Rozdział 5

91 7 0
                                    

*Nico*
Kiedy tylko wszedłem do środka domku, rąbnąłem się na łóżku szczerze zmęczony tym dniem. Ale jednocześnie byłem zadowolony. To był naprawdę miły czas. Niemal od razu zasnąłem, jednak i tym razem się nie wyspałem. Koszmary nie chciały mnie opuścić od długiego czasu. Więc i obudziłem się koło 4 nad ranem i nie mogąc już zasnąć poszedłem wziąć prysznic, przebrałem się w czyste ubrania i wyszedłem na zewnątrz. Cały obóz pogrążony był jeszcze we śnie. Więc usiadłem sobie na głównym placu w cieniu z dala od widoku innych. Pewnie zaraz z domku wyskoczy Solace i zaciągnie mnie na arena na obiecany "turniej łucznictwa".

*Seth*
To było piękne nic nie robienie. Leżałem sobie spokojnie między drzewami śniąc spokojnie, o dziwo bez koszmarów, gdy nagle nimfy zaczęły mnie budzić. Podobno cyklop się pojawił. Niechętnie wstałem i ruszyłem ku potworowi.

*Nico*
Faktycznie tak jak mówiłem, tak było. Solace zaciągnął mnie na arenę i jak zwykle pokonał w tym pojedynku. Ja po prostu nie radziłem sobie dobrze z łukiem a on był synem Apollina... Naturalna kolej rzeczy. Oczywiście cały zadowolony z siebie zabrał mnie potem na jakiś spacer do lasu, w ogóle na totalne zadupie, wydurniając się. Czyli normalny dzień z Willem. I kilka następnych też tak wyglądało. Nacieszył się mną za wszystkie czasy, a na koniec nawet pomógł mi się spakować.
-Czyli teraz znowu znikasz. Na ile?
-Nie mam pojęcia... to będzie dłuższa wycieczka ale wrócę - uśmiechnąłem się do niego i zarzuciłem plecak, na plecy i zawiesiłem miecz przy pasku. Solace oczywiście zaraz wytulił mnie na pożegnanie jak pluszowego miśka. To była chyba jedyna osoba, której dotyk mi nie przeszkadzał. Pożegnałem się z nim i zaraz z pomocą cienia przeniosłem się do Central parku. Złapałem pierwszą lepszą nimfę, prosząc, żeby zaprowadziła mnie do Setha. Wskazała na miejsce między drzewami, spory kawał stąd, wiec i tak przeniosłem się cieniem i pojawiając się centralnie obok rudzielca
-Cześć - mruknąłem cicho spoglądając na niego.

*Seth*
Te kilka dni minęło mi na labie. Prawie nic się nie działo. Więc a to pływałem, a to latałem na Mrocznym, chodź najczęściej leżałem sobie w słoneczku, wygrzewając się na trawce. Nawet nie wiem kiedy te dni mi minęły.
Ten dzień był cudowny, leżałem pod drzewem jednej z nimf, słuchając sobie muzyki, gdy usłyszałem nad sobą ten cudny głos, uchyliłem jedno oko, zaraz dostrzegając Nico. Uśmiech sam pojawił mi się na ustach
-no hej... zbieramy sie?

*Nico*
Odwzajemniłem uśmiech i kiwnąłem głową. Poprawiłem czarny plecak na ramieniu, który był cały obszyty naszywkami różnych zespołów
- Tak - powiedziałem - Will przytrzymał mnie trochę dłużej bo się uparł, że musi się mną nacieszyć - westchnąłem rozbawiony, wspominając dni z tym słonecznym chłopakiem.

*Seth*
- Heh... jesteście przyjaciółmi i rzadko cię widuje... Więc to chyba normalne nie? - spytałem przeciągając się leniwie i niechętnie wstając. Gdy stanąłem na przeciwko Nico, zdałem sobie sprawę że jest ode mnie wyższy. Zastanawiałem się kiedy zdążył mnie przerosnąć. A może zawsze był wyższy ale nie miałem okazji być na tyle blisko by to stwierdzić?
- To ruszamy? Chciałbym najpierw zajrzeć do Obozu Jupiter, mam parę pytań do Hazel - powiedziałem wyciągając niewielki plecak z pnia drzewa i ruszając ku wyjściu z Central Parku.

*Nico*
- Obóz Jupiter - powtórzyłem z westchnięciem. Dawno tam nie byłem za co znów pewnie dostanę zjeby od Reyny. Poszedłem sobie spokojnie za nim, rozmyślając o obozie do którego zmierzamy
- Reyna mi nakopie do dupy - zaśmiałem sie nerwowo - Dawno u niej nie byłem... - westchnąłem przeczesując ręką włosy.

*Seth*
- Może mam robić za twojego ochroniarza? - spytałem ze śmiechem zerkając na niego. Miałem spore trudności z oderwaniem od niego wzroku. Martwiłem się że to tylko sen i Nico zaraz pryśnie, a ja znów będę siedział sam w Central Parku
- Jaki preferowany środek transportu?

Seco my worldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz