Rozdział 11

118 6 0
                                    

*Seth*
Gdy usłyszałem co mówi Nico, wiedziałem że chce skoczyć. Nie mogłem mu na to pozwolić.... Nie ze mną. W końcu... To właśnie przez naszą wspólną podróż ściągnęliśmy na siebie tą całą sforę. Przełknąłem głośno ślinę, pozwalając przejąć Setowi kontrolę. Potem... już nie do końca wiem co sie działo.

*Nico*
- Cholera - warknąłem i mimo tego, że ten skok tak mnie wymęczył to wróciłem w cień, szukając go. Ale nic nie przyniosło efektu. Szukałem go bardzo długo ale w pewnym momencie musiałem odpuścić. W mieście w którym wylądowałem odpocząłem zaledwie jeden dzień i wróciłem na miejscu w którym ostatni raz się widzieliśmy. Po ogarach nie było śladu, po chłopaku tym bardziej. Jak ja mogłem puścić jego rękę... Ufał mi a ja spierdzieliłem. Wiedziałem jak kończą osoby zagubione w mroku. Nigdy żadnej nie odnalazłem. Ale Seth to nie była przypadkowa osoba. Szukałem go przez dobre dwa tygodnie. Codziennie po kilka razy. Nie skończyło się to dla mnie za dobrze bo znów wyglądałem jak żywy trup ale przecież nie mogłem go tak po prostu zostawić. Ale w którymś momencie musiałem wrócić do obozu Jupiter. Musiałem powiedzieć Percy'emu.

*Seth*
Obudziłem się kilka dni później. Nie wiem co się przez ten czas działo, i wolałem tak to zostawić. Nie miałem przy sobie nic po za bronią i telefonem, nawet plecak gdzieś zgubiłem. Nie raz zdarzały się takie sytuacje. Chciałem skontaktować się z Nico. Nie miałem jak. Postanowiłem wyruszyć do Waszyngtonu. W końcu to w tamtym kierunku się udaliśmy. Ale.. Jego tam nie było. Potem ruszyłem w stronę Obozu Herosów, ale jak na zrządzenie losu... Był tylko Pan D. Powiedział mi że część jest na Olimpie z Chejronem a reszta jest w Obozie Jupiter. Co mogłem zrobić? Ruszyłem na drugi koniec kraju.

*Nico*
Teraz byliśmy kwita. Percy.. był na mnie zły. Może i udawał, że było inaczej ale odebrałem mu brata. Już wiem jak się czuł, kiedy oznajmił mi, że Bianca nie żyje. Byłem tak cholernie rozbity. Od tygodnia siedziałem w obozie Jupiter, rozmawiając tylko z Hazel, która mówiła mi, że to był wypadek. Jackson się do mnie nie odzywał co było dla mnie niezłym ciosem. Ale zasłużyłem sobie. Wszystko przez te parę sekund nieuwagi. Spojrzałem na swój nadgarstek z którego odwiązałem czarną bandanę. Przyjrzałem się tatuażowi, który zdążył się juz zagoić. Ale ja nie mogłem się pogodzić z tym co zrobiłem. Zgubienie się w cieniu to coś gorszego niż śmierć.

*Seth*
W końcu jakoś tam dotarłem. Nie wiem jak mi się to udało, zważając na ilość potworów oraz na ciągłe przebudzenia Seta. Dotarłem do Obozu Jupiter. Przy wejściu stało dwóch strażników, jednak niezbyt ich kojarzyłem. Oni natomiast patrzyli na mnie jak na ducha. Jeden wbiegł do tunelu, pewnie wszystkich ostrzec że potwór nadchodzi. Drugi mnie złapał, pomagając mi ustać. Zaraz zaczął prowadzić mnie przez tunel.

*Nico*
Siedziałem sobie na dachu świątyni Plutona, obserwując niebo. Hazel siedziała obok mnie dotrzymując mi towarzystwa. Stwierdziła, że nawet jeśli chce to nie mogę siedzieć sam. Jednak zaraz zerknąłem w stronę wejścia gdzie był całkiem spory chaos
- Co tam się dzieje? - spytałem dziewczynę, która też niezbyt nie rozumiała. Przeniosłem się tam cieniem, stając pod drzewem, a kiedy zobaczyłem znajomą mordę, pobladłem i podbiegłem do Setha, przytulając go, nie patrząc na ludzi na około
- Ja Cię zabije debilu... - powiedziałem tuląc twarz do jego szyi. Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie wystraszył jak on w tym momencie.

*Seth*
Chcieli mnie zaprowadzić do kogoś od Apolla, by sprawdził co mi jest. Zebrało się parę osób z Obozu Herosów. Wszyscy patrzyli na mnie jak na ducha. Nie rozumiałem tego zachowania. Obrzydzenie, strach... jak najbardziej... Ale to? Już chciałem im coś powiedzieć gdy ktoś mnie przytulił. Ledwo utrzymałem się na nogach, a gdy zdałem sobie sprawę kto to...Z trudem powstrzymałem łzy.
- Spokojnie... możesz mnie zabić, ale ustaw sie w kolejce - mruknąłem mu do ucha lekko się na nim podtrzymując.

Seco my worldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz