9.

1.1K 93 3
                                    

Trzeci dzień miał być ostatnim dniem wycieczki. Tym razem postanowiliśmy się wybrać na spacer, którego celem miał być sklep z lodami włoskimi. Postanowiłam cieszyć się chwilą i zapomnieć o wszystkim co wiem. Skoro kocham Czarka powinnam mu zaufać i dać szansę. Gdy mnie rozczaruje dopiero wtedy muszę ostatecznie wyznać mu prawdę. I wtedy nie wyjdę na ostatnią kretynkę.
- To co? Wracamy już jutro czy przedłużamy wyjazd?- odezwała się w pewnym momencie Karolina.- W sumie jest dosyć fajnie.
- Tak? A kto ostatnio narzekał na komary?- odparł jej chłopak wprawiając wszystkich w wesołość. Moja siostra zrobiła nadąsaną minkę udając naburmuszenie. Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia z Kasią i Anią.
- Ja w każdym bądź razie muszę wracać- odezwał się Czarek- Miałem jechać z rodzicami na wieś odwiedzić dziadków.
- Uuu... współczuję stary- odpowiedział mu Patryk poklepując go po plecach- Ja też nie cierpię tych durnych obowiązkowych spotkań.
- Dlaczego? Nie lubicie odwiedzin u rodziny?- usłyszałam nagle swój głos. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na ufoludka. Oczywiście, poza moimi przyjaciółkami.
- Na pewno nie na wsi.- odpowiedział mi po kilkunastu sekundach Cezary uśmiechając się sztucznie do innych. To zażegnało niezręczną atmosferę. Ale w dalszej drodze nadal nie mogłam pozbyć się wrażenia, że tutaj nie pasuję.
Dotarłszy na miejsce podzieliliśmy się na trzy grupki, które usiadły pod wielkimi parasolami. Jeden z nich zajęłam ja z przyjaciółkami. Zajadając lody wdałyśmy się w pogawędkę. Temat jak zwykle zresztą ostatnio zszedł na Czarka.
- Zauważyłam, że ostatnio chyba się do siebie zbliżyliście- oznajmiła Kasia.- Wydaje się być w ciebie wpatrzony.
- No- potwierdziła Ania.- Nawet dzisiaj cię bronił.
- Przesadzacie. Ja nadal nie potrafię do końca go rozgryźć. Na dodatek wczoraj ścięłam się z tym całym Andrzejem. Wkurzył mnie.
- Tak? O co znowu poszło?
- Szpiegował mnie: najpierw podczas spotkania z Czarkiem, a potem gdy rozmawiałam z ojcem przez telefon.
- Ty, a może on naprawdę się w tobie zabujał. Wiem, że zaraz zaprzeczysz, ale to by wszystko tłumaczyło: no wiesz ostrzegł cię, teraz tak jakby cię chroni i często kręci się koło ciebie....-roześmiałam się. Tak niedorzeczna wydała mi się ta myśl. Zwłaszcza, że wczoraj Czarek pytał mnie praktycznie o to samo. Tymczasem Kasia kontynuowała:- W sumie to byłoby ci z nim lepiej. Na początku wydawał mi się trochę groźny, ale gdy go bliżej poznałam jest spoko i...
- Kaśka, nie pleć już tych głupot. Nigdy w życiu nie zakochałabym się w kimś takim jak on. Jest gruboskórny i wciąż ze mnie kpi. Wolałabym już chyba pocałować żabę niż spędzić z nim z własnej woli nawet minutę- trochę prze-kolorowałam, ale chodziło mi o intencje. Roześmiałyśmy się tak głośno, że zaraz dołączył do nas Czarek z sąsiedniego stolika pytając o przyczyny. Zbyłyśmy go jakąś plotką ze świata mody i rozpoczęliśmy rozmowę. A mi od razu poprawił się humor.
W drodze powrotnej podzieliliśmy się w pary w ten sposób, że moje przyjaciółki szły w jednej parze, a pośrodku nich szedł Andrzej. Zdziwiło mnie to trochę i wyjaśniłam Czarkowi (bo szedł razem ze mną w parze), że zupełnie tego nie rozumiem. Ten roześmiał się mówiąc, że Andrus potrafi dogadać się z każdym, nawet najgorszym. Zaraz potem dodał, że nic złego nie miał na myśli. Porzuciłam myśli o tym temacie. Chociaż widząc spojrzenie jakie rzucała chłopakowi Łucja zrobiło mi się jej szczerze żal. Czy ten idiota Andrzej naprawdę nie widzi, jaka ona jest nim zauroczona? Naprawdę jest strasznie gruboskórny.
Po pół godzinie marszu byliśmy już na miejscu. Czekał na nas lekki obiad wcześniej dostarczony nam przez ojca. I choć początkowo byłam do tego nastawiona sceptycznie, to jednak jego dyskretna opieka była dość przyjemna. Przynajmniej niczym nie musiałam się przyjmować jeśli chodzi o organizację. 

Robiło się już dość ciepło, więc potem zdecydowałam się trochę poopalać.
- Mogę poopalać się z tobą?- usłyszałam za sobą głos niecałe pięć minut po tym jak rozłożyłam się na ręczniku w pewnym oddaleniu od innych. Pospiesznie ściągnęłam okulary i spojrzałam w roześmianą twarz Czarka. Odwzajemniłam się tym samym.
- Tak, jasne. Jeśli nie masz już ochoty pływać razem z innymi.
- Szczerze mówiąc to mam ochotę trochę z tobą pobyć. Może posmarować ci plecy?- spytał, a ja poczułam się zakłopotana. Wiem, że to trochę dziwne zważywszy na fakt, że byliśmy nad rzeką, ale mimo wszystko wstydziłam się swojej nagości. Dlatego wciąż leżałam w staniku na brzuchu jak głupia z dala od innych.
- Nie, dziękuję. Od kilku minut na słońcu chyba się nie spalę.
- Szkoda- udał smutek, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Po chwili położył się obok mnie.- Ach, rzeczywiście przyjemnie.
- Tak- potwierdziłam nadal nie mogąc wyjść z szoku nad tym, że znajdujemy się tuż obok siebie.- Przyjemnie tak poleniuchować.
- Wydawało mi się, że wolisz raczej aktywny wypoczynek.
- Tak, ale nie zawsze. W ten upał nie potrafię zrozumieć własnych myśli, a co dopiero zmusić się na fizyczny wysiłek.- roześmieliśmy się oboje.
- Ja szczerze mówiąc też. Straszny ze mnie leniuch.
- Nie wydaje mi się. Naprawdę nie lubisz wizyt u babci i dziadka?- postanowiłam spytać go o to co mnie nurtowało
- Niespecjalnie. Moi dziadkowie są strasznie przesłodzeni.Och kochany spróbuj batonika. Tu masz ciasteczko...- pokręcił głową i wzniósł oczy do góry.- Chyba po prostu wyrosłem z tego wieku.
- Chyba dobrze, że cię kochają. Ja bardzo lubię wieś. Zawsze chciałam mieszkać w drewnianym domku na wsi. Wydaje mi się, że życie biegnie tam spokojniej. Jestem trochę zafascynowana tym całym folklorem i ludowością. Ty nie uważasz, że takie życie posiada pewne uroki?
- Yyyy...w sumie to masz rację. Jednak twoja fascynacja trochę ogranicza się do pozytywnych aspektów. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby zapach obornika był przyjemny- roześmiałam się...a potem momentalnie zamknęłam usta czując w ustach gorycz.- Magda, co ci jest?- spytał mnie Czarek poważnym tonem- Zrobiłaś się cała blada- Chciałam mu odpowiedzieć, ale moje mdłości osiągnęły już takie rozmiary, że bałam się otworzyć usta aby nie zwymiotować. Zakryłam więc sobie je dłonią i pospiesznie wstałam nie martwiąc się już swoją nagością. Potem nie zwracając uwagi na swojego towarzysza rzuciłam się pędem w stronę krzaków. Tam swobodnie opróżniłam nadwyrężony żołądek. Nadal pochylona oddychałam spazmatycznie z trudem łapiąc powietrze. Po chwili poczułam delikatny dotyk na swoich plecach.- Już w porządku?- usłyszałam pytanie Czarka. Kiwnęłam potakująco głową nie siląc się na odwrócenie się.- Zawiadomiłem resztę., zaraz tu będą.- Zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zaprotestować, za sobą już słyszałam stukot biegnących przyjaciół. I poczułam się strasznie upokorzona: z głową zwisającą w dół, brzydko pachnącym oddechem i jak zdążyłam zauważyć zniszczonymi butami, ble.
- Co jej się stało?- spytał jakiś męski głos lekko zdyszany po wcześniejszym biegu.
- Nie wiem. Nagle zrobiła się blada jak płótno i popędziła w tę stronę..- zaczął wyjaśniać Czarek. Dopiero po jakiejś minucie dotarły do mnie przyjaciółki i pomogły mi dojść do siebie. A przede wszystkim zrozumiały, że potrzebuję teraz samotności.
- Hej, nic się nie stało, wszystko gra. Możecie zająć się już sobą. My z Anią zaprowadzimy ją do domku- odparła Kasia. Posłusznie objęłam ją za ramię nie podnosząc wzroku ze wstydu. Zrobiłyśmy może z dziesięć kroków gdy znów poczułam dziwną słabość w nogach. Strasznie kręciło mi się w głowie.
- O Boże!- krzyknęła Ania- Dzwońcie do jej ojca. Ona chyba jest poważnie chora.
- Jasne- potwierdził Czarek gdy Karolina zdawała się nie reagować. Zamknęłam oczy próbując znów nie zwymiotować wcześniejszego posiłku.
- Złap mnie za szyję, zaniosę cię- usłyszałam obok siebie głos Andrzeja. Momentalnie zacisnęłam mocniej powieki świadoma, że był świadkiem mojego upokorzenia- No już, pospiesz się- popędzał mnie. Nieśmiało spełniłam jego polecenie nadal nie otwierając oczu. W drodze słyszałam jeszcze jak każe moim przyjaciółkom zaparzyć gorącej herbaty i przynieść mi nowy strój oraz miskę. Odważyłam się je otworzyć gdy poczułam jak kładzie mnie na łóżku.- Jak się czujesz?- zadał mi to pytanie patrząc z troską w moją twarz. Uśmiechnęłam się blado biorąc ostrzegawczy wdech. - Gdy nie poczułam już żadnych skurczów odpowiedziałam:
- Teraz już chyba dobrze, przepraszam. To znaczy za kłopot. Nie wiem co mi się stało, musiałam zjeść coś nieświeżego...- zaczęłam paplać bez sensu czując się coraz bardziej zażenowana. Dlaczego dziewczyny nie wracały? Czy naprawdę nie rozumiały jak głupio się teraz czuję?
- Nie ma za co. Ale mam jednak nadzieję, że przyczyna była inna bo wszyscy jedliśmy to samo.- usiadł na łóżku obok mnie. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że mam na sobie tylko górę od bikini. Pospiesznie zakryłam się kocem. On chyba to spostrzegł, bo niedostrzegalnie się uśmiechnął.
- Tak, pewnie to jakieś zatrucie albo wirus z powietrza. Czy Czarek zadzwonił już do Tomasza?
- Twojego ojca? Chyba w tej chwili robią to z Karoliną.
- Ale przecież nie trzeba...- urwałam czując jak bardzo nieprzyjemny mam oddech. Momentalnie straciłam wątek- Przepraszam, muszę umyć zęby. Okropnie śmierdzę.- roześmiałam się nerwowo i wstałam z łóżku. Zawroty jednak wróciły. Bystre oko Andrusa to zauważyło, bo zdążył potrzymać mnie na czas.
- Magda, co się dzieje? Chyba nie zamierzasz mi tu mdleć?- chwycił moją twarz w dłoń opierając kciukiem i palcem wskazującym brodę, bo moja głowa nie była w tej chwili w stanie utrzymać odpowiedniej pozycji.
0 Nic...nie wiem. Okropnie mnie mdli, jest mi słabo i mam zawroty głowy. - Do tego czuję, że w moim brzuchu jest rewolucja, dodałam w myślach. Cholera, chyba naprawdę czymś się zatrułam.
- Chyba powinniśmy jak najszybciej wracać. Zaraz sam zadzwonię do twoich rodziców.
- Nie...trzeba- poprosiłam słabo, ale na nic się to zdało. Poczułam, że szybko muszę skorzystać z toalety...tym razem z powodu silnej biegunki. Jak burza pognałam więc zamykając za sobą zamek. Miałam nadzieję, że Andrzej już wyszedł na zewnątrz.
Z łazienki wyszłam dopiero ponad godzinę później po długim prysznicu na który nie chciały zgodzić się moje przyjaciółki. Przystały na mój pomysł gdy zgodziłam się, aby jedna była ze mną w łazience gdy ja będę w kabinie prysznicowej. Gdy wyszłam znajomi poinformowali mnie, że w tej chwili moi rodzice (to znaczy ojciec i macocha) są nieosiągalni. W sumie było mi to na rękę, bo przecież po prostu zatrułam się jedząc coś nieświeżego. Nie zamierzałam robić z tego jakiejś afery. Po prostu wypiłam ziołową herbatę, poleżałam w łóżku i wzięłam krople żołądkowe (po które specjalnie poszedł do sklepu Andrzej) Gdy dziewczyny właśnie zachwalały jaki z niego fajny chłopak, w pewnej chwili Kasia patrząc na mnie powiedziała:
- Madzia, zobacz swoją twarz w lustrze- pełna obaw wyskoczyłam z łóżka biegnąc do łazienkowego lustra wyobrażając sobie najgorsze. Ale na mojej twarzy, a w szczególności jej dolnej części było masę maleńkich czerwonych krosteczek. I wtedy zrozumiałam już co się stało.
- To wygląda mi na alergię- powiedziała Kasia wchodząc za mną do łazienki i potwierdzając moje przypuszczenie- Jadłaś coś dzisiaj z mlekiem?
- Oczywiście, że nie. Masz mnie za głupią?- spytałam trochę niegrzecznie zdenerwowana moim stanem.- Kurcze, do rzeczywiście tak wygląda, ale przecież nie jadłam żadnej laktozy. W naszym obiedzie nie było nic z mlekiem.
- No chyba tak- dodała Ania- Ale w sumie ten deser...nie wiem co to było.
- To był krem bakaliowy. Na pewno nie z mlekiem- odpowiedziałam jej z pewnością, ale...zaraz zaczęłam się wahać. A co jeśli jednak nie? Potem przypomniałam sobie jak Karolina dopytywała się mnie czy smakuje mi deser i czy nie chcę dokładki. Wtedy myślałam, że po prostu chce ponabijać się z mojej wagi albo tego, że dużo jem, ale teraz nie byłam tego taka pewna. Tylko powstawało pytanie: skąd o tym wiedziała?
- Chyba jednak nie- Kasia zauważyła moje zawahanie.- Powinnyśmy się zapytać, ale prawdę mówiąc nie przyszło mi to wtedy do głowy.
- A mi tak. I zaraz pójdę do Karoliny i się z nią policzę.- odrzekłam z zaciętością, ale musiałam zmienić plany naglona potrzebą fizjologiczną- Wybaczcie dziewczyny, ale chyba potrzebna mi toaleta- powiedziałam, a one posłusznie szybko wyszły. A ja postanowiłam sobie, że moja droga siostrzyczką mnie popamięta.
Zdecydowałam się odwlec naszą rozmowę do czasu powrotu do domu. Tak jak zamierzaliśmy wróciliśmy z biwaku wcześniej rano, bo moja niedyspozycja nie zmieniła nam planów. Poza tym nie chciałam kłócić się z nią czując dreszcze i zawroty głowy oraz co chwila musząc korzystać z toalety, w dodatku z twarzą pokrytą paskudną wysypką. Na szczęście byłam dość zapobiegliwa i zawsze brałam ze sobą tabletki pozwalające neutralizować fermentację laktozy w jelitach i z pomocą sztucznie doprowadzonego enzymu ją strawić. Dzięki temu noc minęła mi raczej spokojnie. Oczywiście zaraz po powrocie Tomasz wydawał się być bardzo zmartwiony moim stanem. Zapewniłam go, że już wszystko jest w porządku i nie musimy jechać do szpitala jak wcześniej miał zamiar. Wyjaśniłam mu na czym polegał mój problem. Wyraził szczery żal. Nawet Karolina wyglądała na zaniepokojoną. Złośliwa hipokrytka. Musiałam jeszcze tylko poczekać aż Tomasz skończy swoją przemowę. Po kilku minutach wreszcie mogłam wejść na górę. Karolina również szła do swojego pokoju. W drodze pociągnęłam ją za rękę oznajmiając, że chcę z nią porozmawiać. Trochę marudziła, ale posłusznie poszła za mną. W pokoju, uprzednio starannie zamknąwszy drzwi od razu przeszłam do meritum sprawy:
- Wiem, że doskonale wiedziałaś o mojej nietolerancji laktozy i specjalnie poprosiłaś ojca o deser, którego nie znałam i który na pierwszy rzut oka wydawał się być zrobiony tylko z owoców.
- Oszalałaś?- moja przyrodnia siostra prychnęła pogardliwie wydymając usta.- Skąd niby miałam o tym wiedzieć? Nie przypominam sobie abyś kiedykolwiek o tym wspominała.
- Doskonale wiesz skąd- odparłam z zaciśniętymi wargami, bo nie mogłam znieść jej jawnego kłamstwa. Miałam ochotę wrzasnąć, że skoro czytała mój pamiętnik, to musiała o tym wiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
- Wybacz, ale chyba nie umiem czytać w myślach. Poza tym wcześniej jadłaś nabiał: sery, maślanki czy kefiry...nawet tego samego dnia poszliśmy na lody!
- Tak, ale jak już wcześniej powiedziałam jestem uczulona tylko na laktozę. Mogę spożywać przetwory mleczne, ale nie samo mleko.- Karolina wzruszyła ramionami.
- Widzisz? Więc skąd niby miałam wiedzieć?- jej słowa mnie nie zwiodły, bo w oczach ujrzałam tryumf. Idiotka wiedziała, że nie jestem w stanie jej niczego udowodnić. Była podstępną żmiją nie liczącą się z konsekwencjami.
- Pomyślałaś chociaż o tym co by się ze mną stało gdybym spożyła większą dawkę?- spytałam ignorując jej dalsze zarzekanie się, że to nie ona.- Wiesz, że tylko 100 ml czystej laktozy mogłoby spowodować wstrząs anafilaktyczny? Ale osoba z tak ograniczonym mózgiem jak ty pewnie nawet nie wie co to znaczy!- wydarłam się na nią. To już nie były żarty; ona naprawdę nieświadomie mogłaby z nienawiści zrobić mi krzywdę.- Uprzedzam, że jeśli jeszcze raz wytniesz mi taki numer to...
- To co?- moje groźby najwyraźniej nie robiły na niej żadnego wrażenia. Chyba nawet nie zauważyła, że nieświadomie się przyznała do czegoś, czego wypierała się przez kilka minut- Co możesz mi zrobić kretynko skoro nawet nie możesz niczego udowodnić? Mówiłam ci, że cię nie znoszę i że masz się trzymać z dala od moich znajomych. Nie dotarło?
- Więc po co grasz przed ojcem tą całą szopkę i zapraszasz na biwak również mnie i moją paczkę? Przecież dobrze wiesz, że odmawiając ojciec uważałby że to ja nie chcę się z tobą zaprzyjaźnić...Ale tobie przecież właśnie o to chodzi, co?
- Jednak nie jesteś aż taka głupia. Przyznaję, że z tym deserem trochę przesadziłam. Sądziłam, że trochę sobie pocierpisz na ból brzucha i niestrawność czy coś w tym stylu. Ale teraz przynajmniej wiesz, że ze mną się nie igra.
- Och Boże, daj już spokój. Nie jesteśmy w żadnym filmie gangsterskim, obudź się. Uwierz mi, że równie a nawet mocniej niż ty wolałabym mieszkać gdzie indziej, ale los postanowił inaczej. Daj mi spokój do wakacji, a potem obiecuję, że pójdę do szkoły z internatem i w najlepszym wypadku będziemy musiały się znosić tylko podczas większych świąt.- przez chwilę milczałyśmy.
- Mówisz poważnie? Naprawdę chcesz uczyć się tak daleko?
- Tak. Jak wiesz nie czuję się tutaj najlepiej.- odpowiedziałam jej z krzywym uśmieszkiem.
- W takim razie w porządku. Na chwilę ogłaszamy rozejm.
- Taki jak poprzednio?- nie mogłam powstrzymać się od tej złośliwej uwagi.
- Nie, tym razem będę grała fair.
- Mam nadzieję. Bo uprzedzam, że jestem gotowa pokazać ci, że jednak nie jestem taka głupia jak myślisz i też potrafię użyć swoich pazurków- z tymi słowami otworzyłam drzwi pokoju niewerbalnie informując moją siostrę, że ma wyjść. Na odchodnym rzuciła mi jeszcze kwaśne spojrzenie. A ja odetchnęłam z ulgą. Nie wiem dlaczego, ale tym razem uwierzyłam Karolinie. I miałam nadzieję, że wakacje będą dla mnie udane mimo tak niefortunnego początku.
Jeszcze tego samego dnia, zaraz po południu odwiedził mnie zmartwiony Czarek. Przeprosił mnie, bo to był jego pomysł z tym deserem: oczywiście zarzekał się, że nie wiedział nic o mojej alergii. W pierwszej chwili zrobiło mi się bardzo przykro. Od razu pomyślałam, że musiał uczestniczyć w spisku Karoliny. Zaraz potem uświadomiłam sobie, że gdyby tak rzeczywiście było raczej nie wychylałby się z tym faktem. No chyba że i tak sądził, że Karolinka go wkopie.
- Magda, posłuchaj...jest coś o czym powinnaś wiedzieć.- jego zaaferowany ton wyrwał mnie z rozmyślań. Właśnie siedzieliśmy w moim pokoju, a reszta grupy mojej siostrzyczki była akurat na dole, w salonie.

To tylko pozory... ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz