Justin
Rozmawiałem z Brooklyn, kiedy Kelsey szturchnęła ją i powiedziała.
- Brooklyn, czemu twój brat zabija nas wzrokiem?
Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku jej brata, a ja zamarłem, kiedy dostrzegłem, kim był. Na twarzy Brooke pojawił się cień strachu i odciągnęła od nas Kelsey.
- Musimy iść.
Nikt nic więcej nie powiedział.
- Stary, ona jest siostrą Reeda? - Spytał Tyson po kilku sekundach ciszy.
Skinąłem głową.
- Na to wygląda.
- Whoa, stary zniszczyłeś wszystkie swoje szanse na tą laskę - powiedział, klepiąc mnie po plecach, jakby było mu mnie szkoda.
- Zamknij się. Nawet nie jestem nią zainteresowany - parsknąłem uderzając jego rękę - Tak, czy inaczej wątpię, żeby powiedział jej co się stało.
- Lepiej, żeby nie mówił. Mamy umowę, a on wie co się stanie jeśli ją złamie.
- Tak, tak - Powiedziałem nonszalancko, nie chcąc pamiętać o tym w tej chwili.
Rozejrzałem się za Jaxonem, chcąc jak najszybciej opuścić to nudne miejsce, ale zamiast tego zobaczyłem Brooke i jej brata, który krzyczał na nią z wyrazem wściekłości na twarzy. Założę się, że mówił jej, by trzymała się ode mnie z daleka. Na sekundę popatrzyła w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały, po czym spojrzała ponownie na brata. Wydaje się, że mają świetne relacje - sarkazm. Ponownie rozejrzałem się, szukając Jaxona i znalazłem go rozmawiającego z innymi dzieciakami i kimś, kto wyglądał na trenera. Ruszyłem w ich kierunku z Tysonem za plecami.
- Jaxon, musimy iść - powiedziałem, zmieniając ton głosu na miły i chwyciłem jego małą rączkę.
- Jesteś tatą Jaxona? - Zapytał człowiek, który chyba był trenerem.
- Nie, jestem jego bratem - przez chwilę wyobraziłem sobie siebie mającego dziecko w wieku dziewiętnastu lat. Wzdrygnąłem się, chociaż byłem dla Jaxona prawie, jak ojciec, odkąd naszego taty tu nie było.
- Och, w porządku. Tak myślałem, że jesteś za młody - zaśmiał się głupio, a ja spróbowałem zaśmiać się razem z nim, ale zabrzmiało to nieco sztucznie.
- Twój brat jest świetny, jest jednym z najlepszych w drużynie - powiedział, szczęśliwy i przybił piątkę z Jaxonem. Ten człowiek był zbyt wesoły, jak dla mnie.
Jaxon zachichotał, a ja po prostu podziękowałem mu, ściskając jego dłoń i wyszedłem z moim bratem i Tysonem. Idąc - zgadnijcie gdzie - w stronę stacji metra, dostrzegłem Brooklyn wycierającą łzę spod oka. Jej brat to idiota, założę się, że doprowadził ją do płaczu.
- Poznałem przyjaciółkę Brooke, Kelsey - powiedział Jaxon, kiedy wsiedliśmy już do metra - Była bardzo miła.
- Powiedz Tysonowi, chyba mu się spodobała - zaśmiałem się.
- Laska była gorąca - wzruszył ramionami.
Wtedy mój telefon zawbirował, sygnalizując nową wiadomość tekstową.
Od: Alejandra
Przyjdziesz do mnie później? Jestem sama;)
- Niech zgadnę... Znowu Alejandra, nie? - Tyson zerknął mi przez ramię na wyświetlacz - Ona ci się całkiem oddała koleś, owinąłeś ją sobie wokół małego palca.
Szybko wysłałem odpowiedź.
Do: Alejandra
Pewnie, będę o szóstej.
Zaśmiałem się.
- Tak, chyba tak. Ale jest też strasznie wkurzająca - nie chciałem wchodzić w szczegóły, kiedy mój młodszy brat był w pobliżu.
- Brooke jest piękniejsza od Alejandry - stwierdził, krzyżując ręce na piersi.
Zaśmialiśmy się.
- Dzieciak wie, co mówi, bez wątpienia jest twoim bratem.
Brooklyn
Usiadłam na łóżku, patrząc w okno. Miasto świeciło milionem kolorowych świateł, co charakteryzowało Nowy Jork podczas każdego zachodu słońca. Dla turystów był to piękny widok. Dla nas, którzy tutaj mieszkają to po prostu coś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, więc nie zwracamy na to szczególnej uwagi. Ale teraz chłonęłam każdy kawałek piękna przed moimi oczami.
