1. On

828 44 6
                                    

*Jenny*

Zaczynało się ściemniać. Strugi deszczu spływały po mojej zielonej kurtce. Z każdym kolejnym krokiem w moich szarych trampkach skarpetki coraz bardziej nasiąkały wodą. Skręciłam na kolejnym skrzyżowaniu. Ulice i chodniki były puste. Raz po raz przejeżdżała żółta taksówka albo samochód osobowy. Jeszcze tylko 100 metrów, 100 metrów i nawet deszcze nie zepsuje mi dobrego humoru. Pusty chodnik dłużył się i dłużył, z daleka było już widać zaułek po prawej stronie jezdni. Nawykowo spojrzałam w lewo, potem w prawo chociaż oprócz deszczu nie było słychać żadnego odgłosu silnika. Wielkimi skokami przeskoczyłam przez miliony kałuż rozlewających się po jezdni i wpadłam w ciemną ślepą uliczkę.

Oprócz dzwonienia deszczu o ziemię i rynnę nieopodal, panowała tu głucha cisza. Od zawsze bałam się ciemności, nigdy nie wiedziałam co na mnie tam czeka. Stałam teraz tak na granicy chodnika i ziejącego ciemnością zaułka. Świetnie, słońce już zaszło. Niespokojnie zrobiłam 5 kroków do przodu i zaczęłam się rozglądać próbując dojrzeć jakąkolwiek sylwetkę postaci w mrokach. Moja kurza ślepota nie ułatwiała mi tego. Po chwili uważnego wpatrywania się w czarne kąty zobaczyłam wielki kontener po lewej i stos pudeł po prawej.

- Aiden! Aiden kołku, gdzie jesteś? - z każdą sekundą robiło się coraz mniej ciekawie. Kurczowo zacisnęłam dłoń na kieszeni z telefonem sprawdzając czy wciąż tam jest. Już miałam go wyciągnąć, gdy zobaczyłam dym unoszący się zza kontenera. Tak, że też mnie ten widok nie dziwi.

Pewna siebie szybkim krokiem podążyłam w stronę źródła dymu. Gdy minęłam kontener spojrzałam w dół i zobaczyłam chłopaka o długich czarnych włosach i bladej cerze. Miał na sobie czarną bluzę i czarne spodnie, na których błyszczał srebrny łańcuch wychodzący z przedniej kieszeni. Na nogach jak zwykle stare schodzone glany, a w ręku fajeczka. Cały Aiden, pogoda w jego stylu, miejsce w jego stylu, no i ubiór, perfekcyjnie pasował do tej scenerii.

Stałam w milczeniu na przeciw niego, a on wciąż mając zamknięte powieki, zaciągał się papierosem i wypuszczał kłęby dymu. Po dwóch kolejnych buchach otworzył oczy, spojrzał na fajkę, która już się skończyła i ugasił ją o mokry beton obok spłaszczonego kartonu, na którym siedział. Następnie podniósł głowę i z tym swoim uroczym uśmieszkiem spojrzał na mnie.

- Co jest Jenn? - uśmiechnął się jeszcze szerzej i skinął głową na kawałek suchego kartonu obok siebie. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam przy nim. - Chcesz jednego? - wyciągnął w moją stronę paczkę Lucky Strike'ów.

- Przecież dobrze wiesz, że nie palę. Nie mam zamiaru umrzeć na raka płuc jak ty. - ironicznie uśmiechnęłam się do niego wyszczerzając białe ząbki.

- No na coś trzeba umrzeć. - zaśmiał się i odchylił głowę z powrotem w górę pociągając kolejnego bucha.

Siedzieliśmy tak w milczeniu przez jakiś czas, zrobiła się już noc i jasna łuna księżyca oświetliła po części ciemny zaułek. Aiden odpalił kolejną fajkę i znów chmury śmierdzącego dymu wzbijały się w górę. Latarnie na ulicy jedna po drugiej zapalały się oświetlając wciąż skąpaną w deszczu ulicę. Nagle poczułam wibracje w kieszeni, wyciągnęłam telefon i spojrzałam na ekran.

"Gdzie wy jesteście?? Czekamy już 10 minut.. zamówiłam wam tosty, ale jak zaraz się nie pojawicie to sami je zjemy i wychodzimy :) -Margo"

- Powinniśmy już iść.. - spojrzałam na niego, właśnie dopalał fajkę.

- Dobra, ale wciąż pada. Przeziębisz się jak teraz pójdziemy - spojrzał na mnie tym swoim troskliwym wzrokiem. Wiedziałam, że tak łatwo nie będzie się dało go stąd wyciągnąć, jego ukochany zaułek, przesiadywał tu po szkole całymi dniami, pisał teksty piosenek dla swojego zespołu, palił, spał, słuchał muzyki, jadł ze mną sushi albo chińszczyznę...

- Jeżeli teraz nie pójdziemy to Margo zje nasze tosty! - starałam się zrobić najbardziej smutną minę jaką tylko potrafiłam. Spojrzał na mnie jakby nie był do końca przekonany. - Tosty Aiden, nasze ulubione tosty z serem, szynką i pieczarkami. No nie daj się prosić.. - to przeważyło sprawę.

- Idziemy! - W jednej sekundzie już stał na nogach, ściągną swoją bluzę i otrzepywał jej tył z brudu cegieł, o które się opierał. - Jeszcze siedzisz? - spojrzał na mnie po otrząśnięciu się z kurzu i wpatrywał się z ironiczną miną niedowierzania.

- Idę, idę.. - zaśmiałam się cicho i już chciałam się podeprzeć ręką żeby wstać kiedy tuż przed moją twarzą zobaczyłam wyciągniętą dłoń chłopaka. Chwyciłam ją, a na jego twarzy momentalnie zobaczyłam uśmiech, który zaraz zniknął. Chłopak pomógł mi wstać, ale nie puścił mojej ręki. Kiedy tylko stanęłam na dwóch nogach przyciągnął mnie całą do siebie i objął. Nagle poczułam, że moja twarz płonie, pewnie rumienię się teraz jak burak.. Chłopak rozluźniając uścisk nałożył mi od tyłu swoją bluzę i kaptur na głowę.

- Teraz mam pewność, że nie zmokniesz - spojrzał mi prosto w oczy, a jego twarz wyrażała wszystko, a zarazem nic. Niby się uśmiechał, ale wciąż na jego twarzy była maska bad boya, którą nosił przed innymi. Tylko nasza paczka znała go tak na prawdę. Dla najbliższych miał wielkie serce, uczucia, potrafił być najlepszy na świecie, ale ukrywał to przed innymi, był zimny, bał się ,że ludzi będą potrafili go zranić.

Staliśmy tak przez jakąś chwilę, niebezpiecznie blisko spoglądając sobie w oczy w milczeniu. Nie wiedziałam czy mam się uśmiechnąć czy coś powiedzieć, stałam jak sparaliżowana. W pewnym momencie zauważyłam, że Aiden jest jeszcze bliżej niż wcześniej, czułam jego ciepły oddech i smród fajek. Coraz bliżej.. bliżej... i nagle odsunął się z poważną miną.

- Telefon w kieszeni, chyba Margo dzwoni. - odwrócił się i zrobił kilka kroków w stronę ulicy. Rzeczywiście, w kieszeni wibrowała moja lumia. Wyciągnęłam ją, na ekranie wyświetliła się wiadomość:

"Macie 5 minut!!! -Margo"

- Zgaduję, że mamy pięć minut, tak? - odwrócił się znów w moją stronę i uśmiechną się niewyraźnie.

- Tak, lepiej już chodźmy - odwzajemniłam uśmiech i podążyłam za nim. Trochę źle mi z tym że ja idę w kurtce i w dodatku jego bluzie, a on moknie mając na sobie tylko czarny t-shirt. - Nie jest Ci zimno?

- Nie, o mnie się nie martw. - puścił mi oczko i odwrócił głowę przed siebie spoglądając w dal.

Po kilku minutach staliśmy już przed wejściem do jasno oświetlonego niewielkiego baru GBB*. Dla naszej paczki to najlepszy lokal w mieście, serwują tu nie tylko burgery, ale i najlepsze na świecie potrójne tosty, makaron i rożnego smaku koktajle owocowe. Aiden pchnął drzwi i puścił mnie przodem. Wyglądaliśmy jakbyśmy dopiero co wyszli z basenu, w ciuchach.. Ja w przemoczonej swojej kurtce i jego bluzie, a on w całkowicie mokrym t-shircie i włosach, z których grubymi strugami spływała woda.

Weszliśmy do pomieszczenia i rozejrzeliśmy się. Przy stoliku na samym końcu lokalu siedziała dziewczyna o białych włosach, a obok niej chłopak z fryzurą jak Boateng. Tak, to na 100% Margo i Ravi. Ruszyłam szybkim krokiem w ich stronę i już miałam zawołać do Margo by oznajmić moje przybycie, ale jak zwykle zrobiłam to w iście hucznym stylu. Tak, ślepa ja, nigdy nie zwracam uwagi na tabliczki i szczegóły. Nawet ogromny znak "Uwaga, śliska podłoga!" nie przykuł mojej uwagi. Poczułam tylko jak jedna noga sama leci do przodu a moja głowa do tyłu.

-Aaaaaa! - tylko tyle wydobyło się z mojego gardła i wiedziałam, że zaraz będzie BUM, a następnie ból przeszywający plecy, ale nagle wszystko się zatrzymało...

******************************

*GBB - Ground Beef Burger

******************************

Hejoo! To moje pierwsze opowiadanie tutaj, ale mam nadzieję, że się spodoba i że właśnie nie marnuję wam tym życia czy coś. Jestem otwarta na krytykę ;) Proszę o opinię w komentarzach.


Kill me Aiden!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz