Od 4 pieprzonych godzin chodziliśmy po sklepach, jeździliśmy z galerii do galerii, bo nie mogliśmy znaleźć idealnej sukienki dla Rosie. Szczerze mnie to już nudziło, ale skoro ta sukienka miała ją tak uszczęśliwić, zniosę wszystko.
- Czemu zawsze to tyle trwa? Ja już dawno kupiłbym garnitur.
- Niall, nie rozumiesz. Najpierw ja muszę kupić sukienkę, żebyś mógł dopasować do niej swój ubiór.
- Naprawdę musimy być dopasowani?
- Tak, musimy. Nie denerwuj mnie i chodź - mruknęła i pociągnęła mnie za rękę, a ja naprawdę nie chcąc się kłócić, wszedłem za nią posłusznie do sklepu.
Patrzyłem, jak biega między wieszakami i manekinami, próbując znaleźć coś, co naprawdę by jej się spodobało.
- Kup czarną sukienkę i po problemie, wtedy nie będziemy musieli wymyślać.
- To nie pogrzeb, kretynie - warknęła na mnie po raz setny w ciągu godziny, a ja poddałem się i westchnąłem, objąłem ją i pocałowałem w kark.
- Przepraszam - powiedziałem cicho i wtuliłem twarz w jej włosy.
- To ja przepraszam, za bardzo się tym stresuje. Ale to moja najlepsza przyjaciółka i nie potrafię być spokojna.
- Masz do tego prawo. Tylko nie krzycz na mnie - wydąłem wargę, a ona ją cmoknęła, uśmiechnąłem się lekko - jak wrócimy do domu, to zrobię Ci taką odprężającą kąpiel, z tymi wszystkimi olejkami i innymi, może wtedy choć trochę się uspokoisz.
- Boże, jesteś najlepszy - skinąłem i zaśmiałem się.
- Wiem to.
~*~
Usiadłem na kanapie w sklepie i patrzyłem na Rosie chodzącą po całym lokalu. To chyba ostatni sklep w tej galerii, a ona musi koniecznie znaleźć sukienkę. Kończą mi się pomysły na uspokojenie jej. Kochałem ją najmocniej na świecie i nie mogę się poddać, dlatego wytrzymam te wszystkie męki, dopóki nie kupi tej głupiej sukienki.
- Niall, zaraz się zabije - usłyszałem po chwili i powstrzymałem się od wybuchnięcia śmiechem, bo widziałem po niej, że jest na skraju, aby wybuchnąć płaczem. Wstałem i objąłem ją opiekuńczo, wtulając w swoją klatkę.
- Promyku, mamy jeszcze 4 miesiące, w końcu coś znajdziemy.
- Tak, masz rację - szepnęła i pociągnęła nosem - wracajmy.
Skinąłem i złapałem jej małą dłoń w swoją, o wiele większą. To zabawne, ale zawsze dziwiło mnie to, jak cholernie do siebie pasowały. Wyszliśmy ze sklepu i pokierowaliśmy się do wyjścia. Rosalie rozglądała się i próbowała znaleźć coś na wystawach.
- Niall, a ta? - spojrzała na mnie, a potem wskazała na sukienkę, która była na manekinie. Naprawdę miałem ochotę się zaśmiać, bo widziała ją niedawno i powiedziała, że jej się nie podoba - jest naprawdę śliczna. Taka prosta, ale ma w sobie to coś.
- Nie znam się na tym, kochanie. Możesz przymierzyć, a wtedy ocenię.
Po kilku minutach poszła do przymierzalni, a ja czekałem przed. Kiedy pozwoliła mi spojrzeć, nie mogłem wydusić z siebie słowa, to było.. wow.
- Jest ładna i nie wyglądam w niej źle.
- Żartujesz sobie? - odezwałem się po chwili, naprawdę długiej chwili, podczas której Rose przeglądała się z każdej strony - wyglądasz w niej idealnie, bierz ją!
- Jesteś tego pewny? Nie wyglądam w niej jakoś, no wiesz... jak zdzira?
- Że co, przepraszam? - zaśmiałem się i przyłożyłem dłoń do jej czoła - chyba masz gorączkę, kochanie. Wyglądasz jak księżniczka, którą swoją drogą jesteś.