Brooklyn
Wyszłam z dużego pomieszczenia, idąc w stronę windy.
- Idę do łazienki - Wymamrotałam w roztargnieniu do Blake'a i Troy'a, którzy pochłonięci byli rozmową na temat samochodów.
Nie nazywajcie mnie okrutną za zostawienie mojego brata z Aroganckim Troy'em, bo on zawsze z jakiegoś nieznanego i niewytłumaczalnego powodu podziwiał go.
Nawet mnie nie zauważyli, więc po cichu skradałam się do końca korytarza, upewniając się, że nikt mnie nie widział. Niecierpliwie stukałam stopą o podłogę, czekając, aż drzwi windy się otworzą. W żołądku poczułam lekkie zdenerwowanie i zaczęłam obgryzać swoje świeżo pomalowane paznokcie, przez co odpadło troszkę czerwonego lakieru. Przejrzałam się w lustrze windy, czy nie mam żadnych plam na sukience, nastroszonych włosów lub jakiś śladów jedzenia w kącikach ust - nie, żebym jadła jakoś dużo. Podróż windą wydawała się nie mieć końca, ponieważ wsiadłam na sześćdziesiątym ósmym piętrze, a miałam dostać się do piwnicy numer dwa. Kiedy winda zatrzymała się w końcu i drzwi rozsunęły się z kliknięciem, wyszłam na ciemny, pusty korytarz. Mój żołądek skręcił się w supeł, kiedy tam stałam. Nazwijcie mnie mięczakiem, ale to było zbyt podobne to Piły, a ten klaun przeraził mnie na śmierć. Drzwi chciały się zasunąć, ale nacisnęłam guzik, by je zatrzymać i zawołałam Justina. Mój głos był piskliwy i drżący. Nie dostałam odpowiedzi, ale na końcu korytarza zaświeciło się światło. Co jeśli Justin został porwany i ktoś wysłał mi tę wiadomość, by mnie torturować? Brooklyn, weź się w garść.
Ruszyłam przed siebie, trzęsąc się ze strachu i zostawiłam za sobą bezpieczną windę i ruszyłam w stronę światła.
- Justin, jesteś tam? Jeśli to jakiś żart, to mi się nie podoba, więc wychodź! - Krzyknęłam, ale mój głos nie wyszedł tak głośny, jak planowałam.
Następnie usłyszałam hałas, coś co brzmiało jak skradający się za mną szczur. Pisnęłam.Dlaczego to musi przytrafiać się mnie? Czułam, że w każdej chwili mógł pojawić się ktoś z nożem i dźgnąć mnie, pozostawiając umierającą powoli i boleśnie w tej zimnej i wilgotnej piwnicy, gdzie nikt nie usłyszałby moich krzyków.
- Boo!
- Aaaaaaaaaaaaaaa! - Podskoczyłam jakieś pięć stóp w górę, zakrywając usta dłonią.
Jak tylko usłyszałam znajomy chichot, odwróciłam się. Stał tam Justin, trzymając się za brzuch i śmiejąc się tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. Próbowałam uspokoić swój oddech, a moje serce łomotało w piersi, jakby miało zaraz eksplodować.
- Ty idioto! - Zaczęłam uderzać go swoimi małymi pięściami, zmuszając go do cofnięcia się i otarcia łez spowodowanych śmiechem
- Prze-przepraszam, ale to było zbyt zabawne - Wyjąkał między chichotami.
- Prawie dostałam zawału - Syknęłam, uderzając go ponownie.
- Dobra, dobra, przestań - Złapał mnie za nadgarstki, patrząc mi w oczy i wtedy, kiedy myślałam, że przestanie się śmiać, zaczął wszystko od nowa.
Parsknęłam, wydostając się z jego uścisku i ruszyłam w stronę światła, teraz nie bojąc się już w ogóle. Jigsaw, możesz wyjść i kopnąć go w jaja.
- Teraz będę Cię nazywał Boo - Powiedział, podążając z za mną, nadal z głupim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
- Masz dla mnie zbyt wiele pseudonimów - Zadrwiłam, nadal nieco wkurzona.
- Ej kochanie. Nie bądź taka. To był tylko żart - Przytulił mnie od tyłu, trącając nosem moją szyję i prawie poddałam się w jego ramionach.
- Nienawidzę Cię - Odwróciłam się nadąsana, próbując wyglądać na złą.
- Wcale nie - Zanucił - Bo do Ciebie przyszedłem.
Walczyłam z głupim uśmiechem, który chciał się pojawić na moich ustach.
- Dlaczego tu przyszedłeś, Justin?
- Nie miałem nic lepszego do roboty i wiedziałem, że będziesz się tutaj nudzić, więc postanowiłem Cię uratować - Przyłożył dłoń do piersi z dumy i mrugnął do mnie.
- Więc teraz mam Ci podziękować? - Uniosłam brwi, wpatrując się w jego piękne oczy w kolorze mokki, które były oświetlone jedynie nikłym światłem z pomieszczenia.
- Wystarczy pocałunek - Uśmiechnął się, pochylając się delikatnie i przyciskając usta do moich.
Wciąż się nie ruszałam walcząc z ochotą oddania pocałunku, aż w końcu Justin jęknął i przysunął mnie bliżej siebie i się poddałam. Nie wińcie mnie.
- Hm, wiśnia - Oblizał usta, po czym odsunął się, delektując się moim błyszczykiem - Przy okazji, podoba mi się, jak ta sukienka na Tobie wygląda - Przygryzł seksownie wargi, przesuwając dłonią w górę i w dół po moim boku.
Zgodnie z jego oczekiwaniami, zarumieniłam się głupio.
- Wiesz, że możesz mieć kłopoty za to, że tutaj jesteś, prawda? Ten budynek jest pełen policjantów - Pozwoliłam Justinowi zaprowadzić się do pomieszczenia na końcu korytarza, gdzie musiałam zmrużyć oczy, by przyzwyczaić się do nagłego światła.
Wzruszył ramionami. Oczywiście, że go to nie obchodzi.
- Teraz nikogo nie ma w piwnicy.
- Skąd wiesz? - Zerknęłam na zegarek, by zobaczyć, że jest już dziesiąta wieczorem.
- Cóż niewiele osób trenuje na strzelnicy, kiedy na górze jest impreza - Uśmiechnął się tajemniczo.
- Co masz na my... - Justin położył obie ręce na moich ramionach, przez co odwróciłam się twarzą do strzelnicy.
Wyglądała jak jedna z tych, które pokazywane są w filmach, z kabinami oddzielonymi ścianami i kilkoma manekinami przy ścianie po drugiej stronie. Spojrzałam na Justina oszołomiona.
- Jak się o tym dowiedziałeś? - Byłam w tym budynku z tatą tysiąc razy i nigdy nie widziałam tego miejsca. Przyszło mi na myśl, że nigdy nie pozwolił mi się zbliżyć do pistoletów.
- Mam swoje sposoby - Justin znów wzruszył ramionami, puszczając mi oczko i podchodząc do ściany, gdzie wisiały pistolety w różnych kształtach i rozmiarach.
Poszłam za nim, rozglądając się, jak w transie. Czułam się, jakbym wkradła się tu nielegalnie, tak jakbyśmy byli dwójką uciekinierów w filmie. Nagle Justin odwrócił się i wycelował pistolet w moją głowę.
- Co do cholery? - Krzyknęłam, łapiąc się za pierś.
- Uspokój się, nie jest naładowany - Justin zaśmiał się, a ja posłałam mu spojrzenie, że w ogóle miał czelność się ze mnie śmiać.
Justin przygryzł wargi od wewnątrz i zaczął krążyć po pokoju w kształcie litery L, jakby czegoś szukał.
- Co robisz?
- Szukam nabojów - Odpowiedział jakby to była najbardziej normalna rzecz na świecie.
Otworzyłam usta.
- Nie powinniśmy tu być sami, nie mówiąc już o używaniu broni. Ktoś może zauważyć - Przygryzłam wargę w niepokoju, podczas gdy Justin przeszukiwał szuflady i pudełka, aż znalazł coś przydatnego.
Stał z pistoletem w jednej ręce i paczką nabojów w drugiej. Musiał zauważyć moją przerażoną twarz, bo westchnął i podszedł do mnie. Cofnęłam się odruchowo.
- Kochanie, musisz się trochę rozluźnić. Przestań być taką grzeczną dziewczynką - Potrząsnął głową, idąc do najbliższej kabiny i naładował pistolet, słychać było odgłos załadowywanych kul.
Z moi ust wydobył się jęk.
- Myślę, że już wystarczająco udowodniłam, że nie jestem taka święta - Zakpiłam, myśląc o swoich wszystkich kłamstwach, wymykaniu, o obściskiwaniu się z Justinem, imprezowaniu, niesłuchaniu moich rodziców i upijaniu się. Jeśli to nie wystarczy, to nie wiem, co jeszcze mogę zrobić.
- Udowodnij raz jeszcze - Justin rzucił mi wyzwanie i wiedziałam, że zaszedł mi za skórę tym swoim zarozumiałym spojrzeniem "jesteś zbyt grzeczna, by to zrobić".
Zmrużyłam oczy, aż do niewielkich szczelin i przyjrzałam mu się uważnie.
- Daj mi broń - Powiedziałam głośno i wyciągnęłam rękę, na co Justin uśmiechnął się dumnie.
Nienawidziłam tego, że powodem, dla którego to robiłam był fakt, że chciałam mu pokazać, że też potrafię być "twardzielem". Wyrywając mu broń z reki, uniosłam ją w stronę manekina i wycelowałam w jego serce. A przynajmniej myślę, że tam celowałam.
- Hej, hej, nie tak szybko, Księżniczko - Justin obniżył moją rękę, na co zmarszczyłam brwi zmieszana. Czy on nie chce, żebym strzelała? - Potrzebujesz ochrony - Oznajmił, zakładając mi słuchawki na uszy.
- A Ty ich nie ubierasz? - Ponownie zmarszczyłam brwi, obniżając słuchawki, by usłyszeć jego odpowiedź.
- Mieszkając tam, gdzie mieszkam, jestem przyzwyczajony do dźwięku strzałów - Posłał mi uspokajający uśmiech, a ja posmutniałam.
Wyobraziłam sobie małego Justina ze zdjęć, zamkniętego w pokoju i zatykającego uszy, by nie słyszeć odgłosów strzelaniny. Machnięcie ręki przed moją twarzą wyrwało mnie z transu.
- Jesteś gotowa? - Zapytał Justin - Wiesz, że żartowałem, nie musisz tego robić, jeśli...
- Nie, chcę - Założyłam słuchawki na uszy i ponownie wycelowałam broń w manekina.
Mimo, że nie było słychać praktycznie niczego, czułam za sobą obecność Justina, jego ciało było lekko przyciśnięte do mojego, a jego ręka asekurowała moją. Będąc tak blisko niego czułam zdenerwowanie, zwłaszcza po wcześniejszych wydarzeniach. Starałam się być spokojna, aby pistolet nie trząsł się w moich dłoniach, a Justin mnie poprowadził. Pierwszy strzał spudłowałam, trafiając w ścianę obok manekina. Za drugim razem też mi trochę brakło. Byłam już zirytowana tym wszystkim. Wiem, że powiedziałam, że nie chcę, ale teraz nie mogłam się zatrzymać, dopóki nie strzelę w tę cholerną lalkę. Po może pięciu próbach, w końcu trafiłam w rękę manekina, krzyknąwszy z radości. Mam nadzieję, że pomieszczenie było dźwiękoszczelne. Opuściłam pistolet i słuchawki i uśmiechnęłam się szeroko do Justina. Chcąc go przytulić, poczułam, jak jego ciało napina się i nie trzymał mnie już tak mocno, jak wcześniej.
- Co się stało? - Zapytałam, kompletnie zmieszana.
Justin spojrzał w sufit i wziął głęboki oddech, tylko po to, by ponownie na mnie spojrzeć. Jego oczy ukazywały jakąś emocję, której nie mogłam rozszyfrować.
- Dlaczego mnie okłamałaś? - Powiedział w końcu, opierając się plecami o lewą ścianę kabiny, patrząc prosto w moje zaniepokojone oczy.
Moje zdezorientowanie wzrosło jeszcze bardziej.
- O czym Ty mówisz? - Kiedy go okłamałam?
- Dobrze wiesz, o czym mówię, po prostu chcę wiedzieć, dlaczego to zrobiłaś - Żyły na jego szyi zaczęły pulsować pokazując, że się denerwował, a ja nadal nie wiedziałam, co było tego powodem.
- Justin, naprawdę musisz mi powiedzieć co się dzieje, bo nie mam pojęcia, o co Ci chodzi i zaczynam się martwić - Wysilałam swój mózg, by odpowiedzieć na jego pytanie.
Kiedy go okłamałam? Kiedy powiedziałam, że Jazzy po prostu pokłóciła się ze swoją przyjaciółką? Nie, to niemożliwe, bo jak niby dowiedział się prawdy? Plus, jego siostra mnie o to poprosiła. Justin zaśmiał się bez humoru, krzyżując ręce na białej koszulce, która opinała jego klatkę piersiową.
- Nie wciskaj mi kitu - Skrzywił się i przez chwilę poczułam się urażona - Wiem, że nie miałaś okresu.
Kiedy tylko te słowa wyszły z jego ust, moje chciały otworzyć się szeroko, ale uniemożliwiłam to, przygryzając wnętrze policzka tak mocno, że aż poczułam krew. Objęłam rękami brzuch, który skręcał się boleśnie. Justin wyglądał na zranionego, a ja nie wiedziałam co powiedzieć lub zrobić, żeby poczuł się lepiej.
- Justin, ja... - Nie dokończyłam zdania, ponieważ nie mogłam znaleźć żadnych spójnych słów z moim mózgu.
Po raz kolejny czułam się zażenowana swoją słabą wymówką.
- Co Ty? - Splunął ze złością - Nie ufasz mi?
- Nie, Justin oczywiście, że Ci ufam. Ja po prostu... Nie wiem. To było pod wpływem chwili i nie wiedziałam, co zrobić - Mówiłam bezradnie.
Justin przestał się opierać o ścianę, odwracając się do mnie plecami na chwilę i przeczesując dłońmi włosy. Kiedy ponownie się odwrócił, miał zaciśniętą szczękę, a jego spojrzenie było surowe, przez co niemal bałam się, co mógłby zrobić.
- Ile razy mam Ci powtarzać, że nie jestem z Tobą dla seksu, że możemy poczekać tak długo, jak chcesz i, że nie będę na Ciebie naciskał w tej sprawie? - Jego głos był mieszaniną wściekłości i bólu i sprawił, że poczułam się tak, jakbym właśnie została pchnięta nożem prosto w serce na myśl, że ja byłam tego przyczyną - Czy Ty w ogóle masz pojęcie jak ja się poczułem, kiedy podałaś mi tą pieprzoną wymówkę? Poczułem, że moja własna dziewczyna, która jest niby ze mną uczciwa i szczera, okłamuje mnie. A ja nienawidzę kłamców - Ryknął, patrząc mi w oczy ze śmiertelną powagą.
Mimo, że czułam mnóstwo emocji wirujących w mojej głowie, nie mogłam zmusić mózgu do wymyślenia właściwej odpowiedzi na to. Poczułam się, jak najgorszy człowiek za to, co mu zrobiłam. Przez moją głupią niepewność, on miał problemy z zaufaniem.
Justin chodził po pokoju, próbując się uspokoić, unikając patrzenia na mnie, jak zauważyłam.
- Czy sądzisz, że zmusiłbym Cię do kontynuowania tego? Naprawdę tak źle o mnie myślisz? Bo jeśli tak, to nie wiem, czemu ze mną jesteś - Jego ton głosu zniżył się, kiedy ostatnie słowa wyszły z tych idealnych ust, których tak bardzo potrzebowałam.
Ostatnie zdanie spowodowało u mnie to, że zbliżyłam się do niego i postanowiłam powiedzieć mu prawdę.
- Przepraszam, dobrze? - Krzyknęłam tylko po to, by powstrzymać łzy - Kiedy zobaczyłam Cie półnagiego i pomyślałam, że zaraz sama będę półnaga, wpadłam w panikę, bo nigdy z nikim nie zaszłam tak daleko i to był pierwszy pretekst, jaki potrafiłam wymyślić. Nie chciałam, żebyś poczuł się... Oszukany. Przepraszam - Mój głos się załamał, kiedy spojrzałam w jego oczy, chcąc przelać w nie wszystkie swoje uczucia.
Justin milczał przez kilka sekund, ja patrzyłam w podłogę niemal czując ulgę myśląc, że zamierzał mi wybaczyć, ale tak się nie stało.
- Wiesz Brooklyn, może nie znam się na związkach, ale wiem, że są one oparte na zaufaniu. Więc, jeśli mi nie ufasz, to... - Urwał, na co gwałtownie podniosłam głowę.
- Nie! - Zawołałam - Ufam Ci, Justin! - Chwyciłam go za ramię, ale on strącił gwałtownie moją dłoń.
- Nie, nie ufasz, inaczej powiedziałabyś mi, żebym przestał - Odkrzyknął - Wierzysz w to, co powiedziała Ci Alejandra - Pokręcił głową z odrazą, odsuwając się ode mnie.
Wspomnienie jej imienia sprawiło, że się zdenerwowałam. Dlaczego on nie może po prostu przyjąć moich przeprosin i dać sobie spokój?
- Więc czemu tu przyszedłeś, skoro jesteś na mnie zły? - Wyrzuciłam ręce w powietrze, krzycząc z frustracji. Teraz naprawdę modliłam się, żeby pokój był dźwiękoszczelny.
Justin zaczął iść do tyłu, unosząc dłonie w górę.
- Wiesz co, masz rację. Powinienem być gdzieś indziej, dając Ci dobry powód do tego, żebyś mi nie ufała - Splunął jadowicie, niemal wściekły.
Rozumiem, że jest wybuchowy. Rozumiem, że go obraziłam. Rozumiem, że to co zrobiłam było złe. Ale starałam się dogadać i przeprosić, ale on nie chciał słuchać. Moje usta były uchylone z niedowierzania. Sylwetka Justina zaczęła znikać, gdy szedł korytarzem do windy, jego cień rozmył się, kiedy łzy zniekształciły moją wizję, spływając strumieniami po moich policzkach.