Minął już tydzień od meczu Tommy'ego i tydzień, odkąd ostatnio rozmawiałam z Justinem. Mój kochany brat Ryan przyjeżdżał ze mną odbierać Tommy'ego z każdego treningu i zamykał mnie w samochodzie, więc nie mogłam wyjść i porozmawiać z Justinem. Widziałam go, siedząc w samochodzie, a on spojrzał na mnie z wyrazem zrozumienia. Wydawało się, że jestem jedyną osobą, która nie zna "sekretu". Im bardziej błagałam Ryana by mi powiedział, tym mniej mówił. W końcu zdecydowałam się na spotkania z Natem lub Kelsey, zamiast odbierania Tommy'ego. Wiem, że było mu przykro, ale nie mogłam już dłużej znieść Ryana.
Dobrą rzeczą jest fakt, że już go nie ma. Musiał wrócić na uniwersytet, więc nie będzie mógł powstrzymać mnie od rozmów z kimkolwiek zechcę. Nie żebym desperacko chciała pogadać z Justinem, po prostu chcę być wolna.
**
- Więc twój brat już wyjechał? - Zapytał Nate, biorąc książkę z szafki i wkładając ją do torby.
- Tak - powiedziałam, promieniejąc szczęściem.
- Czy to oznacza, że znów będziesz zajęta każdego popołudnia? - Zapytał ze smutkiem.
Zachichotałam.
- Możesz ze mną pojechać odebrać mojego brata, ale to nie jest zbyt ekscytujące.
- A więc zobaczymy się jutro - pochylił się, cmokając moje usta, lecz oplotłam ramiona wokół jego szyi, pogłębiając pocałunek. Uśmiechnął się, podczas pocałunku, dopóki nam nie przerwano.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale jestem już gotowa, Nate - głos Natashy zabrzmiał mi w uszach, przez co odsunęłam się zirytowana.
- Co?
- Och, jesteśmy sąsiadami. Nie wiedziałaś? - Zapytała, marszcząc swoje idealne brwi.
Spojrzałam na Nate'a.
- Nie, nie wiedziałam.
- Ja właśnie dowiedziałem się wczoraj - powiedział, unosząc dłonie w geście obronnym.
- Och, w porządku - zignorowałam dziwne uczucie, narastające w brzuchu i pomyślałam, że w końcu Natasha to moja najlepsza przyjaciółka a Nate moim - mam nadzieję - prawie-chłopakiem. Nie ukrywałby niczego przede mną. Mam paranoję.
Nate cmoknął moje usta po raz kolejny, a Natasha pomachała mi ręką, jak Sharpay z High School Musical, zanim ruszyli razem korytarzem w stronę parkingu.
Podeszłam do swojej szafki i włożyłam do niej wszystkie książki, ponieważ nie miałam zadania domowego. Ruszyłam do samochodu i szybko weszłam do środka, wjeżdżając na ruchliwe ulice Nowego Jorku. Na boisko dotarłam w około pół godziny przez korki, a wtedy dzieciaki były już na zewnątrz.
- Przepraszam za spóźnienie Tommy, były straszne korki - powiedziałam, cmokając go w policzek i spinając włosy w kucyk.
- W porządku, Justin powiedział, że poczeka ze mną, aż przyjdziesz - uśmiechnął się.
Postałam Justinowi uśmiech.
- Dziękuję.
- Żaden problem - wzruszył ramionami, jakby nie oddał mi przysługi. Zachichotałam.
- Chcesz, bym w zamian za to was odwiozła? - Zapytałam niezręcznie, wiedząc, że nie powinnam tego robić. Nie robiłam tego, by się zrewanżować, ale chciałam uzyskać informacje o tym, co ukrywał mój brat.
- Ale tobie nie wolno jeździć do mojej dzielnicy - powiedział zmieszany, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że zamierzam złamać zakaz moich rodziców.
- Tommy i ja zachowamy to w tajemnicy, prawda? - Uklękłam obok mojego brata. - Ponieważ Jaxon jest twoim przyjacielem - wiem, że to był mały szantaż na moim bracie, ale to dla dobra innych dzieci, więc w sumie robię dobry uczynek.
- Tak - odpowiedział, kiwając gorączkowo.
Ruszyliśmy w stronę mojego samochodu, a Justin podszedł do mnie.
- Jesteś pewna Brooklyn? To znaczy, twoi rodzice mają rację mówiąc, że to niebezpieczna strefa - zapytał niepewnie.
- Wiem, ale ostatnio nic się nie stało. Poza tym jesteś tu jedynym białym chłopakiem, prawda? Jestem pewna, że każdy wie, że widząc mnie z tobą nie mogą mi nic zrobić - powiedziałam, dumna ze swojej odpowiedzi.
Justin zachichotał.
- Oglądasz zbyt dużo filmów - pokręcił głową.
Uruchomiłam silnik, kiedy wszyscy siedzieliśmy zapięci w samochodzie i patrzyłam, jak Justin gładzi siedzenie i rozgląda się, jak dziecko w sklepie z zabawkami.
- Ten samochód jest niesamowity. Musisz kiedyś pozwolić mi prowadzić - uśmiechnął się, patrząc na mnie.
Szybko przeniosłam na niego wzrok.
- Aha, nie ma mowy - skupiłam się na drodze. Tutaj nie było wielkiego ruchu.
- Zgodzisz się. Tylko daj mi czas, bym cię przekonał - powiedział, mrugając do mnie.
- No to sobie poczekasz.
Dzieciaki były zajęte rozmową na tylnym siedzeniu, więc skorzystałam z chwili i postanowiłam zapytać Justina o tą "tajemnicę" (tak właśnie postanowiłam to nazwać).
- Więc znasz mojego brata, Ryana? - Zapytałam, nie spuszczając wzroku z samochodu przed nami.
- To długa historia - westchnął.
- Każdy tak mówi, ale nikt mi nie wyjaśni, o co do cholery chodzi - rzuciłam, zirytowana.
- Mówienie ci tego nie należy do mnie - syknął wyraźnie sfrustrowany. Nie odpowiedziałam. Zamierzałam dowiedzieć się tego prędzej, czy później w taki, czy inny sposób.
- Jesteś zła? - Zapytał Justin po kilku minutach niezręcznej ciszy.
- Nie - powiedziałam, wciąż patrząc przed siebie.
Właśnie wjeżdżaliśmy na Bronx. Można było to zauważyć, ponieważ wszystko się zmieniło. Od ludzi, po domy, sklepy, graffiti na ścianach... To wszystko dawało uczucie grozy.
- Dlaczego tam zwisają trampki z kabli? - Zapytałam zaciekawiona, przekrzywiając głowę tak, bym mogła dostrzec niebo przed szybę.
- To znaczy, że gdzieś tam jest dealer - powiedział Justin takim tonem, jakby mówił "idę do piekarni".
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Co? - Zawołałam przerażona. - A policja o tym wie?
Parsknął śmiechem.
- Policja boi się tu przychodzić. Dlatego są tu narkotyki, morderstwa, bójki i wszelkie przestępstwa, jakie możesz sobie wyobrazić, a ludzie tutaj nie dają się złapać - ostatnią część wyszeptał bliżej mojej twarzy.
Przełknęłam ślinę.
- To jest przerażające. Teraz już tu nigdy nie wrócę - wzmocniłam uścisk na kierownicy, a rozglądając się dookoła wszystko wydawało mi się dziesięć razy bardziej straszne.
Z kolei Justin zaśmiał się z mojej reakcji. Wyjął z kieszeni paczkę i wysunął z niej jednego papierosa.
- Och, nie. Nie będziesz palił w moim samochodzie - powiedziałam z surowym wyrazem twarzy, by wziął moje słowa na poważnie.
- Dobra - powiedział, przeciągając sylaby. - Nie jesteś zabawna, księżniczko.
- Po prostu nie lubię tego zapachu. I jestem zabawna - powiedziałam zirytowana, ale w duchu uśmiechnęłam się, bo znów nazwał mnie księżniczką.
- Naprawdę? Co robisz, by dobrze się bawić? - Po tonie jego głosu można było stwierdzić, że był rozbawiony.
- Chodzę na imprezy... - Chciałam wymienić wszystkie ciekawe rzeczy, które robię, ale Justin mi przerwał.
- I co tam pijecie? Colę? Och czekaj, a może szampana? A w tle siedzi facet grający Mozarta - w tym momencie Justin parsknął śmiechem, co było zaraźliwe.
- Zamknij się. Mozart jest niesamowity - udawałam urażoną, dopóki nie wybuchłam śmiechem razem z nim.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś. Powinienem cię za to zabić - powiedział przez śmiech, wsuwając dłoń do kieszeni.
Przez chwilę pomyślałam, że wyjmie pistolet. Moje oczy się rozszerzyły, a usta były otwarte w przerażeniu. Justin musiał dostrzec moją reakcję, bo zaczął się śmiać jeszcze bardziej.
- T-ty pomyślałaś, że faktycznie chciałem cię z-zabić.
- O mój Boże, Justin przestań. Nie mogę oddychać - otarłam oczy, które załzawiły się od śmiechu.
Zauważyłam w lusterku wstecznym, że Jaxon i Tommy wymieniają dziwne spojrzenia, ale gdy tylko mnie dostrzegli, wrócili do rozmowy, jakby nic się nie stało. Spojrzałam na Justina, który również wycierał oczy. Muszę przyznać, że wygląda uroczo, gdy się śmieje.
- Nie śmiałem się tak bardzo, odkąd gołąb nasrał Tysonowi na głowę - przyznał.
- Fuuuj - zrobiłam zdegustowaną minę i powróciłam do patrzenia przed siebie.
- Ale poważnie, powinnaś iść na prawdziwą imprezę - powiedział Justin, wracając do początkowego tematu naszej rozmowy.
- Nie sądzę, bym pasowała do takich imprez, na które ty chodzisz. A tak w ogóle, to jesteśmy na miejscu - powiedziałam, parkując w pobliżu jego domu.
Stała tam ta sama grupa chłopaków co kiedyś, ale tym razem było tez kilka dziewczyn.
- Dzięki za podwiezienie, księżniczko - Justin odpiął pas i pochylił się ku mnie, by cmoknąć mój policzek, może zbyt blisko ust, ale nie będę narzekać.
Zarumieniłam się lekko, ale ukryłam to za moimi włosami.
- Żaden problem - uśmiechnęłam się.
Po tym Justin wysiadł i wziął Jaxona, idąc w stronę grupy kolesi. Jeden z nich, w którym rozpoznałam Tysona podszedł do mojego okna, więc je odsunęłam, by mógł mówić.
- Cześć Brooke.
- Kelsey tu nie ma, jeśli po to przyszedłeś - uśmiechnęłam się porozumiewawczo.
- Co? Nie mogę po prostu przywitać się z moją nową białą koleżanką? - Położył dłoń na piersi, udając urażonego.
- Jak chcesz - powiedziałam chichocząc.
Po chwili zmrużyłam oczy w stronę Justina, któremu jakaś dziewczyna zarzuciła ręce na szyję i po chwili go pocałowała.
- Kim jest ta dziewczyna? - Zapytałam Tysona, patrząc na tych dwoje, czego pożałowałam, kiedy języki, które wsuwały się i wysuwały z ich ust.
- Och, to Alejandra. Laska jest zakochana w Justinie, ale on chce ją tylko dlatego, że jest dobra do pieprzenia. Wszyscy o tym wiemy - wzruszył nonszalancko ramionami, po czym uśmiechnął się.
Wzdrygnęłam się na jego dobór słów.
- Nie chciałam tylu szczegółów.
- Do zobaczenia gdzieś tam, Brooke. Powiedz Kelsey ode mnie cześć - zasalutował mi w pozdrowieniu.
- Powiem. Cześć Tyson - pomachałam mu ręką - jak normalni ludzie na pożegnanie - i wyjechałam na ulicę, by wrócić do domu.
Ale niestety, zanim wyjechałam z ulicy Justina, dostrzegłam parę trampek, zwisających z kabla. Czy to oznacza, że on jest dealerem?
Justin
- Jaxon, idź do domu, dobrze? Będę tam za chwilę - poklepałem go po głowie, kiedy wysiedliśmy z samochodu Brooklyn. Skinął głową i otworzył drzwi do naszego bloku, znikając wewnątrz.
Zanim mogłem cokolwiek zrobić, Alejandra podeszła do mnie tanecznym krokiem i zarzuciła mi ręce na szyję, po czym pocałowała mnie w usta. Reakcja zajęła mi kilka sekund, ale oddałem pocałunek, łapiąc ją za tyłek. Chłopaki wydali dźwięki podobne do wymiotowania, a ja odsunąłem Alejandrę od siebie, przez co się nadąsała. Nienawidzę, kiedy ona zachowuje się, jakbyśmy byli parą.
- Stary, Brooklyn ma fajny samochód - powiedział Tyson, kiwając głową i patrząc jak ten znika w dół ulicy.
- Kim jest Brooklyn? - Zainterweniowała Alejandra, z rękami na biodrach.
- Nie twoja sprawa - rzuciłem. Ta laska potrafi być strasznie wścibska.
Tyson przyłożył pięść do ust, by powstrzymać się od śmiechu. Powiedzmy, że nie za bardzo lubi Alejandrę. W sumie opuścił nas kilka sekund później i dołączył do reszty chłopaków, którzy palili. To przypomniało mi, że potrzebowałem papierosa, odkąd Brooke nie pozwoliła mi zapalić w swoim samochodzie.
- Zauważyłeś coś innego we mnie, kochanie? - Alejandra ponownie przeszła na swój zadowolony tryb, zapominając, jak niemiły byłem dla niej kilka sekund wcześniej.
- A powinienem?
- Byłam u fryzjera, głuptasie - uderzyła mnie żartobliwie w ramię.
- Och tak, fajnie - powiedziałem z nadzieją, że zostawi mnie w spokoju. Nie miałem ochoty na jej przymilność.
Na szczęście dla mnie, Mike i Tyson ruszyli w moją stronę.
- Stary, mamy coś do zrobienia. Teraz.