Promise

19.9K 741 34
                                    

[Uwaga! Rozdział zawiera wątek erotyczny. Czytasz na własną odpowiedzialność]

Brooklyn

Pobiłam własny rekord, przyjeżdżając na ulicę Justina w dwadzieścia minut. Może przekroczyłam kilka razy prędkość i przejechałam na czerwonym świetle, ale byłam tak zdenerwowana i szybko chciałam zobaczyć Justina, że mandat byłby teraz najmniejszym z moich zmartwień. Wzięłam głęboki oddech, zanim zatrzymałam swoje Audi, które udało mi się zaparkować między bordowym vanem, a samochodem policyjnym. Wprawdzie nieco zaniepokoiłam się widząc ten samochód, ale rozluźniłam się, gdy ujrzałam dwóch policjantów, do których należał, idących w kierunku małej restauracji. Chyba pomyślałam, że Justin wpadł w jakieś kłopoty. Znowu.
Jak zawsze drzwi budynku były otwarte (wątpię, by jeszcze miały jakiś zamek), więc weszłam do starego lobby - jeśli można tak to nazwać. Ze ścian odchodziła farba i na ich powierzchni powstały brudne plamy od wilgoci. Nawet nie było dozorcy. W rzeczywistości jedyne co tam było, to skrzynki na listy mieszkańców, zajmujące jedną ze ścian, choć przy niektórych brakowało drzwiczek lub były otwarte. Ale reszta budynku, nie wyglądała na tak zniszczoną. Widziałam tylko mieszkanie rodziny Justina i było ono miłe i przytulne.
Udałam się powoli po schodach w górę, myśląc o tym, co dokładnie chciałam mu powiedzieć, kiedy otworzy drzwi. "Hej, wiem, że się rozłączyłam, ignorowałam cię całymi dniami i nazwałam cię potworem, więc przepraszam." Brzmi żałośnie. Wiem, że nawet nie powinnam myśleć nad jakimiś słowami, bo i tak wszystkiego zapomnę. Wzdychając ciężko - nigdy nie przyzwyczaję się to niesamowicie wielkiego wysiłku, jakim było wyjście po schodach na szóste piętro - pomyślałam, że Kelsey byłaby teraz ze mnie dumna. Przez cały tydzień miałam wrażenie, że jest bardziej po stronie Justina, niż mojej, a rzekomo jest moją przyjaciółką. Twierdziła, że to co zrobił Justin nie było jakimś wielkim przewinieniem, ale ona nie znała osobiście Michaela - nie miała brata, który widział śmierć swojego najlepszego kumpla. Na dodatek, Tyson powiedział jej o tym, zanim mogłaby dowiedzieć się w inny sposób. Oczywiście, że była zła z tego powodu, ale jak powiedziała: "przeszłość to przeszłość, teraz jest teraz". Myślę, że miała rację. Justin się zmienił, ale tym, co mnie niepokoiło, był fakt, że coś przede mną ukrył. To sprawiało, że zastanawiałam się, czego jeszcze byłam nieświadoma.
Kiedy dotarłam pod drzwi mieszkania Justina, byłam jednocześnie zasapana i zdenerwowana, przez co przygryzałam lekko wnętrze policzka. Co jeśli każe mi spadać? Co jeśli on już nie chce być w związku z takim emocjonalnym wrakiem człowieka, jakim jestem ja? Odsunęłam te bezsensowne pytania w zakamarki swojego umysłu, szufladkując je pod hasłem "rzeczy, którymi powinnam przestać się zadręczać". Moje dłonie były spocone, gdy chciałam zapukać do drzwi - czy może raczej powinnam zadzwonić dzwonkiem? Zbeształam samą siebie za bycie tak głupią. Nacisnęłam roztrzęsionym palcem biały przycisk obok framugi drzwi, a irytujący dźwięk dzwonka rozbrzmiał w powietrzu dłużej, niż powinien, mieszając się z czyimiś pospiesznymi krokami.

To Justin? Czyżby na mnie czekał?

- Ty - powiedział jakiś głos tonem, w którym jednocześnie czaiło się oskarżenie i ekscytacja, gdy tylko drzwi się otworzyły. Oczywiście to była Jazmyn. Stała, przyglądając mi się tak, jakbym miała jakiś sekretny powód, by tu przyjść, a ona chciała go poznać. - Trochę ci zajęło, zanim tu się pojawiłaś.
Zmarszczyłam brwi na jej komentarz, ale zanim zdążyłam zapytać, co miała na myśli - wiedziała o problemach moich i Justina? Mówimy tu o Jazzy, ona wie wszystko - znów się odezwała.
- Bieber jest w swoim pokoju, prawdopodobnie płacząc, albo myśląc o sposobach na zakończenie swojego życia - powiedziała takim tonem, jakby to było coś, co robi w swoim pokoju na co dzień.
Spojrzałam na nią z przerażaniem, a ona tylko zachichotała.
- Wyluzuj, żartowałam - pacnęła żartobliwie moje ramię, lecz ja nadal byłam w szoku. - Wejdziesz, czy nie?
- T-tak - wyjąkałam z przerażeniem. Wydawało się, że Jazmyn lubi mnie zastraszać, zwłaszcza z tym jej szczególnym poczuciem humoru, do którego przyzwyczajenie się, zajęło mi kilka miesięcy.
Wpuściła mnie i wzięła ode mnie płaszcz, cały czas obserwując każdy mój ruch i wyraz twarzy. Zaczęłam czuć skrępowanie.
- Co? - Zapytałam nieśmiało, przeczesując włosy i wygładzając bluzkę.
Jazmyn zamrugała.
- Nie wiem, co się stało. Justin nie chce mi o tym powiedzieć, ale cokolwiek to jest, jestem pewna, że potrafisz to naprawić - powiedziała, patrząc na mnie niewzruszenie. - Przepraszam, źle to zabrzmiało. Ty musisz to naprawić.
Otworzyłam szeroko oczy, słysząc jej apodyktyczny ton.
- Nie chcę widzieć mojego brata w takim stanie raz jeszcze, rozumiesz? Wiem, że go kochasz i te inne bzdury. Więc idź do jego pokoju i porozmawiajcie. Macie około dwie godziny, zanim mama i Jaxon wrócą od lekarza. Brzmi jak wystarczająco dużo czasu na jakiś dobry seks na zgodę - posłała mi szeroki uśmiech i bez słowa wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi.
Stałam tam przez minutę, oszołomiona. Wiem, że nie powinnam być zaskoczona niczym, co mogłaby powiedzieć Jazmyn, ale to było po prostu... Dziwne, jak mówiła różne rzeczy, nie przejmując się niczym. Seks na zgodę? Poważnie? Czasami trudno było uwierzyć, że ona ma zaledwie piętnaście lat.
Jeśli Justin słyszał naszą rozmowę, to stwarzał pozory, że tak nie było. Drzwi do jego pokoju wciąż były zamknięte i wyglądały dla mnie groźnie z końca krótkiego korytarza, przez co poczułam coś dziwnego w żołądku. Co jeśli to był zły pomysł? Co jeśli przebyłam całą drogę na darmo i on nawet nie otworzy drzwi? No i znowu, irytujące pytania, przyprawiające mnie o ból głowy. Wzięłam głęboki oddech i w kilku krokach pokonałam odległość, dzielącą mnie od jego drzwi. Z jakiegoś powodu nie chciałam pukać. Byłoby niezręcznie, gdyby przyszedł otworzyć drzwi i mnie zobaczył. Modląc się, by nie były zamknięte, nacisnęłam klamkę i sprawnym ruchem otworzyłam je. Wiec nie były zamknięte.
Pokój nie był tak zabałaganiony, jak się spodziewałam - prawdopodobnie dzięki Pattie - ale w powietrzu czuć było okropny zapach marihuany, nawet gdy okno otwarte było na oścież, a chłodne powietrze dostało się do środka. Dreszcz przeszedł mi po plecach, ale nie wiem, czy to od chłodu, czy na widok Justina. Leżał on na plecach, na swoim łóżku, miał na uszach słuchawki - nie widziałam ich nigdy wcześniej - z których rozbrzmiewała muzyka tak głośno, że słyszałam ją od drzwi. Miał zamknięte oczy i dłonie na twarzy, ale kiedy usłyszał otwieranie drzwi, podniósł głowę i jęknął, popierając się na łokciach.
- Zapukać to już nie łaska? - Zapytał sennie.
Zdjął czerwone słuchawki, chyba Dr.Dre, na szyję i spojrzał na mnie. Podniósł się do pozycji siedzącej, jak tylko jego mózg zarejestrował moją obecność i otworzył usta. Pewnie nie spodziewał się zobaczyć mnie tutaj po tym, jak rozłączyłam się zaledwie pół godziny temu. Ze zdenerwowania przygryzłam dolną wargę i zaczęłam bawić się dłońmi. Justin nie mógł oderwać ode mnie wzroku, ale ja nie byłam w stanie go utrzymać. Zamiast tego, skupiłam swoje spojrzenie na oknie, przez które wpadało do pokoju mroźne nowojorskie powietrze.
- Mogę zamknąć okno? - Zapytałam, zaskakując samą siebie i spojrzałam krótko na Justina.
Odkaszlnął raz i powiedział.
- Jasne.
Przynajmniej brzmiał na tak samo niepewnego i zakłopotanego, jak ja. Po zamknięciu okna w pokoju zapanowała cisza. Justin wyłączył muzykę, a w pokoju nie słychać już było przytłumionych dźwięków. Odwróciłam się niepewnie wiedząc, że przyszłam tu po to, by z nim pomówić, a nie zachowywać się, jak tchórz. To był Justin, mogłam z nim rozmawiać o wszystkim, więc czemu byłam taka nieśmiała? Najgorsze było to, że on wydawał się niechętny do przełamania lodów. Pokonałam odległość, jaka dzieliła mnie od łóżka i usiadłam na brzegu, zachowując bezpieczny dystans między nami. Mój wzrok padł na niedopałek jointa w plastikowej popielniczce na biurku. Justin zauważył, że tam patrzę i spuścił głowę, jakby naprawdę było mu wstyd, że palił. Uderzyło mnie poczucie winy. To przeze mnie palił. Nie robił tego przez długi czas...
- Przepraszam - wyszeptałam.
Nie byłam pewna, czy mnie usłyszał, ponieważ mój głos był dość cichy, ale kiedy Justin podniósł głowę wiedziałam, że faktycznie słyszał. Wtedy zauważyłam ciemne kręgi pod jego oczami - nie były tak widoczne, jak w niedzielę, ale wciąż były; teraz w towarzystwie rozszerzonych źrenic - a jego włosy nie były ułożone, tylko opadały na czoło. Boki miał dłuższe w porównaniu z fryzurą, którą miał kiedyś, a grzywka niemal opadała mu na oczy. Potrzebował wizyty u fryzjera.
- To nie ty powinnaś przepraszać - odpowiedział Justin, jego głos odzyskał charakterystyczną pewność.
Oparł się o wezgłowie łóżka, odkładając słuchawki na szafkę nocną. Miał na sobie jedynie czarną koszulkę na bez rękawów i czarne dresy, ale najwyraźniej nie było mu zimno.
- Cóż, po to tu przyszłam, więc... - Zaczęłam, ale tym razem Justin na mnie nie patrzył, utkwiwszy swój wzrok w ścianie naprzeciwko siebie. - Słuchaj, nie będę mówić, że przesadziłam z tą całą sprawą z Michaelem, ponieważ nie sądzę, by tak było. Znałam Michaela bardzo dobrze, on i mój brat byli naprawdę bliskimi przyjaciółmi. Ale to, co powiedziałam wtedy po meczu - urwałam, by wziąć oddech. - Naprawdę nie miałam tego na myśli. Nie jesteś potworem.
Nie słysząc z jego strony żadnej odpowiedzi, kontynuowałam.
- Wiem, że miałeś swoje powody, by zrobić to co zrobiłeś i nienawidzę ich tak bardzo, jak nienawidzę tego, że pracowałeś dla tego całego Anthony'ego i wplątałeś się w coś tak strasznego... - Mówiłam dalej, wypuszczając powietrze. - Ale ciebie nie potrafię nienawidzić.
Na to spojrzał na mnie, w jego oczach kryła się nadzieja.
- Nie nienawidzisz mnie? - Brzmiał prawie na zaskoczonego.
- Nie - powiedziałam szczerze. - Nie mogłabym, nawet gdybym próbowała.
- To chyba dobrze - Justin wzruszył ramionami, jego minimalny pełny nadziei uśmiech zniknął.
- Wciąż jesteś na mnie zły za to, co powiedziałam? Bo już mówiłam, że nie miałam tego na myśli - zmarszczyłam brwi.
- Ja zły na ciebie? - Zaśmiał się gorzko. - Brooklyn, nie byłem na ciebie zły. Owszem, zabolały mnie te słowa, ale wiedziałem, że powiedziałaś je pod wpływem chwili - powiedział niskim głosem, kiedy zapadł się niego w poduszkę, na której się podpierał.
- Więc dlaczego mam wrażenie, że mi nie wierzysz? - Nalegałam, próbując chwycić jego dłoń, gest, do którego byłam przyzwyczajona, a teraz wydawał się dziwny.
Niemniej jednak on złapał się obiema dłońmi za niesforne kosmyki. Następnie skupił wzrok na mnie i powiedział.
- Bo w pewnym sensie jestem potworem. Wrzuciłem ciało tego kolesia do wody. Patrzyłem, jak płonie, od początku wiedziałem, że coś może się stać, od początku wiedziałem, jak to wszystko działa, jeśli chodzi o przywódców gangów i ich wrogów. Ale nic nie zrobiłem, aby go powstrzymać. I groziłem twojemu bratu i jego przyjacielowi po tym, czego byli świadkami. Powinienem był tego nie robić i wierz mi, nie ma dnia, w którym bym tego nie żałował - jego głos był bardzo poważny, pełen obrzydzenia, goryczy i bólu. Sposób w jaki na mnie spojrzał, troszkę mnie przestraszył.
- Ale nie chciałeś tego robić. Musiałeś - powiedziałam, starając się brzmieć stanowczo. Tym razem udało mi się chwycić jego dłonie, sprawiając, że na mnie spojrzał i mógł ujrzeć, że mu wybaczyłam.
- To niczego nie zmienia - wymamrotał tępo.
- Justin, przyszłam tutaj, by się pogodzić, a nie pogorszyć sytuację. Nie muszę widzieć, jak zadręczasz się czymś, co jest częścią przeszłości. Sam to powiedziałeś... Co się stało, to się stało, nie możesz tego zmienić. Ale jeśli ja potrafię ci wybaczyć, to dlaczego ty nie potrafisz wybaczyć sobie?
- Dlaczego chcesz mi wybaczyć, Brooklyn? - Zapytał, najwyraźniej zaskoczony. - Jestem dla ciebie nieodpowiedni. Mogłaś trafić o wiele lepiej, nie musząc przy tym oszukiwać swojego brata.
- Przestań, Justin. Co to wszystko ma znaczyć? Co z piosenką? - Zawołałam rozpaczliwie, szarpnąwszy go za ręce. Kiedy tu przyszłam, nie spodziewałam się, że znajdę w Justinie taki opór. Szczególnie nie przeciwko samemu sobie.
Wydawało się, że nie ma nic do powiedzenia, bo zamknął usta i spojrzał w dół. Wyglądał jak dziecko, któremu mama kazała stanąć w kącie i przemyśleć swoje zachowanie.
- Piosenka - ciągnęłam - kiedy ją śpiewałeś, czułeś ją. Wiesz, że się zmieniłeś, ja to wiem - podniosłam jego podbródek, gest wydawał mi się trochę obcy po tylu dniach bez dotykania go, ale jednocześnie poczułam się dobrze. - I dlatego chcę ci wybaczyć, zapomnieć o tym i po prostu być z tobą, bo cię kocham, a zostawienie cię nie jest wyborem.
- Ale rozłączyłaś się dzisiaj - odpowiedział zmieszany.
- Chciałam zobaczyć się z tobą osobiście, nie rozmawiać przez telefon - przyznałam. - Poza tym byłam w rozsypce.
Uniósł brwi.
- Płakałaś?
Przewróciłam oczami. Jakby to nie było oczywiste. Przed przyjazdem tutaj musiałam zmyć makijaż, który rozmazał mi się po całej twarzy.
- Wszyscy mi mówią, że potrzebuję cię w swoim życiu. Mama, Jazzy, tata. Nawet Tyson - zaśmiał się lekko.
- A potrzebujesz? - Zapytałam, mając nadzieję, że odpowie "tak".
Justin oblizał wargi, zanim odpowiedział, bawiąc się dłońmi. Czekałam cierpliwie, wiedząc, że pewnie stara się znaleźć słowa, by wyrazić swoje myśli.
- Odkąd cię poznałem, tak wiele się zmieniło - zaczął, unikając mojego spojrzenia. Wiedziałam, że wstydził się wyrażania swoich uczuć słowami. - Na początku myślałem, że jesteś tylko irytującą dziewczyną z bogatej rodziny, z którą zabawnie będzie się trochę podroczyć. Ale potem zdałem sobie sprawę, że naprawdę nie byłaś taka zła i tak jakby cię polubiłem.
- Tak jakby? - Uniosłam żartobliwie brwi.
Justin zaśmiał się lekko, zanim kontynuował.
- Zawsze zadawałaś mnóstwo pytań, zawsze chciałaś wszystko wiedzieć. Czasami byłaś, jak wrzód na dupie - posłał mi kiepską wersję swojego łobuzerskiego uśmieszku. - Ale nawet, gdy dowiadywałaś się o mnie prawdy, to nie traciłaś we mnie wiary. Nie obchodziło cię, że nie jestem bogaty, że dużo przeklinam, czy palę. Chodzi o to, że może nie lubisz pewnych rzeczy, które robię, ale nie zostawiłaś mnie z ich powodu. Starałaś się zmienić mnie na lepsze.
Uśmiechałam się do niego smutno w trakcie tej przemowy, ale on wciąż wydawał się zbyt nieśmiały, by na mnie spojrzeć, nawet po to, by ocenić moją reakcję.
- Kiedyś myślałem, że miłość nie istnieje, że nigdy nie znajdę dziewczyny, w której bym się zakochał. Ale to też zmieniłaś i sprawiłaś, że poczułem coś, czego nie czułem do żadnej dziewczyny nigdy wcześniej i coś jeszcze: że też byłem warty kochania.
- Strasznie negatywnie o sobie myślisz - powiedziałam, kręcąc głową.
Zignorował mnie.
- Moje życie byłoby całkiem popieprzone, nawet bardziej, niż teraz, gdyby cię tu nie było, więc tak, myślę, że cię potrzebuję.
W końcu spojrzał na mnie niepewnie. Jego oczy spotkały moje, złote i zielonkawe iskierki błysnęły w nich po raz pierwszy, odkąd przyszłam. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Mimo, że nienawidził, gdy nazywano go słodkim, potrafił być czasami naprawdę uroczy.
- Więc wybaczysz mi? - Zapytał, gładząc palcem mój nadgarstek i zerkając na mnie spod swoich niewiarygodnie długich rzęs.
- Tak - skinęłam głową. - Mój jedyny warunek to to, byś nie trzymał mnie już w nieświadomości. Nie chce między nami żadnych tajemnic. Nie chcę, by coś takiego się powtórzyło. Nie chcę, byś myślał, że osądzam cię za wszystko, co robisz, bo tak nie jest. Chcę, byś zaufał mi tak samo, jak ja ufam tobie, okej?
Justin skinął głową, choć nie wyglądał na przekonanego.
- Justin, mówię poważnie. Chcę wiedzieć, czym są te twoje "prace", o których mówiłeś. Chcę wiedzieć wszystko, nawet jeśli myślisz, że nie będę w stanie z czymś sobie poradzić. J-jestem silniejsza, niż myślisz - nie byłam tego do końca pewna, ale chciałam pozostać przy swoim.
- W porządku, jeśli nie uciekniesz przestraszona - odpowiedział, patrząc na mnie w powątpiewaniem.
- Nie ucieknę. Tylko powiedz mi wszystko. Dlaczego zacząłeś pracować dla Anthony'ego, co dla niego robiłeś i wszystko inne o czym powinnam wiedzieć.


Justin

Brooklyn patrzyła na mnie wyczekująco, kiedy układałem w głowie myśli, zastanawiając się, od czego mam zacząć. Na początku myślałem, ze nie mówi poważnie - dlaczego niby miałabyteraz chcieć usłyszeć to wszystko? - ale wydawała się zdeterminowana w swoim postanowieniu.
- Uwierz mi, nie chcesz tego słuchać. Właśnie się pogodziliśmy, nie chcę, byś znowu była przerażona moją przeszłością - powiedziałem, przesuwając się na łóżku tak, by miała więcej miejsca.
Brooklyn prychnęła. Siedziała po turecku obok mnie w taki sposób, że dekolt jej swetra ukazywał dość rozpraszającą część jej klatki piersiowej.
- Znowu nosisz nieśmiertelnik? - Zauważyłem po kilku sekundach, wskazując na łańcuszek na jej szyi. Zdjęła go po piątkowej nocy, ale sądząc po spojrzeniu, jakie mi posłała, myślała, że nie zauważyłem.
- Um, tak - wierciła się nerwowo, dopóki ponownie nie zniknął pod ubraniem. - Ale nie próbuj zmieniać tematu - upierała się, zaciskając usta w wąską kreskę. Zawsze spragniona informacji.
Ręce świerzbiły mnie i chciałem złapać jej dłonie - była tak blisko, że czułem ciepło jej ciała na swoich nagich ramionach i zapach jej słodkich perfum - ale atmosfera nie była jeszcze luźna i coś mi mówiło, że nie była jeszcze gotowa na kontakt fizyczny. Mimo, że wcześniej sama trzymała moje dłonie.
Westchnąłem, oblizując wargi. Chyba nie miałem innego wyjścia, jak zacząć mówić.
- Zacząłem pracować dla Anthony'ego, gdy miałem szesnaście lat. Nigdy wcześniej go nie widziałem, ale starsze dzieciaki w mojej szkole dość często o nim wspominały. Większość ludzi w tej części miasta słyszało o nim z tego, czy owego powodu. On kontroluje dużą część działalności przestępczej i czarnego rynku w tej dzielnicy - sprawdziłem, czy Brooklyn za mną nadąża.
Miała otwarte oczy i była pochylona w taki sposób, jakby uczestniczyła w najciekawszej lekcji w swoim życiu. Jej nadmierny zapał mnie absorbował. Niemniej jednak, kontynuowałem.
- W tym czasie ja i moi przyjaciele związaliśmy się z niewłaściwymi ludźmi. To byli kolesie z kłopotami, którzy rzucili szkołę, no wiesz, standard. Starszy brat Mike'a zaprosił nas na imprezę, którą Anthony organizował w swoim magazynie. Nie wiedzieliśmy, gdzie idziemy, po prostu czuliśmy się fajnie, bo zobaczymy jak wygląda prawdziwa impreza, z narkotykami, alkoholem i seksownymi dziewczynami. Wcześniej próbowałem tylko piwa i papierosów, ale na imprezie ostro zabalowaliśmy. Nawet nie pamiętam połowy z tego, co się działo.
Brooklyn skrzywiła się, nie przerywając mi jednak, co było bardzo dziwne. Odetchnąłem, przygotowując się na kolejną część.
- Jedną rzeczą, której nigdy nie zapomnę było to, co widzieliśmy po opuszczeniu imprezy. Byliśmy zbyt pijani, by prowadzić, nigdzie nie było brata Mike'a, a metro nawet tu nie dojeżdżało. Więc poszliśmy skrótem przez pustkowie otaczające magazyn. Była około trzecia nad ranem, kiedy usłyszeliśmy, jak ktoś krzyczy, jak szaleniec i dźwięk łamanych kości.
Brooklyn drgnęła ponownie. Starałem się skrócić wszystko, bez wymieniania detali, ale świeżość wspomnień w mojej głowie sprawiała, że chciało mi się wymiotować. Wtedy nie byłem przyzwyczajony do widoku krwi, wybitych zębów i łamanych kości.
- Anthony, a raczej któryś z jego sługusów, bił jakiegoś biedaka, który leżał na ziemi w zrujnowanej alejce. Nasz instynkt kazał nam się zatrzymać i jedynie podsłuchać, ale oczywiście, kiedy jest się pijanym robi się wszystko, tylko nie siedzi się cicho. Krótko mówiąc, zostaliśmy złapani. Nie wiem co się stało z tym facetem, ale nie wyglądało to dla niego najlepiej. Myślałem, że nam się upiekło, bo nikt nic nie zrobił mi, ani moim kumplom, ale kilka dni później dwóch mężczyzn, którzy pracowali dla Anthony'ego, pojawiło się w naszej szkole i powiedzieli, że ich szef chciałby z nami porozmawiać.
Brooklyn sprawiała wrażenie, jakby chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się, dając mi znać, bym kontynuował. Była pierwszą osobą, której o tym opowiadałem - ponieważ moi najbliżsi przyjaciele byli wszystkiego świadkami - i to sprawiło, że mój żołądek skręcał się w supeł, kiedy próbowałem się rozluźnić i uwierzyć, że na prawdę była w stanie to ogarnąć. Mam nadzieję, że tak. Nie zniósłbym tego, gdyby raz jeszcze mnie zostawiła. Przeczesałem dłonią włosy, które wyglądały teraz jak totalny bałagan.
- Okazało się, że rozmowa nie była zwykła pogawędką. Myślał, że skoro teraz wiemy o jego działalności, to może będziemy zainteresowani pracą dla niego. Dość sporo nam opowiedział, podkreślając to, ile moglibyśmy zarobić i, że dbałby o nas, zapominając wspomnieć o niebezpieczeństwie płynącym z handlu narkotykami i tym, że nie którzy klienci nie za bardzo lubili współpracować - słowa te zostawiły po sobie gorzki posmak w ustach.
Wspomnienia z tego okresu w moim życiu nigdy nie były szczęśliwe.
- Wszyscy czuliśmy się zmuszeni do przyłączenia się do niego. Również dlatego, że u mnie w domu nie najlepiej się powodziło. To był mniej więcej ten czas, gdy tata po raz pierwszy wstąpił do armii i wyjechał, a ja często kłóciłem się z mamą i Jazzy. Ale pomysł na zarabianie pieniędzy, by pomóc w domu sprawiał, że nie czułem się z tym tak źle - to była całkowita prawda. Sądziłem, że mama będzie dumna, że mam pracę i pomagam jej, ale ona najwyraźniej domyśliła się, skąd pochodzą te pieniądze i oczywiście nie bardzo jej się to spodobało. - Na początku mieliśmy tylko sprzedawać narkotyki jakimś kolesiom z naszej szkoły, czy też ludziom wyglądającym na włóczęgów, ale najwyraźniej mającym na tyle pieniędzy, aby co tydzień płacić za towar.
- Też brałeś narkotyki? - Brooklyn odezwała się po raz pierwszy, przez co podniosłem głowę. Wiedziałem, że oczekiwała, że odpowiedzią będzie "nie". Przygryzała wargę, a jej brwi były zmarszczone.
Pokręciłem głową.
- Próbowałem jedynie trawki.
Wydawała się odetchnąć z ulgą i cieszyłem się, że byłem szczery.
- Możesz mówić dalej - Brooklyn ponagliła mnie cicho.
- Na czym to ja... O, tak, po kilku miesiącach zrobiło się bardziej poważnie. To, co zaczęło się od niewinnego sprzedawania dragów raz lub dwa razy w tygodniu, zmieniło się w większe dostawy, dalej niż kilka ulic Bronxu, które znałem. Potem pojawiły się wyścigi samochodowe, o których już wiesz - starałem się, by mój głos się nie załamał. - To, co zrobiłem z Michaelem było najgorszą rzeczą, w jakiej kiedykolwiek brałem udział. Kiedyś ścigałem się od czasu do czasu, ale nie kończyło się to niczym więcej, niż kilkoma zadrapaniami. I nigdy nikogo nie zabiłem. To chyba się liczy.
Brooklyn posłała mi takie spojrzenie, jakbym oszalał.
- Oczywiście. Wiem, że nigdy nie zabiłeś człowieka.
- Cieszę się - powiedziałem z ulgą, przed zakończeniem swojej historii. - Z biegiem lat, starałem się zdystansować od biznesu. Zacząłem robić wymówki, dlaczego nie mogłem wykonać jakiejś brudnej roboty dla Anthony'ego i nie przeszkadzało mu to, dopóki miał kogoś innego, by mu to zlecić. Mniej więcej przez półtora roku przychodziłem do niego tylko wtedy, gdy potrzebowałem pieniędzy. Chociaż Luke, Mike i Tyson wciąż są w grze. Chyba mają gorsze sytuacje ode mnie.
Jeśli życie nauczyło mnie czegoż pożytecznego, to nie oceniać ludzi po ich działaniach.
Nie wiedziałem, co mógłbym jeszcze powiedzieć. Nie chciałem zdradzać jej bardziej makabrycznych szczegółów. Jednak Brooklyn gryzła się w język, najwyraźniej z powodu wszystkich pytań, jakie chciała mi zadać.
- Walczyłeś kiedykolwiek dla Anthony'ego w nielegalnych bójkach? - Spytała nieśmiało.
- Nie - odpowiedziałem. - Kiedy wdawałem się w bójki, to zawsze ze swojej winy - nie było sensu kłamać, chociaż ostatnimi czasu nie miałem zbyt wiele bójek.
Wiedziałem, że chciała przewrócić oczami, ale tylko skinęła głową, uśmiechając się leciutko.
- Dzięki, że mi powiedziałeś. To znaczy, wciąż uważam, że mogłeś szukać bardziej... - Trudno było jej znaleźć właściwe słowo. - Bezpiecznych prac, ale to pomogło mi zobaczyć różne sprawy z twojego punktu widzenia - dodała.
- Wiesz, problem w tym, że jak raz wejdziesz w to gówno, to nie ma odwrotu. Masz zbyt wielu wrogów lub osoby, z którymi pracowałeś zmieniły się we wrogów i nie można od tego uciec - wyjaśniłem.
- Ale moja mama mogłaby ci załatwić pracę w świecie mody. Powiedziała, że byłeś naprawdę doby, mógłbyś nawet zarobić z tego na życie.
Nienawidziłem przebijać jej idealnej bańki, bo Brooklyn wydawała się pełna nadziei, ale prawda to prawda.
- Wybiegi i luksusowe ciuchy to nie moja bajka, kochanie - zarumieniła się, gdy ją tak nazwałem, choć to nie był pierwszy raz. - Ale to nie znaczy, że będę pracował dla Anthony'ego wiecznie. Coś wymyślę - zapewniłem ją, ośmielając się sięgnąć po jej dłoń i spleść nasze palce.
Spojrzała smutnymi oczami na nasze dłonie, a następnie na moją twarz.
- Ja po prostu nie chcę, by coś ci się stało - wyszeptała wolną dłonią gładząc tatuaże na moim przedramieniu. - Wiadomość o Michaelu otworzyła mi oczy. Nigdy nie wiedziałam, że to, w co jesteś zamieszany jest takie ryzykowne. Jeśli kiedykolwiek... - Nie musiała dodawać czegokolwiek, bym wiedział, co ma na myśli, spojrzenie jej oczu mówiło samo za siebie. - Nie zniosłabym tego, Justin.
Bolało mnie to, co słyszałem. To było dokładnie to, czego obawiała się też moja mama i Jazmyn.
- Nic mi się nie stanie - powiedziałem, ściskając jej dłoń.
Ujęła mój policzek.
- Obiecaj mi, że będziesz ostrożny i mnie nie zostawisz.
- To ja powinienem się martwić, że ty mnie zostawisz - zaśmiałem się, by złagodzić napięcie, ale to niezbyt podziałało.
- Nigdy tego nie zrobię - powiedziała Brooklyn, jej ciało niezauważalnie zbliżyło się do mojego.
Przełknąłem ślinę. Mogę jej obiecać, że nie wdam się w tarapaty? Szczególnie po tym, jak Tyson i ja "odnowiliśmy" naszą umowę z Anthonym?
- Za bardzo cię kocham, Justin. Za bardzo, by martwić się o to, że będziesz w niebezpieczeństwie w chwili, gdy nie będzie mnie przy tobie. Nie dam rady być w związku z kimś, kto w każdej chwili może być aresztowany, pchnięty nożem, czy Bóg wie, co - przysunęła się bliżej mnie, nasze nosy dzieliło tylko kilka centymetrów.
Przeniosłem wzrok na jej usta. Brooklyn zamrugała, gdy przesunąłem dłoń na dolną część jej pleców. A ponieważ byłem samolubnym draniem, który nie chciał jej stracić, skłamałem.
- Obiecuję.
Na twarzy Brooklyn pojawił się zadowolony uśmiech.
- Dziękuję - wyszeptała i mogłem poczuć jej ciepły oddech na swoich ustach, bo była tak blisko.
Zmniejszyłem z wahaniem tę odległość. Część mnie czekała, aż Brooklyn mnie odepchnie. Ale ona nie zrobiła tego, więc nasze usta się złączyły. Wszystkie te dni, w których nie mogłem jej pocałować uderzyły mnie, jak fala i zwiększyłem nacisk na jej usta. Brooklyn odpowiedziała tym samym, zaciskając swoje małe piąstki z tyłu na mojej koszulce. Jej usta były nieco słone - dowód, że naprawdę płakała - i idealnie pasowały do moich.
- Przepraszam - szepnąłem w jej usta, na co Brooklyn jedynie pokręciła głową i pocałowała mnie raz jeszcze.
- Tęskniłam za tobą - powiedziała, przesuwając dłonie na moje włosy, gdzie delikatnie drapała paznokciami skórę mojej głowy.
- Ja za tobą też, księżniczko - Zassałem jej dolną wargę, ciągnąc Brooke za sobą, aż położyłem się na łóżku.
Ścisnąłem jej boki, aż w końcu rozchyliła usta tak, by mój język mógł się do nich wśliznąć. Smakowałem jej ust, sprawiając że jęknęła cicho. Miałem świadomość, że wyczuje smak nikotyny w moich ustach, lecz nie chciała zepsuć chwili, lub była zbyt zajęta pocałunkiem, by zwrócić na to uwagę.
Wkrótce język Brooklyn spotkał się z moim. Jej palce szarpnęły mnie za włosy, na co jęknąłem. Naprawdę walczyłem ze sobą, by nie zedrzeć z niech ciuchów, ale byłem zdeterminowany, by zrobić to powoli i nie robić niczego, na co nie byłaby gotowa. Kiedy odsunęliśmy się, by zaczerpnąć powietrza, oboje oddychaliśmy nierówno. Brooklyn zetknęła nasze czoła, przesuwając dłonie w górę i w dół moich ramion, a moje rysowały niewidzialne wzoru nad paskiem jej spodni.
- Kocham cię - szepnąłem.
Kiedy Brooklyn odzyskała oddech, usiadła na mnie okrakiem. Pewnie czuła rosnące wybrzuszenie na moich spodniach, ale byłem zbyt zaniepokojony zignorowaniem przez nią moich ostatnich słów, by się tym przejąć. Odgarnęła włosy z twarzy, po czym w końcu się odezwała.
- Widziałam się z Jazzy zanim wyszła i powiedziała mi, że mamy dwie godziny na jakiś seks na zgodę, zanim wróci twoja mama i Jaxon.
Moje oczy rozszerzyły się przez to, jak naturalnie to powiedziała, po czym roześmiałem się.
- Brzmi jak coś, co mogła powiedzieć tylko Jazzy.
Brooklyn przygryzła dolną wargę, patrząc na mnie z góry. Moje ręce zatrzymały się na jej bokach i próbowałem domyślić się, co tam tworzy się w jej głowie.
- O czym myślisz? - Zapytałem. Może pomyślała dwa razy i zdała sobie sprawę, że jestem dupkiem i myśli nad pretekstem do wyjścia.
Brooklyn ocknęła się z transu i spojrzała na mnie niewinnymi oczami. Potem znów się zniżyła, wspierając dłonie na moim brzuchu i przycisnęła usta do mojej szyi. Zadrżałem.
- Pokaż mi, że się zmieniłeś, Justin - powiedziała cicho, zostawiając mokry pocałunek na mojej rozgrzanej skórze. - Pokaż mi, że mnie kochasz.

[+18]

Po kilku kolejnych pocałunkach, które zostawiła na mojej szyi, sprawiając, że rozkoszny dreszcz przeszedł mi po plecach, Brooklyn w końcu podniosła głowę, by spojrzeć mi w oczy. Zrozumiałem, co miała na myśli natychmiast, pieczętując to głębokim pocałunkiem. Jeśli moja dziewczyna chciała, bym pokazał jej, jak cholernie ją kocham, to tak kurwa zrobię.
Ponownie usiedliśmy. Zdjąłem jej botki na obcasie, a następnie skarpetki, cały czas utrzymując z nią kontakt wzrokowy. Zadrżała, gdy moje palce znalazły zapięcie złotego naszyjnika na jej karku i zdjęły go, odkładając biżuterię na szafkę nocną.
- Podnieś ręce, kochanie - powiedziałem cicho, zdejmując jej kaszmirowy sweter przez głowę, nie bardzo dbając o to, gdzie go rzucam.
Jej włosy opadły, odsłaniając szyję dla moich chciwych oczu, a moje usta nie marnowały czasu na zaatakowanie jej. Ssałem jej czuły punkt, na co jęknęła. Dłonie Brooklyn sięgnęły do brzegu mojej koszulki i podciągnęły ją do góry. Czuła, jak moje mięśnie napinają się pod wpływem jej dotyku na moim brzuchu i klatce piersiowej, dopóki nie pomogłem jej pozbyć się swojego ubrania. Zdjąłem jej białą koszulkę, pozostawiając ją tylko w różowym staniku. To mogłoby wyglądać dziecinnie, ale miałem przed sobą najlepsze cycki, jakie kiedykolwiek widziałem. Brooklyn, zauważyła, gdzie się gapię i przewróciła oczami, biorąc moją brodę między kciuk i palec wskazujący i podniosła ją do góry. Pocałowała mnie w kącik ust, by po chwili przenieść pocałunki na moją szczękę. Zahaczyła zębami o niewielki zarost, po czym pisnęła, kiedy nas przewróciłem. Górując nad nią, podziwiałem cudowny widok pod sobą.
- Jesteś tylko moja - powiedziałem, świadomy, że prawdopodobnie brzmiałem na zaborczego maniaka, kiedy przejechałem palcem od jej ust, w dół między jej piersiami, aż do guzika dżinsów.
- Zawsze - odpowiedziała Brooklyn, a jej policzki zrobiły się różowe, gdy zdała sobie sprawię z tego, co właśnie powiedziała.
Rozproszyła mnie na sekundę. "Zawsze" było dość długim czasem na bycie z jedną laską... Chociaż teraz skłamałbym, gdybym powiedział, ze to nie było wszystko, czego chciałem. Brooklyn mogłaby być moja na zawsze, żadnego innego faceta.
Wróciłem na ziemię, kiedy poruszyła się pode mną. Odpiąłem guzik jej dżinsów i zsunąłem je, rzucając na stos ubrań obok łóżka. Zacząłem całować jej nogi, zostawiając mokre pocałunki po wewnętrznych stronach jej ud. Brooklyn jęknęła, wijąc się jak uwięzione zwierzątko. Zatrzymałem się, gdy dotarłem do jej majtek. Jak widać nie tylko ja byłem podekscytowany. Brooklyn wyglądała na zirytowaną, gdy przerwałem, ale starała się to ukryć. Ponownie zawisłem na jej ciałem, więc byliśmy twarzą w twarz.
- Ufasz mi? - Zapytałem, stykając nasze nosy.
Zajęło jej chwilę, by odpowiedzieć, ale przytaknęła gorliwie. Wziąłem to, jako znak dla siebie, bym mógł zacząć pokazywać jej, jak mogę sprawić, że będzie czuła się zajebiście dobrze. Kiedy pozbyłem się swoich spodni, sięgnąłem na plecy Brooklyn - w czym mi pomogła - i odpiąłem jej stanik. Uwolniłem jej piersi, zsuwając ramiączka i odrzucając bieliznę za siebie. Brooklyn przygryzła wargę, ale uwolniłem ją swoimi zębami.
- Rozluźnij się - powiedziałem, gładząc jej policzek wierzchem dłoni.
Przesunąłem usta wzdłuż jej szyi, obojczyków i nowo odkrytej skóry, liżąc, ssąc i przygryzając, zostawiając mokry ślad wzdłuż jej brzucha. Otoczyłem czubkiem języka jej pępek, na co syknęła seksownie. Mój członek coraz bardziej sztywniał w bokserkach. Kiedy dotarłem do paska jej majtek, wsunąłem palce po bokach, skutecznie zdejmując majtki i pozostawiając moją dziewczynę nagą na łóżku.
- Co zamierzasz zrobić? - Zapytała Brooklyn z paniką w głosie, podpierając się na łokciach.
- Cśś, obiecuję, że to pokochasz, skarbie - zapewniłem ją. - Po prostu się połóż.
Nie wydawał się się zbytnio przekonana, ale jak tylko zanurzyłem głowę między jej nogami, jęknęła. Wiedziałem, że to wszystko było dla niej nowe. Zanim ją poznałem, najwięcej na co pozwoliła sobie z chłopakiem to całowanie i może jakieś obmacywanie. Cieszyłem się faktem, że byłem pierwszym, który dotykał ją w ten sposób i jeśli miałoby to zależeć ode mnie, byłbym jedynym.
- O mój Boże.
Zacząłem całować jej kobiecość, słuchając jęków, wydobywających się z jej ust, kiedy przesuwałem językiem po jej łechtaczce w różnych kierunkach. Jej skóra była wrażliwa i wiedziałem, że nie trzeba wiele, by doprowadzić ja na krawędź. Ale chciałem, aby doszła ze mną wewnątrz niej.
Kiedy podniosłem głowę, Brooklyn jęknęła.
- Dlaczego przestałeś?
Wzruszyłem złośliwie ramionami, słysząc jak jej głowa ponownie opada na poduszkę z lekkim zirytowanym jękiem. Pozbyłem się swoich bokserek, uwalniając swojego członka, po czym odsunąłem szufladę i wyjąłem prezerwatywę, szybko zakładając ją na całą swoją długość. Brooklyn posłała mi kiepską wersję mojego łobuzerskiego uśmieszku.
- Powiedz, gdyby zabolało, okej? - Szepnąłem w jej ucho, ustawiając się przed jej kobiecością.
Brooklyn skinęła głową, kładąc dłonie na moich plecach. Starałem się wejść w nią powoli, wiedząc, że uprawia seks dopiero po raz drugi w życiu. Jęknęliśmy oboje, gdy zanurzyłem się w niej całkowicie. Pozwoliłem Brooklyn przyzwyczaić się do mojej wielkości, zanim zacząłem się powoli poruszać. Chwyciła moje łopatki, wbijając mi paznokcie w skórę. Próbowała dostosować się do mojego tempa, unosząc biodra, ale w końcu się zmęczyła.
- Boże, Justin - syknęła, trzymając mnie mocno i owijając nogi wokół mojej talii, co pozwoliło mi wejść w nią głębiej. Nasze pocałunki stały się bardziej niedbałe, gdy zwiększyłem tempo.
Gdyby ktoś zapytał mnie co jest takiego szczególnego w seksie z Brooklyn, nie byłbym w stanie wyrazić tego słowami - zwłaszcza, że werbalne wyrażanie uczuć to nie moja rzecz - ale po prostu to czułem. Za każdym razem przed nią, pieprzenie było dla mnie tylko przyjemnością, sposobem na odstresowanie, bez żadnych zobowiązań i bez uczuć, przynajmniej nie z mojej strony. Ale seks z Brooklyn był inny, w dobrym znaczeniu. Może przez słodkie słówka, które szeptała mi do ucha, albo sposób, w jaki nasze usta zawsze się odnajdywały lub jej urocze niedoświadczenie, albo fakt, że nigdzie się nie wybiera i że żaden inny facet nie sprawił, że czuła się tak dobrze. Uprawianie miłości z Brooklyn sprawiało, że w pewnym sensie czułem się silny, w chwili, gdy byłem w niej, jakbym ją posiadał - a ona mnie. Jak mówiłem, nie byłbym w stanie wyjaśnić tego wystarczająco dobrze, ale to było tak, jakby był bliżej raju. Sprawiała, że byłem lepszym człowiekiem.
Brooklyn doszła pierwsza, zaciskając się wokół mnie i krzycząc moje imię. jestem pewien, że na moich plecach zostaną ślady jej paznokci, ale dałbym jej rozerwać się na strzępy, jeśli to by oznaczało, że mógłbym oglądać jej spełnienia pod sobą raz jeszcze. Fizyczne odczucia i emocje uprawiania seksu z dziewczyną, którą kochałem wzięło nade mną górę i po kilku pchnięciach również doszedłem. Opadłem na Brooklyn, odgarniając jej włosy z twarzy, kiedy patrzyłem na nią z uwielbieniem, próbując złapać oddech.
- Wykończysz mnie - powiedziałem, między oddechami.
Uśmiechnęła się do mnie, łapiąc moją dłoń i splotła nasze palce, całując po kolei moje knykcie.
Schyliłem się, by złożyć pocałunek na jej nabrzmiałych, różowych ustach.
- Ale cię kocham, maleńka.

B.R.O.N.X | Wszystkie RozdziałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz