13. Strach

137 11 3
                                    

*Margo*


Silny ból w kręgosłupie pulsował rozchodząc się na ramiona i łopatki. Z mozołem otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Świat wyglądał dość dziwnie. Telewizor przymocowany do szafki, stojący przed nim stolik i lampa z boku zwisały w sufitu. Białe fale moich włosów dziwnie zamiast opadać w dół, wzbijały się w górę. Dopiero po chwili doszło do mnie, że moja głowa zwisała z sofy i odwracała wszystko do góry nogami. 

Niechętnie wciągnęłam swoje ciało całkowicie na kanapę i podparłam się rękoma do siadu. Rozejrzałam się wokół już we właściwym pionie. Wszystko było tak, jak to wczoraj zapamiętałam oprócz jednego faktu. Ravi zniknął.Wokół panowała cisza, najwidoczniej rodzice Raviego też już wyszli do pracy. Spojrzałam na stoliczek. Pod padem do Play Station leżała niewielka kartka. Odsunęłam pada i przeczytałam krótki napis: "Jestem w szkole. Wrócę po 14". Na wyświetlaczu iPhone'a widniała białymi cyframi godzina 8:15.

Nie miałam co robić, więc wstałam i wolnym krokiem przeszłam do łazienki znajdującej się po drugiej stronie korytarza. Spoglądając na swoje odbicie w lustrze odkręciłam kurek z zimną wodą i przemyłam twarz. Chłodna ciesz spływała po rozpalonych policzkach i orzeźwiała mój wciąż ospały umysł. Otarłam miękkim ręcznikiem twarz i wróciłam do salonu w poszukiwaniu mojej torby, ale dopiero po chwili dotarło do mnie, że nasze rzeczy zostały w salce Aidena. Zrezygnowana wróciłam do łazienki. Na swój sposób poprawiłam makijaż i przeczesałam włosy szczotką leżącą na szafce obok umywalki. Dokończyłam poranną toaletę i ostatni raz spojrzałam w swoje odbicie. No, powiedzmy..

Z salonu zabrałam jeszcze swój telefon i bez zwlekania przeszłam do szatni. Nałożyłam na ramiona cieplutką bluzę i zasznurowałam niebieskie trampki. Wyszłam w domu Raviego i gdy tylko przekroczyłam próg furtki, obrałam kierunek na Brechel. 

Szara zieleń ostatnich ocalałych przed nadchodzącą zimą roślin jeszcze bardziej dobijała mój i tak już słaby humor. Nagie gałęzie drzew wzbijały się wysoko i tworzyły ciemną plątaninę nad moją głową. Dziś ostatni dzień listopada. Usiadłam na pierwszej napotkanej ławce. Wiatr okazywał swoją obecność jedynie poprzez lekkie podmuchy, a słońce co jakiś czas wychylało się zza chmur. Pomimo tego wciąż było mi zimno. Schowałam zaciśnięte piąstki w kieszenie bluzy i zastygłam w bezruchu. 

Z zewnątrz wszystko wydawało się takie spokojne. Za to w mojej głowie huczało istne tornado. Nie licząc bólu głowy, wokół mnie krążyły przeróżne myśli. Kim był mężczyzna, którego wczoraj spotkałam? Dlaczego powiedział, że mam przestać szukać Jenny? Odpowiedź jest jedna, on jest porywaczem. Ale nie widziałam twarzy.. Muszę ją znaleźć. Policja ogłosiła poszukiwania, ale co im po tym.. Zabierają się do roboty tak ślamazarnie jak buły w maśle...

Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy odchylając głowę w tył. Powietrze lekko rozwiewało pasma moich blond włosów. Poczułam kujące igiełki na czubku nosa. Gdy otworzyłam oczy ku mojemu zdziwieniu z nieba łagodnie spływały maleńkie śnieżynki. W tym roku chyba nic mnie już nie zdziwi..

Z zamyślenia wyrwał mnie narastający dźwięk dzwonka iPhona. Wyciągnęłam urządzenie z kieszeni i spojrzałam na ekran. Na środku widniało zdjęcie chłopaka o długich, czarnych lokach. Bez dłuższych namysłów odebrałam połączenie.

- Cześć Aiden.

- Hej M. Co robisz? - z głośnika wydobył się zachrypły głos chłopaka.

- Właściwie to nic, a co?

- Nie jesteś w szkole?

- Ta, ale skoro ty teraz dzwonisz to pewnie też ciebie tam nie ma.

Kill me Aiden!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz