Rozdział 7 "Głęboko w środku"

400 20 0
                                    

Nie mogłam oderwać wzroku od oczu Czarnego Kruka. Hipnotyzowały i mamiły, a ja mogłam jedynie bezradnie poddawać się ich działaniu. Wtedy istota Yang, jak gdyby nigdy nic, przeszła przez kraty i ruszyła w moim kierunku. Mój oddech gwałtownie przyspieszył.
 - Nie możesz...!
 - Oczywiście, że mogę. - W ułamku sekundy zniwelował dzielącą nas odległość, brutalnie chwycił za podbródek i uniósł go nieco do góry. Nasze twarze dzieliły centymetry. - Nie bądź śmieszna, dziewczynko. Żyję na tym świecie od samego jej stworzenia. Pieczęć może utrzymuje mnie zamkniętego w twoim ciele, ale nie jest w stanie w pełni mnie kontrolować. A ty już tym bardziej. - Zaśmiał się cicho. - Zwłaszcza, że sama do mnie przyszłaś. Nie jesteś chyba aż tak głupia, by nie wiedzieć, że naruszyłaś pieczęć, prawda?
 - Wiem. - Wydusiłam z siebie.
 - Oklaski dla tej pani! - Puścił moją brodę, a ja zdruzgotana opadłam na kolana.
Sama jego obecność doprowadzała mnie do stanu krytycznego. Zupełnie nie panowałam nad swoim ciałem, głowa mi pękała, ciało targały bolesne skurcze wzmagające się z każdą chwilą. Panika, histeria i przerażenie kotłowały się w moim sercu, paraliż uniemożliwiał jakikolwiek ruch. Dosłownie miał mnie na tacy.
 - Niech to się już skończy. - Załkałam.
 - Och, kochanie, to dopiero początek. - Uśmiechnął się ciepło kucając obok mnie.
Jego słowa zupełnie nie pasowały do mimiki jego twarzy. Nagle pochwycił mnie za włosy i szarpnięciem postawił na nogi. Zgiął prawe kolano i trafił nim w mój brzuch. Zawyłam z bólu. Potem bił mnie jeszcze długi czas, straciłam rachubę. Kiedy skończył znęcać się nade mną ponownie przy mnie przykucnął, chwycił za włosy i lekko uniósł moją głowę nad ziemię.
 - A wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze? - Wyciągnął do mnie drugą rękę i pogładził mnie po policzku. - Gdy zyskam już nad tobą pełną kontrolę pozwolę Ci egzystować wewnątrz mnie, następnie odnajdę wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek okazali Ci życzliwość i każdego z nich będę torturował, aż zaczną błagać o śmierć. I jak, podoba Ci się ten pomysł? Jest świetny, prawda? - Świetnie się bawił kosztem moich uczuć, karmił się nimi. Potem nachylił się do mojego ucha. - Wkrótce znów się spotkamy, dziewczynko. - Wyszeptał, po czym bez skrupułów skręcił mi kark.

~☆~

Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza do płuc. Rozejrzałam się rozdygotana po jaskini. W pobliżu wciąż dostrzegałam kontury widma, kawałek dalej leżała pogrążona w głębokim śnie Konan, a ja siedziałam po turecku nad małym stawem. W tafli wody nie odbijał się już księżyc - przesłoniły go ciemne chmury, cała jaskinia tonęła więc w mroku.
 - Gratuluję. Przetrwałaś trzecią próbę. - Odezwał się strażnik.
Kiwnęłam niemrawo głową.
 - Ile czasu minęło? - Zapytałam słabo.
 - Godzina. Czas twojego osłabiającego zaklęcia już minął. - Spojrzałam z niedowierzaniem w kierunku mojego rozmówcy. Myślałam - ba! Byłam o tym święcie przekonana! - że minęła co najmniej doba. - Podczas wyprawy w swoje wnętrze dla każdego czas zaczyna płynąć inaczej. - Dodał, gdy zobaczył moją minę.
 - Rozumiem.
Powoli zebrałam się z ziemi. Wciąż drżąc chwiejnym krokiem podeszłam do dwuskrzydłowych drzwi. Ostatnia prosta i jestem w domu - pomyślałam z ulgą. Nie oglądając się za siebie pchnęłam ciężkie wrota i dostałam się do ostatniego pomieszczenia, które skrywała grota.
Tu wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Zarówno ściany, jak i podłogi wykonane były z czarnego marmuru poprzetykanego naturalnymi, srebrzystymi żyłkami. Pod ścianą naprzeciwko wejścia znajdował się podest, a na nim niepozornych rozmiarów skrzynia. Prowadziła do niej krótka ścieżka otoczona kolumnami i rzeźbami ponurych żniwiarzy.
Na miękkich nogach przeszłam po kamiennych płytach i stanęłam przed ostatnią przeszkodą, która stała mi na drodze do wykonania tego zadania. Położyłam obie dłonie na wieku i zamknęłam oczy. Czułam, jak klątwa wysysa ze mnie moją energię. Nieprzyjemne ssanie towarzyszące temu uczuciu dodatkowo mnie deprymowało. Nie mogę się poddać. Nie teraz, gdy zaszłam już tak daleko.
 - Uwolnienie ziemi: zaklęcie odpieczętowujące!
Mój głos poniósł się echem po pomieszczeniu, jednak to jedyna rzecz, jaka się wydarzyła. Zmarszczyłam brwi. Nie miałam już zbyt wiele siły, ale wciąż wystarczająco, by rzucić zaklęcie. Chciałam spróbować ponownie, ale wtedy kamień zazgrzytał o kamień i pokrywa z hukiem spadła obok. Niepewnie nachyliłam się nad skrzynią. W środku, na ciemnofioletowej, jedwabnej poduszeczce spoczywał srebrny sygnet z ametystem. Po chwili wahania wyciągnęłam moją materiałową chustkę, owinęłam w nią biżuterię i schowałam ją do mojej sakiewki przyczepionej do pasa.
Obróciłam się i opuściłam pokój. Klątwa przestała już działać, czułam się więc nieco lepiej. Chwilę później znalazłam się z powrotem w pomieszczeniu trzeciej próby. Widma już nie było, ale nie bardzo mnie to interesowało. Podeszłam do niebieskowłosej, wzięłam ją na ręce i skierowałam się do wyjścia. Po kolei przechodziłam przez dwuskrzydłowe drzwi. Korytarz z pułapkami pokonałam niemal biegiem, choć nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Kiedy wypadłam na zewnątrz wszyscy zamarli. W pierwszej sekundzie po prostu patrzeli na mnie w milczeniu. Jako pierwszy ocknął się Pain, który natychmiast mnie dopadł i odebrał z moich rąk swoją żonę. Jego twarz pozostała nieprzenikniona.
 - Nic jej nie jest. - Oznajmiłam. - Klątwa wcześniej wypompowała z niej wszystkie siły, ale wystarczy, że się porządnie wyśpi. Przez jakiś czas może doskwierać jej pewien dyskomfort podczas korzystania ze swoich mocy, ale to nie potrwa długo.
Skinął głową. Potem niespodziewanie oderwał wzrok od Konan i wbił go we mnie.
 - Coś się w tobie zmieniło. - Stwierdził.
 - Jaskinia to dosłownie wir różnych energii, pozostałości po poległych śmiałkach. Zaczerpnęłam jej trochę podczas jednej z walk. Możliwe, że wyczuwasz tę moc. - Skłamałam.
 - Możliwe. - Odpowiedział w końcu po chwili przeciągającej się ciszy.
Wtedy przypomniałam sobie o pierścieniu. Wyciągnęłam chustkę z sakiewki i podałam ją rudowłosemu demonowi tak, by mógł ją chwycić pomimo kobiety na jego rękach.
 - Lepszy w waszych rękach, niż u nieznanego wroga. - Powiedziałam tylko, po czym odwróciłam się i stanęłam w kręgu, który wcześniej posłużył mi do rzucenia antyklątwy. Zebrałam przedmioty, które w nim leżały, po czym wróciłam na moje poprzednie miejsce. - Możecie odstawić mnie już do domu?
 - Sasuke, odprowadź ją. - Polecił Pain kruczowłosemu. - Reszta ma dziś wolne. Rozejść się! - Zagrzmiał, po czym rozpłynął się razem z niebieskowłosą.
Jeszcze przez chwilę spoglądałam na miejsce, w którym wcześniej stał przywódca Akatsuki ze swoją żoną na rękach. Niby demon, wcielenie zła i inne takie, a mimo to potrafił rozbudzić w sobie miłość i podzielić się nią z ukochaną. Jestem zazdrosna - pomyślałam.
 - Możesz łaskawie przestać mnie ignorować?
Podskoczyłam zaskoczona, gdy znajomy głos rozległ się tuż obok mnie.
 - Przepraszam, zamyśliłam się. - Bąknęłam.
 - No co ty, serio? Nie domyśliłbym się!
 - Daj sobie spokój. Sarkazm to moja działka.
Przewrócił oczami, ale więcej nic nie powiedział. Obraz wokół nas się rozmył, zachybotał i zupełnie zniknął zalewając moje oczy ciemnością. Serce stanęło mi w gardle. Uczucia ze spotkania z Czarnym Krukiem powróciły. Zacisnęłam oczy i czekałam, aż coś da mi znak, że jesteśmy na miejscu.
 - Boisz się ciemności? - Przez moje myśli przedarł się kpiący ton młodszego Uchihy.
Rozchyliłam powieki i rozejrzałam się ostrożnie po otoczeniu. Staliśmy u podnóża gór. Z moich ust wydarło się westchnienie ulgi.
 - Dzięki za podwózkę. - Mruknęłam ignorując jego złośliwą uwagę.
Spojrzał się na mnie, jak na kosmitę. Prawdopodobnie spodziewał się jakiejś ciętej riposty i w zasadzie mnie to nie dziwiło. Jednak wciąż byłam w szoku po spotkaniu z "wewnętrznym mrokiem", także odpuściłam sobie wszelkie wredne docinki i bez zbędnych pożegnań ruszyłam w drogę powrotną do świątyni.

Grzechów krwią nie odkupisz [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz