Realizations

29.9K 1.2K 108
                                    

Brooklyn

- Skończyłaś już? - Zapytałam znudzona, stukając moimi świeżo pomalowanymi paznokciami o jasnoniebieską kołdrę.
- Jeszcze nie - Powiedziała Kelsey z wyraźną koncentracją w głosie, kiedy nakładała drugą warstwę błyszczyka na moje usta.
Tkwiłam w tej samej pozycji przez następne pięć minut, przymykając oczy z nudów. Gdybym miała gdzie oprzeć głowę, pewnie bym zasnęła.
- Teraz skończyłam - Oznajmiła, przejeżdżając pędzlem po moim nosie po raz ostatni.
Otworzyłam oczy, widząc bardzo podekscytowaną Kelsey, patrząca na mnie wyczekująco. Wstałam i podeszłam do lustra, patrząc na to, co było przede mną.
- Wow - Wyszeptałam, moje oczy błyszczały z radości na widok dziewczyny, którą widziałam przed sobą.
- Wyglądasz cudownie, B - Kelsey pojawiła się za mną rozpromieniona, a ja uśmiechnęłam się do niej.
Przesunęłam palcami wzdłuż moich blond - i teraz wyprostowanych do perfekcji - włosów i nagle zmarszczyłam lekko brwi.
- Myślisz, że Justin przyjdzie? - Przygryzłam wnętrze policzka.
- A dlaczego miałby nie przyjść? - Zmarszczyła brwi i delikatny uśmieszek pojawił się na jej różowych ustach.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem... - Oczywiście, że wiesz, ale nie chcesz jej mówić, co wydarzyło się w samochodzie.
- Widywaliście się przez cały tydzień, prawda? To znaczy, na treningach Twojego brata - Powiedziała - I dobrze Wam się układa i nie jest niezręcznie.
- Tak myślę - Westchnęłam cicho, by nie usłyszała.
Nie powiedziałabym, że nie jest niezręcznie.

- Zrobiłabyś to jeszcze raz? - Zapytał i na chwilę zamarłam.
Czułam, że krew napływa mi do policzków, ale dzięki słabemu światłu w samochodzie, Justin tego nie zauważył. Może pomógł też fakt, że moja twarz była schowana w kolanach. Zaśmiał cię lekko z mojej nieśmiałości, ale wciąż dało się wyczuć w powietrzu napięcie.
Czy chciałabym pocałować go raz jeszcze? Oczywiście, że tak, w mgnieniu oka. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, wpadłam w panikę. Nie powinnam tak myśleć. To jest złe. Brooke, jesteś głupia.
Kiedy spojrzałam w górę, dostrzegłam, że Justin patrzył na mnie bez zmrużenia oka. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć dźwięku. Wciąż zastanawiałam się, czy mam skłamać, czy powiedzieć prawdę. Gdybym skłamała, wiedziałam, że zraniłabym go, ale jeśli powiem prawdę spieprzę wszystko. Ta decyzja, mimo, że wyglądała na prostą, miała kluczowe znaczenie. Biorąc głęboki oddech, skinęłam nieśmiało głową. Utkwiłam spojrzenie w desce rozdzielczej, choć tak naprawdę na nią nie patrzyłam. Justin nic nie powiedział, więc zerknęłam na niego kątem oka.
- To było "tak"? - Zapytał niepewnie.
Skinęłam głową i raz jeszcze schowałam twarz w kolanach, czując totalne zakłopotanie. Śmiech Justina rozbrzmiał w całym samochodzie, przez co spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co w tym śmiesznego? - Wreszcie wydobyłam głos, choć był lekko zachrypnięty i zirytowany. Dlaczego on zawsze się ze mnie śmieje?
- To, że jesteś zakłopotana tym, że się przyznałaś - Przestał się śmiać, ale na jego pięknej twarzy pozostał ten zarozumiały uśmieszek - To nie grzech. Jeśli to poprawi Ci nastrój, to powiem, że też bym Cię znów pocałował.
Sposób, w jaki to powiedział był tak łatwy, jakby to nie było nic wielkiego, przez co się zarumieniłam. Muszę wyglądać dla niego, jak dziecko. Pomiędzy wstydem kolejne emocje wirowały w moim żołądku. Czy to była ulga, bo nie byłam jedyna, której podobał się pocałunek? Czy to była ekscytacja, bo Cudowny Chłopak chciał mnie pocałować jeszcze raz?
- Ale masz chłopaka, a mi nie podoba się to całe zdradzanie - Nagle miał w ustach papierosa i zapalił go - To zbyt skomplikowane - Powiedział, wypuszczając długą smugę dymu i tworząc idealne okręgi.
Patrzyłam na niego z podziwem, kiedy słowo "zdrada" pojawiło się w moim mózgu i nieprzyjemne uczucie zawładnęło moim ciałem. Wszystkie emocje zniknęły, a ja poczułam się źle. To było tak, jakbym spodziewała się, że jego usta dotkną moich w sekundzie, kiedy oboje przyznaliśmy, że podobał nam się pocałunek. Nie mogłam nic powiedzieć, ale on się odezwał.
- Jesteś z nim bo możesz, czy dlatego, że go naprawdę lubisz? - Zapytał, odsuwając szybę, by wypuścić dym. Co to ma znaczyć?
- Myślałam, że to Twoje ostatnie pytanie - Powiedziała w odniesieniu do jego "Tylko powiedz mi jedną rzecz, a obiecuję, że nie będę Cię już o nic pytał".
- Nie musisz mi odpowiadać. Po prostu przemyśl to i sama sobie odpowiedz - Powiedział nonszalancko, kończąc papierosa.
Nagle atmosfera zrobiła się zbyt napięta, by oddychać i poczułam dławiącą chęć wyjścia.
- Muszę iść. Do zobaczenia, Justin - Starałam się ukryć jakiekolwiek emocje w moim głosie i szybko wysiadłam z samochodu, słysząc jeszcze jego odpowiedź.
Zimne powietrze powitało moją gorącą twarz i moje suche płuca. Pobiegłam do wejścia mojego budynku i weszłam do windy, nie dbając o to, czy ktoś mnie widział, albo o to, czy moi rodzice dowiedzą się, że się wymknęłam. Kiedy dotarłam do drzwi, zapukałam głośno, powstrzymując łzy, które zniekształcały moją wizję. Były to łzy zmieszania i irytacji. Czułam się zagubiona i chciałam tylko znaleźć się w swoim łóżku i płakać, dopóki nie zasnę. Ostatnie pytanie zaczynało nabierać sensu, mój umysł zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią. Czy jestem z Natem, bo naprawdę tego chcę, czy dlatego, że chciałam spełnić swoje marzenie o byciu jego dziewczyną z czasów, gdy miałam trzynaście lat? Nie byłam w stanie teraz o tym myśleć.
Drzwi otworzył Blake.
- Brooklyn! Gdzie byłaś? Masz szczęście, że mama i tata są na jednej z tych swoich kolacji - Spojrzał na mnie z góry na dół, widząc, że byłam w piżamie - Ty płaczesz? - Spytał zaniepokojony, kiedy zauważył moją twarz.
- Nic mi nie jest - Pociągnęłam nosem i delikatnie przesunęłam go na bok, bym mogła przejść.
Poszłam prosto do pokoju Blake'a i otworzyłam okno. Kiedy byłam na metalowych schodach na zewnątrz, spojrzałam w dół, ale samochodu Justina już tam nie było. A dlaczego miałby tam nadal być? Dokładnie, nie było powodu. Weszłam do swojej sypialni przez okno, zanim Blake mógłby mnie złapać i zamknęłam je, zasuwając również zasłony. Ruszyłam w stronę łóżka i zdejmując bluzę, buty i okulary, przytuliłam kołdrę i tak, jak zaplanowałam, rozpłakałam się, czekając na sen.


Przez resztę tygodnia widywałam Justina codziennie, gdy przychodziliśmy odebrać naszych braci z treningu. Nie wiem, jak dla niego, ale dla mnie było to trochę niezręczne. Temat naszej poprzedniej rozmowy nie powrócił i byłam za to wdzięczna. Rozmawialiśmy o przypadkowych rzeczach, a ja szukałam wymówek, by szybko wrócić. Nie powiedział mi wprost, czy przyjdzie na imprezę, czy nie. Dlatego miałam wątpliwości.
- Brooke. Brooke. Brooke! - Kelsey pstryknęła palcami przed moją twarzą.
- Przepraszam - Powiedziałam, przepraszając za odpłynięcie.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, jakby chciała się dowiedzieć, o czym myślałam.
- Twój żakiet - Podała mi białą marynarkę, wciąż mając ten ostrożny wyraz twarzy, jakby uważała, że zachowuję się dziwnie.
- Dziękuję - Uśmiechnęłam się, by dać jej znać, że wszystko ze mną w porządku.
- Przy okazji, przyniosłam lustrzankę - Zamachała swoim profesjonalnym Nikonem przede mną.
- Świetnie, powiemy mojemu tacie, aby zrobił nam jakieś zdjęcia - Powiedziałam wesoło.
Kelsey chwyciła swoją czarna marynarkę, która pasowała do jej jaskrawoniebieskiej sukienki i czarnych szpilek. Jej włosy ułożone były w miękkie loki do ramion i zastanawiałam się, jak udało jej się przygotować zarówno mnie, jak i siebie w tak krótkim czasie. Kiedy weszłyśmy do salonu, moi rodzice i bracia odwrócili głowy w naszym kierunku, by na mnie spojrzeć.
- Wyglądasz pięknie, kochanie - Moja mama zagruchała szczerze, uśmiechając się do mnie z dumą.
Tata dołączył do niej i też się uśmiechnął.
- Nie wierzę, że moja córeczka ma już siedemnaście lat - Zarumieniłam się nieco na ich rodzicielskie komentarze,
Po chwili pojawiła się między nimi głowa.
- Ryan! - Zawołałam i podbiegłam, by go przytulić.
Może nie mam z nim najlepszych stosunków, ale brakowało mi go w ciągu ostatnich kilku tygodni - Cieszę się, że udało Ci się przyjechać - Uśmiechnęłam się do niego, gdy się już odsunęłam.
- Za nic na świecie nie przegapiłbym urodzin swojej ulubionej siostry - Uśmiechnął się słodko, zabrzmiało to zupełnie, jak nie on.
- Masz tylko jedną siostrę - Odpowiedziałam drwiąco.
Przewrócił figlarnie oczami.
- Wyglądasz pięknie, Brooke.
- Dziękuję, Ry - Użyłam pseudonimu, którym nazywałam go, kiedy byliśmy młodsi.
- Brooke! Wyglądasz, jak księżniczka - Zawołał radośnie Tommy, biegnąc do mnie.Księżniczka, tak? Och, ironia.
- Och, dziękuję Tommy - Uklękłam, mierzwiąc mu włosy. Był już ubrany do snu.
- Pójdziesz w przyszłym roku - Wstałam i trąciłam łokciem Blake'a, widząc jego groźne spojrzenie.
- Ha ha - Roześmiał się bez humoru, ale w końcu się uśmiechnął - Baw się dobrze, siostro.
Skinęłam głową i przytuliłam go. Cieszyłam się, że zapomniał - albo udawał - o tamtej nocy i nie zadawał żadnych pytań. Zrobiliśmy kilka zdjęć aparatem Kelsey, aż moja mama wygoniła nas z domu twierdząc, że się spóźnimy. Nigdy nie pomyślałam, że dożyję dnia, w którym moja mama będzie chciała, abym poszła na imprezę.

**

Drzwi wielkiej windy rozsunęły się, kiedy czerwone cyferki wskazały "46". Wow. Weszliśmy do holu czegoś, co wyglądało, jak całe piętro zarezerwowane na przyjęcia i inne rzeczy. Przed nami były drewniane, duże ciemne drzwi. Muzyka dudniła z drugiej strony i można było również usłyszeć rozmawiających ludzi. Obok drzwi był stos prezentów w różnych opakowaniach i kolorach, każdy z nich w innym rozmiarze. Nie sięgał jeszcze sufitu, ale do końca imprezy prawdopodobnie będzie, zważając na to, że Kelsey zaprosiła prawie wszystkich. Sama myśl o otwarciu wszystkich pudełek już mnie męczyła.
Kiedy przeszliśmy przez próg, głośność muzyki znacznie wzrosła. Piosenka Ke$hy brzmiała w głośnikach, podczas, gdy ludzie tańczyli na prowizorycznym parkiecie. Pomieszczenie było dość duże i zostało ozdobione balonami i kolorowymi światłami. Ludzie wydawali się dobrze bawić. Były stoły pełne jedzenia i napojów. Już dostrzegłam butelki piwa i innych napojów, których moja mama by nie pochwaliła. Kelsey zdecydowanie wie, jak organizować imprezy. Uśmiechnęłam się do siebie, oczekując na tę noc, która miała się właśnie zacząć. Po raz pierwszy, odkąd zaczęłam się przygotowywać zepchnęłam Justina wgłąb mojego umysłu, choć wiedziałam, że nie potrwa to długo.
- Spóźnienie się na własną imprezę - Zaszydziła Kelsey, idąc obok mnie.
Mój brat Ryan już zniknął, rozmawiając z jakimiś dziewczynami, które chyba były z mojej szkoły. Typowy facet.
- To jest niesamowite Kels, dziękuję! - Krzyknęłam i objęłam ją szybko.
Posłała mi uśmiech i wyciągnęła mnie na środek parkietu. Ludzi witali mnie w drodze i życzyli wszystkiego najlepszego. Chwilę z nimi porozmawiałam, lecz wciąż patrzyłam w stronę drzwi, sprawdzając, czy Justin przyszedł. Co? Mówiłam, że długo to nie potrwa.
- Wszystkiego Najlepszego - Ktoś szepnął mi do ucha, owijając ramiona wokół mojej talii.
Odwróciłam się, rozczarowana tym, co wiedziałam, że zobaczę.
- Nate, dzięki - Posłałam mu uśmiech, który jednak nie sięgał moich oczu.
Cały tydzień, odkąd powiedział mi o swoim samochodzie, czułam się przy nim dziwnie. Było mi źle, jakbym kłamała mu w twarz. A może naprawdę kłamiesz? Zignorowałam swoje sumienie, decydując się cieszyć dniem dzisiejszym. W końcu to moje urodziny. Tańczyłam z Natem, unikając go za każdym razem, gdy chciał mnie pocałować i pozwalając mu tylko na kilkakrotne cmoknięcie moich ust. Zmarszczył brwi na moje zachowanie, ale nie mogłam się zmusić, by go bardziej pocałować, nie myśląc przy tym o Justinie.
Przerwała nam nagła cisza. Muzyka wciąż rozbrzmiewała z głośników, ale ludzie zamilkli. Wyjrzałam znad ramienia Nate'a i zobaczyłam Justina i Tysona, zmierzających w moim kierunku. Dziewczyny chichotały i komentowały to, jak przystojny był Justin. Zapomniały o Tysonie, kiedy pojawiła się przy nim Kelsey i otrzymała całusa w usta. Justin zdecydowanie przyciągał wszystkie spojrzenia, przez swój zapierający dech w piersiach wygląd. Jego perfekcyjnie ułożone włosy, jego pewne siebie piwne oczy, sposób w jaki czarna koszulka z dekoltem w serek przylegała do jego torsu i to, jak jego szare dżinsy wisiały nisko pod biodrami w ten seksowny sposób, jak zawsze. W zasadzie cały ten jego wygląd bad boy'a był oszałamiający. Przewróciłam oczami na dziewczyny, które śliniły się na jego widok, ale potem uświadomiłam sobie, że sama robiłam to samo. Natychmiast zamknęłam usta i opanowałam się, robiąc krok od Nate'a. On też się odwrócił, a Justin się skrzywił, ale w ciemności Nate tego nie zauważył. Podeszłam do Justina.
- Cześć - Zdałam sobie sprawę, że próbuję stłumić szeroki uśmiech. Myśl o nim uszczęśliwia mnie bardziej, niż powinna.
- Cześć - Posłał mi swój nikczemny uśmieszek powodując, że moje usta również wygięły się w uśmiechu.
Przytuliłam go krótko, bo Nate nadal stał obok. O Boże, dlaczego on musi pachnieć Axe? To sprawia, że wszystko jest dziesięć razy trudniejsze, a Justin jest dziesięć razy seksowniejszy.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Wyglądasz... Oszałamiająco - Powiedział, gdy ludzie wrócili do własnych spraw.
Oszałamiająco... Hm, ciekawy dobór słów, zwłaszcza, że to samo pomyślałam o nim.
- Dziękuję. Ty też nie wyglądasz źle - Przyznałam roztargniona, zakręcając kosmyk włosów na palec.
- Justin, tak? - Nate stanął obok mnie i wyciągnął dłoń w stronę Justina.
- Tak - Potwierdził, ściskając jego dłoń i minimalnie przewrócił oczami
- Cieszę się, że udało Ci się przybyć z Tennessee. Założę się, że Bella jest bardzo szczęśliwa - Uśmiechnął się do mnie rozmarzony.
Spojrzenie moje i Justina spotkało się na chwilę i oboje stłumiliśmy śmiech. Całkowicie zapominałam o tym kłamstwie, które powiedziałam Nate'owi wtedy w Starbucksie.
- Pewnie. Mam nadzieję, że moja obecność tutaj ją uszczęśliwiła - Justin spojrzał na mnie jeszcze raz, a w jego spojrzeniu kryło się coś jeszcze.
- Uszczęśliwiła - Odpowiedziałam, skinąwszy im obojgu.
- Wszystkiego najlepszego BB! - Tyson krzyknął nagle zza pleców Justina, podnosząc mnie w uścisku.
To mnie zaskoczyło, więc podziękowałam mu i zaczęłam się śmiać. Nate spojrzał na mnie zdezorientowany. Zniknęli wkrótce po tym, aby wziąć drinki, a ja mimo, że chciałam pójść z nimi, musiałam zostać z Natem.
- Kim był ten ciemnoskóry koleś? - Zapytał, kiedy byli poza zasięgiem słuchu.
- To przyjaciel Justina - Wzruszyłam ramionami.
- Wydaje się, że między nim a Kelsey jest coś na rzeczy - Wskazał brodą na tą dwójkę tańczącą razem.
Uśmiechnęłam się, mimo jego kwaśnego tonu. Nie spodobał mi się ani trochę.
- I co oni mają na sobie? Wyglądają, jakby wyszli z getta - Skrzywił się, na co we mnie się zagotowało. Gdybyś tylko wiedział.
- Nie każdy ubiera garnitur na imprezę dla nastolatków - Odparłam gorzko, spoglądając na jego granatowy garnitur.
- Woah, nie bądź taka defensywna. Ja tylko mówię, że nie wyglądają na ludzi, z którymi Ty i Kelsey zazwyczaj się spotykacie - Podniósł ręce w geście obronnym.
- Idę się napić - Zignorowałam go po prostu i odeszłam, zanim zdążyłby coś powiedzieć, mieszając się z resztą tańczących osób.
Gdy dotarłam do stolika z drinkami, zauważyłam Justina, który pił piwo opierając się o ścianę i wpisując coś w telefonie.
- Czy to jest to, czego się spodziewałeś? - Zapytałam, opierając się o ścianę obok niego i biorąc łyk z mojego kubka dietetycznej coli. Żadnego alkoholu dzisiaj.
Justin schował telefon do kieszeni, spoglądając na mnie z krzywym uśmieszkiem.
- Muszę przyznać, że nie, ale jestem trochę rozczarowany, że nie ma Mozarta - Wypchnął słodko dolną wargę i miałam ochotę ścisnąć jego policzki.
Jednak smutna minka szybko zmieniła się w uśmiech. Zachichotałam, chowając kosmyk włosów za ucho. Kiedy ponownie na niego spojrzałam, uderzyła mnie jego bliskość.
- Dziwię się, że Twój chłopak spuścił Cię z oka - Wyszeptał.
Przewróciłam oczami.
- On po prostu... Nieważne - Urwałam, zanim powiedziałabym coś, co wywołałoby kolejną kłótnię. Wszyscy wiemy, jaki jest Justin.
Ściągnął brwi, ale odpuścił.
- Podoba mi się Twoja sukienka - Powiedział, przed kolejnym łykiem piwa.
Po tym oblizał usta, na co mój żołądek się ścisnął. Dlaczego on musi tak na mnie działać?
- Dziękuję, moja mama zaprojektowała ją dla mnie - Wyjaśniłam radośnie, wypijając resztę coli, próbując się ochłodzić.
- Rozumiem, że to nie jest alkohol? - Uniósł brew.
- Tylko cola. Dzisiaj nie piję - Zapewniłam go - Nie po ostatnim... - Urwałam. Świetny sposób, by przypomnieć mu o Waszym pocałunku, Brooke. W duchu pokręciłam głową.
Zarumieniłam się na myśl o tym, ale dzięki kolorowym światłom, Justin tego nie zauważył.
- Nie chcemy, by to się stało ponownie - Skinął głową z lekkim uśmiechem - Cóż, nie jestem pewien, czy naprawdę bym się sprzeciwiał - Na jego twarzy zagościł uśmiech, a ja zarumieniłam się jeszcze bardziej.
- Bella, musisz to zobaczyć - Przerwał nam krzyk jakiejś dziewczyny -na szczęście- przez co popatrzyłam na nią.
Miała azjatycką urodę i chyba miała na imię Nelly, ale nie przyjaźnię się z nią. Widząc moje zdziwienie, pociągnęła mnie za rękę w przeciwną stronę pomieszczenia. Spojrzałam na Justina, a on patrzył na mnie rozbawiony, ale ruszył za nami przez morze ludzi.
- Nie, Brooklyn nie patrz - Kelsey zatrzymała mnie, stając między mną a tym, co ta cała Nelly chciała mi pokazać.
Pchnęłam ją lekko na bok i przysięgam, że moja szczęka uderzyła o podłogę, kiedy zobaczyłam scenę rozgrywającą się przede mną.

Mój chłopak i moja najlepsza przyjaciółka obściskiwali i całowali się na mojej imprezie urodzinowej.


Justin

Ruszyłem przez parkiet za Brooklyn, którą prowadziła ta dziwna Azjatka, z którą chyba nie znały się zbyt dobrze. gdy dotarliśmy na druga stronę, Kelsey stanęła przed Brooke, utrudniając nam zobaczenie tego, co było za nią. Brooke pchnęła ją lekko na bok, więc mieliśmy dokładną wizję tego, co tak bardzo musiała zobaczyć. Moje oczy prawie wyskoczyły z orbit na widok Nate'a całującego ciemnowłosą dziewczynę. Na początku nie wiedziałem, kim jest, ale kiedy ujrzałem jej twarz przypomniałem sobie dziewczynę, która siedziała w jego samochodzie w ten dzień, kiedy byliśmy w Starbucksie - przyjaciółkę Brooklyn.
Spojrzałem na Brooke. Łzy spływały po jej policzkach, a usta miała otwarte, jakby ujrzała potwora.
- Co do cholery? - Krzyknęła, a ja podziwiałem jej zdolność do nie przeklinania, w takich okolicznościach.
"Para" odsunęła się od siebie i spojrzała na nią w zdumieniu.
- Bella, ja... - Nate starał się coś powiedzieć.
- Nie - Warknęła, unosząc palec.
To wystarczyło, by zamknął swoje głupie usta i zostawił ją w spokoju. Zebrałem w sobie wszystkie siły, aby nie złamać mu teraz tego pieprzonego nosa, ale rozproszył mnie fakt, że Brooke wybiegła na zewnątrz pomieszczenia, a ja za nią. Kelsey natychmiast zaczęła na nich krzyczeć i o ile Nate wydawał się zasmucony, to suka uśmiechała się triumfalnie. Pokręciłem głową i pobiegłem za Brooklyn. Wybiegła na zewnątrz, na jeden z ogromnych tarasów budynku.
- Brooklyn! Brooklyn stop! - Wołałem za nią, dopóki się nie zatrzymała.
Ona opadła na podłogę, zanosząc ją płaczem.
- Nie nie, chodź tu - Podniosłem ją na nogi, by nie pobrudziła sobie sukienki.
Założę, że w każdej innej sytuacji, przejęła by się tym.
Trzymałem ją w ramionach przez chwilę, nie wiedząc dokładnie, co powinienem zrobić, więc po prostu głaskałem jej plecy w kojący sposób, aby się uspokoiła. Kiedy przestała płakać, spojrzała na mnie. Wytarłem kciukami jej zapłakane policzki. Źle się czułem, widząc ją płaczącą przez tego kretyna, który nie był tego wart. Pociągnęła cicho nosem, a ja poprowadziłem ją do ławki, która znajdowała się kilka metrów od nas. Usiadła i objęła swoje ramiona.
- Zimno Ci? Powinniśmy wrócić do środka - Wskazałem kciukiem za siebie na szklane drzwi, które połączone były z salą.
Co miałem zrobić w takiej sytuacji? Nie miałem pojęcia.
- Nie, ja nie chcę tam iść - Przeczesała palcami swoje długie włosy, które zauważyłem, że były wyprostowane.
Wiatr wiał w jej jasnofioletową sukienkę, która pasowała do jej karnacji. Wyglądała pięknie, choć wątpiłem, że było jej wygodnie w tych beżowych szpilkach ze złotymi ćwiekami. Nawet w nich była niższa ode mnie i z jakiegoś powodu mi się to podobało.
- Nie myśl o tym, on jest dupkiem, który nie zasługuje na Twoje łzy. Jesteś za dobra dla niego, Księżniczko - Byłem zaskoczony, jak szczerze to zabrzmiało i sprawiłem, że uśmiechnęła się przelotnie.
- Naprawdę tak uważasz? - Zapytała, patrząc na mnie spod długich rzęs- których makijaż cudem przeżył powódź łez- przygryzając wargę.
Skinąłem głową uspokajająco.
- Tak. On nie wie co stracił - Odgarnąłem jej włosy z twarzy.
- Dziękuję, Justin - Posłała mi mały, pełen nadziei uśmiech - To nie fakt, że mnie zdradził denerwuje mnie najbardziej, bo w pewnym sensie zrobiłam to samo. To fakt, że zrobił to na mojej imprezie urodzinowej, z jedną z moich najlepszych przyjaciółek i to na oczach wszystkich. On mnie upokorzył - Pokręciła głową ze smutkiem, ale już nie szlochała.
Zamiast tego w jej brązowych oczach błysnął gniew i przez chwilę obawiałem się tego, co mogła zrobić.
- Rozumiem - Potarłem jej ramiona w górę i w dół, wyczuwając gęsią skórkę.
Było naprawdę zimno, a jej sukienka była bez ramiączek.
- Mam pomysł. Weź żakiet, a ja pokażę Ci mój prezent - Podałem jej dłonie, wstając.
- Kupiłeś mi prezent? - Spojrzała na mnie zdumiona.
- Nie do końca go kupiłem, dlatego potrzebujesz żakietu. Weźmiemy mój samochód - Wyjaśniłem tajemniczo, przez co zmarszczyła brwi, nuta ekscytacji błyszczała w jej oczach.
- Okej. Ty i te Twoje niespodzianki - Zachichotała wstając, powodując u mnie uśmiech, bo pomimo sytuacji udało mi się ją rozśmieszyć. Jej chichot był słodki.
Wróciliśmy do pomieszczenia, gdzie temperatura była znacznie wyższa.
- Najpierw muszę coś zrobić - Powiedziała mi do ucha i ruszyła do miejsca, gdzie widzieliśmy Nate'a i tą dziewczynę - której imienia nie pamiętam - całujących się.
Dlaczego ona chce to znów zobaczyć? Poszedłem za nią i zatrzymałem się, kiedy ona to zrobiła, by nasze ciała się nie zderzyły. Wydawali się kłócić, ale Brooklyn zignorowała to i poklepała Nate'a po ramieniu, przez co się odwrócił. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, uderzyła go w twarz, zostawiając czerwony ślad na jego policzku. Otworzyłem usta. Czy ona, niewinna, mała Brooklyn właśnie to zrobiła? To był naprawdę zabawny widok. Jej przyjaciółka sapnęła, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Brooke wylała na nią lepką zawartość czerwonego kubka, oblewając jej zieloną sukienkę i doskonale wystylizowane - aż do teraz - włosy. Dziewczyna otworzyła usta jeszcze szerzej i jęknęła patrząc na Brooklyn, która zaśmiała się gorzko.
- Pieprzcie się oboje - Powiedziała z obrzydzeniem, wymawiając powoli każde słowo.
Oboje się przerazili, cholera nawet ja się przeraziłem. Wokół nas słychać było ochy i achy jak i chichoty oraz plotkowanie. Bez wątpienia, ta impreza przejdzie do historii. Przeklinająca Brooklyn... To była jedna z najdziwniejszych i najzabawniejszych rzeczy na świecie.
To powiedziawszy, wyszła z pomieszczenia, zabierając swój żakiet i musiałem pobiec, żeby ją dogonić.
- Wow. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem - Pogratulowałem jej, zabierając swoją czarną skórzaną kurtkę.
- Dziękuję Bieber - Skinęła głową, po czym na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech - Rzeczywiście lepiej się poczułam, jak to zrobiłam - Przyznała, wchodząc do windy.
- Zamieniasz się w totalną buntowniczkę, Reed - Zaśmiałem się i nacisnąłem guzik na parter.
Nigdy nie przyzwyczaję się do takich miejsc. Winda była niemal większa, niż mój pokój.
- Więc gdzie jest Twój prezent? - Zapytała z ciekawością.
- Niespodzianka, niespodzianka - Powiedziałem śpiewnym głosem, wiedząc, że ją to drażni.
- Ugh - Zrobiła smutną minkę.
- Nie patrz tak na mnie. Kiedy nie spodobała Ci się moja niespodzianka? - Uśmiechnąłem się niewinnie, unosząc brwi.
Szturchnęła mnie w żebra, bym się zamknął, ale oboje wybuchnęliśmy po chwili śmiechem. Kiedy w końcu dotarliśmy na parter, ruszyłem tam, gdzie myślałem, że jest wyjście.
- W tę stronę - Brooklyn wskazała przeciwny kierunek.
- Och, tak - Podrapałem się po karku z zakłopotaniem.
Szerze mówiąc zgubiłbym się w tym hotelu. Kto w ogóle robi przyjęcia urodzinowe w hotelach? Chyba tylko bogaci.
Kiedy przeszliśmy przez szklane drzwi obrotowe, Brooke otuliła się szczelniej białą marynarką. Na zewnątrz było dość chłodno, choć nie tak bardzo, jak na tarasie, ponieważ nie było tak wysoko. Musiałem poprosić jakiegoś mężczyznę, by oddał mi mój samochód - coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem - a po spojrzeniu na mnie podejrzliwie, wrócił moim nowo nabytym, sportowym samochodem, podając mi kluczyki. Otworzyłem drzwi przed Brooklyn czując, że muszę sprawić, by jej dzień był jeszcze szczęśliwszy po tym, czego była świadkiem. Była tak podekscytowana, jak dziecko na Boże Narodzenie.
- Denerwujesz się? - Zapytałem, wyjeżdżając z hotelowego parkingu.
- Bardzo - Przyznała, stukając opuszkami palców w swoje udo.
Zachichotałem.
- Nie ekscytuj się za bardzo. Prawdopodobnie to będzie gówno w porównaniu z tym, co znajduję się w tych wszystkich pudełkach.
- Dlaczego tak mówisz? - Zmarszczyła brwi - Lubię oryginalne prezenty a nie takie, po które można wysłać gosposię i założę się, że spodoba mi się Twój prezent, cokolwiek to będzie - Uśmiechnęła się słodko.
- Mam nadzieję - Westchnąłem, jadąc do naszego celu.
Podczas jazdy słuchaliśmy radia. Brooke pytała o nazwę każdego utworu, a ja śmiałem się z jej braku wiedzy na temat rapu.
- Nie lubię tej muzyki, ale muszę przyznać, że dobrze rapujesz - Pochwaliła mnie, kiedy śpiewałem "Not Afraid" Eminema.
- Wiem - Mrugnąłem do niej pewny siebie, na co przewróciła oczami.
- Nigdy nie przeboleję Twojej arogancji - Mruknęła.
- Powinnaś się do tego przyzwyczaić - Powiedziałem rozbawiony.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Zamknij oczy - Rozkazałem.
- Co? Dlaczego?
- Ufasz mi? - Westchnąłem, wyłączając silnik i wychodząc z samochodu.
- Nie - Usłyszałem jej odpowiedź, zanim wysiadłem.
- Szkoda, bo będziesz musiała - Wzruszyłem ramionami, otwierając drzwi po jej stronie.


Brooklyn

Wysiadłam ostrożnie z samochodu, obserwując każdy ruch Justina. Nie rozpoznałam miejsca. Widziałam tylko, że byliśmy przy jakiejś rzece, w pobliżu mostu. Lampy uliczne oświetlały deptak, ale nikogo nie było w zasięgu wzroku.
- Gdzie jesteśmy? - Zapytałam.
Justin zamknął samochód i odpowiedział.
- Nie sądzę, że wiesz co to za miejsce. Naprawdę byłbym zaskoczony, gdybyś znała.
Rozglądając się zauważyłam kilka świateł w domach, które wyglądały na stare i brudne. Manhattan był widoczny z daleka, przedstawiając kontrastujący spektakl świateł.
- Dlaczego zawsze kończę w takich miejscach, kiedy jestem z Tobą? - Zmarszczyłam nos.
- To jest w pakiecie - Mrugnął do mnie figlarnie - Teraz zamknij oczy, albo założę Ci na nie opaskę - Zabrzmiało groźnie, gdy to powiedział, przez co przeszedł mnie dreszcz.
- Okej, wyluzuj. Zamknę je - Zamknęłam oczy niechętnie i czekałam, aż mnie poprowadzi - Pomożesz mi, czy nie? - Uniosłam lekko powieki, by na niego spojrzeć. Śmiał się.
- Och tak, jasne - Szybko podszedł do mnie i objął mnie ręką w talii, podtrzymując mnie.
Drugą ręką prawdopodobnie sprawdzał, czy nie podglądam i zamachał nią przed moją twarzą, czy coś. Po chwili zaczęliśmy iść.
- Dobra, teraz idź przed siebie - Przeszliśmy tak kilka metrów, po czym skręcił w prawo - Teraz będą schody.
Schody?! Krzyknęłam w duchu.
- Justin, ja spadnę. Schody, szpilki, brak wizji i ja nie idą w parze - Stwierdziłam rzeczowo, chwytając jego rękę dla większego bezpieczeństwa.
- Powinnaś dodać jeszcze wysokość dwudziestu metrów.
- Co? - Krzyknęłam, próbując się odwrócić.
- Żartowałem - Usłyszałam jego śmiech. Nie łatwej byłoby otworzyć na chwilę oczy? - Nie pozwolę Ci upaść - Jego głos stał się poważny, przez co przeszedł mnie dreszcz i poczułam mrowienie w żołądku.
Schody wydawały się nie kończyć, ale wreszcie stanęliśmy na płaskiej ziemi. Myślę, że jesteśmy teraz pod tym mostem, który wcześniej widziałam.
- Mogę już otworzyć oczy? - Jęknęłam.
- Jeszcze nie. Sekunda - Kazał mi przesunąć się nieco do przodu, a potem zatrzymał się.
Czułam, że stoi za mną.
- Okej, teraz możesz je otworzyć - Zabrzmiał nerwowo, oczekując mojej reakcji.
Zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do nagłego światła, czując ekscytację. Kiedy spojrzałam przed siebie ujrzałam duże graffiti na ścianie, która łączyła most z ziemią. Mrużąc oczy, by przeczytać, pisnęłam, jak mała dziewczynka.
"WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO KSIĘŻNICZKO" było napisane dużymi niebiesko-fioletowymi literami.
Odwróciłam się w zachwycie, zupełnie oniemiała. Zarzuciłam Justinowi ręce na szyję, by przytulić go mocno. Wyraźnie nie spodziewał się mojej reakcji, bo zachwiał się lekko, zanim odwzajemnił gest.
- Podoba Ci się? - Zapytał z nadzieją w głosie.
- Justin, to jest... To jest niesamowite! Uwielbiam to! - Zapiszczałam i przytuliłam go raz jeszcze, nie będąc w stanie powiedzieć czegoś bardziej rozbudowanego - To najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam - Uśmiechnęłam się z czystej radości.
To zdecydowanie poprawiło mi humor.
- Poważnie? - Uniósł brwi, oniemiały.
- Tak, nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś tak specjalnego... Nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś graffiti - Nie mogłam wyjść z mojego szoku.
Wzruszył ramionami skromnie.
- Cieszę się, że Ci się spodobało - Uśmiechnął się do mnie, a ja odwróciłam się, by znów podziwiać dzieło.
To było niesamowite i zastanawiałam się, ile dziewczyn zabiłoby, żeby dostać taki prezent od chłopaka takiego, jak Justin. A ja jestem tą szczęściarą. Nie mogłam zetrzeć uśmiechu ze swojej twarzy.
- Więc myślisz, że Ty i ten idiota to koniec? - Zapytał nieśmiało Justin, przez co raz jeszcze odwróciłam się do niego.
Trzymał ręce w kieszeniach i przygryzał wargę.
- Tak, zdecydowanie - Skinęłam gorączkowo głową, mając ochotę zakpić. Co Ty w ogóle widziałaś w Nacie? Pytałam siebie.
Zrobił krok w moją stronę i oblizał wargi.
- Dobrze, bo naprawdę chciałem to zrobić - Pogłaskał mnie knykciami po policzku, po czym ujął moją twarz w dłonie.
Mój oddech uwiązł w gardle w oczekiwaniu. Powoli przeniósł wzrok na moje usta, a po chwili jego miękkie, pełne, idealne wargi były na moich, całując je czule. Chwyciłam dłońmi jego przedramiona, szukając asekuracji. Przez moje ciało przebiegł dreszcz, a nasze usta poruszały się zgodnie. Jedna z jego rąk przeniosła się na moją szyję, pozwalając mi chwycić dłonią jego policzek. Tym razem mogliśmy w pełni cieszyć się błogim uczuciem, bez alkoholu, który przyćmiłby naszą świadomość, bez żalu. Tym razem Justin nie poszedł dalej, odsunął się i przycisnął czoło do mojego i oboje staraliśmy się odzyskać oddech po tak intensywnej chwili.
- Jesteś zbyt piękna, by płakać, Brooke - Wyszeptał i ogromny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy.

Ojej.


_____________

B.R.O.N.X | Wszystkie RozdziałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz