Rozdział 7

106 8 2
                                    

*Nico*
Minęło dobre pięć miesięcy a Seth się nie pojawiał. Kursowałem sobie między obozem Jupiter a obozem Pół Krwi. Z Percym.. skończyłem. Naprawdę. Porozmawiałem z nim szczerze, chociaż szybko to nie przyszło. Ale w końcu mogłem to zamknąć za sobą. Teraz byłem na misji w San Francisco i siedziałem w Starbucksie popijając kawę. Zaraz trzeba będzie wrócić. Niedługo jednak podniosłem wzrok na wejście i widząc znajomą postać myślałem, że mi serce podskoczy do gardła. Naprawdę on. Podniosłem się i podszedłem od razu do niego, zarzucając sobie plecak na ramię.
-Seth..? -spytałem stojąc za nim, chociaż byłem pewny, że to on. Wszędzie go poznam.

*Seth*
Nie miałem zamiaru wracać. Wiedziałem że.. że on mnie nienawidzi. Bolało mnie to jak cholera. Dlaczego on wtedy musiał przejąć kontrole?
Pięć miesięcy podróżowałem sam. Sam zwiedziłem naprawdę wiele. Jednak to było nudne. Miałem cały plecak w naszywkach i przypinkach. Każda była pamiątką z innego miejsca. Nawet nie wiem jak trafiłem do San Francisco. Ale gdy juz tam byłem, postanowiłem chwilę odpocząć i pójść się napić. To był błąd. Nie widziałem go, ale gdy usłyszałem jego glos... serce zaczęło mi walić a ja przymknąłem oczy i niepewnie sie do niego odwróciłem. Gdy go zobaczyłem myślałem ze serce mi wyskoczy z piersi. Kolczyki, tatuaże... do tego podrósł znacznie, gdzie ja dalej byłem karzełkiem. Przełknąłem głośno ślinę
- N..nico.. cześć... - wydukałem nie wiedząc co mógłbym innego powiedzieć.

*Nico*
Uśmiechnąłem sie lekko, bawiąc się paskiem od swojego plecaka
- Czemu tak długo się nie odzywałeś? - westchnąłem ciężko - Myślałem, że już się nie spotkamy - widząc jak mi się przygląda jakoś nie czułem się specjalnie dziwnie. Wiedziałem jak się zmieniłem. Kolczyk w brwi, snake i tunele w uszach. Oprócz tego na lewej ręce miałem tatuaż przedstawiający kilka szkieletowych kruków. Dłuższa historia.

*Seth*
- Wybacz.. ja.. ja myślałem że jednak.. mnie nienawidzisz - wydukałem spuszczając wzrok. Nie było sensu go okłamywać. Zwłaszcza że nie miałem pomysłu na żadną sensowna wymówkę. Nie mogłem spojrzeć mu w twarz. Dziwiłem się że w ogóle do mnie podszedł.

*Nico*
- Nienawidzić? Ja Ciebie? Co ci przyszło do głowy dzieciaku - pokręciłem z niedowierzaniem głową, spoglądając na niego
- To był wypadek. Było minęło, nie rozczulajmy się już nad tym - wytłumaczyłem mu i wyrzuciłem kubek po kawie do śmieci
- A teraz mów co Cię tu sprowadza. Skoro to nie powrót do Obozu Jupiter i do mnie to co takiego?

*Seth*
- Myślałem że przez to że postrzeliłem Pe..percyego - bałem się wypowiedzieć imię tego idioty. Wiedziałem jak to zawsze przygnębiało Nico. Słysząc jego pytanie, przez chwile nie wiedziałem co powiedzieć...
- Tak.. tak w sumie jakoś wyszło.

*Nico*
Już nie zareagowałem na imię Percy'ego tak jak kiedyś co nie uszło uwadze Setha. Wyraźnie się zdziwił
- Nie. Percy jest jak karaluch. Przeżyje wszystko - powiedziałem obojętnie - Rozumiem. Mam nadzieję, że nasza wycieczka jest dalej aktualna co? - uśmiechnąłem się lekko.

*Seth*
Patrzyłem na niego zaskoczony. Nie przejął się, nie posmutniał.. ba, nawet nazwał go karaluchem. Chyba święty Mikołaj istnieje i spełnił moje życzenie. Nico di Angelo przestał wzdychać do Jacksona. Odetchnąłem cicho.
- Jeśli chcesz to jak najbardziej - odpowiedziałem posyłając mu mój najsłodszy uśmiech.

*Nico*
Widząc ten słodki uśmiech, momentalnie coś we mnie drgnęło i przez myśl mi przeszło, że on jest całkiem uroczy. Odetchnąłem zaraz i zerknąłem na jego plecak, który widziałem już wcześniej
- Z tego co widziałem to już trochę beze mnie podróżowałeś co?

*Seth*
- Tak trochę.. ale dalej mamy całkiem sporo miejsc do zobaczenia - zaśmiałem się idąc w stronę kasjerki by w końcu zamówić sobie coś do picia. Poprosiłem o karmelowe latte, zaraz znów patrząc na Nico. Naprawdę się zmienił i nie sądziłem że to możliwe ale jest jeszcze bardziej przystojny niż był.

Seco my worldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz