Rozdział 8 "Przysługa"

381 20 0
                                    

Spoglądałam ostrożnie na demona przede mną.
- Chcesz, żebym poszła z tobą do piekła, bym otworzyła kryptę Uchihów? Przecież to nielogiczne. Ty, jako potomek i członek tego klanu, nie powinieneś mieć problemów z dostaniem się do środka.
- A jednak. Bramę chroni zaklęcie, które przełamać może jedynie wiedźma z darem panowania nad choć jedym żywiołem.
- Jakim cudem krypta ma pieczęć?
- Takim, że kiedyś brama była na ziemi, a nie w piekle. Została zapieczętowana, swoją drogą przez twoją zmarłą mentorkę, zaraz po masakrze mojego klanu.
- Ach tak, krwawa rzeźnia Uchihów, opowiadała mi o tym. - Westchnęłam głęboko. - Zrobię to, jak rozwiążę problem zablokowanego przepływu mocy.
- Zajmiemy się tym. Ale to już na miejscu.
- Zdejmiesz mi blokady? Od tak?
- Uznaj to za gratis.
Wyciągnął w moim kierunku swoją rękę, a ja nieufnie podałam mu moją dłoń. Chwilę później staliśmy już w przestronnym gabinecie, gdzie królowała czerń i czerwień. Co za niespodzianka - przeszło mi przez myśl. Kruczowłosy wskazał mi fotel, więc grzecznie zajęłam miejsce i obserwowałam poczynania demona. Poszperał trochę w księgach, narysował węglem pentagram, ustawił pięć świec na każdym czubku ramion gwiazdy i na koniec pstryknął palcami. Na jego skórze zatańczyły iskry, a chwilę później knoty zajęły się ogniem.
- Wejdź do środka.
- Czemu mam wrażenie, że to nie skończy się dobrze?
Przewrócił oczami.
- Nie mam celu w robieniu Ci krzywdy, a przynajmniej nie teraz. Odblokowanie twojej magii jest mi raczej na rękę. Nie musisz obawiać się ataku.
Kto powiedział, że z twojej strony?
Wstałam i przeszłam przez pomieszczenie, by dotrzeć do samego środka kręgu. Nagle coś przykuło moją uwagę. Sygnet na prawym kciuku młodszego Uchihy. Zmarszczyłam brwi. Dlaczego on go ma? - obijało mi się po głowie. Nagle podniósł wzrok znad księgi trzymanej w dłoniach, po czym podążył za moim spojrzeniem.
- Szefowi tak szybko znudziła się nowa zabawka? - Zapytałam z lekkim niedowierzaniem.
- Skąd. - Przez twarz karookiego przemknął rozbawiony uśmiech. - To On okazał się wybredny. Będziesz miała okazję go poznać.
- Ale zaszczyt mnie kopnął. W samą twarz. - Mruknęłam.
Tego jednak już nie usłyszał. Albo udał, że nie słyszał. W każdym razie chwilę później wypowiedział jakąś inkantację w pradawnej mowie demonów i obraz przed moimi oczami się rozpłynął. Tym razem stałam po środku niewielkiej sali, przede mną zaś widziałam przezroczystą rurę, przez którą przebiegać powinna moja energia. Jasnozielona poświata sięgała jednak ledwie połowy blokowana przez paskudną, czarną blokadę, przypominającą zdeformowanego pająka.
- Ohyda. - Skomentowałam zniesmaczona.
- Rzeczywiście, estetycznie nie powala.
Obróciłam się nerwowo i ujrzałam młodo wyglądającego mężczyznę w szacie kosiarza. Miał długie, smoliste włosy i tego samego koloru oczy. Do tego pociągłą, trupiobladą twarz i kościste palce. Resztę ciała okrywał ciemny materiał, zza którego ledwie wystawały bose stopy istoty. Poza tym w oczy rzucała się masywna, stalowa kosa.
- Niech zgadnę. Pierwszy szaman panujący nad elektrycznością, zmarły - o ironio! - przez uderzenie pioruna, który po śmierci stał się Mrocznym Kosiarzem.
- Zgadza się. - Przyglądał mi się przez chwilę badawczo. - To Ty wydobyłaś mnie z pradawnej groty, czyż nie?
- Owszem.
- Dlaczego nie próbowałaś zagarnąć mocy dla siebie?
- Wielka moc oznacza wielką odpowiedzialność. Wystarcza mi ta, którą już mam. - Ponownie spojrzałam na blokadę. - Da się coś z tym zrobić?
- Z pewnością. Trzeba tylko zrobić to z głową. - Odparł podchodząc bliżej. - Bije od tego dawna, pierwotna moc Yang. - Popatrzał na mnie uważnie. - Nosisz ciężkie brzemię, ludzkie dziewczę.
- Zdążyłam się już o tym przekonać. - Westchnęłam.
Nie odpowiedział. Wyciągnął przed siebie swoją dłoń i przycisnął ją do rury. Kształt wewnątrz niej zakotłował się i zabulgotał. Pająk, bo jak się okazało blokaga rzeczywiście miała taką postać, dosłownie wypaliła się i zniknęła. Aż zakręciło mi się w głowie, gdy moja magia uderzyła mi do głowy.
- Dziękuję. - Powiedziałam krzywiąc się nieznacznie.
- Nie ma za co. W gruńcie rzeczy nie było to nic trudnego, gdyż blokada była słaba. - Zmróżył oczy. - Za słaba.
- Nie rozumiem.
- Och, cóż. Po prostu myślę, że została stworzona w ramach próby, chęci przetestowania twoich sił, bez możliwości korzystania z magii. - Wzruszył ramionami.
- Zdałam na medal. - Zaironizowałam.
- Wolałaś skoczyć, niż dać pojmać się żywcem. Jak dla mnie to już połowa zwycięstwa. - Uśmiechnął się lekko. - Po prostu następnym razem nie daj się przyprzeć do muru.
Popatrzałam na niego zaskoczona.
- Eh... Dziękuję. - Rzuciłam nieco skrępowana. Aura autorytetu bijąca od postaci działała na mnie onieśmielajaco.
- Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję porozmawiać.
- Ja również.
Mroczny Żniwiarz posłał mi jeszcze jeden uśmiech i rozmył się na moich oczach. Chwilę później w jego ślady poszła również sala, a ja otworzyłam oczy, by ujrzeć przed sobą młodszego Uchihę i jego gabinet.
- Załatwione?
Bez słowa wyszłam z kręgu i sięgnęłam po moją moc. Energia ponownie swobodnie przepływała przez moje ciało, co potwierdzało delikatne mrowienie w opuszkach palców. Odetchnęłam głęboko i wyciągnęłam rękę do ususzonego bukietu na komodzie. Rośliny odżyły; płatki zabarwiły się szkarłatem, liście odzyskały ciemnozielony odcień, a pokój wypełnił delikatny zapach róż.
- Wszystko na swoim miejscu. - Odezwałam się w końcu.
Brunet skinął zadowolony głową.
- Tanim będziemy mogli zejść na niższe piętro podziemi, mamy trochę czasu.
- Zaklęcie jest widoczne tylko o północy? Jakie to oczywiste. Tsunade-sama zawsze miała słabość do tradycji. - Zaśmiałam się cicho. - Skoro tak, to mam prośbę.
Zaciekawiony demon uniósł pytająco brwi.
- Jaką?
- Mógłbyś zaprowadzić mnie do Paina?
- Już wiesz, jak wykorzystasz przysługę?
- Tak. - Przez moją twarz przemknął cień, ciało spieło się na krótki moment. - Powiedzmy, że ta noc dała mi trochę do myślenia.
Wzruszył ramionami akceptując takie wytłumaczenie. Odłożył księgę na biurko i podszedł do drzwi. Zanim jednak sięgnął do klamki obejrzał się na mnie przez ramię.
- Nie oddalaj się ode mnie. Gdybyś się zgubiła minęłoby trochę czasu, nim bym Cię znalazł, a demony nie próżnują, jak Ci się wydaje.
Skinęłam tylko głową i wyszłam za kruczowłosym na korytarz. Od razu uderzyła we mnie siła mrocznej energii, którą wydzielało otoczenie. Aż zakręciło mi się w głowie i musiałam przystanąć. Uchiha rzucił mi badawcze spojrzenie, więc szybko się pozbierałam i ruszyłam dalej.
Kiedy tak szliśmy mijały nas inne demony. Obrzucały mnie wygłodniałymi spojrzeniami przez co po moim ciele co chwilę przebiegały dreszcze. Spaceruję sobie po piekle. Cudownie - skomentowałam w myślach.
- Potrzymać Cię za rękę? - Spytał kpiąco mój przewodnik.
- A nie szkoda Ci twojej reputacji zimnego i obojętnego drania? Wiesz, ktoś by mógł pomyśleć, że tak naprawdę jesteś tchórzem.
Rzucił mi tak ostre spojrzenie, że aż w środku poczułam znajomy skórcz żołądka.
- Przeginasz, Haruno. - Syknął ostrzegawczo.
Odwróciłam wzrok udając, że zafascynowały mnie obrazy wiszące na ścianach. Każdy z nich przedstawiał inną wizję piekła. I każdy, co do jednego, jest makabryczny.
Niespodziewanie przed oczami przemknęła mi burza czerwonych włosów. Popatrzałam zaskoczona w bok. Na szyi Sasuke uwiesiła się okularnica. Na jej widok mnie zemdliło - bo choć ciało miała ładne, to rasowa dziwka spaliłaby się ze wstydu, gdyby ubrała to, co miała na sobie czerwonowłosa.
- Sasuke-kun, tak bardzo za Tobą tęskniłam! - Zapiszczała.
- Zjeżdżaj stąd, Karin. Nie mam dla Ciebie czasu. - Mówił obiekt jej westchnień krzywiąc się z paskudnie.
- Ależ Sasuke-kun, znudziłam Ci się? - Naparła na niego biustem.
A więc piekło, to tak naprawdę burdel? - pomyślałam kwaśno. - Och, cóż. Miejmy nadzieję, że gabinet Paina nie jest daleko. Nie zwlekając wyminęłam parkę i podażyłam korytarzem na przód.
Szłam już od jakiś dziesięciu minut, gdy usłyszałam kroki z odnogi, której wcześniej nie zauważyłam. Pamiętając słowa młodszego Uchihy chwyciłam pierwszą lepszą klamkę i, gdy uległa pod moim naporem, szybko przekroczyłam próg.
Gdzieś na końcu pomieszczenia paliła się świeczka dająca nikłą poświatę. Poza tym cały pokój zapełniony był metalowymi wieszakami, jak w szatniach, a na każdym z nich wisiała jakaś kukiełka. Zaciekawiona stanęłam obok jednej z nich. Wtedy zauważyłam biurko, przy którym siedział czerwonowłosy chłopak pochylając się nad drewnianą ręką.
- Um, przepraszam?
Chłopak nie zwrócił na mnie uwagi. Niepewnie podeszłam bliżej. Ze skupieniem mrużył oczy, kiedy łączył dłoń z nadgarstkiem. Przez chwilę nie mogłam oderwać wzroku od jego zręcznych palców. Oprzytomniałam dopiero po chwili, gdy rozpoznałam siedzącą postać.
- Sasori-san? - Ponowiłam próbę przyciągnięcia jego uwagi.
Zaskoczony wyprostował się i odwrócił w moim kierunku. Miał na sobie koszulkę bez rękawów w odcieniu gorzkiej czekolady, czarne spodnie i rękawiczki do pracy. Włosy były w nieładzie, jakby dopiero wstał, ale to tylko dodawało mu uroku.
- Sakura-san? Co Ty tu robisz?
- Wystarczy Sakura. - Poprawiłam go odruchowo. - Zmierzałam do waszego szefa, ale mój przewodnik zgubił się po drodze, a ja nie mogłam odnaleźć gabinetu. - Posłałam mu zakłopotany uśmiech.
- W takim razie pozwól, że ja Cię zaprowadzę. - Odwzajemnił uśmiech I wstał ze swojego miejsca.
- Będę wdzięczna. I dziękuję.
- Żaden kłopot.
We dwoje opuściliśmy pokój. Po drodze lalkarz prowadził ze mną żywą konwersację, odpowiadał na moje pytania i pokazywał ciekawe obrazy po drodze. Nim się obejrzałam byliśmy na miejscu.
- To tu. - Powiedział wskazując mi podwójne, dębowe wrota.
- Widać. - Stwierdziłam z rozbawieniem.
- Rzucają się w oczy. - Przyznał. - Cieszę się, że miałem okazję znów Cię spotkać.
- Ja również. Jeszcze raz dziękuję i żegnaj.
- Wolę określenie " do zobaczenia ".
Zaśmiałam się cicho.
- W porządku. Do zobaczenia.
Posłał mi jeszcze jeden uśmiech i oddalił się szybko jednym z wielu korytarzu. Odwróciłam się przodem do drzwi i zapukałam. Nikt mi nie odpowiedział, więc uchyliłam je i zajrzałam do środka. Pain zirytowany spoglądał na równie niezadowolonego z sytuacji młodszego Uchihy. Wtedy już bez oporów, jawnie wkroczyłam do gabinetu.
- Trochę pobłądziłam, ale już jestem. - Oznajmiłam podchodząc bliżej.
Kruczowłosy obrócił się w moim kierunku z mordem w oczach.
- Mówiłem Ci, że masz się ode mnie nie oddalać! - Syknął.
- Miziałeś się z tą swoją kurtyzaną, więc stwierdziłam, że sama sobie poradzę. - Wzruszyłam ramionami. - Co prawda nieco się zgubiłam, ale Sasori-san mnie zaprowadził.
- Mniejsza. - Machnął ręką rudy. - Sasuke, wyjdź. Mam do omówienia sprawę z wiedźmą.
Kruczowłosy skinął jedynie głową i wyszedł. Nagato wskazał mi fotel naprzeciwko biurka i oparł brodę na splecionych dłoniach.
- Zatem co mogę dla Ciebie zrobić?
- No więc sprawa wygląda tak...
Przez następne pół godziny tłumaczyłam na czym polegała moja prośba i dodatkowo wyjaśniłam, skąd mam w sobie Czarnego Kruka oraz skrótowo opisałam wydarzenia z poranka tamtego dnia. Gdy w końcu skończyłam odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam się, że miałam to już za sobą, gdyż samo wspomnienie rozwścieczonego tłumu i zablokowanej magii wywoływało u mnie dreszcze. Ludzie niekiedy potrafią być okrutniejsi od demonów - przeszło mi przez myśl.
- Więc wtedy, w jaskini, naruszyłaś pieczęć, prawda?
- Zgadza się.
- Dlaczego nie powiedziałaś od razu?
- Chciałam odpocząć od całej tej sytuacji. - Wzruszyłam ramionami. - Ale przygoda z rana szybko uświadomiła mnie, że w najbliższym czasie nie będzie czasu na odpoczynek.
Skinął powoli głową analizując moje słowa. Chwilę się nie odzywał, po czym wstał i ruszył do wyjścia.
- Chodź ze mną. - Polecił.
Posłusznie wstałam i razem z nim opuściłam gabinet. Wkrótce dotarliśmy na salę treningową. Jednak nie zatrzymaliśmy się, co przyjęłam z ogromną ulgą, bowiem roiło się na niej od demonów. Doszliśmy do jednych z wielu bocznych drzwi i wkroczyliśmy do mniejszego pomieszczenia.
- W tej sali będziemy odbywać treningi. Zanim jednak do tego przejdziemy, powiem Ci coś z własnego doświadczenia: lepiej dogadać się z tym, co w tobie siedzi, niż z nim walczyć.
- A jeśli on nie chce się dogadać?
- To musisz zrobić coś, co sprawi, że będzie chciał.
Skrzywiłam się. Czarno to widzę.
- Pomyślę nad tym. - Powiedziałam tylko.
Skinął głową.
- Co do samego treningu: nauczę Cię, jak możesz posługiwać się energią Czarnego Kruka i jak ją od niego wydobywać. Bo na moment obecny nie sądzę, by oddał Ci ją dobrowolnie. Dodatkowo przyda Ci się wiedza, jak nie dopuścić go do swojego umysłu - bo to właśnie dzięki temu był w stanie przejąć kontrolę nad twoim ciałem. Będziesz tu przychodziła codziennie wieczorem. I musisz coś wiedzieć: nie potrafię ścierpieć niekompetencji. - W tym momencie miałam wrażenie, że przewierci mnie swoim spojrzeniem na wylot.
- Zrozumiałam.
- Świetnie. Dziś, ze względu na twoją umowę z Sasuke, trening się nie odbędzie. Nałożę jednak blokadę na twój umysł tak, aby Czarny Kruk nie opanował Cię ponownie i zdejmę ją, gdy sama już opanujesz tą sztukę. A teraz, zdaje się, możesz wrócić do świątyni. Do północy zostało Ci dokładnie pół dnia.
Kiwnęłam głową.
- Dziękuję.
- Jeszcze jedno. - Pstryknął palcami i chwilę później w jego dłoni zmaterializowała się złota bransoletka z jedną większą częścią, na której widniała podobizna lwa. - Dzięki temu będziesz mogła dostać się do Piekła i nikt Cię nie ruszy.
- To jest herb, czyż nie?
- Zgadza się.
- Cóż... Odzwierciedla twoją osobowość, Pain-san.
Uniósł brwi słysząc formę grzecznościową, ale tego nie skomentował. No wiecie, po akcji z Czarnym Krukiem przypomniałam sobie, że demony również nie są łagodnymi istotami. Przyjęłam biżuterię i zapięłam ją na nadgarstku. Kiedy zaś uniosłam głowę nie byłam już w piekle, a u stóp wschodnich gór. Westchnęłam głęboko. A teraz czeka mnie wspinaczka i gęste tłumaczenie się przed moim obrońcą i opiekunem - pomyślałam kwaśno robiąc pierwszy krok w stronę ścieżki.

Grzechów krwią nie odkupisz [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz