rozdział czternasty

184 15 5
                                    

Z punktu widzenia Aarona

Obudziłem Lisę. Była słodka jak spała. Chyba naprawde ją kocham. Ehh... Nie mam ochoty iść do szkoły. Najgorsze, że dopiero początek. Nikogo nie było w domu, więc swobodnie mogłem chodzić bez koszulki. Lisa nie mogła się skupić przy jedzeniu.

-Gotowa?- spytałem

-Chyba tak, mam kilka pytań, ale zadam je Mai, chodźmy!- wzięła mnie za rękę i wybiegliśmy.

Troche się ganiałem. Mało co nie walnąłem w drzewo. Weszliśmy do szkoły. Ja tradycyjnie poszedłem pod klasę. Lisa gdzieś poszła mówiąc, że idzie do Mai. Uwierzyłem jej, bo w końcu to przyjaciółka. Spotkałem Jeff'a. Podszedłem i przeprosiłem go. Wybaczył mi. Zadzwonił dzwonek. Wszyscy weszli do klasy oprócz Lisy.

-Ona gdzieś wyszła z jakimiś chłopakami. Nie myśleli za fajnie, poszukaj jej, pójdę z tobą.- powiedziała Mai

-Nie, pójdę sam, będzie zbyt podejrzane, powiedz typowi,że poszedłem do domu po referat czy coś

-Dobra, leć- uśmiechnęła się i mi pomachała

Wyszedłem szybko ze szkoły. Było za późno, odjechali. Biegłem za nimi. Wypadł im kawałek jakiegoś materiały. Chyba fabrycznego. Zacząłem go wąchać. Cóż, porwali mi dziewczynę, więc muszę to wąchać. Uciekłem z terenu szkoły i biegłem za zapachem. Niewiem kiedy znalazłem się przy starej fabryce ubrań. Czekałem aż zacznie się ściemniać. Chodziłem wokoło budynku. Prawie cały dzień. Słyszałem płacz Lisy. Krzyki Tych gości. Czego od niej chcą?

Panował teraz mrok. Wszedłem przez dach. Nagle straciłem przytomność. Coś, albo ktoś mnie uderzył w głowę. Obudziłem się obok Lisy. Płakała. Miała zakrytą twarz.

-Nie płacz, jestem tu- dosłownie rzuciła się na mnie

-Pomóż, oni chcą mnie zabić, chcą mojej krwi-wycierała łzy. Mówiła drżącym głosem

-Mam przy sobie telefon, mogę wezwać tu Mai albo Jeffrey'a- szepnąłem jej na ucho

Wyjąłem telefon o napisałem do Mai

-Wiesz gdzie jest Stara fabryka szmat?

- tak, urodziłam się tam. Coś wam się stało!?

-Tak, złapali Lisę i mnie

-Z wami to jak z dziećmi, znaczy tylko z tobą

Chyba się wściekła, jak zawsze, kiedy coś wymyślę. Dobra moje pomysły są niebezpieczne, ale ja przeciesz kocham czuć adrenalinę. Jestem może troszkę nie uważny, ale co z tego.

Przytuliłem moją dziewczynę. Usłyszałem wycie dwóch wilków. To Jeff i Mai. Biegli tu. Lisa patrzyła przez okno. Już pewnie po północy.

Przy oknie znalazła się Mai i Jeff. Chłopak stał na straży a czarnowłosa dosłownie wyrwała kraty. Rozwiązała ręce Lisie. Musieliśmy uciekać, ktoś właśnie biegłał po budynku. Bardzo szybko

-Mew, za nimi i przyprowadź mi ich wszystkich, mają być żywi!- krzyknął ten ktoś

Uciekaliśmy i naszą uwagę przykuło piękne złote wilczysko. Wstał i powiedział mechanicznym głosem

-Mój pan chce was wiedzieć, jeżeli chcecie uwolnić pół żywe wilki to idźcie do budynku skąd uciekłaś
-wyrażał myśli

- To podstęp?- powiedział Jeff

-Ależ nie, idźcie tam

Dosłownie nas wziął w łapy. Zaniusł nas do starej fabryki. Wyglądał dość strasznie. Nie to, że się boję mechanicznych wilków, ale moim lękiem jest mechaniczny kruk. Od wilka się ich boję. Śmiały się swoimi zniekształconymi głosami. Wyrywały wnętrzności. Wilki są niebezpieczne, a jak sam nim jesteś to w ogóle nie ma znaczenia. Dokładnie! Nie lubię uczuć, bo są zdradliwe. Są wyjątki.

Tajemnica AaronaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz