Przypuszczam że zaczęłam zmieniać kolor na twarzy.
-Aha... opatrunek gotowy- oderwałam rękę ze strachem.
-Dziękuję ci bardzo, mogę na chwilę u ciebie posiedzieć?
-Czemu.?
-Nie chcę być w jednym domu z nim.
-Ale na chwilę bo nie chce żeby mój brat nas zobaczył.
-Bo?
- Bo on wszystko powie matce a ja nie mam ochoty na głupie tłumaczenia.
-Mona chcę cię o coś zapytać.Boże co znowu !!
-Słucham.
-Czy ty mnie lubisz?
-A czemu o to pytasz?
-Po prostu odpowiedz.
-Powiem tak,znam cię od 3 godzin więc trudno mi powiedzieć.
-A jak na te trzy godziny?
- No to.... chyba tak.
-Dzięki to chciałem usłyszeć.
-Cze... - tu przerwał mi - Do zobaczenia -podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek trzaskając drzwiami.Jego wymówka była kiepska bo po 10 sekundach wyszedł jak gdyby nigdy nic.Słyszałam,że ktoś idzie po schodach, pewnie Wiktor więc szybko schowałam bandaże.- Hej był tu ktoś?
- Nie,wydaje ci się a co?
- Bo słyszałem czyjś głos no ale nie ważne,Mona mam dla ciebie misję.
- Co ? Jaką?
- Zrób mi plis śniadanie bo nie mam siły?
- Jasne tylko się przebiore.
- Oki.
Dzwonek do drzwi.- Otworze Mona.
- Cześć a ty to?
- Rendi jest Mona?