Destrukcja.
Obudziłam się z tym słowem na ustach. Rozejrzałam się czujnie po pokoju, ale nie dostrzegłam niczego podejrzanego. Potarłam niespokojnie skronie. Odczuwałam niepokój. Jego źródłem był mój sen, z którego jednak niewiele pamiętałam. Pokręciłam głową, tym samym odganiając natrętne myśli i czym prędzej wstałam. Im szybciej skupię się na moim zadaniu, tym szybciej zapomnę o nieistotnych głupotach - pomyślałam. Szybko się ubrałam i wyszłam z mojej komnaty.
Chata nie była duża. Z zewnątrz wchodziło się do dość dużego salonu. W północnej ścianie znajdował się piec, w prawym rogu stał duży i szeroki stół zawalony księgami, na środku pomieszczenia leżały duże poduchy ustawione w okrąg, zaś w jego środku stała duża misa. Często mieszałyśmy lub ugniatałyśmy w niej różne zioła. Cała północną ścianę zajmowały regały z innymi księgami i różnymi eliksirami oraz składnikami. Od głównego pomieszczenia odchodziły trzy pary drzwi: jedne do mojego pokoju, drugie do byłego pokoju mojej mentorki, zaś trzecie do łazienki. Gdy przygotowywałyśmy sobie posiłki sprzątałyśmy stół z opasłych tomów i korzystałyśmy z niego, jak z blatu kuchennego.
Rozejrzałam się po chacie i z żalem pomyślałam, że już wkrótce będę musiała stąd odejść. Zgodnie z wolą Tsunade-sama, w najbliższą pełnię, która nadejść miała w nocy jeszcze tego samego dnia. Gdyż jego światło odkrywa przed nami prawdę, dziecko - powiedziała pewnego razu, gdy zapytałam, dlaczego księżyc odgrywa tak ważną rolę w życiu wiedźm.
Gdy siedziałam już na jednej z wielu miękkich i ogromnych poduch, w mojej głowie zagościło wspomnienie mojego snu. Dominował w nim ogień, siejący zamęt i spustoszenie. Ale nie działał sam. Buchający żar wzniecały porywiste podmuchy wiatru zdolne zdmuchnąć wszystko i wszystkich ze swojej drogi. Żadnego z żywiołów nie dało się okiełznać - ale można było użyć ich nieposkromionej mocy na swoją korzyść.
W zamyśleniu wypiłam do końca napar z ziół, które podziałały kojąco na moje skołotane nerwy i pomogły odzyskać jasność umysłu. W końcu podniosłam się z miejsca i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy już skończyłam obrzuciłam bagaż krytycznym spojrzeniem. Było go zdecydowanie za dużo, jak na mnie. Nawet, jeśli posiadałam więcej siły, niż przeciętna kobieta.
- Zaklęcie pomniejszające: to, co duże, niech małe się stanie!
Jasnozielona mgiełka otoczyła moje dłonie, by po chwili pomknąć w stronę torb. Chwilę później ich wielkość dorównywała śliwkom. Wrzuciłam je do małej sakiewki, którą miałam przyczepioną do pasa i ostatni raz rozejrzałam się po domu. Właśnie zostawiałam za sobą całą masę dobrych i złych wspomnień. Cicho wzdychając wyszłam na zewnątrz.
Stanęłam przodem do chaty w odległości dziesięciu metrów i zamknęłam oczy. Skupiłam się na energii, którą w sobie nosiłam. Pozwoliłam jej rozprzestrzenić się w moim ciele. Gdy byłam gotowa rozchyliłam powieki. Choć nie widziałam samej siebie, to wiedziałam, że oczy świeciły mi niczym pochodnie, zaś ciało otacza jasnozielona mgiełka, tak jak to było, gdy rzucałam zaklęcie pomniejszające.
- Zaklęcie maskujące: to, co widoczne, niech skryje się przed wzrokiem!
Jasna smuga światła wystrzeliła z moich rąk w stronę przysadzistego budynku. Chwilę później obraz domku się rozmył, po czym zniknął całkowicie. Moje wargi wygięły się w zadowolonym uśmiechu. Co prawda zaklęcie nie było wysokiej kategorii, jednak używanie swoich umiejętności oraz osiąganie zamierzonego celu zwykle daje człowiekowi poczucie satysfakcji.
Uniosłam swoje spojrzenie w górę, na bezchmurne niebo. Wysoko w górze dostrzegałam bladobiałą tarczę księżyca. Najwyższy czas, by wyruszyć - uznałam. Odwróciłam się i wtedy mój wzrok spoczął na moim wierzchowcu. Biały, dostojny koń stał grzecznie przy krawędzi lasu. Nawet z takiej odległości dostrzegałam jego szmaragdowe oczy i pasemka tego samego koloru w białej grzywie. Szybkim krokiem skierowałam się do zwierzęcia, po czym zwinnie wskoczyłam na jego grzbiet. Usadowiłam się wygodnie w siodle, pogłaskałam po szyi mojego towarzysza i lekko nacisnęłam piętami na jego boki.
Z początku poruszałyśmy się stępem, ponieważ drzewa rosły zbyt gęsto. Dopiero godzinę później przyspieszyłyśmy do kłusu, a kiedy wyjechałyśmy na otwartą przestrzeń - do galopu. Zorza, bo tak nazywał się mój wierzchowiec, zaczynała się powoli męczyć, więc przed północą zarządziłam półgodzinny postój. Rozluźniłam jej popręgi i podprowadziłam do strumienia, by mogła zaspokoić pragnienie. Sama zaś postanowiłam rozprostować nogi.
Kilka minut później, kiedy to spokojnie przechadzałam się wzdłuż rzeczki, usłyszałam niespokojne rżenie Zorzy. Wróciłam się do niej i uspokajająco przeczesałam palcami grzywę. Mój wierzchowiec uspokoił się pod moim dotykiem, wciąż jednak napinał mięśnie, jakby gotował się do ucieczki. Rozejrzałam się dyskretnie. Moją uwagę przykuły dwa krwistoczerwone punkty między drzewami. Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. Dobrze, że dzieli nas spora odległość, bo nie mam ochoty sprawdzać, co przypatruje się nam tak wygłodniałym wzrokiem - pomyślałam.
- Wystarczy odpoczynku, co? - Mruknęłam, a Zorza potrząsnęła grzywą, jakby na znak, że się zgadza.
Zacisnęłam popręgi i ponownie dosiadłam mojego konia. Tym razem nie poprzestaliśmy tylko na galopie - przeszliśmy do cwału.

CZYTASZ
Grzechów krwią nie odkupisz [zakończone]
FanficFanfick o Sakurze Haruno, postaci z anime pt. "Naruto". Historia rozgrywa się w magicznym świecie, krainie gdzie stworzenia typu żywiołaki, wiedźmy, demony i cała reszta jest na porządku dziennym. Serdecznie zapraszam do czytania :)