Położyłam się na ziemi. Fizycznie nie byłam aż tak zmęczona, ale psychicznie nie wyrabiałam. Skrzydła zniknęły najpewniej w momencie, gdy wchłonęłam już całą moc. Potarłam dłońmi twarz i skronie. Pulsujący, tępy ból promieniował z wnętrza mojej czaszki.
- Będziesz musiała nauczyć się latać. - Wzdrygnęłam się zaskoczona, gdy usłyszałam głos Paina dochodzący z miejsca obok mnie. Kiedy spojrzałam się w tamtą stronę dostrzegłam, że rudy usiadł na ziemi ledwie pół metra ode mnie. - Mam teraz kilka spraw na głowie, więc zajmie się tym Sasuke.
- Sasuke? - Zdziwiłam się.
- W pełnej formie on również ma skrzydła.
- Och, rozumiem.
W każdym razie wolałam się nie zastanawiać, jakie sprawy do załatwienia może mieć Nagato, bo z całą pewnością nie należały one do przyjemnych.
- Treningi będą odbywały się tak, jak zawsze, ale miejsca będzie wybierał on. - Dodał po chwili zastanowienia. - Poza tym możesz go zapytać o podszkolenie w przepływie mocy. Jest w tym dobry.
Kiwnęłam tylko głową, ale dobrze wiedziałam, że tego nie zrobię. Nie lubiłam prosić. Bardzo.
- Możesz chwilę tu odpocząć, ale radziłbym Ci powoli się zbierać. Niedługo przyjdą tu inne demony.
- W porządku.
Skinął głową i już go nie było. Westchnęłam cicho. Potem popatrzyłam po sobie, gdy poczułam dreszcze na skórze. Cudownie - pomyślałam kwaśno. Moja bluzka ledwo trzymała się w całości. Właściwie nawet nie przypominała już bluzki, a mocno okrojony biustonosz. Oplotłam rękoma klatkę piersiową i wyszłam szybkim krokiem z pomieszczenia. Musiałam jak najszybciej wrócić do świątyni.
Pod gabinetem młodszego Uchihy byłam minutę później. Chciałam wejść, ale dokładnie wtedy drzwi otworzyły się na oścież i w progu stanął starszy z braci. Zaskoczony zlustrował mnie uważnym spojrzeniem, po czym w niemym pytaniu uniósł prawą brew do góry.
- Nie wiedziałam, że wyrosną mi skrzydła, okay? - Burknęłam zirytowana przeciskając się obok niego do środka.
Odprowadziło mnie jego spojrzenie, gdy zamykał drzwi.
- Już jesteś? Dobra, zaraz...
Mniej więcej wtedy obrócił się na krześle w moją stronę. Zamilkł, kiedy dostrzegł, w jakim jestem stanie. Poczułam, jak oblewam się rumieńcem, kiedy tak uważnie mi się przyglądał. Jego usta wykrzywił kpiący uśmieszek.
- A myślałem, że tego typu stroje Ci nie odpowiadają.
- Och, zamknij się. - Fuknęłam.
Pokręcił z rozbawieniem głową, wstał i podszedł do komody. Wyciągnął z niej czarną koszulę i rzucił mi ją. Złapałam ją zaskoczona.
- Ubierz się. Chyba, że wolisz iść tak.
- Dzięki. - Mruknęłam.
Szybko ją ubrałam i podwinęłam rękawy. Odetchnęłam w duchu. Czułam się zdecydowanie lepiej.
- Słyszałem, że teraz ja będę twoim nauczycielem. - Rzucił luźno stając obok mnie.
- Ta. - Zacisnęłam usta w wąską linię. - Pewnie jesteś zachwycony.
- Jeśli zamierzasz obdarowywać mnie takimi widokami, to nie będzie tak źle. - Stwierdził uśmiechając się łobuzersko, a ja z wrażenia rozdziawiłam usta.
Och, kurwa, ale on ma uśmiech - przemknęło mi przez myśl. Zaraz jednak zbeształam się za to w duchu. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania.
- Po prostu odstaw mnie już do świątyni. - Jęknęłam cicho.
Nie widziałam jego twarzy, ale mogłabym przysiąc, że wciąż się ze mnie naśmiewał. Miał jednak wystarczająco dużo taktu, żeby nie robić tego na głos.*
- Wyglądasz, jak śmierć. - Stwierdziła Karumi, gdy udało mi się dowlec do kuchni. - I co ty masz na sobie? Ty chyba nie spałaś z którymś z nich?
- Oczywiście, z wszystkimi po kolei. - Warknęłam siadając na krześle przy stole. - Podczas treningu z mojej bluzki nic nie zostało. Nie z powodu, który przyszedł Ci do głowy. Pain ma żonę, jakbyś zapomniała.
- Żonaci też zdradzają.
- On by tego nie zrobił.
- Skąd ta pewność?
- Intuicja. Zresztą, to nie jego koszula.
- W takim razie kogo?
- Sasuke. Jak mnie zobaczył, niemal tarzał się po ziemi ze śmiechu. - Skrzywiłam się na samo wspomnienie.
- Och? - Kąciki jej ust drgnęły. - Wiesz, to dość niespodziewane, że Ci pomógł.
- Pomógł mi, bo powiedziałam mu, że wszystko u Ciebie w porządku. - Popatrzałam jej prosto w oczy. - Martwił się o Ciebie.
- Rozumiem. - Uśmiechnęła się smutno. - Dziękuję.
- Nie ma za co. Gdzie reszta?
- Naruto i Jiraya-sama wciąż są u siebie, Hinata-chan medytuje, a Kakashi i Sakumo trenują w ogrodzie. - Odparła.
- Może my też poćwiczymy?
- Czy ty przypadkiem właśnie nie wróciłaś z jednego treningu?
- No tak. Ale mogłabyś mnie poduczyć w lataniu.
W ten sposób liczba moich lekcji z Sasuke się zmniejszy - pomyślałam zachwycona tym pomysłem.
- Lataniu?
- Czarny Kruk. Wiesz, kruki to ptaki. A ptaki mają skrzydła.
- Prawda. - Zaśmiała się. - W takim razie mam propozycję.
- Jaką?
- Polecimy do harpii.
- Czemu akurat do nich?
- Człowiek szybciej się uczy, gdy wymaga tego od nich sytuacja.
Nie podobał mi się jej pomysł. Mimo to poszłam się odświeżyć, przebrać i kilka minut później wyruszyłyśmy do wzgórz, w których ulokowane były ich gniazda. Rzuciłam na nią okiem ponad ramieniem. Wyglądała, jak małe dziecko, które przymierzało się do wyrządzenia psikusa.
- Będę w pobliżu, gdyby coś poszło nie tak. - Rzuciła.
Wcześniej, podczas lotu, przybliżyła mi teorię. Brzmiało łatwo, ale z doświadczenia wiedziałam, że z całą pewnością praktyka będzie ciężka. Gdy byłyśmy już niedaleko dragonka wylądowała w dolinie, bym mogła się przemienić. Druga zmiana nie była już bolesna - jedynie czułam mrowienie w łopatkach, kiedy wyrastały mi skrzydła.
- Wow. Są ogromne. - Powiedziała z zachwytem blondynka dotykając piór. - I silne. - Dodała z wyraźną aprobatą w głosie.
- Eh, dzięki?
Zerknęłam na góry. Kilka zaciekawionych harpii przysiadło w pobliżu obserwując nasze poczynania.
- Dobra, słuchaj. Harpie są wyjątkowo próżne, jeśli chodzi o sztukę lotu. Musisz im udowodnić, że latasz lepiej, niż one. Jeśli Ci się uda je przewyższyć, zdobędziesz ich uznanie i możliwe, że nauczą Cię kilku ciekawych sztuczek.
- Okay.
- Możesz zaczynać.
- A nie lepiej byłoby, gdybym wspięła się na szczyt i skoczyła?
- Lepiej nie. Gdyby nie udało Ci się...
Zrób to - zażądał Czarny Kruk. - Pomogę Ci. Nie słuchałam dłużej monologu dziewczyny. Skoro istota Yang siedząca w moim wnętrzu powiedziała, że mi to pomoże, to z całą pewnością to zrobi. Rozłożyłam skrzydła i na próbę nimi poruszyłam. Okazało się to zaskakująco łatwe. Następnie uderzyłam nimi kilkakrotnie powietrze i wzniosłam się na kilka metrów w górę. Zaraz jednak poczułam, że to dość męczące.
- Postaraj się wyczuć prądy powietrzne i je wykorzystać! - Krzyknęła Karumi, najwyraźniej nie zauważając, że jak dotąd jej nie słuchałam.
Zgodnie z jej słowami skierowałam się do najbliższego z nich. Chwilę później poczułam pod piórami podmuch wiatru, który wzniósł mnie jeszcze wyżej. Zachwycona poddałam się żywiołowi i po chwili szybowałam już wysoko ponad wzgórzami. Już nie potrzebowałam skakać z góry. Czułam, że mogę polecieć, gdzie tylko zapragnę.
Obok mnie pojawiła się jedna harpia. Wyglądała na większą i lepiej zbudowaną, niż pozostałe. Posłała mi wyzywające spojrzenie, po czym spiralą opadła w dół, by chwilę później ostro poszybować w górę. To chyba było wyzwanie - rzucił niby niezainteresowany Czarny Kruk. Wiedziałam jednak, że aż gotował się do rywalizacji. Wargi wykrzywił mi uśmiech, oczy zalśniły z podekscytowania. Ja też lubiłam rywalizację.
Gwałtownie opadłam w dół. Nabierałam szybkości. Niemal przy samej ziemi odbiłam się w górę. Mknęłam przed siebie stopniowo doganiając kobietę-ptaka. Rzuciła mi przez ramię niezadowolone spojrzenie i przyspieszyła. Jednak ja nie zamierzałam dać jej wygrać.
Harpia niespodziewanie zaskrzeczała, wykonała manewr omijania i zawróciła w stronę góry. Zdziwiona popatrzałam za nią, po chwili jednak wróciłam wzrokiem przed siebie. I dosłownie władowałam się wprost w ramiona Uzumakiego.
- Co Ty wprawiasz?! - Oburzyłam się, gdy odzyskałam głos po zderzeniu.
- Nie mogłem się powstrzymać. - Mówił śmiejąc się. - Widzę, że uczysz się latać. Całkiem dobrze Ci idzie. Ale brakuje Ci swobody. Mogę Cię poduczyć, jeśli chcesz.
- Karumi czeka na mnie w dolinie.
- Nie czeka, poleciała za tobą. - Usłyszałam za sobą. Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam dragonkę kilka metrów za nami. - Zaczęłam się martwić, jak twoja przeciwniczka wróciła sama.
- Ten tu przerwał nam wyścig.
- Widzę. - Uśmiechnęła się z rozbawieniem zaplatając ręce pod biustem. - Może zostawić was samych?
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że wciąż tkwiłam w objęciach Naruto. Natychmiast się wyswobodziłam.
- Ale wiesz, to nie głupi pomysł. Naruto może być lepszym nauczycielem. Ja polegam na instynkcie podczas lotu, a Naruto będzie mógł Ci wszystko dokładnie wytłumaczyć.
- Ale Naruto ma treningi z Jirayą-sama.
- Mam kilkudniową przerwę. Nie mogę trenować zbyt często z Kuramą, jako że dopiero niedawno współpracujemy, że tak to ujmę.
- Och, w porządku.
- Dobra, to ja wracam do Sakumo.
- Wiedziałam. - Przewróciłam oczami.
Zachichotała w odpowiedzi i już jej nie było.
- Wobec tego zaczynamy? - Zwrócił moją uwagę blondyn uśmiechając się szeroko.
- Zaczynamy.*
- Nie czuję skrzydeł. Właściwie to nic nie czuję.
Chłopak parsknął śmiechem w odpowiedzi.
- Zanieść Cię do świątyni?
- To nie jest dobry pomysł. - Zmarszczyłam brwi. - Potem wracałbyś sam do Jirayi-sama, a od jakiegoś czasu jesteś na celowniku.
- Poradzę sobie, mamo.
Posłałam mu podirytowane spojrzenie i "uderzyłam" go pięścią w bok.
- Z naszej dwójki to Ty jesteś starszy. - Zauważyłam.
- No właśnie, a starszych trzeba się słuchać. - Odpowiedział niemal natychmiast z cwaniackim uśmieszkiem.
- Nie, jeśli mają głupie pomysły.
- W takim razie ty zostań u nas.
- No co ty.
- Nie puszczę Cię samej z powrotem.
W końcu się zgodziłam. W końcu było już południe, a ja musiałam się wyspać na trening z Sasuke. Kiedy dotarliśmy rozdziawiłam usta z niedowierzania.
- Coś taka zdziwiona? Myślałaś, że mieszkamy na drzewach?
- No, nie, prawdę mówiąc w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Ale nie spodziewałam się... tego.
Przede mną stała drewniana chata wielkości letniej willi. Śliczna, skromna, ale z całą pewnością nie mała. Podążyłam za Uzumakim do środka. Kitsune oprowadził mnie po całości, na koniec prowadząc mnie do kuchni, gdzie siedział Jiraya-sama.
- Sakura? - Zdziwił się, gdy stanęłam w progu.
- Pana niesforny i uparty uczeń mnie tu sprowadził.
- Widzisz, z czym codziennie muszę się męczyć. - Zaśmiał się wstając i witając mnie ciepło.
Kilka minut później Naruto zaprowadził mnie do pokoju, który miałam zająć. Był skromnie, ale ładnie urządzony. Drewniane ściany, panele, meble... Właściwie niewiele rzeczy w tym domu nie było wykonanych z drewna.
- Fajnie tu. - Zwróciłam się do mojego przewodnika przysiadając na parapecie dużego okna. - Tak... Spokojnie. I naturalnie. Świątynia też jest super, ale sprawia wrażenie surowej. Wiesz, co mam na myśli?
Naruto uśmiechnął się szeroko.
- Cieszę się, że Ci się podoba. Prawdę mówiąc, już wcześniej chciałem Cię tu zaprosić, ale ciągle byłaś zmęczona po treningach w Piekle. - Przy ostatnim słowie mina mu zrzedła. - Czy dobrze Cię tam traktują?
- Tak, jest w porządku. Nie martw się.
Ruszył w moją stronę i już chwilę później siedział obok mnie.
- Czego Ci we mnie brakuje? - Wypalił niespodziewanie.
Rozdziawiłam zaskoczona usta. Dopiero po chwili oprzytomniałam.
- To nie tak, że czegoś mi w tobie brakuje. - Przygryzłam nerwowo wargę. - Rzecz w tym, że choć bardzo Cię lubię, to jest to uczucie typowe dla bliskich przyjaciół.
- Skąd to wiesz?
- Nie wyobrażam sobie Ciebie przy moim boku, jako kogoś bliższego.
Postawiłam na szczerość. Nie chciałam go oszukiwać, choć widok jego smutnych, błękitnych oczu był wyjątkowo nieprzyjemnym doznaniem.
- Przepraszam.
- W porządku. - Uśmiechnął się słabo. - Nikogo nie można zmusić, by Cię kochał. - Westchnął. - W porządku, poddaje się. Ale nie myśl sobie, że się mnie pozbędziesz.
- Słucham? - Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- To, że nie będę więcej próbował podbić twojego serca nie oznacza, że przestanę być twoim przyjacielem. Ciągle będę Ci uprzykrzał życie.
Kąciki moich ust drgnęły.
- Ach tak? W takim razie powodzenia.
- W czym?
- W znoszeniu mnie.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Dobra, moja panno, czas iść spać!
- "Moja panno"? - Powtórzyłam z niedowierzaniem.
- Nie opieraj się, bo przerzucę Cię przez kolano. - Zagroził.
Zatkało mnie. Poważnie. W odpowiedzi jedynie zachichotał i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Dopiero po kilku minutach doszłam do siebie. Nie wyglądał, jakby żartował - stwierdził Czarny Kruk z rozbawieniem. Pozwoliłbyś mu mnie zbić? - oburzyłam się. Czasami sam mam na to ochotę - odparł z absolutnym spokojem. Wszyscy traktują mnie, jak dziecko. To irytujące.*
Naruto i Jiraya-sama eskortowali mnie do samego podnóża gór. Przy czym blondyn nie dał nic sobie powiedzieć, nie pozwolił mi samodzielnie lecieć i całą drogę trzymał mnie na rękach. Natomiast chwilę po tym, jak odlecieli w stronę świątyni, za barierą ukazał się mój nowy nauczyciel. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy.
- No co? - Zirytowałam się podchodząc do niego.
- Nic.
Chwycił mnie za łokieć i przeniósł do Piekła. Tym razem nie byliśmy w jego gabinecie, zaś pośrodku innej sali treningowej. Pałętało się po niej stado ogarów. Musiała być to prywatna sala szkoleniowa młodszego Uchihy, bo poza piekielnymi kundlami nie było tam nikogo innego.
- Przemień się. - Zażądał odchodząc ode mnie na dziesięć metrów.
Sam przemienił się pierwszy. Jego skóra pociemniała, aż stała się niczym popiół. Koszula zniknęła, zanim rozrosły się skrzydła. Przypominały wielkie dłonie połączone błonami między palcami. Włosy znacznie się wydłużyły, aż sięgały pasa i zmieniły barwę na głęboki granat, więc one akurat pojaśniały, tak dla odmiany. Białka stały się czarne, tęczówki zmieniły kolor na głęboki szkarłat i pojawiły się w nich czarne łezki. Poza tym na jego twarzy pojawił się czarny krzyż przypominający shurikena, który ciągnął się między jego brwiami i ciągnął przez nos do jego końca. Pozostałe dwa ramiona ulokowały się pod oczami demona.
O kurwa. A ja z nim zadzierałam.
![](https://img.wattpad.com/cover/45651827-288-k547909.jpg)
CZYTASZ
Grzechów krwią nie odkupisz [zakończone]
FanficFanfick o Sakurze Haruno, postaci z anime pt. "Naruto". Historia rozgrywa się w magicznym świecie, krainie gdzie stworzenia typu żywiołaki, wiedźmy, demony i cała reszta jest na porządku dziennym. Serdecznie zapraszam do czytania :)