Justin
- Jesteś pewien, że wszystko w porządku, kochanie? - Zapytała po raz czwarty Brooklyn, w jej głosie słychać było troskę.
Westchnąłem w poduszkę. Nie było w porządku, ale cieszyłem się, że nie widziała mnie przez telefon, by móc to stwierdzić.
- Tak, jestem tylko zmęczony - Powiedziałem swoim najbardziej przekonującym głosem, udając ziewnięcie.
Nie odzywała się przez chwilę.
- W porządku, jeśli jesteś pewien. Po prostu... - Urwała, oczywiście wiedząc, że coś było na rzeczy, bo potrafiła czytać ze mnie jak z otwartej księgi, ale nie drążyła tematu - Po prostu odpocznij. Dziś wieczorem będziemy dużo tańczyć - Dodała, chichocząc.
Zaśmiałem się.
- Nie mogę się doczekać - Powiedziałem z wyraźnym brakiem entuzjazmu.
Przerażał mnie ten cały Bal Zimowy i to nie tylko ze względu na ubieranie garnituru, ani pójście do szkoły pełnej bogatych dzieciaków. Jeśli mam być szczery, to było to - po raz pierwszy - najmniejsze z moich zmartwień.
- Justin, no. Będzie fajnie. To Twoja rozgrzewka przed moim balem maturalnym - Powiedziała Brooklyn i mogłem wyobrazić sobie, jak uśmiecha się do sufitu, leżąc na łóżku.
- Och, więc zamierzasz mnie zaprosić na bal maturalny? - Zapytałem zaskoczony.
Zostało jeszcze co najmniej pięć miesięcy. Nigdy wcześniej nie wybiegałem myślami tak daleko w przyszłość, jeśli chodzi o laski. Ale z drugiej strony, nigdy nie byłem w związku. To wszystko było dla mnie nowe.
- Chyba, że chcesz bym zaprosiła kogoś innego - Powiedziała złośliwie.
- Nie - Zawołałem szybko, ciarki przechodziły mi po plecach na samą myśl o Brooklyn tańczącej z innym kolesiem. Nie będę dzielił się moją dziewczyną - Z przyjemnością z Tobą pójdę, choć jestem zwolennikiem starych metod, że chłopak powinien zaprosić dziewczynę, a nie odwrotnie - Mówiłem dalej, przekładając telefon z jednej ręki do drugiej, gdy leżałem na brzuchu na wciąż niepościelonym łóżku.
Brooklyn roześmiała się.
- Więc subtelnie dam Ci znać, kiedy będzie bal, więc będziesz mógł mnie zaprosić, a nie na odwrót - Zakpiła.
- Nie podoba mi się, że sobie ze mnie żartujesz, księżniczko - Udałem poważny ton, choć uważałem, że to słodkie, że próbowała mi dokuczać tak, jak ja dokuczam jej.
- O mój Boże, pada śnieg! - Ewidentnie mnie zignorowała. Słyszałem ruch i szelest przez telefon, a potem pisk, przez co odsunąłem telefon od ucha - Widzisz śnieg, Justin? Aw, jest taki piękny - Zagruchała, najprawdopodobniej przykleiwszy twarz do szyby jej okna.
Spojrzałem na okno, leżąc na swoim łóżku, nie ekscytowałem się na tyle by z niego wstać. Cieszyła się na widok śniegu, jakby nigdy wcześniej go nie widziała.
- Tak, widzę - Powiedziałem, śmiejąc się z jej reakcji.
- Zapytam Tommy'ego, czy nie chciałby ulepić bałwana - Powiedziała nagle tak, jakby wpadła właśnie na najlepszy pomysł.
Czasami zastanawiałem się, czy nie miała przypadkiem kompleksu Piotrusia Pana, czy coś.
- Okej, ale nie zapomnij o szaliku, bo zmarzniesz - Powiedziałem tak, jakbym mówił do dziecka, na co Brooke na pewno przewróciła oczami.
- Och, zamknij się. Po prostu wspominam swoje dzieciństwo.
- Powodzenia w lepieniu bałwana - Znów nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Jak do cholery ona zamierza zrobić bałwana na środku Manhattanu? - Przyjadę po Ciebie o szóstej.
- Okej do później, kochanie! - Zanuciła, przed rozłączeniem się, nawet nie dając mi możliwości, by odpowiedzieć. Pokręciłem głową z rozbawieniem. Czasami potrafiła być taka dziecinna i jednocześnie dojrzała, kiedy musiała.
Jednak moja radość nie trwała długo, kiedy przypomniałem sobie, co mnie martwiło. Może powinienem powiedzieć Brooklyn, zanim dowie się od kogoś innego - niejakiego Ryana Reed'a, który okazał się być jej bratem - ale nie mogłem się zmusić, by to zrobić. To w zasadzie było jak podanie jej na srebrnej tacy powodu, do znienawidzenia mnie. Jęcząc, wstałem z łóżka kopiąc kołdrę, kiedy zaplątałem w nią jedną nogę. Jedno spojrzenie przez okno upewniło mnie, że chłopaki grają w koszykówkę na boisku. Nawet, kiedy pogoda była taka jak dzisiaj, nikt nie mógł powstrzymać nas od rozegrania dobrego meczu. I tak nie mieliśmy za wiele do roboty. Minął ponad tydzień od wigilii, kiedy spotkałem rodziców Brooklyn - co nie poszło tak źle i już świętowaliśmy Nowy Rok. Brooklyn wróciła do szkoły, a ja do tego, z czego składało się moje życie.
Westchnąwszy, postanowiłem iść i pograć trochę z chłopakami, może oderwę swoje myśli od tematu - coś, co było mi rozpaczliwie potrzebne od kilku godzin i dzięki czemu byłbym w stanie zapewnić samego siebie, że Brooklyn i ja wciąż będziemy razem. Miałem złe przeczucia, że po dzisiejszej nocy, nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Na tę myśl poczułem ciarki przechodzące mi po plecach.
Założyłem jakieś dresy i ciepłą bluzę z kapturem, a na szyję założyłam ocieplaną opaskę, podciągając ją pod brodę, po czym opuściłem pokój. Zimno nie było dla mnie problemem, ale nie byłem jakimś superbohaterem odpornym na wszystko, a na zewnątrz padał cholerny śnieg. Jak tylko zamknąłem za sobą pokój, usłyszałem wyraźne kliknięcie aparatu Jazmyn. Nie wiem czy mam się cieszyć, że go używa, czy martwić, że nie przestaję robić zdjęć wszystkiego i wszystkich od Bożego Narodzenia, kiedy wręczyłem jej prezent. To kolejna rzecz w jej nieznośnym stylu bycia. Przysięgam, czasem byłem zbyt dobrym bratem. Ten cholerny aparat kosztował więcej, niż moje życie, ale przynajmniej wiedziałem, że bardzo się z niego ucieszyła, rzuciła się na mnie z niedźwiedzim uściskiem i wycałowała mnie przez ponad godzinę, paplając o tym, jak bardzo mnie kocha. Teraz stałem przed lodówką, starając się wybrać pomiędzy Gatorade, a Colą, by zyskać trochę energii przed wyjściem na zewnątrz, kiedy moja siostra wpadła do kuchni, z aparatem skierowanym w moją twarz.
- Justin, uśmiechnij się - Udawała profesjonalnego fotografa, naciskając przycisk, aby uchwycić moją twarz w wyrazie wszystkiego, tylko nie uśmiechu. Nie przeszkadzało mi pozowanie dla niej przez pierwszy dzień, ale teraz to robiło się frustrujące.
- Odejdź, dzieciaku. Jesteś irytująca - Mruknąłem, machnąwszy na nią ręką.
Była jak pieprzony paparazzi i przypomniał mi się ten Chińczyk, który robił zdjęcia mi i Brooklyn na ulicy w dzień, kiedy po raz pierwszy powiedziałem jej, że ją kocham.
- O tak. Idealne seksownie wkurzone spojrzenie do aparatu - Ciągnęła, jakby mnie nie słyszała - Muszę wysłać je Brooklyn - Wymamrotała do siebie - Trochę na prawo, braciszku.
- Jazmyn Kathleen Bieber, jeśli nie weźmiesz tego aparatu z dala od mojej twarzy, to go kurwa odsprzedam - Powiedziałem, tak śmiertelnie poważnie, jak się dało. Wiedziałem, jak ją wystraszyć.
- Jezu, nawet nie planuj bycia sławnym, jesteś jak zrzędliwa babcia - Zakpiła, przewracając oczami, kiedy powiesiła gruby, czarny pasek aparatu na szyi.
- Cokolwiek, dzieciaku. Zostaw mnie w spokoju - Przeszedłem obok niej, odkręcając zakrętkę swojego niebieskiego Gatorade.
- Co do cholery jest z Tobą nie tak? - Krzyknęła w końcu za mną - Zachowujesz się tak cały tydzień.
Jęknąłem. Wiedziałem, że byłem zrzędliwym chujem, ale byłem na krawędzi. Bałem się dzisiejszej nocy odkąd przyznałem się sobie, że lubię Brooklyn, bardzo lubię. A teraz, kiedy było mniej niż pięć godzin, by stawić czoła demonom przeszłości i prawdopodobnie stracić jedyną dziewczynę, jaką kiedykolwiek kochałem, bycie miłym nie było wśród moich priorytetów.
- Wszystko jest okej - Wymamrotałam, próbując bezskutecznie brzmieć grzeczniej - Wychodzę.
Jazmyn westchnęła, posyłając mi to spojrzenie.
- Jest okej - Zapewniłem ją, zanim zamknąłem za sobą drzwi.
W chwili, gdy wyszedłem na zewnątrz, na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Musiało być około dwadzieścia osiem stopni na minusie. Przebiegłem całą drogę do parku, gdzie słyszałem krzyki swoich przyjaciół i piłkę odbijającą się na betonie.
- Stary, myślałem, że już się nie pojawisz - Powiedział Mike, jak tylko mnie zauważył.
Pozostali skinęli mi głowami na powitanie, a Tyson poklepał mnie po plecach. Gdy gramy, nie zwracamy uwagi na nic innego.
- Robiłem różne rzeczy - Wzruszyłem ramionami, nie mając ochoty na to, by się tłumaczyć, przynajmniej Mike'owi.
Jasne, że był moim kumplem, ale Tyson i ja mieliśmy umowę, by rozmawiać o problemach z laskami tylko między sobą. Reszta chłopaków nie zrozumiałaby, a Tyson był dla mnie, jak brat.
Jakkolwiek mocno starałem skupić się na grze, byłem tak rozkojarzony, jak nigdy. Słowa Ryana odtwarzały się w mojej głowie, jak zdarta płyta.
"Nie martw się, jeśli moi rodzice Cię nie polubią. Gdy Brooklyn dowie się, co się wydarzyło dwa lata temu, nie będziesz miał już z nimi do czynienia".
- Co z Tobą, stary? - Trącił mnie Tyson, gdy nie złapałem piłki, która wycelowana była w moim kierunku.
Pokręciłem głową, pot tworzył mi się na linii włosów nie tyle z powodu wysiłku fizycznego, co ze względu na nieprzyjemne uczucie tworzące się w moim żołądku. Kiedy Ryan podszedł do mnie na przyjęciu Bożonarodzeniowym - po tym, jak Brooke i ja przyłapaliśmy go z tą całą Natashą - dodałem dwa do dwóch i stwierdziłem, że cokolwiek planują, to coś przeciw nam. Oczywiście nie może mnie poniżyć, nie szkodząc przy tym sobie, ale kiedy go o tym poinformowałem, on tylko prychnął.
"Jestem jej bratem z krwi i kości. Ty jesteś jakimś przypadkowym chłopakiem, którego myśli, że kocha, ale to nie potrwa długo. Ona Cię znienawidzi, kiedy dowie się, jaki naprawdę jesteś. Możesz ją zwodzić, ale mnie nie oszukasz, a ja nie pozwolę Ci przeciągnąć moją siostrę do Twojego gównianego życia."
Musiałem użyć całej swojej samokontroli, by go tam nie pobić. Krew gotowała mi się w żyłach i zaciskałem pięści, a jego to bawiło.
"Mamy umowę."
Przypomniałem mu, ale jego to nie obchodziło. Był zdecydowany, by zrobić wszystko, abym ja i Brooklyn byliśmy przeszłością tego wieczoru. Uznał, że ten dzień będzie odpowiedni, psując Brooklyn Bal Zimowy, którym była tak podekscytowana. Czasami zastanawiałem się, czy on dbał o kogokolwiek poza sobą. Jeśli tak, to nigdy tego nie okazywał.
"Naprawdę wierzyłeś, że chłopak taki jak Ty może być z dziewczyną taką jak moja siostra?"
Pomimo wszystkiego, co powiedział, to ukłuło mnie najbardziej. Byłem idiotą myśląc, że nam się uda? Może on miał rację i Brooke zasługiwała na kogoś lepszego - coś, do czego doszedłem wcześniej, bez jego pomocy - więc wszystkie wysiłki były daremne. Po prostu wkurzało mnie to, że jedyny raz, kiedy się w kimś zakochałem musiałem czuć się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Czyż nie jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi?
- Justin! - Krzyknął jakiś głos, wyrywając mnie z zamyśleń - Jesteś tu w ogóle? - Podbiegł do mnie Tyson. Nie zdawałem sobie sprawy, że stoję na środku boiska, prawdopodobnie wyglądając, jak idiota.
- Przepraszam - Powiedziałem z roztargnieniem.
- Odleciałeś, stary - Zmrużył na mnie oczy, bacznie mi się przypatrując bo przeprosiłem, a nigdy tego nie robię - Co Cię kurwa gryzie?
Odwróciłem wzrok od Tysona. Był moim najlepszym przyjacielem, ale nie mogłem się zmusić, aby powiedzieć mu, co mnie dręczy, bo pociągnąłbym go za sobą. Był w to zamieszany tak samo jak ja, a teraz mogę zniszczyć związek jego i Kelsey, bo brat mojej dziewczyny mnie nienawidzi.
- Nic - Powiedziałem - Nic mnie nie gryzie.
Odszedłem bez słowa, by nie narażać się ponownie na żenującą sytuację sprzed chwili i to na oczach moich przyjaciół. Mój umysł był teraz gdzie indziej i najlepsze, co mogłem zrobić, to iść i przygotować się do tego głupiego balu i wykorzystać najlepiej, jak się da te kilka godzin z Brooklyn.
Ponieważ mogą to być nasze ostatnie.
Brooklyn
Moja mama przeszła samą siebie. Kiedy weszła do mojego pokoju, niosąc coś - moją sukienkę, jak się później dowiedziałam - w dużym przezroczystym pokrowcu, byłam przerażona, że to może być coś zbyt pompatycznego. Specjalnie jej powiedziałam, że nie chcę kryształów Swarovskiego, puszystych spódnic lub wystawnej biżuterii, ale znając ją i to, że była podekscytowana Balem Zimowym - nawet bardziej, niż ja - miałam prawo mieć wątpliwości.
Niemniej jednak sukienka okazała się długą, jasnoniebieską suknią z dekoltem w kształcie serca, otoczonym malutkimi diamencikami - przypuszczam, że tak naprawdę nie słuchała części "żadnych kryształów Swarovskiego" - i długą, łagodnie spływającą spódnicą. I pasowała doskonale. Mama zapewniła mnie, że nikt, nie będzie miał takiej samej, ponieważ ta kolekcja nie jest jeszcze w sprzedaży. A ponieważ była już w moim pokoju i ledwie mogła powstrzymać uśmiech, gdy obserwowała jak zakładam sukienkę i zasuwam ją, pozwoliłam jej zrobić mi fryzurę i makijaż. To nie tak, że zrobiłabym to lepiej, biorąc pod uwagę moje amatorskie umiejętności.
- Wyglądasz wspaniale, kochanie - Powiedziała mama, gdy już skończyła.
Spojrzałam na siebie w lustrze, policzki bolały mnie od ogromnego uśmiechu. Szkolne bale były wielką sprawą w mojej rodzinie, a ponieważ byłam jedyną dziewczyną, moja mama robiła wszystko, co w jej mocy, bym wyglądała dobrze. Czułam się, jak prawdziwa księżniczka, gdy patrzyłam na swoje odbicie. Miałam na uszach kolczyki, które dała mi Jenna, pasujące do maleńkich kryształków na sukience i odbijające światło, migocząc teraz na suficie, jak podczas przesuwania zegarkiem pod słońce.
- Justin nie będzie w stanie oderwać od Ciebie wzroku - Dodała szczerze.
Uniosłam brwi, zaskoczona. Żadne z rodziców nie podjęło próby zauważania mojego związku z Justinem od wigilii, kiedy oficjalnie go poznali. W drodze do domu, przyznali, że to miły chłopak, ale to by było na tyle. Tata był wyraźnie zadowolony, że mam chłopaka, który lubi sport, ale wątpię, że jego szacunek do Justina mógł się zwiększyć.
- Dziękuję, mamo - Odwróciłam się na swoich srebrnych szpilkach na pasku od Jimmy'ego Choo, by na nią spojrzeć.
Posłała mi typowy dla mam uśmiech, chowając mi grzywkę za ucho, uważając przy tym, by nie zepsuć upiętych włosów. Ostatnio była bardziej macierzyńska i słodka w stosunku do mnie, niż kiedykolwiek wcześniej, bo nigdy nie była typem rodzica weź-dzieci-do-parku-po-szkole-i-kup-im-lody i zielone strzałki w mojej głowie wskazywały na historię, którą opowiedziała mi Jenna. Czy to ma coś wspólnego z Ray'em? To mnie męczyło do tego stopnia, że chciałam zapytać ją od razu, nawet jeśli oznaczałoby to kłopoty dla ciotki.
Jednak nie miałam czasu, by cokolwiek powiedzieć, bo otworzyły się drzwi do mojego pokoju i pojawił się w nich mój kochany brat Ryan, całkowicie ubrany w swój garnitur. Tak go zapiął, że koszula wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć.
- Wow siostrzyczko, wyglądasz świetnie - Zagwizdał, a ja przewróciłam teatralnie oczami.
- Czego chcesz, Ryan? - Zapytałam, znudzona jego bzdurami.
Irytował mnie przez całą przerwę świąteczną i nie mogłam być bardziej szczęśliwa przez to, że wyjeżdża za dwa dni. W tej chwili moje relacje z bratem były na tym etapie, że ledwo mogłam znieść jego obecność, bez ochoty uderzenia go.
- Justin po Ciebie przyjeżdża, prawda? - Chociaż skrzywił się wymawiając jego imię, na twarzy Ryana widniał uśmiech. Cokolwiek to było, nie wróżyło nic dobrego.
- Tak, wiesz przecież, że idziemy razem na bal - Zmarszczyłam brwi z nutką zmieszania i podejrzliwości. Dlaczego wciąż uśmiechał się, jak idiota?
- Idealnie - Zawołał, uśmiechając się jeszcze szerzej, jeśli to w ogóle możliwe.
- Ryan, lepiej zostaw dziś Brooklyn i Justina w spokoju - Ostrzegła go mama, posyłając mu spojrzenie "mówię poważnie".
Ryan sapnął fałszywie.
- Mamo, uraziłaś mnie.
Mama przewróciła oczami, po czym roześmiała się z jego głupiego akcentu.
- Nie musisz jechać po Natashę? - Zapytałam, zirytowana już jego obecnością.
Tak, mój brat i moja była najlepsza przyjaciółka idą razem na bal. Prawie się zakrztusiłam, gdy się o tym dowiedziałam.
Ten denerwujący uśmieszek Ryana może oznaczać tylko jedno: że planuje coś i był pewien, że pójdzie gładko. A miałam to dziwne przeczucie w żołądku, że to miało coś wspólnego z jego rozmową z Natashą, którą ja i Justin podsłuchaliśmy. I miałam jeszcze bardziej niepokojące wrażenie, że to było związane z tym "problemem" między moim bratem, a moim chłopakiem. To wystarczyło, bym czuła niepokój. Po tym, jak moja mama i brat w końcu wyszli, nałożyłam na usta arbuzowy błyszczyk Bobbi Brown i owinęłam nieśmiertelnik Justina wokół swojego nadgarstka, jak bransoletkę, obok tej z przywieszkami, którą zawsze noszę. Uśmiechnęłam się, dostrzegając wagonik metra. Czułam się źle, bo Justin wydał na niego fortunę, przypuszczam, że nie ukradł, ale wagonik był taki piękny i wyjątkowy. Miał ukryty sens, który tylko ja i Justin rozumieliśmy. Już miałam wychodzić, gdy drzwi do mojego pokoju otworzyły się ponownie - tym razem ktoś zapukał - ukazując tatę. Pochwalił moją sukienkę, przed zamknięciem za sobą drzwi. Trzymał w dłoniach brązowy tekturowy folder, który wyglądał jak te, które czasem przynosi do domu z pracy.
- Wiem, że wychodzisz, ale muszę Ci coś powiedzieć - Powiedział, biorąc głęboki oddech.
Skinęłam głową, by kontynuował ciekawa, o czym chciał porozmawiać, że nie mógł poczekać.
- Okej.
Kiedy podniósł folder w dłoni, wiedziałam, że to ma coś z nim wspólnego, ale nadal nie wiedziałam, co.
- To - Pomachał papierami w powietrzu - To jest... - Wydawało się, jakby zmienił zdanie i przeformułował to, co chciał powiedzieć - Czy wiesz, że Twój chłopak ma kryminalną przeszłość? - W jego głosie czaiło się oszołomienie, jakby nie był pewien co jest gorsze, że nie wiem, z kim się spotykam, czy to, że wiem i robię to nadal.
I tak byłam zbyt zaskoczona, by ocenić jego reakcję.
- Zaglądałeś w jego akta? - Prawie pisnęłam - Nie mogę w to uwierzyć - Moja głowa sama zaczęła się kręcić w prawo i lewo, jakby to miało obudzić mnie ze snu. Bo to nie może być prawda, to nie może być prawdziwe.
- Oczywiście, że tak - Powiedział tata - Chcę wiedzieć, co to za chłopak, z którym spotyka się moja córka. I muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się znaleźć jego nazwiska w bazie danych, a tym bardziej, że jego akta są tak grube - Na jego twarzy malował się sceptycyzm, prawdopodobnie ze względu na moje wybory. Które córki policjantów spotykają się z przestępcami? Nie, że uważam Justina za przestępce, ale folder był dość gruby.
- O mój Boże - Powiedziałam na wydechu, bo słowa uwięzły mi w gardle - Czy-czy to w ogóle legalne? Zaglądanie w czyjeś akta? - Zapytałam po chwili.
- Tak, jeśli jesteś na moim stanowisku - Tata prawie zadrwił.
Myślę, że oczekiwał ode mnie innej reakcji. Pewnie myślał, że będę krzyczeć z przerażenia, gdy odkryję, że mój chłopak ma kryminalną przeszłość. Nie wiedział jednak - i módlmy się, by nigdy się nie dowiedział - że jeden z tych dokumentów był podpisany przeze mnie, bo uwolniłam Justina z aresztu. Ale nigdy w życiu nie spodziewałam się, że mój ojciec będzie dociekał, czy mój chłopak nie ma przypadkiem kłopotów z wymiarem sprawiedliwości. Wykroczenia Justina nie mogły być tak duże, skoro nigdy nie był w więzieniu. Powiedział mi, że był kilka razy aresztowany i wykonywał prace społeczne - takie, jak zmywanie graffiti ze ścian, czy zbieranie śmieci w parku - ale to by było na tyle. Nic wielkiego, nic na tyle dużego, by skłonić mojego tatę do wysłania mnie do zakonu. Co przypomniało mi...
- Czytałeś to? - Starałam się, by w moim głosie nie słychać było paniki, ale niezbyt mi wyszło.
- Jeszcze nie - Powiedział - I jeśli mam być zupełnie szczery, nie wiem, czy chcę - Spojrzał na folder wydawało się, że z obawą i strachem.
- Widzisz tato - Zamknęłam oczy, odpowiednio dobierając słowa, po czym otworzyłam je ponownie - Cokolwiek Justin robił w przeszłości, skończył z tym. On się zmienił - Wyjaśniłam, wkładając w to tyle prawdy, ile mogłam wykrzesać - Musisz mi zaufać.
Tata tylko patrzył na mnie przez chwilę, z założonymi rekami na piersi. W końcu powiedział.
- W porządku - Skinął głową - Ufam Ci. Ale jak tylko zobaczę coś podejrzanego... - Urwał - Ja po prostu nie chcę narazić Cię na niebezpieczeństwo.
Zacisnęłam usta. Chciałam mu powiedzieć, że Justin nigdy nie dopuści, by coś mi się stało, że był moim rycerzem w lśniącej zbroi, gdy miałam kłopoty. Ale nie zrobiłam tego, wiedząc, że dla taty nie zabrzmiałoby to uspokajająco. Bo to by znaczyło, że byłam już w tarapatach - zaatakował mnie uliczny rabuś, prawie zostałam zgwałcona przez jakiegoś faceta w klubie, byłam świadkiem policyjnego prześladowania, a wróg Justina miał na mnie oko. Każdy chłopak, którego nazwisko znalazło się w policyjnych aktach, od razu lądował na czarnej liście mojego taty. Dlatego miałam nadzieję, że nie dowie się o Justinie, chociaż powinnam była to przewidzieć. Chodzi mi o to, że on w końcu pracuje w nowojorskiej policji.
Ciszę w pokoju przerwał dźwięk dzwonka. Zabrałam swoją torebkę i kurtkę i przeszłam obok taty, zmierzając do drzwi.
- Po prostu bądź ostrożna - Jego głos był poważny, ale zmartwiony, przez co poczułam się źle.
Odwróciłam się na chwilę, by spojrzeć mu w twarz.
- Jestem, tato. Nie martw się o mnie - Posłałam mu lekki uśmiech i wyszłam z pokoju.
Zanim dotarłam do drzwi, Justin już był w środku, rozmawiając z Blakiem, który pewnie go wpuścił. Dobrze było zobaczyć w tym domu przynajmniej jedną osobę, która lubi mojego chłopaka. Kiedy weszłam do przedpokoju, chłopcy podnieśli głowy by na mnie spojrzeć, sprawiając, że poczułam się jak w jakimś filmie. Uśmiechałam się do Justina - trochę ignorując obecność Blake'a - aż przestał się na mnie gapić i był w stanie mówić. Jestem pewna, że moje policzki zaczerwieniły się pod jego spojrzeniem.
- Wyglądasz... Oszałamiająco - Powiedział w końcu Justin, uśmiechając się do mnie tak, że w jego policzkach zrobiły się dołeczki.
- Ty również nie wyglądasz najgorzej - Powiedziałam bezczelnie, podchodząc do niego bliżej.
Miał na sobie ten sam garnitur, co na wigilii, ale tym razem jego koszula była jasnoniebieska, a krawat granatowy. Przypadkiem do siebie pasowaliśmy. Głos w mojej głowie westchnął w zachwycie. Gdy znalazłam się dostatecznie blisko, Justin objął mnie ręką w talii, a drugą dotknął mojego policzka, po czym złożył pocałunek na moich ustach.
- Mmm, arbuz? - Mruknął.
Usłyszałam, jak Blake mamrocze coś w stylu "wychodzę stąd", ale nie zwróciłam na to uwagi. Bliskość Justina po raz kolejny przyprawiła mnie o zawroty głowy. Pattie ponownie spryskała go wodą kolońską, był świeżo ogolony - nie, żeby był rudobrodym piratem, czy coś - i uśmiechał się co sprawiło, że poczułam motylki w brzuchu.
- Tak - Odpowiedziałam na jego pytanie o błyszczyk, przygryzając wargę. Widząc go, byłam dziesięć razy bardziej podekscytowana balem.
- Możemy już iść, księżniczko? - Zapytał Justin swoim okropnym brytyjskim akcentem, na co wydałam dźwięk coś pomiędzy chichotem, a prychnięciem.
- Jasne, tylko powiem mamie.
To jednak nie było konieczne, ponieważ dokładnie pięć sekund później stała w progu przedpokoju.
- Pozwólcie, że zrobię Wam zdjęcie przed wyjściem - Powiedziała, wyciągając z kieszeni aparat cyfrowy.
Justin i ja pozowaliśmy do kilku zdjęć, aż w końcu pozwoliła nam iść.
- Bawcie się dobrze - Cmoknęła mój policzek i pomachała nam na pożegnanie - I żadnych after party! - Zawołała za nami.
Justin zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami, wydawało się, że po raz setny w ciągu ostatnich dwóch godzin. Kiedy byliśmy wewnątrz windy, Justin niespodziewanie przygwoździł mnie do ściany, całując mnie mocno.
- Woah - Oderwałam się po chwili, by zaczerpnąć powietrza. Słyszałam, jak nasze serca biją gwałtownie, a nawet nie dotarliśmy na ulicę - Za co to było?
- Tęskniłem za Tobą - Szepnął Justin, trzymając mnie za rękę i oglądając moje bransoletki z zadowolonym wyrazem twarzy, choć w jego oczach kryło się coś jeszcze, coś, co było tam cały tydzień.
Drzwi windy otworzyły się i przeszliśmy przez hol, otrzymując grzecznie skinienie głową od portiera, który zauważył nasze stroje i życzył nam miłego wieczoru.
- Widziałeś mnie wczoraj - Zaśmiałam się, prostując Justinowi krawat, który lekko się zmarszczył.
Kiedy wyszliśmy na ulicę, przeszył mnie zimny wiatr. To nie miał być Biegun Północny.
- Tak, ale tylko chwilę - Narzekał.
I miał rację, widzieliśmy się tylko, gdy przyjechałam odebrać Tommy'ego z treningu, co trwało może dwadzieścia minut, zanim musiałam wracać do domu, by odrobić lekcje.
Uśmiech powrócił na moje usta.
- Cóż, widzimy się znowu w niedzielę, na meczu dzieciaków, prawda? - Tommy przybiegł po swoim wtorkowym treningu, by oznajmić, że mają kolejny mecz w weekend przeciw jakiejś drużynie z New Jersey.
- Prawda - Justin skinął głową, jego smutną minę zastąpił uśmiech - To mi o czymś przypomniało... Nie nazywasz mnie już Cudownym Chłopakiem, co? - Powiedział złośliwie.
Zarumieniłam się mimowolnie, przypominając sobie, jak Kelsey powiedziała to przezwisko przy nim.
- Och proszę Cię. To było dawno temu - Machnęłam lekceważąco ręką.
Kiedy dotarliśmy do jego samochodu, pozwoliłam Justinowi otworzyć dla mnie drzwi, komentując jego rozbawiony wyraz twarzy wymownym spojrzeniem.
Gdy usiadł w fotelu kierowcy, ścisnął moją dłoń.
- Nie martw się, księżniczko. Wszyscy wiemy, że jestem cudowny. Nie jesteś pierwszą dziewczyną, która to mówi - Jego zarozumiałość sięgała dzisiaj zenitu, prawda?
- Ale jeśli to zależy ode mnie, będę ostatnią - Powiedziałem wyzywająco.
- Jesteś seksowna, kiedy jesteś taka pyskata - Justin mrugnął do mnie, odpalając silnik.
- Więc jestem seksata*? - Poruszyłam głupio brwiami.
Justin wybuchnął śmiechem, patrząc na mnie, jakbym była debilem - wcale mu się nie dziwiłam po tym, co właśnie powiedziałam.
- Czasami mówisz dziwne rzeczy.
To była prawda. Miałam w zwyczaju wymyślać dziwne słowa i paplać, a nawet robić głupie rzeczy, ale przynajmniej mogłam się trochę zmienić. Justin wydawał się teraz szczęśliwszy, a smutek ukryty w jego oczach na chwilę zniknął. Przez resztę drogi słuchaliśmy muzyki Justina; powiedział, że to sprawiedliwe, ponieważ on będzie musiał pogodzić się z - cytuję - "słabym popowym gównem" na resztę nocy. Później powiedział mi o tym, jak bardzo irytująca jest Jazmyn, jak zwykle. Mieli fajną bratersko-siostrzaną relację, taką, jaką ja i Ryan mieliśmy dawno temu, kiedy jeszcze nie poruszał nieba i ziemi, by mnie oszukać z powodu, którego "nie mogłam zrozumieć".
Justin wydawał się spięty przez to, jak przygryzał wnętrze swojego policzka i trzymał moją dłoń przez całą drogę - dzięki Bogu był leworęczny.
- Powiesz mi, co się z Tobą dzieje, czy sama mam się dowiedzieć? - Zapytałam w końcu, gdy zaparkowaliśmy tak blisko wejścia, jak tylko możliwe.
Normalnie bale szkolne odbywają się w sali gimnastycznej, ale ojcem Natashy jest obrzydliwie bogaty biznesmen, właściciel połowy budynków na Upper East Side, więc wypożyczył jeden z nich dla szkoły, by urządzić w nim bal. Justin potrząsnął głową, wciąż ściskając kierownicę.
- W porządku, nie mów mi- Otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam bez słowa, udając się na przyjęcie. Zachowywał się tak dziwnie przez cały tydzień i widać było, że coś było nie tak. Ale jeśli on nie chciał powiedzieć, to niech tak będzie. Tylko, żeby potem się nie dziwił, że jestem zła.
- Brooklyn, czekaj - Zawołał Justin i usłyszałam, jak blokuje pilotem drzwi samochodu i biegnie w moją stronę.
Wyciągnął rękę i chwycił mój nadgarstek, gdy staliśmy na podwórku przed wejściem, więc nie mogłam iść dalej. Popatrzyłam na niego cierpliwie, mając nadzieję, że się otworzy, co by było zjawiskiem występującym dwa razy do roku, więc nie chciałam się nakręcać. Oboje patrzyliśmy na wiktoriański budynek przed nami, Justin wydawał się rozmyślać nad swoimi następnymi słowami. Budynek był ogromny, światła pochodziły z każdego okna, żółte, czerwone, niebieskie, a nawet zielone. Słychać było też muzykę wibrującą przez kamienne ściany. Łatwo można by było pomylić to z jednym z tych domów bractwa, dla studentów.
- Wiesz, że Cię kocham, prawda? - Powiedział w końcu Justin, szukając prawdy w moich oczach, przygryzając z niepokojem swoją dolną wargę.
- Tak i ja też Cię kocham - Odpowiedziałem w mgnieniu oka, marszcząc brwi. Jeśli czegoś byłam pewna, to mojej miłości do Justina.
Oblizał usta.
- Okej, nigdy o tym nie zapominaj - W jednej chwili ujął moją twarz w swoje ciepłe dłonie i przez chwilę nie czułam chłodu powietrza i nie widziałam ludzi przechodzących obok nas - Kocham Cię, bez względu na wszystko - Szepnął, dotykając czołem mojego, a moje serce ścisnęło się na prawdziwość jego słów. Czemu tak mówi? - Tak bardzo Cię kocham - Ledwo mogłam go usłyszeć przez łomotanie krwi w uszach, a potem jego usta znalazły się na moich.
To był delikatny pocałunek, miękki, powolny i słodki. Trochę taki, jak wtedy, kiedy pocałowaliśmy się po tym, jak wyznaliśmy sobie miłość. Był pełen emocji i zostawał w głowie. W chwili, gdy Justin odsunął się ode mnie, moje usta znów pragnęły więcej, ale będę miała cały wieczór, by go pocałować... I miejmy nadzieję, że tak do końca życia. Jednak potrzeba jego pocałunków i dotyku zostawiła za sobą ślad troski i nie mogłam zrozumieć, dlaczego.
W środku rozbrzmiewało w głośnikach Call Me Maybe Carly Rae Jepsen, a dekoracje wydawały się być wyjęte z filmu Barbie i dziadek do orzechów. Nic dziwnego, Natasha była w komitecie organizacyjnym. Zostawiłam swój płaszcz w przechowalni, zanim ruszyłam z Justinem do głównej sali, gdzie umówiłam się z Kelsey. Kilka osób przywitało się z nami, większość to moi znajomi, którzy poznali Justina w Wigilię. Dziewczyny obczajały go, nieważne czy były wolne, czy nie, przez co czułam się trochę zazdrosna. Na parkiecie uczniowie tańczyli ze swoimi partnerami lub - osoby, które nie miały na tyle szczęścia, aby zostać zaproszone przez kogoś - w grupie swoich przyjaciół. Gdziekolwiek nie spojrzałam, widziałam kolorowe suknie i ciemne garnitury, z wyjątkiem Eda, dziwnego kolesia z mojej klasy chemii, który miał na sobie biały garnitur. Wyglądał zabawnie. Pomieszczenie było ogromne, a zaokrąglone ściany pokrywały lustra. Ogromny, niemal jak pianino, pająkowaty żyrandol wisiał na środku sufitu, a naprzeciwko głównego wejście były podwójne schody, prowadzące na drugie piętro. Wkrótce dostrzegłam tańczących Kelsey i Tysona - okej, bardziej Kelsey szalała na parkiecie, a Tyson śmiał się z niej - i trzymających w rekach kieliszki z ponczem.
- Świetnie się bawisz, prawda? - Zakpiłam z Tysona, witając się z nim naszym wymyślonym sposobem.
- Twoja przyjaciółka tak - Oboje spojrzeliśmy na Kelsey - Jesteś pewna nie dolali niczego do tego ponczu?
- Jestem pewna. Kelsey jest po prostu szalona - Krzyknęłam poprzez muzykę, obserwując jej kręcenie i trzęsienie tyłkiem.
To było zbyt zabawne, zwłaszcza, gdy miała na sobie długą, czerwoną satynową sukienkę, a jej loki podrygiwały w górę i w dół, w każdym kierunku. Dziwnie było też widzieć Tysona w garniturze, nawet bardziej dziwnie, niż widząc w garniturze Justina. Byłam przyzwyczajona do jego super-luźnych ubrań i ramionach całych w tatuażach (miał więcej tatuaży, niż Justin), więc to było co najmniej ciekawe. Niektórzy uczniowie posyłali zaskoczone spojrzenia w stronę Kelsey i Tysona. Nikt oprócz mnie nie wiedział wcześniej, że Kelsey ma ciemnoskórego chłopaka i wierzcie lub nie w dwudziestym pierwszym wieku nadal są ludzie o rasistowskich poglądach. Im to jednak nie przeszkadzało. Wciąż tańczyli, całowali się i śmiali się razem, cieszyłam się ich szczęściem.
- Chcesz się napić? - Głos Justina przerwał mi mój moment dumy.
- Oczywiście - Powiedziałam, uśmiechając się do niego, gdy ruszyliśmy w stronę stołów z jedzeniem. Sztuczne płatki, które zwisały na sznureczkach, uderzały momentami w tym przeszkadzały.
- Poważnie? Nawet piwa? - Zapytał Justin, właściwie nikogo w szczególności, na jego twarzy malowało się niedowierzanie, kiedy spojrzał na napoje.
- Surowe nakazy szkolne - Powiedziałam - Żadnego alkoholu - Wzruszając ramionami, złapałam puszkę dietetycznej coli. Justin spojrzał z obrzydzeniem na napoje bezalkoholowe. Wyglądał jak rozczarowany pięciolatek, któremu rodzice nie chcieli kupić szczeniaka.
Szturchnęłam go złośliwie w żebra.
- Nie chcesz ponczu?
- Nie ma mowy. Smakuje, jak papka dla dzieci - Skrzywił się.
Zakrztusiłam się Colą, prawie ją wypluwając.
- Boże, po prostu weź zwykłą Colę, czy coś.
- Dobra - Zgodził się dziecinnym głosem.
Przy każdej piosence rozbrzmiewającej w głośnikach, Justin przewracał oczami, co najmniej dwa razy: pierwszy raz, gdy słychać było pierwsze nuty, a on już wiedział, że to będzie coś, czego nie lubi, a drugi raz, gdy zobaczył, że zaczynam śpiewać ile sił w płucach i zmuszam go do tańczenia.
- Powinienem zająć miejsce DJ'a - Zakpił, a ja kręciłam się wokół niego, do piosenki, której nie znałam.
- Nie dzięki - Powiedziałam, zatrzymując się przed nim - Nie chcę tańczyć z Chazem. On jest palantem.
Chaz był zielonookim chłopakiem z ostatniej klasy, przyjacielem Nate'a oraz członkiem szkolnego zespołu. Według niego, muzyka była jego pasją, ale każdy, kto go znał chociaż trochę powiedziałby, że to dziewczyny są jego prawdziwą pasją. Dosłownie, co weekend wiązał się z inną naiwną panienką. Na szkolnych korytarzach był bardziej znany jako "męska dziwka", ale jednak cieszył się sławą. Osioł. Może Justin by go polubił, bo wiedziałam, że podoba mu się ta muzyka tak samo, jak mojemu chłopakowi. Czyli wcale. Domyślam się, że Natasha narzuciła mu tę płytę i zapłaciła za to, by siedział cicho. Przez kolejną godzinę, Justin obserwował jak tańczę, interweniując w najmniejszym stopniu, a kiedy to zrobił, kończyliśmy na pocałunku. W końcu odciągnęłam go w kąt, by mój cały rocznik nie musiał widzieć, jak się obściskujemy.
- Co jest? - Delikatnie odsunęłam go od siebie, chichocząc. Moje usta były spuchnięte od tylu pocałunków.
- Co? Nie mogę całować się z moją dziewczyną, szczególnie gdy wygląda tak seksownie? - Zapytał niewinnym tonem, przez który brzmiał jak syn pastora - Masz szczęście, nie ma tutaj łóżka - Dodał głosem nieco bardziej śmiałym, mrużąc uwodzicielsko oczy.
Mimo, że powinnam być przyzwyczajona do jego flirtu, zarumieniłam się.
- Przestań, jesteśmy otoczeni ludźmi - Syknęłam - Ludźmi, których znam.
- Kogo to obchodzi. Uważasz, że tylko dlatego, że są bogatymi, białymi dzieciakami, to nie uprawiają seksu? - Mówił tak, jakby nie uważał siebie za białego. Coś jak to powiedzenie "gdzie serce twoje, tam dom twój". Może czuł się czarny... To znaczy, zachowywał się tak, jak jego przyjaciele. A jego przyjaciele byli czarni. W jakiś sposób można ich odróżnić, choć bardziej przez to, że żyją w dzielnicy takiej jak Bronx, a nie ze względu na ich kolor skóry.
- Wiem, że uprawiają seks, ale nie na środku parkietu - Zawołałam - Nie chcę już o tym rozmawiać - Przygryzłam dolną wargę, moja twarz była czerwona, więc spojrzałam w dół udając, ze bawię się guzikami koszuli Justina. Wcześniej zdjął swoją marynarkę, bo było gorąco.
- Okej - Powiedział, unosząc mój podbródek.
Kiedy moje oczy spotkały jego widziałam, że się uśmiecha, choć dziwny smutek wciąż tam był. A ja wiedziałem, że to nie miało nic wspólnego z moją odmową rozmowy o seksie - co zresztą było bardziej związane z tym, że moje myśli biegły w niewłaściwych kierunkach, niż niechęcią.
- Panowie, łapcie swoje partnerki - Głos Chaza rozbrzmiał przez mikrofon - Czas na wolny taniec.
Justin objął mnie ramieniem i pociągnął z powrotem na środek pomieszczenia, gdzie zostawiliśmy naszych przyjaciół. Kiedy pierwsze nuty Kiss Me Eda Sheerana rozbrzmiały w sali, Justin objął mnie w talii, a ja zarzuciłam mu ramiona na szyję, opierając głowę na jego ramieniu. Myślę, że to taki moment, na który czeka każda dziewczyna. Moment, w którym tańczysz wolny taniec z chłopakiem, którego kochasz, z bliska możesz poczuć jego zapach i ciepło i usłyszeć jego oddech nad swoim uchem. Dla mnie to było idealne. Justin cały czas śpiewał mi słowa do ucha, przyciskając mnie bliżej.
- "This feels like falling in love, falling in love. We're falling in love."
Okej, Ed Sheeran jest prawdopodobnie najbardziej romantycznym wokalistą na świecie, ale chłopak - który, jak się okazuje śpiewa, jak anioł - szepczący te piękne słowa do twojego ucha, jest uosobieniem błogości.
- "My heart's against your chest, your lips pressed to my neck." I dropped a feather-like kiss over his jugular. "I'm falling for your eyes, but they don't know me yet. And with this feeling I'll forget, I'm in love now."
Moje oczy napełniły się łzami radości, bo nie wiem, w jakim punkcie w moim życiu stałam się tak głęboko i szaleńczo w nim zakochana. Nie pozwoliłam im jednak spaść, nie tylko dlatego, że nie chciałam zniszczyć swojego makijażu, ale dlatego, że nie chce wyglądać jak sentymentalna, beznadziejna romantyczka, którą w głębi duszy wiedziałam, że jestem. A także dlatego, że wokół nas były dziesiątki ludzi. Mimo, że większość dziewczyn wyglądała tak samo. Kelsey przytulała Tysona tak mocno, że myślałam, że może zrobić się fioletowy. Kiedy piosenka się skończyła, poczułam jak Justin cały się spina. To tak, jakby ktoś rozbił naszą bańkę i przywrócił nas do rzeczywistości. Widziałam, jak mój brat patrzy na nas - tam również patrzył Justin z zaciśniętą szczęką i posyłał mu wrogie spojrzenie. Ryan wyglądał, jakby był gotowy zniszczyć moją, do tej pory, idealną noc.
- Idę do toalety, zaraz wracam - Powiedziałam do Justina.
Chciałam sprawdzić swój makijaż, na wypadek, gdyby rozmazała mi się mascara czy coś, poza tym te wszystkie puszki Coli zrobiły swoje.
Justin pokiwał głową, ale nie puścił mojej talii.
- Justin, musisz mnie puścić, bym mogła pójść - Powiedziałam, chichocząc.
Spojrzał na mnie tak intensywnie, jakby starał się zapamiętać wszystkie szczegóły mojej twarzy. Można by to było dodać do jego dziwnego zachowania, które towarzyszyło mu, odkąd po mnie przyjechał. W końcu pochylił się i powoli mnie pocałował tak, jak wcześniej na zewnątrz. Jego ruchy były wyważone, jakby całował porcelanową lalkę, a nie mnie, co było dużym kontrastem w porównaniu do naszych zwykłych pocałunków. To był taki pocałunek, który bez słów mówił "uwielbiam cię". Nie będę kłamać, martwi mnie jego nagła potrzeba, by zapewnić mnie, jak bardzo mnie kocha i zależy mu na mnie. Tak, jakby próbował mnie uspokoić i dąć zapewnienie, ale ja nie potrzebuję żadnych zapewnień.
- Teraz możesz iść - Powiedział w moje usta, wymuszając uśmiech na swojej twarzy.
Będąc w stanie czytać z jego twarzy, jak z otwartej księgi, miałam świadomość, że to nie jego typowy bezczelny uśmieszek lub jego uroczy zwykły uśmiech. To było tylko wygięcie ust udające, że wszystko było w porządku. Przypuszczałam, że to może mieć coś wspólnego z tym, że jego tata wkrótce wyjeżdża. To znaczy, nie mam innego wyjaśnienia. Prawdopodobnie był tym przerażony, a ja doskonale to rozumiem. Po wszystkim, co powiedział mi w dzień, kiedy jego tata wrócił, przed świętami Bożego Narodzenia, też nie chcę by Jeremy wyjeżdżał. Nie mogłabym znieść wiedząc, jak Justin będzie się czuł. dopóki pan Bieber nie wróci ponownie do domu cały i zdrowy.
Biorąc w dłonie jego twarz, spojrzałam mu w oczy.
- Kocham Cię bez względu na wszystko, okej? Nigdy o tym nie zapominaj - Powtórzyłam słowa, które powiedział mi wcześniej, przez co jego orzechowe oczy nieco się rozjaśniły.
- Obiecujesz?
Splotłam nasze małe palce prawej dłoni, ignorując jego spojrzenie.
- Obiecuję - Uśmiechnęłam się.
- Pójdziesz ze mną do toalety, laska? - Kelsey pojawiła się znikąd, ściskając moją rękę.
Przewróciłam oczami. Sposób, na zepsucie naszej chwili, Kelsey - pomyślałam.
- Tak - Powiedziałam, pozwalając jej poprowadzić mnie na drugie piętro.
Kiedy spojrzałam w dół przez balustradę, Justin rozmawiał z Tysonem, przeczesując dłonią włosy. Zmarszczyłam brwi, ale ruszyłam za Kelsey do długiej kolejki przed toaletą dziewcząt.
Sprawdzałam swój makijaż w lustrze oprawionym złotą ramką - łazienka była tak luksusowa i elegancka, jak reszta wiktoriańskiego budynku - kiedy poczułam obok siebie czyjąś obecność. Obecność kogoś, kogo wolałabym nie zobaczyć.
- Cześć Brooklyn - Moje imię wyszło z jej ust nieco niezręcznie - Słyszałam, że tak Cie teraz wszyscy nazywają.
- Czego chcesz, Natasha? - Splunęła, zajmując się swoim błyszczykiem i mając nadzieję, że ona sobie pójdzie.
- Chcę tylko z Tobą porozmawiać - Wzruszyła niewinnie ramionami - Daj spokój, nie mogłaś przecież zapomnieć, że byłyśmy przyjaciółkami. Znam Cię od przedszkola.
- Och, na szczęście zapomniałam - Przerwałam swoje czynności, by na nią spojrzeć - Zdarza się, kto ktoś zmienia się w oszukującą sukę - Posyłając jej swój najlepszy sztuczny uśmiech, wrzuciłam wszystko do torebki, gotowa do wyjścia.
- W porządku, rozumiem. Nadal jesteś zła - Powiedziała w tym tonie, którego używa się, kiedy chce się kogoś prosić o przebaczenie. Ale chyba gwiazdy zaczęłyby spadać z nieba, gdyby Natasha na prawdę kogoś przeprosiła.
- Zła? - Parsknęłam, przyciągając uwagę kilku ludzi - Natasha, ja po prostu nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Przykro mi, jeśli nie masz żadnych znajomych. Może gdybyś była dobrym człowiekiem, ludzie by cię polubili.
Zerknęła na mnie, zaciskając wargi. Uderzyłam w jej słaby punkt.
- Słuchaj - Powiedziała, brzmiąc tak, jakby traciła cierpliwość - Nie proszę Cię, być znów została moją przyjaciółką. Wiem, że mnie pewnie nienawidzisz.
- Nienawidzę - Przerwałam jej rzeczowym tonem.
Powstrzymała się od przewrócenia swoimi ciemnymi oczami.
- Chce tylko przez chwilę porozmawiać - Wyglądała tak, jakby bolało ją błaganie mnie, przez co zaśmiałam się diabelsko w duchu.
- Nie mamy o czym rozmawiać - Podkreśliłam, ze znudzeniem oglądając swoje paznokcie.
Usłyszałam, jak wciąga gwałtownie powietrze. Już jej działam na nerwy. Dobrze.
- Po prostu chodź, proszę - Jej ego cierpiało - To zajmie sekundę, przysięgam - Powiedziała słodko. Zawsze przybiera taki ton głosu, kiedy ma kogoś dość.
- Zostawisz mnie w spokoju już na zawsze, jak z Tobą pójdę? - Zapytałam.
Ostatnią rzeczą jakiej chciałam to być sam na sam z Natashą, ale jeśli to miało oznaczać, że da mi spokój do końca życia, to było warto.
- Tak - Przyznała niechętnie.
- Dobrze więc - Posłałam jej srogie spojrzenie - Lepiej, żeby to było warte mojego czasu.
Całe jej zachowanie nagle się zmieniło.
- Och, uwierz mi będzie - Jej głos brzmiał złowrogo, jakby coś ukrywał.
- B, co Ty robisz? - Kelsey wyszła z Kabiny, na jej twarzy malowało się zamieszanie.
- Powiedz Justinowi, że zaraz wrócę.
Przesuwała swoje niebieskie oczy raz na mnie, a ran na Natashę, posyłając jej grymasy.
- Jasne - Powiedziała, zanim wyszła.
Kiedy Kelsey poszła, Natasha skinęła na mnie. Przewróciłam oczami i ruszyłam za nią. Ludzie posyłali nam dziwne spojrzenia, prawdopodobnie zastanawiając się, czy zamierzamy stoczyć walkę paznokciami, bo nie widziano nas razem od listopada.
- Więc masz jednego z tych przylepnych i nadopiekuńczych chłopaków? - Zapytała Natasha.
Nie wiem, czy próbowała zacząć rozmowę, czy po prostu być natrętna, ale nie zamierzałam jej odpowiedzieć. Przynajmniej ja mam chłopaka, chciałam dodać.
- Założę się, że nie chcesz rozmawiać ze mną o Justinie - Powiedziałam - Gdzie my do cholery idziemy?
Budynek był nawet większy, niż pierwotnie myślałam. Szłyśmy wzdłuż korytarzy około pięć minut. Nawet weszłyśmy po schodach.
- W jakieś ustronne miejsce. Z dala od tych wszystkich wścibskich nastolatków - Tak, jakby ona sama nie była królową plotek. Chciało mi się śmiać.
Stukot jej szpilek na twardym drewnie działał mi na nerwy, a jej sukienka wykonana była z takiego materiału, że gdy szła, słychać było odgłosy tarcia.
- Wiesz, Twój brat jest okropnym partnerem do tańca - Powiedziała nagle, zatrzymując się przed wielkimi mahoniowymi drzwiami.
Zwykle nie broniłam swojego brata, ale biorąc pod uwagę, że to była Natasha aka moja była najlepsza przyjaciółka, która całowała się z moim byłym chłopakiem na moich oczach, pomyślałam, że zrobię wyjątek.
- A czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, że to może twoja wina? To znaczy, to on cię rzucił.
Zacisnęła usta, mrużąc na mnie jadowicie oczy. Westchnęłam z nudów, niezrażona jej miną. Zapadła cisza, aż usłyszałam przytłumione głosy dochodzące z drugiej strony wielkich drzwi.
"To... Popieprzone."
"To twoja wina"
"Nie rób tego... Też znienawidzi"
"Nieważne... Nie chcę Cie w jej życiu."
Rozpoznałabym te głosy nawet w zatłoczonym pokoju.
- Co tu się dzieje? - Zapytałam, ściskając ramię Natashy.
Ona tylko roześmiała się, jakby się cieszyła z tego, co się stanie. Sięgnęła do klamki i przekręciła ją, uchylając ciężkie drzwi. Wewnątrz był prawie pusty pokój. Ściany były poplamione od przecieków, na wzorzystej tapecie. Jedynymi meblami były zakurzone biurko i ciemnoczerwona tapicerowana sofa. Pachniało stęchlizną, jakby nikt nie wchodził tu od lat. Ale najbardziej zaskakujące było to, że zarówno Ryan jak i Justin kłócili się na środku pokoju.
- Co się tutaj dzieje? - Powtórzyłam. Powiedzieć, że byłam zdezorientowana byłoby niedopowiedzeniem.
Kiedy Justin mnie zobaczył, jego twarz złagodniała. Jego włosy były potargane od nieustannego przeczesywania ich dłońmi - coś co robił zawsze, gdy był zdenerwowany, a jego oczy były smutne. Z kolei mój brat uśmiechał się triumfalnie.
- Myślę, że moja zadanie zostało wykonane - Powiedziała za mną Natasha - Muszę iść, będą ogłaszać króla i królową balu. Dam Ci znać, jeśli wygramy, Ry.
Byłam tak zdumiona, że ledwo zauważyłam, że zniknęła, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Możesz usiąść, siostrzyczko - Ryan wskazał na stara kanapę. Przy niektórych rozdarciach wychodziła miękka wkładka, która wypełniała materiał.
- Ryan, o co chodzi? - Zapytałam, starając się brzmieć poważnie, a nie na przestraszoną.
- Brooklyn, nie musisz tego słuchać, możemy wyjść - Zaproponował Justin. Brzmiał tak, jakby on też próbował się jakoś trzymać.
- Dorośnij, Bieber - Powiedział Ryan.
Justin prychnął z niedowierzaniem.
- To jest tak samo Twoja wina, jak i moja, koleś. Jeśli nie bardziej. Po prostu nie wiem, czemu zamierzasz jej to mówić.
- Dobra, poważnie - Uniosłam ręce do góry, aby ich powstrzymać - Czy ktoś może mi powiedzieć, co tu robimy? - W pokoju było zimno i zapach też nie był przyjemny.
- Och, ależ ja chętnie Ci powiem - Powiedział Ryan - Ale nalegam, byś usiadła - Ponownie wskazał na wytarta kanapę.
- To są jakieś bzdury - Mruknął Justin, chwytając włosy w garści i chodząc po pokoju.
Tymczasem ja usiadłam ostrożnie na kanapie. Nie była zbyt wygodna.
- Okej, siedzę. Teraz mi powiedz - Spojrzałam wyczekująco na Ryana.
Zatarł ręce, przez co ja skrzywiłam twarz, widząc jego podekscytowanie.
- Zawsze chciałaś wiedzieć, jak poznałem Justina, prawda? - Skinęłam głową - Chciałaś też wiedzieć, dlaczego nie chcę, byś się z nim spotykała, prawda?
- Tak, Ryan. Do rzeczy - Powiedziałam, niecierpliwie stukając nogą o podłogę.
Jednak, kiedy rzuciłam okiem na Justina, zawahałam się. Czy naprawdę chcę wiedzieć? To prawda, że niektórych rzeczy lepiej nie mówić. Opierał się na zakurzonym stole i trzymał twarz w dłoniach, ale podniósł ją do góry, jakby wyczuwając, że patrzyłam na niego.
- Dlaczego chcesz przywoływać przeszłość? To przeszłość, zapomniana - Justin pokręcił głowa w stronę Ryana. Wydawał się zdesperowany, ale dlaczego. Co znaczyła na "przeszłość"?
- Niektórych rzeczy nigdy się nie zapomina - Po raz pierwszy od dłuższego czasu w głosie Ryana słychać było jakąś dziwną emocję. Cokolwiek było tym problemem, muszą przejść do sedna.
- Okej, zgubiłam się - Wyrzuciłam ręce w powietrze - Tak, jakbyście używali alfabetu Morse'a.
Odwrócili się do mnie obaj, jakby zapomnieli, że tu jestem.
- Pamiętasz Michaela Watersa? - Zapytał Ryan, siadając obok mnie na poobijanej kanapie.
- Tak, był twoim przyjacielem - Odpowiedziałem cicho. Michael zniknął bez śladu około dwa lata temu. Dlaczego Ryan teraz o nim mówi.
Oczy Ryana błysnęły żalem, ale potem zamrugał i to zniknęło.
- Więc pamiętasz, jak policja powiedziała, że musiał dobrowolnie uciec z domu i zaprzestali śledztwa.
- Tak, wiem, ale czemu...
Nie pozwolił mi dokończyć.
- Cóż, on nie uciekł. Nie żyje.
Sapnęłam z przerażenia i wrzasnęłam.
- Co?
- I tu pojawia się Twój Bieber - Powiedział Ryan srogim tonem.
Nie, to nie mogła być prawda. Justin nigdy nie zabiłby człowieka. Mógł wdawać się w bójki, kraść różne rzeczy, a nawet mieć do czynienia z narkotykami, ale nie był mordercą. Byłam tego pewna. To musiało być jakieś nieporozumienie lub jakiś bardzo pokręcony żart.
- Ja go nie zabiłem - Justin powiedział szybko. Musiał wyczuć moją zupełną dezorientację i strach.
- Wierzę Ci - Odpowiedziałam szczerze - Ryan nie można kogoś tak oskarżać! - Zawołał na niego - A Michael nie może być martwy, dlaczego wcześniej o tym nie powiedziałeś?
Byłam o krok od płaczu.
- Pozwól, że opowiem Ci całą historię - Powiedział Ryan, wpatrując się z moje załzawione oczy.
Teraz naprawdę nie byłam pewna, czy chciałam to usłyszeć. I co Justin miał wspólnego z Michaelem?
Pomimo mojego niepokoju, Ryan kontynuował.
- Przed tym latem, w którym "zniknął" - Zrobił cudzysłów w powietrzu - Michael wplątał się w poważne gówno z niewłaściwymi ludźmi. Był winien przywódcy gangu sporą kwotę, a mówiąc sporą, mam na myśli dziesięć tysięcy. Powiedział mi, że potrzebuje pomocy, że nie może po prostu poprosić rodziców, by dali mu dziesięć tysięcy dolarów w gotówce. Jak przypuszczał, nie byliśmy w stanie zebrać pieniędzy, więc ten facet z gangu kazał mu zapłacić w inny sposób - Urwał, w jego głosie słychać było gorycz.
Przełknęłam gulę, która uwięzła mi w gardle.
- Dlaczego Michael był mu winien pieniądze?
- Narkotyki - Powiedział Ryan - Brał je za naszymi plecami, nie tylko jarał zioło. Nawet nie wiedzieliśmy, że wtedy, kiedy opuszczał szkołę, szedł do magazynu tego gościa na Bronxie - Posłał spojrzenie w kierunku Justina, ale od wpatrywał się pustym spojrzeniem w ścianę - Więc mieli umowę, że Michael miał wziąć udział w wyścigu ulicznym i go wygrać, jeśli chciał spłacić swój dług.
- Czekaj, wyścig uliczny, czyli nielegalny wyścig samochodów? - Moje oczy się rozszerzyły. Michael wydawał się takim miłym, normalnym chłopakiem. Spędzał w naszym domu godziny, grając z Ryanem w gry video i też był w drużynie piłkarskiej na uniwersytecie, nigdy bym nie odgadła, że był powiązany z narkotykami. Byłam zauroczona tym chłopakiem w siódmej klasie!
- Tak, te wyścigi - Wyjaśnił Ryan - Miały one miejsce w każdy piątek w miejscu przy wysypisku śmieci w pobliżu East River. Justin zapewne wie o tym więcej, niż ja - Powiedział złośliwie.
- Uczestniczyłeś w nich? - Pisnęłam do Justina, na wpół przerażona, a na wpół myśląc, że mogłam to podejrzewać. W końcu czego Justin nie robił?
- Tak, kiedyś - Wzruszył ramionami, nie zmieniając swojej pozycji.
- Okej, więc co się stało z Michaelem? - Zapytałam Ryana.
- Poprosił zarówno Jareda (najlepszego przyjaciela Ryana), jak i mnie, byśmy z nim poszli. Nie chciał być sam w takim miejscu, o którym nikt nie wiedział. Nie uwierzysz, jak się wkurzyłem, kiedy wyjaśnił, dlaczego miał ryzykować swoje życie w jednym z takich wyścigów. Ale nie było innego sposobu, aby zdobyć potrzebne mu pieniądze, więc pomyśleliśmy, że przynajmniej będziemy mogli dotrzymać mu towarzystwa.
Powoli zbliżaliśmy do części, w której umarł.
- Nie - Pokręciłam głową, zanim Ryan mógł kontynuować, ale i tak to zrobił.
- Anthony, bo tak się nazywał ten facet, dał mu samochód, ale nie powiedział, że ściga się z jednym z jego wrogów. Naprawdę nie wiem, jak działają gangi, ale musieli się bardzo nienawidzić - Westchnął Ryan, na jego twarzy malował się grymas, jakby te wspomnienia wciąż były świeże - Koleś uderzył w samochód Michaela, aż udało mu się wyrzucić go z drogi i uderzył w stary zbiornik gazu... - Urwał. Michael nie był nawet dobrym kierowcą, nie mógłby tego opanować - To wszystko stało się tak szybko - Oczy Ryana traciły ostrość i wiedziałam, ze walczy ze łzami - W momencie w którym samochód uderzył w zbiornik, stanął w płomieniach.
Przyłożyłam dłoń do ust. Moja skóra była mokra i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że płaczę.
- O mój Boże - To było wszystko, na co mogłam się zdobyć.
Kiedy przeniosłam wzrok na Justina, zauważyłam, że jeszcze bardziej oparł się o biurko, jego włosy były bardziej rozczochrane , a oczy półprzymknięte.
- To była momentalna śmierć - Pomyślałam że Ryan przestanie mówić, że nie musiałam słyszeć już niczego więcej, ale on kontynuował - Ludzie rozproszyli się i zaczęli uciekać. Policja miała być tam lada chwila, a ten kutas Anthony również uciekł, ostrzegając nas wcześniej, że jeśli zadzwonimy na policję i wydamy go, to nas skończy. Jared i ja mieliśmy tylko osiemnaście lat, nie wiedzieliśmy, co zrobić. Ogień rósł i zbiornik w każdej chwili mógł wybuchnąć.
- Nadal nie wiem, co Justin ma z tym wspólnego - Powiedziałam między szlochem.
- Byłem tam tej nocy - Odezwał się po raz pierwszy od jakiegoś czasu - Moi przyjaciele i ja ścigaliśmy się, żeby zarobić trochę pieniędzy. Zwykle ścigaliśmy się dla Anthony'ego...
Nie podobał mi się kierunek, w jakim to wszystko szło. Nie chciałam, by Justin był zaangażowany w cokolwiek związanego z tym człowiekiem.
- Najwyraźniej ten kutas powiedział swoim młodszym podopiecznym, by zajęli się problemem - Powiedział jadowicie Ryan - Grozili nam, że jeśli powiemy komukolwiek, czego byliśmy świadkami, będziemy martwi. Twój przyjaciel Justin przyłożył mi nóż do gardła - Roześmiał się bez humoru.
Spojrzałam na Justina z otwartymi ustami.
- Ale miałeś tylko siedemnaście lat - Nie rozumiałam. Justin w gangu? Justin grożący komuś nożem? Ale potrafił być taki kochany.
- Potrzebowałem pieniędzy - Bronił się wiedząc, że to nie był wystarczająco dobry argument - A Ty też nie chciałeś zadzwonić na policję, bo wiedziałeś, że będziesz miał kłopoty. Powiedz kurwa całą historię - Krzyknął do Ryana.
- Powiem kurwa całą historię - Odkrzyknął, wstając i robiąc krok w stronę Justina, który się wyprostował. Był wyższy od Ryana centymetr lub dwa, ale mój brat był bardziej rosły - Powiem jej, w jaki sposób pozbyłeś się ciała, wrzucając je do rzeki. Powiem jej, jak kazałeś nam przyrzec, że nigdy nie powiemy, co się wydarzyło tamtej nocy. Powiem jej, że Ty i Twoi przyjaciele nawet nie drgnęliście, gdy pchnęliście samochód z brzegu rzeki. Powiem jej, że nie sądzę, by był to pierwszy raz, kiedy bierzesz udział w tak poważnym przestępstwie.
Gdy skończył, był czerwony z wściekłości. Oczy Justina były zimne, a jego szczęka zaciśnięta, jak i pięści, a gdy spojrzał na mnie, poczułam w gardle gorzką żółć.
Byłam zdezorientowana, przerażona i w szoku, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko było prawdą. To musiał być sen, naprawdę zły koszmar. Chciałam uciec - z dala od wyczekujących spojrzeń mojego brata i Justina, z dala od swojego ściśniętego żołądka, z dala od zatęchłego pokoju, z dala od swojego ciała.
Jak tylko stanęłam na nogi, jedyną myślą w mojej głowie było to, że muszę stąd uciec.
____________
* w oryginale: sessy - połączenie sexy i sassy, więc musiałam wymyślić jakieś spolszczenie, które nie traciłoby sensu, haha!