4.

1.3K 98 5
                                    

W poniedziałkowy poranek Karolina wparowała do mojego pokoju gdy jeszcze leżałam w łóżku. Nagły hałas otwieranych drzwi mnie obudził. Spojrzałam na nią zaskoczona rozespanym wzrokiem:
- Czego chcesz?- warknęłam
- Chce ci tylko powiedzieć, że masz się odwalić od moich znajomych. Wczorajsze popołudnie spędziłaś z nami tylko i wyłącznie ze względu na ojca.- powiedziała oskarżycielsko wskazując na mnie palcem. Roześmiałam się jej prosto w twarz. Musiała mnie denerwować z samego rana?
- Czyżbyś była zazdrosna?- zapytałam z emfazą, na co ona bardziej się zezłościła. Prychnęła.
- O ciebie? Nie rozśmieszaj mnie.
- Po co w takim razie tu przyszłaś?
- Żeby cię ostrzec. Muszę znosić cię w domu i nie mam zamiaru robić tego jeszcze w czasie wolnym. Dlatego niech ci się nawet nie zdaje, że ktoś z mojej paczki zostanie twoim kolegą. Wracaj do tych swoich obdartusów!- zakończyła wybiegając z pokoju. Wstałam z łóżka i krzyknęłam już na korytarzu:
- Jeśli myślisz, że mnie przestraszysz to jesteś w błędzie!- odkrzyknęłam i z czystej przekory dodałam:- I jeśli będę miała ochotę się z nimi spotkać to to zrobię.- Karolina przystanęła i robiąc z powrotem parę kroków w moją stronę dodała:
- W takim razie tego pożałujesz.- W odpowiedzi tylko się roześmiałam.
W szkole opowiedziałam moim koleżankom o minionym weekendzie (nie wspomniałam tylko o fatalnym zauroczeniu Czarkiem). Kacha jak zwykle trzymała moją stronę, ale rozważna Ania sugerowała, że to moja wina:
- Madzia, nie zrozum mnie źle, ale czy ty zdajesz sobie sprawę że jeśli nadal będziesz się tak zachowywać to pobyt w tym domu będzie dla ciebie piekłem?- Czułam się lekko zawiedziona jej oskarżeniami.
- Ale Anka, przecież to moja niby siostra zaczyna!- to było trochę dziecinne z mojej strony, ale w końcu miałam szesnaście lat.
- Nie niby tylko na pewno- poprawiła mnie Martyna- Poza tym Ania chyba ma trochę racji. Jesteś za bardzo impulsywna. To, że Tomasz skrzywdził ciebie i twoją mamę nie znaczy, że nie powinnaś spróbować z poprawić kontaktów z nową rodziną.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś.- odrzekłam i chciałam rozpocząć już tyradę o tym, że własne przyjaciółki nie stoją po mojej stronie gdy wszedł nauczyciel od angielskiego rozpoczynając lekcję.
Po szkole rozmyślałam trochę o tym wszystkim. Patrząc na zdjęcie mamy nie mogłam wybaczyć mojemu ojcu. Jak wszystko może się tak diametralnie zmienić? I na dodatek moje przyjaciółki myślą, że moje zachowanie wynika z głupiego buntu względem ojca. Dla nich to, że mogę mieszkać w pięknym domu i nie liczyć się z pieniędzmi odwożona pod szkołę samochodem przez kierowcę było wystarczającym powodem żeby pójść na kompromis. Nie rozumiały, że pieniądze się dla mnie nie liczyły. Pomyślałam o znajomych Karoliny: przecież nie miałam zamiaru ich bliżej poznawać. Okej, może i chłopaki byli zabawni, ale i tak wyczuwałam w nich jakieś snobistyczne i lekko ironiczne podejście do życia mówiące: To ja jestem panem świata i wszystko mi się należy. Może i nie dali mi tego odczuć, ale dla mojego wprawionego oka było to widoczne. Co zaś się tyczy jej koleżanek, czyli ,,krula" miałam o nich jak najgorsze zdanie. Tak samo bezbarwne i beztroskie jak moja siostra nie miały żadnych zainteresowań poza modą i kosmetykami. To chyba właśnie taki typ nazywa się pogardliwie pustymi lalami. Otrząsnęłam się z tych myśli. Tak, Karolina może być bezpieczna: nie mam ochoty zadawać się z którymkolwiek z jej znajomych. Pomyślałam o Czarku. On wydawał się być lepszy, ale fakt, że przyjaźni się z moją siostrą zdecydowanie świadczył na jego niekorzyść. Głupie zauroczenie nie sprawi, że przewartościuję swoją hierarchię wartości, postanowiłam. Trzymając się własnych postanowień przez kilkanaście następnych dni udało mi się unikać Karoliny. Gdy mijałyśmy się przypadkiem w domu grzecznie schodziłyśmy sobie z drogi bez słowa. To mi pasowało.
Jednak nadszedł kolejny dzień, w którym ojciec aktywował swój program ,,Jak wprowadzić córkę do rodziny"i próbował zmusić mnie do zaprzyjaźnienia się z nowymi osobami. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam mu:


- Dzięki za troskę, ale nie mam zamiaru iść do miejscowego liceum.- moje oświadczenie spowodowało ciszę przy kolacji. Karoliny nie było, a Barbara wymieniwszy z ojcem porozumiewawcze spojrzenie powiedziała:
- No cóż, oczywiście nikt nie chce narzucać ci zdania w wyborze szkoły- Jasne. Tere-fere, pomyślałam-, ale tutejsze liceum jest niewątpliwie jednym z najlepszych w kraju i...
- Chyba jednym z najwięcej płatnych...- wymruczałam pod nosem
- Co powiedziałaś?- spytał mnie Tomasz.
- Nic.- stwierdziłam krótko dalej ignorując ich umoralniające gatki. Mogliby sobie darować i zająć się lepiej Karoliną: z tego co wiem to ledwo przędzie z klasy do klasy, a jej zachowanie też pozostawia wiele do życzenia. Jednak postanowiłam taktownie milczeć. Jak radziły mi moje przyjaciółki nie będę wszczynać awantur. Bądź co bądź muszę tu spędzić jeszcze dwa lata.
Następnego dnia w sobotę postanowiłam po raz pierwszy zaprosić do domu moje koleżanki. Oczywiście upewniwszy się uprzednio, że ojciec z macochą będą w jakimś klubie golfowym, a Karolina z przyjaciółmi poza domem. Spędziłyśmy miły dzień: pokazywałam dziewczynom poszczególne pomieszczenia, a one raz po raz wykrzykiwały: ,,Wow, ale śliczne obrazy!" ,,Masz w domu własną siłownię?" czy też ,,kim jest ta pani w uniformie?" Ze śmiechem odpowiadałam na ich pytania i komentarze. Gdy zjadłyśmy obiad poszłyśmy oglądać telewizję w pokoju gościnnym. Wzięłam z półki jakąś komedię z Jimmym Carry i przez niecałe dwie godziny śmiałyśmy się i żartowały. Nastrój nagle się z mienił gdy usłyszałyśmy trzask frontowych drzwi, a gdy zobaczyłam zmierzającą w naszą stronę Karolinę wiedziałam, że za chwilę rozpocznie się kolejna awantura.
- O moja siostrzyczka przyprowadziła swoje koleżanki- uśmiechnęła się sztucznie swoimi małymi, białymi ząbkami- Przykro mi, ale musicie przejść gdzie indziej.
- A to dlaczego?- spytałam buńczucznie. Nie miała prawa tak mnie traktować.
- Bo teraz ja zajmuje salon. Chodźcie!- krzyknęła jak się po chwili zorientowałam do swoich znajomych. Zobaczyłam jej paradujące do nas koleżaneczki i chłopaków. No nie, dlaczego musiał tu być i Czarek?!
- Madzia, chodźmy do twojego pokoju. I tak skończyłyśmy już film- zasugerowała mi łagodnie Ania. Ale ja nie zamierzałam ustąpić. Nikt nie będzie mną pomiatał, a tym bardziej ktoś taki jak Karolina.
- Nie. My byłyśmy tu pierwsze- odpowiedziałam mojej przyjaciółce i dodałam słodko zwracając się do siostry- Przykro mi, ale musicie iść gdzie indziej.- Jej znajomi byli wyraźnie zaskoczeni naszą kłótnią i nie wiedzieli jak się zachować. Wśród ,,krula" dało się słyszeć pogardliwe prychnięcia.
- Mnie to nie obchodzi. Masz stąd iść- Ton Karoliny wyraźnie się z mienił. Chyba patrząc mi w oczy zrozumiała, że nie ustąpię.
- Nie. To mnie nic nie obchodzi i to ty zaproś swoich znajomych do pokoju.
- Ej Karola już dobra. Chodźmy do mnie. Mam wolną chatę wieczorem- wtrącił się Andrzej chcąc ugodowo załatwić sprawę.
- Nie ma mowy.- nie rezygnowała.- Mam ustąpić jakiemuś plebsowi?!- wskazała palcem na moje koleżanki. Tego było mi za wiele.
- Jedynym plebsem tutaj jesteś tylko ty. Robisz głupie zamieszanie wokół tak błahej sprawy z czystej złośliwości- zignorowałam nieprzyjemną myśl, że przecież ja robię dokładnie to samo.
- Jak śmiesz ty prostaczko?!- krzyknęła do mnie- Myślisz, że jak tu mieszkasz to jesteś nie wiadomo kim?
- Magda, daj spokój. Nie daj się prowokować takiemu indywiduum.- złapała mnie za ramię Martyna prowokując w ten sposób złość mojej siostry na siebie.
- Kogo nazywasz indywiduum ty piegowata wieśniaczko? Wracaj do siebie doić krowy!- zwymyślała jej. Od tej pory rozgorzała pomiędzy nami prawdziwa dyskusja: jako dwa obozy zaczęliśmy obrzucać się nieprzyjemnymi epitetami i kwiecistymi wyzwiskami, które w pewnym momencie postawiły służbę na nogi. Skończyło się na tym, że wyrzucono zarówno moich jak i Karoliny znajomych. Po wszystkim miałyśmy nieprzyjemną wieczorną pogadankę z ,,rodzicami", a w nocy ze złości miotałam się na łóżku. Po tym wszystkim Czarek już nie będzie chciał mnie znać, pomyślałam smutno i zapadłam w sen.
Na pogadance jednak się nie skończyło. Tomasz stwierdził, że nie zniesie dalej naszej wzajemnej awersji i musimy się zaprzyjaźnić. W tym celu zmusił nas do wspólnego spędzenia niedzielnego przedpołudnia. Oczywiście nic to nie dało. Między sobą zawarłyśmy ciche porozumienie według którego przy rodzicach będziemy udawać ,,kochające siostry" I mimo iż drażniła mnie ta jawna hipokryzja przystałam na propozycję Karoliny. Przynajmniej przy nich topór wojenny będzie zakopany.
- Ale nie myśl, że daruję ci wczorajszy cyrk. Moi znajomi byli bardzo źli. Nawet Andrus, który cię polubił mówił, że podstępna z ciebie żmija.
- Nie obchodzi mnie zdanie twojego klanu- odparłam pozornie spokojnie, bo wewnątrz było mi smutno. Zwłaszcza zdając sobie sprawę, że Czarek pewnie myśli o mnie to samo.
Po tej rozmowie pozornie wszystko było dobrze: Karolina- przy Tomaszu i Barbarze- traktowała mnie przyjaźnie. Ja ze swojej strony próbowałam jej unikać jak tylko mogłam. Oczywiście nie sprawiło to, że zniknęły wszelkie spięcia między nami. Kłóciłyśmy się zażarcie gdy tylko w pobliżu nie znajdował się nikt inny: dla niej byłam prowincjonalną plebejuszką (swoją drogą cały czas zachodziłam w głowę jak ktoś tak ograniczony jak ona mógł znać to określenie), a dla mnie Karolina była pustą lalą bez bez neuronów. Drobny problem pojawił się na imieninach Karoliny: zorganizowano u nas w domu niewielkie przyjęcie dla jej znajomych. Umówiłyśmy się, że na nie nie przyjdę wymigując się bólem głowy lub inną przypadłością. Jednak w rzeczonym dniu, gdy kąpałam się we własnej łazience w pokoju po wyjściu ujrzałam w nim Karolinę.
- Co robisz w moim pokoju?- warknęłam, bo nie mogłam znieść myśli, że mogła szperać w moich rzeczach.

To tylko pozory... ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz