiście nie robiłam - i Justin chwycił moje nadgarstki, aby mnie zatrzymać. W tym czasie po moich policzkach spływały łzy, nie byłam w stanie ich kontrolować.
- Nienawidzę Cię Justin. Nienawidzę Cię, kurwa - Zamierzałam krzyknąć, ale mój głos okazał się być stłumiony przez szloch.
- Przepraszam Brooklyn. Bardzo Cię przepraszam - Mruknął Justin, trzymając mnie w ramionach i przyciskając do swojej klatki piersiowej, podczas gdy ja wciąż płakałam.
Próbowałam uwolnić się z jego uścisku, ale mnie nie puścił.
- Nigdy Cie nie oceniałam, nigdy nie pytałam, w jaki sposób zarabiasz na życie. Nigdy mi nie mówiłeś o swoich "pracach", czy cokolwiek to jest, nigdy mi nie powiedziałeś o swoich problemach, a ja wciąż nie narzekam. Pomagałam Ci, jak mogłam... - Urwałam, złość wróciła ponownie, zastępując łzy.
- Oddam Ci ta kaucję co do grosza - Powiedział, puszczając mnie wreszcie.
Odsunęłam się pospiesznie.
- Czy Ty myślisz, że chodzi o pieniądze? Justin, nie obchodzi mnie ta pieprzona kaucja - Spojrzałam na niego i zobaczyłam smutek i zakłopotanie w jego oczach.
Jego czerwona koszulka była całkowicie morka od łez w miejscu, gdzie położyłam głowę.
- Wyjdź, proszę - Westchnęłam, wycierając mokre policzki końcem rękawa.
- Nie wyjdę, dopóki mi nie wybaczysz, Brooklyn - Próbował zbliżyć się ponownie, ale odsunęłam się gwałtownie.
- Co jeśli nie chcę Ci wybaczyć? - Zapytałam, mój głos zniekształcił się przez to, że pociągnęłam nosem i spojrzałam w górę w jego piękne oczy.
- Wiem, że chcesz - Odpowiedział, zakładając mi pojedynczy kosmyk włosów za ucho.
- Czemu jesteś tego taki pewien? - Mój głos mnie zawiódł i wyszedł bardziej delikatnie, niż chciałam.
- Bo masz rację. Jestem największym dupkiem w całym pieprzonym Nowym Jorku i gdybym mógł cofnąć wczorajszą noc uwierz, zrobiłbym to. Chciałbym cofnąć to, co powiedziałem i sposób, w jaki Cię potraktowałem i to, że na Ciebie krzyczałem i... - Spojrzał w dół zawstydzony, a mój żołądek wykonał salto przez jego szczerą mini-przemowę - Bardzo mi przykro, Brooke. Musisz to zrozumieć - Ponownie utkwił wzrok we mnie, wyciągając dłoń by chwycić moją, ale mu nie pozwoliłam.
Widziałam, że ciężko mu było przełknąć dumę i przeprosić, ale nie zamierzałam ustąpić po jego pierwszych kilku ładnych słowach.
- Daj mi chociaż jeden powód, dlaczego mam Ci wybaczyć - Wyszeptałam, zastanawiając się, czy to będzie działać tak, jak w filmach.
Justin przełknął ślinę, a jego jabłko Adama się poruszyło, gdy to zrobił, po czym przygryzł wargę. Nasze spojrzenia się spotkały i chciałam, aby coś powiedział, dając mu znak, że to jego ostatnia szansa. Otworzył usta, ale nie spieszył się, by coś powiedzieć.
- Bo... - Odetchnął głęboko i przesunął dłońmi po twarzy w górę, przez co rozczochrał nieco swoje włosy - Bo Cię kurwa lubię, Brooklyn.
Moja szczęka opadła na podłogę, słysząc jego wyznanie. Zamrugałam kilka razy, podczas gdy mój mózg przetwarzał nowo zdobyte informacje. Nie mogłam nic powiedzieć, nie mogłam się ruszyć nawet nie wiem, czy przypadkiem nie śniłam.
- Lubię to, że mnie nie oceniasz, nie zadajesz pytań i to, że się o mnie martwisz - Zrobił krok ku mnie - Lubię Twój uśmiech i tą zmarszczkę, która robi Ci się tutaj, kiedy się złościsz - Dotknął miejsce między moimi brwiami - Lubię, jak przewracasz na mnie oczami, kiedy Cię wkurzam. I lubię nasze sprzeczki - Uśmiechnął się lekko do siebie - Lubię, jak jesteś zabawna i niewinna i - Sięgnął po moją rękę, która opadła bezwładnie po moim boku i pogłaskał kciukiem moją dłoń, zanim splótł nasze palce - Lubię Cię, bo jesteś inna - Utkwił swoje miodowe tęczówki w moich, a ja zobaczyłam, że nie kłamie, że mówi prawdę.
- I wiem, że Ty też mnie lubisz, Księżniczko - Pozwolił kącikom swoich ust wygiąć się w łobuzerskim uśmieszku.
Nadal nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czy ten chłopak, który jest najcudowniejszym facetem jaki chodzi po Ziemi, właśnie wyznał że też mnie lubi? To się dzieje naprawdę? Poczułam motylki w brzuchu, a moje usta wygięły się w uśmiechu.
Wtedy wpadłam na pomysł: liczą się czyny, a nie słowa, prawda? Zbliżyłam się, a moje usta znalazły się na jego, biorąc go z zaskoczenia, ale odwzajemnił pocałunek, uśmiechając się przy tym, kiedy zrozumiał przesłanie. Rozpletliśmy dłonie i kiedy moje oplotły jego szyję, jego otoczyły moją talię. Pogłębiliśmy pocałunek, przechylając głowy, a jego język przesunął się po mojej dolnej wardze, przez co rozchyliłam usta, dając mu dostęp, którego chciał. Wszystko, co czuliśmy a nie mogliśmy przekazać słowami, było przesyłane przez naszą ślinę - jakkolwiek obrzydliwie to brzmi. Jego ręce przesunęły się do mojego tyłka, a ja jęknęłam, kiedy go ścisnął i owinęłam nogi wokół jego pasa. Cały czas delikatnie drapałam paznokciami skórę jego głowy. Justin ruszył do tyłu, dopóki tył jego kolan nie dotknął łóżka i usiadł na nim, ciągnąc mnie za sobą, więc siedziałam na jego kolanach. Przerwaliśmy na chwilę pocałunek, bo oboje potrzebowaliśmy powietrza, ale kiedy wzięłam oddech, ponownie przycisnęłam swoje usta do jego. Mogłabym spędzić cały dzień całując Justina i nigdy bym się nie zmęczyła. Pogładził dłońmi moje boki tak, że moja koszulka podniosła się nieco, odsłaniając skórę na moich biodrach. Kiedy jego palce dotknęły mojej skóry, zadrżałam i odsunęłam się od niego, muskając jego usta po raz ostatni. Patrzyliśmy na siebie przez kilka sekund - ja oczywiście rumieniąc się - dopóki nie postanowiłam przerwać milczenia.
- Zawsze kończymy całując się, jakby świat miał się zaraz skończyć, kiedy jesteśmy w moim pokoju.
Justin zaśmiał się, bawiąc się kosmykiem moich włosów, który wydostał się z mojego niechlujnego kucyka.
- Wiem, że trudno Ci jest się otworzyć więc chcę, żebyś wiedział, że naprawdę to doceniam - Wyszeptałam, dłonią gładząc jego policzek i jego wyraźnie zarysowaną szczękę. To z pewnością jedna z najseksowniejszych rzeczy, ale znowu, co w tym chłopaku nie jest seksowne?
- Nigdy nie mówiłem tego nikomu, wiesz? - Zostawił moje włosy i ułożył dłonie na moich plecach, spoglądając na mnie - Jesteś pierwszą dziewczyną, którą polubiłem - Mogłam zobaczyć delikatny rumieniec na jego policzkach i prawie westchnęłam z zachwytu i ścisnęłam je - Naprawdę polubiłem.
- Cieszę się, że mi to powiedziałeś, bo czuję to samo - Przyznałam, kładąc dłonie na jego brzuchu, czując jego wyrzeźbione mięśnie brzucha.
- Och, naprawdę? - Uniósł brew - Nie byłem pewien, kiedy rzuciłaś się na mnie, jak wygłodniałe zwierzę - Zaśmiał się, ukazując swoje idealne zęby
Otworzyłam szeroko oczy, zażenowana.
- Zamknij się - Zarumieniłam się, chowając twarz w dłoniach.
Odsunął moje dłonie, odkrywając pomidora, zamiast mnie.
- Powiedz to, proszę - Wyszeptał, splatając nasze palce.
- Co? - Spytałam zmieszana.
- Że mnie lubisz. Chciałbym to usłyszeć - Odpowiedział, niepewność błysnęła w jego oczach.
Prawdopodobnie nigdy wcześniej nie słyszał tego od dziewczyny. każda dziewczyna chce go dla seksu, ale znowu, on pragnie ich do tego samego (albo pragnął, mam nadzieję). Pomyślałam, że dla niego to musi być dziwne czuć coś do kogoś po raz pierwszy i że fajnie, że to ja jestem tą szczęściarą.
- Lubię Cię, Justin Drew Bieber - Posłałam mu swój najsłodszy uśmiech, który wkrótce pojawił się na jego twarzy, przez co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej - Lubię Twoje oczy i Twoje usta i to, że jesteś taki pewny siebie i wkurzający i lubię, kiedy puszczasz oczka i uśmiechasz się łobuzersko - Przerwałam, chichocząc cicho - Lubię Twoje włosy i to, że jesteś słodki i romantyczny na swoje własne sposoby - Przejechałam palcem wzdłuż linii jego włosów, bawiąc się małymi włoskami - I lubię to, jak się przy tobie czuję.
Pochylił się, by mnie pocałować, jego usta znajdowały się na moich wystarczająco długo, by pokazać mi, że był tak szczęśliwy jak ja, że przyznaliśmy się do swoich uczuć i pogodziliśmy się. Nasza romantyczna chwila została brutalnie przerwana przez pukanie do drzwi.
- Brooke, jestem głodny - Krzyknął Tommy po drugiej stronie.
Natychmiast wstałam z kolan Justina i podeszłam do drzwi po tym, jak powiedziałam mu, by był cicho.
- Hej Tommy, mam zamówić pizzę? - Otworzyłam drzwi i przykucnęłam, by być na jego poziomie. Przytaknął szczęśliwy - Dobrze, idź pobaw się w swoim pokoju, dopóki pizza nie przyjedzie - Pobiegł do swojego pokoju, a w tej samej chwili pojawił się Blake.
- On tu jest, prawda? - Uniosłam brwi zdumiona.
- A Ty Sherlock Holmes, czy co? - Zapytałam żartobliwie, na co zachichotał.
- Po prostu znam Cię zbyt dobrze. Masz ten uśmiech tylko wtedy, kiedy się całujesz - Powiedział, a ja się zaczerwieniłam.
- O mój Boże, Blake zamknij się - Zmusiłam go do opuszczenia korytarza, kiedy on zaśmiał się z mojej reakcji.
- Zamówię pizzę dla czterech - Zawołał, uśmiechając się, kiedy zniknął w kuchni.
- Z podwójnym serem! - Krzyknęłam i wróciłam do pokoju.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Justin stał teraz obok mojego biurka, patrząc na zdjęcia wiszące na ścianie w ramkach.
- Byłaś urocza, jak byłaś mała - Powiedział, zauważając moją obecność i popatrzył na zdjęcie Kelsey i mnie, kiedy byłyśmy w parku mając pięć lat.
- Teraz już nie jestem? - Zrobiłam smutną minkę, idąc w jego kierunku.
- Powiedziałbym, że teraz jesteś seksowna - Mrugnął do mnie, a ja zaczerwieniłam się po raz kolejny.
- Masz sprawdzian z biologii? - Zmienił temat, wskazując brodą na książkę, która leżała otwarta - i wciąż nie przerobiona przeze mnie - na biurku.
- W poniedziałek - Westchnęłam.
Przez chwilę zapomniałam o szkole i w zasadzie o wszystkim, oprócz Justina.
- Wiesz, mogę pomóc Ci się uczyć - Zbliżył się do mnie, stykając razem nasze nosy i uśmiechnął się nikczemnie.
- Uczyć? - Uniosłam pytająco brwi - To nie temat o anatomii, wiesz?
Zaśmiał się.
- Więc nie mogę zostać na noc? - Na jego twarzy zaczęła się pojawiać ta urocza minka, którą przekonał mnie do pójścia na imprezę, a wszyscy wiemy, jak to się skończyło, więc odwróciłam wzrok i powiedziałam surowo.
- Nie.
- Ale...
- Nie Justin, bo nic nie zrobię, jeśli tu zostaniesz, a już straciłam przez Ciebie prawie cały dzień - Słowa wyszły zbyt szybko z moich ust i nie pomyślałam, że mogą Justina zranić, przypominając mu o zeszłej nocy.
Przygryzłam wargę, kiedy jego twarz zrobiła się pusta, pozbawiona emocji. Ale jego oczy wskazywały, że poczuł się źle i natychmiast pożałowałam tego, co powiedziałam.
- Pizza już jest! - Krzyknął Blake, przerywając napięcie, a ja i Justin odwróciliśmy się do drzwi.
- Mam nadzieję, że lubisz pizzę. To znaczy, jeśli chcesz zostać na kolację - Przygryzłam dolną wargę, czekając na jego reakcję.
- Czy jest ktoś na świecie, kto nie lubi pizzy? - Zapytał, jakby to było nie do pomyślenia, że można jej nie lubić, a na jego twarzy znów był uśmiech.
Odetchnęłam w duchu.
- Nie wiem - Wzruszyła ramionami, chichocząc.
Wzięłam go za rękę i pociągnęłam do kuchni.
- Przy okazji, podoba mi się Twoja piżama Hello Kitty. Jazzy miała kiedyś podobną, kiedy miała jakieś cztery lata - Zachichotał, a ja odwróciłam się i posłałam mu lodowate spojrzenie.
Justin rozglądał się po moim dużym mieszkaniu w zachwycie i poczułam się źle mając taki dom po tym, jak widziałam jego. Prawdopodobnie wyglądałam, jak jakaś rozpieszczona ciota.
- Twój dom jest... - Starał się znaleźć odpowiednie słowo - Niesamowity.
- Później Cię oprowadzę - Uśmiechnęłam się do niego.
Wreszcie dotarliśmy do kuchni, gdzie Blake kroił kawałek pizzy, a Tommy dmuchał na swój, by go ostudzić.
- Cześć - Powiedział Justin, kiedy moi dwaj bracia patrzyli na niego.
- Um, to jest Blake, a Tommy'ego już znasz - Przedstawiłam ich zakłopotana.
- Miło Cię poznać, Justin - Obaj przytulili się "po męsku".
Ulżyło mi, że Blake przynajmniej nie zachowuje się tak, jak Ryan, bo naprawdę lubię Justina i opinie moich braci są dla mnie ważne.
- Cześć Justin - Tommy stanął na krześle, aby uścisnąć dłoń Justina w śmieszny sposób.
- Co tam, kolego? - Poczochrał jego włosy, a Tommy zachichotał.
Justin miał dobry kontakt z dziećmi, bo wydawało się, że go uwielbiają. Brooke, proszę kto go nie uwielbia? Racja.
Siedzieliśmy wokół wysepki kuchennej, jedząc nasze pizze i rozmawialiśmy o różnych rzeczach.
- Justin, ile masz tatuaży? - Zapytał Blake, patrząc z zainteresowaniem na te na przedramionach.
- Nie wiem, przestałem liczyć po pięciu - Odpowiedział, na co Blake się zaśmiał.
Spojrzałam na niego marszcząc brwi. Widziałam kilka na jego ramionach i tułowiu, gdzie jeszcze może mieć? Skarciłam siebie za wyobrażanie sobie różnych miejsc, w których skóra Justina mogła być pokryta tatuażem. Z moich ust wyrwał się głupi chichot. Wszyscy spojrzeli na mnie, jakbym właśnie uciekła ze szpitala psychiatrycznego, ale ja tylko posłałam im spojrzenie "no co?" i jadłam dalej.
- Chciałbym tatuaż, ale moi rodzice mnie zabiją jak się dowiedzą, że go mam - Westchnął Blake, opierając głowę na dłoniach.
Zaśmiałam się.
- Blake, proszę. Masz piętnaście lat. Plus, tatuaże są dla bandytów - Skończyłam drugi kawałek pizzy i sądząc po pustym pudełku po pizzy, był to ostatni. Głowa Justina zwróciła się do mnie.
- Nazwałaś mnie bandytą, Brooklyn?
- A nie jesteś nim, Justin? - Odparłam z tym samym rozbawieniem w głosie.
On tylko pokręcił głową i przewrócił figlarnie oczami. Kiedy posprzątaliśmy stół, poszłam położyć Tommy'ego spać.
- Czy Justin to Twój nowy chłopak? - Zapytał, kiedy przykryłam jego ciało kołdrą.
To pytanie mnie zaskoczyło.
- To skomplikowane Tommy - Pochyliłam się, by cmoknąć jego czoło.
- Nie powiem mamie i tacie. Lubię Justina dla Ciebie, Brooke - Ziewnął, a ja uśmiechnęłam się, gasząc światła, pozostawiając tylko lampkę nocną, przy której spał, bo bał się ciemności.
- Dobranoc, kochanie - Zamknęłam drzwi i udałam się z powrotem do kuchni.
Justin i Blake rozmawiali z ożywieniem - o samochodach, tak myślę - i wydawało się, że bardzo dobrze się dogadują.
- Nadal chcesz, żebym Cię oprowadziła, czy wolisz zostać tutaj z moim bratem? - Zaśmiałam się, na co Justin się odwrócił, a Blake przewrócił oczami.
- Wezmę oprowadzenie - Justin mrugnął i podszedł do mnie.
Wyszliśmy z kuchni razem, ale wcześniej odwróciłam się i wymówiłam bezgłośne, szczere "dziękuję" w stronę Blake'a. On tylko skinął głową i uśmiechnął się. Czyż moi bracia nie są najlepsi na świecie? No, oprócz Ryana.
Oprowadziłam Justina po domu. Nie było zbyt wiele do oglądania, tylko meble, ale Justin wyglądał jak dzieciak z czekiem na dziesięć tysięcy dolarów w sklepie z cukierkami.
- Twój salon jest tak duży, jak mój cały dom - Otworzył usta, jak tylko weszliśmy przez dwuskrzydłowe drzwi.
Może to nie był dobry pomysł. Wyglądało, jakbym chciała się popisać, więc tylko wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się z zakłopotaniem.
- Grasz? - Zapytał idąc w kierunku czarnego fortepianu, który mieliśmy w rogu.
- Nie, mój tata gra - Odpowiedziałam, stając obok niego.
Podniósł wieko i zagrał prostą melodię, jego palce tańczyły po klawiszach, jakby nie wkładał w to żadnego wysiłku. On na pewno miał talent do muzyki.
- Kto Cię nauczył? - Szepnęłam cicho, bojąc się odwrócić jego uwagę od tego co robił.
- Mój ojciec. Grał, gdy byłem mały a sam nie grałem już od wieków - Uśmiechnął się do siebie, jakby wspominając coś miłego.
Nie znałam jego ojca. Nawet nie wiedziałam, czy wciąż go ma, więc postanowiłam połknąć swoją ciekawość i nie pytać o niego. Po skończonej "wycieczce", wróciliśmy do mojego pokoju.
- Twój pokój jest nadal moją ulubioną częścią domu - Uśmiechnął się Justin, pochylając się, by mnie pocałować. Mmm... Mogłabym się do tego przyzwyczaić.
- Jesteś pewna, że mam iść? - Zrobił smutną minkę, kiedy się odsunął.
Skinąłem głową, starając się wytrwać z swoim postanowieniu. Jeśli zostanie, mogę się pożegnać z moimi planami na naukę jutro.
Westchnął smutno.
- Okej. W takim razie do zobaczenia w poniedziałek?
- Tak - Skinęłam głową uśmiechając się.
- Będziesz zajęta po południu?
- Nie sądzę, a co? - Moje oczy zwęziły się, zarówno w podejrzeniu i z ciekawości.
Wzruszył ramionami, uśmiechając się figlarnie.
- Tylko pytam - Ruszył do okna i stanął przed nim.
- Wiesz, że możesz wyjść drzwiami - Chichot uciekł z moich ust i wyciągnęłam dłoń, by go zatrzymać - Moich rodziców tutaj nie ma.
- Nie, wolę okno - Zapewnił mnie. Poważnie? Wybuchnęłam śmiechem.
- Ech, daj mi spokój - Poskarżył się żartobliwie, ale również zaczął się śmiać, dopóki temat przestał wydawać nam się śmieszny.
- Dzięki, że mi wybaczyłaś - Justin pogładził moje włosy i ujął moją twarz w dłonie - I przepraszam jeszcze raz - Przycisnął czoło do mojego, a ja ułożyłam swoje dłonie na jego - Choć nadal uważam, że powinnaś przeprosić za nazwanie mnie bandytą.
- Wiesz że kocham złych chłopców - Powiedziałam kuszącym tonem, a on zaśmiał się, zanim przyłożył swoje usta do moich.
Pocałunek był krótki, ale intensywny i namiętny. A potem Justin wyszedł przez okno i zbiegł w dół po metalowych schodach, zostawiając mnie tam, wpatrującą się w nocne niebo, kołyszącą się na nogach i uśmiechającą się do siebie.

Czyż nie jestem szczęściarą?

B.R.O.N.X | Wszystkie RozdziałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz