10.

1.3K 105 7
                                    

Spacerując z dziewczynami po mieście czułam się fatalnie. Próbowałam jeszcze raz odtworzyć w myślach rozmowę w pokoju, którą słyszał Andrzej. Rozmowę, której głównym tematem był on sam.
„ Więc może powinnaś się poważnie zastanowić nad tym czy aby na pewno jesteś zakochana w swoim Loczku. No bo wiesz, Andrzej to taki fajny facet"
„ Pamiętasz co stwierdziła Madzia: że jest gruboskórny i nigdy w życiu by się w nim nie zakochała"
„Że wolałaby pocałować żabę niż spędzić w towarzystwie Andrzeja nawet minutę"
Matko, jak ja mu teraz spojrzę w oczy po czymś takim?! Nadal nie mogłam wybaczyć sobie tego, że nie podjęłam bardziej stanowczych działań aby powstrzymać przyjaciółki. Na dodatek kilka minut wcześniej zawiązałam z nim rozejm...Nagle ogarnęła mnie złość i moje współczucie do Andrzeja minęło jak ręką odjął. Po kiego licho w ogóle skradał się do mojego pokoju? Przecież mówiłam mu już poprzednim razem, że to dla nas niefortunne. Zorra mu się zachciało, pomyślałam i mało nie parsknęłam śmiechem.
- To co z Karoliną? Rozmawiałaś z nią o twojej alergii?- starałam się odgonić wyrzuty sumienia z powodu odbytej rozmowy w moim pokoju kilkanaście minut temu i skupić na temacie.
- Tak. Wyjaśniłam jej, że wiem o wszystkim.- zaczęłam opowiadać przyjaciółkom o naszej dzisiejszej rozmowie i porozumieniu zawartym na dwa miesiące. Kasia była do tego dość sceptycznie nastawiona, tak jak zresztą Andrzej...Cholera, przecież miałam o nim nie myśleć. Co mnie on w końcu obchodzi? Pomógł mi dwa razy, wielkie mi rzeczy. A przy tym cały czas ze mnie kpił i szydził. W zasadzie to dobrze, że usłyszał prawdę na swój temat. Chociaż...czy naprawdę był taki okropny?
- Magda, cały czas bujasz gdzieś myślami. O czym ty myślisz?
- O An...- chciałam odpowiedzieć machinalnie. Zakłopotałam się gdy dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.- O angielskim, chciałam zapisać się na korki.- dokończyłam zręcznie. Nie, raczej niezręcznie.
- A Andrzeju, to znaczy angielskim- powiedziała wymownie Ania- Widzę, że jednak trochę zaprząta ci główkę.
- On? Przestań. Poza tym, on wcale mnie nie lubi.
- Jak to cię nie lubi?- znów zaczęła Kacha- Przecież wczoraj...
- Proszę, skończmy już ten temat. Zapewniam was, że po pewnym wydarzeniu, które zaszło nie pomoże mi już nigdy więcej choćbym umierała z pragnienia a on miał ostatnią butelkę wody.
- Ale melodramatyzm, nie ma co- roześmiała się Ania- W takim razie chodźmy do mnie. Jak na ten tydzień to trzy calutkie dni spędzone w towarzystwie krula całkowicie mi wystarczą.
- Tak, nie mam zamiaru siedzieć w domu- odparłam ucieszona, że dziś nie spotkam się z Andrzejem. Być może jeśli uda mi się odwlec nasze spotkanie o kilka dni jego złość zniknie na tyle, że nie obedrze mnie ze skóry tylko od razu udusi?
Jednak jak to zwykle bywa, gdy bardzo chcesz czegoś uniknąć, to coś niemal lgnie do ciebie jak ćma do ognia. Nie chodzi mi oczywiście o to, że Andrzej do mnie lgnął, skądże. Po prostu następnego dnia schodząc na dół grubo po śniadaniu (z okna widziałam, że kilka przyjaciół Karoliny już ją odwiedziło) miałam nadzieję, że nie spotkam żadnego z nich. Niestety, pan w towarzystwie którego „nie chciałam spędzić nawet minuty woląc pocałować żabę" akurat wybrał sobie ten moment na wejście frontowymi drzwiami do domu aby przynieść do ogrodu sok. Chciałam się nawet wycofać (byłam w połowie schodów) ale zauważyłam, że mnie dostrzegł. Nie chciałam żeby pomyślał, że jestem tchórzem, więc zeszłam na dół z sercem w gardle. Ale on rzucił tylko szybkie: cześć i już go nie było. Poczułam się rozczarowana. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że przywita mnie ironicznie, może nawet zwymyśla, ale potraktować obojętnie? W sumie powinno mnie to cieszyć, ale mimo wszystko musiałam go przeprosić. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że to co usłyszał nie było prawdą. Skorzystałam więc z okazji i poszłam za nim do kuchni. Gdy tam dotarłam, nalewał soku do kilku kubków.

- Cześć. Chciałam z tobą chwilę pogadać.
- Tak? W takim razie słucham- znów zdziwiłam się jego miłym tonem. A może on naprawdę nic nie robił sobie z tego co o nim myślę? W końcu nie byliśmy przyjaciółmi ani nawet kolegami...
- Chodzi mi o wczorajszą rozmowę między mną a moimi przyjaciółkami, którą usłyszałeś... Przepraszam.
- Ach, mówisz o tym co o mnie gadałyście?- przytaknęłam nieśmiało. Machnął dłonią podnosząc głowę.- W porządku, nie zamierzam mścić się za to na ciebie za twoją opinię o mnie. Przecież już wcześniej wyraziłaś się jasno o paczce Karoliny, prawda?- przypomniał mi naszą kłótnię o salon. To właśnie wtedy wynikła głupia sytuacja z Czarkiem. I zemsta Karoliny...Jakby świadomy moich myśli podszedł do mnie z uśmiechem.- Chyba nie myślisz, że zastosuję tą samą taktykę co Czarek i będę udawał zakochanego w tobie? Bez obaw, mnie nie bawią takie dziecinady.
- Nie o to chodzi. Po prostu, wydało mi się to dość niegrzeczne.
- Nie przesadzaj, w końcu twoje koleżanki nie wiedziały że siedzę w szafie.
- No tak- bąknęłam tylko.
- Wiesz co, a tak swoją drogą to która z twoich przyjaciółek powiedziała, że fajny ze mnie facet? Ta blondyna czy brunetka?
- Och...nie wiem chyba blondynka, Ania.- skłamałam nie wiadomo po co doskonale wiedząc, że to była opinia Kasi. Może zrobiłam to dlatego, że Anka miała chłopaka i raczej zaloty Andrusa nie zrobią na niej wrażenia?
- Super, już ma u mnie dużego buziaka.- wyszczerzyłam na niego oczy, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo do kuchni weszła kucharka. Na nasz widok lekko się zakłopotała. W tym czasie Andrzej wyszedł. A ja nie wiedziałam dlaczego czuję się rozczarowana naszą rozmową.
Tak jak wcześniej obiecał, Cezary zadzwonił do mnie około siódmej wieczorem, tuż po kolacji. Zaczął opowiadać mi o tym jak się nudzi i że nasza wycieczka była dwa razy lepsza niż towarzystwo jego staruszków. Wymieniliśmy żarty na temat wiejskiego życia: ja oczywiście je zachwalałam; Czarek zbijał moje argumenty swoimi. W ten sposób nie doszliśmy do żadnej rozsądnej konkluzji i oboje zaczęliśmy się śmiać. Potem zapytał mnie o samopoczucie i zachowanie Karoliny wobec mnie. Zapewniłam go, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Opowiedziałam o odwiedzinach koleżanki. Zataiłam tylko tę część, która dotyczyła Andrzeja. Bo w sumie nie była taka ważna, prawda?
Po ponad dwudziestu minutach zakończyłam połączenie w dużo lepszym nastroju. Ale mimo wszystko przed snem wciąż zadręczałam się tą głupią rozmową której świadkiem był Andrus. Teraz z pewnością nie pomoże mi w potyczkach z Karoliną, pomyślałam zasypiając.
Kolejne dwa dni minęły mi dość spokojnie, bez towarzystwa mojej siostrzyczki i „krula". Martyna również wróciła już z wakacji, więc bez przeszkód miałyśmy się spotkać u niej w domu. Oczywiście Kacha z Anką nie mogłyby nie opowiedzieć jej historii z moją niedyspozycją w trakcie wycieczki za sprawą Karoliny. Z reguły emocjonalna Martyna zaczęła odgrażać się tej tyczkowatej małpie, jak określiła między innymi moją siostrę. Musiałam ją uspokajać dobre kilka minut zanim zmieniłyśmy temat. Poinformowałam ją więc, że jutro wraca Czarek i że umówił się ze mną na popołudnie do wesołego miasteczka, które właśnie przejeżdżało przez nasze miasto. Dziewczyny zrobiły lekko nadąsane minki, bo miałyśmy iść tam razem z chłopakiem Ani, Maćkiem. Ale w końcu przyznały mi rację i łaskawie „wyraziły na to zgodę" Jak zwykle w ich towarzystwie zaczęłam się śmiać. Bardzo je kochałam. Naszła mnie nawet sentymentalna myśl, że gdyby nie one po śmierci mamy mieszkając ze znienawidzoną siostrą i ojcem chybabym umarła. Choć z drugiej strony to smutne, że czasami najbliższa ci w rodzinie osoba znaczy mniej niż obcy spotkany po raz pierwszy na ulicy.
- Hej- przywitał się ze mną Czarek późnym popołudniem przed wyjściem do wesołego miasteczka-Ślicznie wyglądasz.
- Nieprawda, ale dziękuję- odpowiedziałam z uśmiechem, bo miałam na sobie zwykłą letnią sukienkę za kolana.
- Twoi rodzice wiedzą, że ze mną wychodzisz?
- Tak, kazałam przekazać to im przez kucharkę, bo jeszcze oboje są w pracy. Wejdziesz na chwilę?
- Nie, lepiej będzie jeśli od razu pójdziemy. Nie chciałbym abyśmy spotkali się z Karoliną. W zasadzie to nie wie o naszym spotkaniu, chyba że jej powiedziałaś.
- Nie- pokręciłam głową- W ogóle z nią nie rozmawiam, no chyba że z konieczności.
- W takim razie, chodźmy- odparł biorąc mnie za dłoń.
Taksówką dotarliśmy ma miejsce, które było słychać już z daleka. Przez chwilę poczułam wyrzut sumienia z powodu mojej mamy. Przecież niespełna rok temu umarła, a ja już potrafię śmiać się i bawić? Widocznie nie kochałam jej tak bardzo jak sądziłam.
- Co się stało?- spytał mnie Czarek z troską zauważając zmianę mojego nastroju- Zbyt dużo ludzi? Przeszkadza ci hałas?
- Nie, po prostu...przypomniałam sobie o mojej mamie- wyznałam cicho.
- Ach, nie mówisz o pani Barbarze?
- Nie, nie mam na myśli mojej macochy, a prawdziwą matkę. Umarła w listopadzie poprzedniego roku.- dodałam na wypadek gdyby nie pamiętał
- Wiem, że to banalne, ale jest mi przykro. Jeśli nie chcesz tu być...
- Oczywiście, że chcę. Przed śmiercią mama wiele razu mówiła mi, żebym po jej odejściu starała się żyć normalnie. Poza tym zawsze uważałam, że sztuczne zamartwianie się i umartwianie na pokaz, noszenie czarnych strojów jest dość głupie. To byłaby hipokryzja gdybym udawała smutek, nie chcąc okazać radości lub ją tłamsząc w sobie byleby tylko pokazać, że cierpię. Kochałam moją mamę i nadal noszę ją w sercu. Ale mimo wszystko, że minął tak krótki czas odkąd jej nie ma, to nie mogę uniknąć krótkim momentów, w których jestem szczęśliwa. Chociaż i tak mam wyrzuty sumienia: czy to oznacza, ze mało ją kochałam? Sama nie wiem...
- Oczywiście, że nie. Nie jesteś tylko hipokrytką; to jasne, że nie będziesz przez rok płakała w poduszkę i pogrążała się w depresji: jesteś młoda a to, że dziś rozerwiesz się trochę nie sprawi, że staniesz się złą córką.

To tylko pozory... ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz