4. Obcy

208 20 4
                                    

*Jenny*


Przystanęliśmy na skrzyżowaniu. Przytuliłam go na pożegnanie i rozeszliśmy się w przeciwnych kierunkach. Po paru krokach odwróciłam się jeszcze w jego stronę. Chłopak stał kawałek dalej od miejsca, w którym się rozeszliśmy i patrzył na mnie. Kiedy zobaczył, że się odwróciłam uśmiechnął się zwycięsko i odwróciwszy się poszedł w swoją stronę.

Szkoła muzyczna nie była jakoś specjalnie daleko, parę zakrętów i już wspinałam się po rozległych schodach do frontowych drewnianych, ciężkich drzwi. Po wejściu do środka jak zawsze w powietrzu unosiła się magiczna aura i zapach świeżo parzonej kawy z kawiarenki na końcu korytarza po prawej. Z przedsionka, w którym się znajdowałam prowadziły dwie drogi w głąb budynku, a także jedne drzwi do szatni. Odłożyłam mój zielony płaszcz i skręciłam w korytarz po lewej.

Mijałam po drodze puste i zajęte sale, w końcu przystanęłam przed drzwiami z numerem 49. Sala, do której weszłam była dość duża. Naprzeciw drzwi mieściły się dwa wielkie okna zajmujące praktycznie cała ścianę. Po lewej stał niski stolik, a wokół niego dwa fotele. Na białym obrusie stała filiżanka z parującą kawą. Środek pokoju zajmował wielki czarny fortepian.

Podeszłam do jednego z foteli. Wyjęłam z plecaka teczkę i zwróciłam się w stronę postaci stojącej w kącie i wyglądającej przez okno na zewnątrz. Starsza kobieta jak zawsze ubrana w czarny wysoki golf i długą kratowaną spódnicę stała zadumana i nawet nie zauważyła kiedy weszłam do sali. Odchrząknęłam głośno po czym kobieta ocknęła się z zastanowienia i spojrzała na mnie z ciepłym uśmiechem na twarzy. Zasiadłam do instrumentu, a kobieta stanęła za mną patrząc mi przez ramię na nuty w moich rękach.

Dźwięki rozchodziły się po sali, z każdym przegranym utworem czas mijał, a ja dezorientowałam się bardziej i bardziej. Jeszcze tylko fuga i ostatnie, najcięższe preludium. Palce błądziły po klawiaturze, wznosząc się po gamie w prawo, to znowu opadając w lewo, raz piano, raz znowu forte. Ostatnia linia, już ostatnie takty, ostatni akord. Finito!

- No, są postępy, ale nad preludium musisz jeszcze popracować, bo jest w fatalnym stanie. - Kobieta poklepała mnie po plecach. - Pamiętaj! Żeby na egzaminie zagrać na sto procent to tu musisz...

- ...dać z siebie dwieście, tak wiem. - posłała mi uśmiech, a ja odeszłam od instrumentu i spakowałam nuty w plecaku.

- Nie zapomnij, za tydzień lekcja jest odwołana - nauczycielka krzyknęła na odchodne i opuściła salę. Zostałam sama. Za oknami było ciemno, spojrzałam na zegarek, który pokazywał dwudziestą. Zarzuciłam torbę na ramię i gasząc światło opuściłam pokój. Z szatni zabrałam płaszcz i ubrałam go.

Na zewnątrz było o wiele zimniej niż po południu. Rozejrzałam się stojąc na szczycie schodów. Ciemna ulica co jakiś odcinek oświetlona pomarańczowym światłem niewielu latarni. W pobliżu nie było żywej duszy. Zbiegłam po stopniach na chodnik i skierowałam się w stronę salki prób chłopaków wciąż uważnie rozglądając się czy gdzieś po drodze nie stoi Aiden. Byłam już blisko skrzyżowania kiedy dostrzegłam zarys postaci stojącej po drugiej stronie przejścia dla pieszych. Przyśpieszyłam kroku, a na moich ustach pojawił się uśmiech. Byłam już przed przejściem, chłopak stał tyłem do mnie z kapturem na głowie.

- Aiden! - zawołałam głośno jednak chłopak nie odwrócił się. Przechodząc przez przejście przyjrzałam mu się uważnie. W jego postaci brakowało czegoś.. Przy spodniach nie było tego srebrnego łańcucha, który zawsze ciągnął się z tylnej kieszeni do przedniej.

- Aiden? - teraz już ciszej, niezbyt pewna stanęłam parę kroków od chłopaka i zatrzymałam się. Dłuższą chwilę wciąż tak stał nie dając znaku życia, aż w końcu podniósł prawą rękę ku swojej twarzy, a kiedy ją opuszczał zobaczyłam do połowy wypalonego peta. Papieros spadł na ziemię, a zakapturzony chłopak zadeptał go po czym powoli odwrócił się w moją stronę z wysoko uniesioną głową.

Pod kapturem nie było widać dokładnie całej twarzy. Widoczny był tylko wielki przerażający wręcz wyszczerzony uśmiech. Oczy były skryte w ciemności, ale jedno było pewne: "To nie był Aiden!" Ten mężczyzna miał dość podobną do niego budowę ciała, jednak rysy twarzy całkiem odmienne, a włosy wystające po bokach z kaptura o wiele, wiele krótsze.

Odruchowo zrobiłam krok w tył, ale widząc to nieznajomy przestał się uśmiechać i odwrócił się plecami znów wpatrując się w głębię ulicy znajdującej się przed nami. Szerokim łukiem obeszłam chłopaka z prawej strony i przyśpieszyłam kroku spuszczając głowę w dół. Nie było słychać żadnych kroków oprócz moich, ale strach zamącił mi do tego stopnia w głowie, że bałam się nawet odwrócić. Jednak świadomość, że ten ktoś mógł pójść za mną była jeszcze gorsza, a upewnienie się zawsze przecież łagodzi sytuację.

Po jakichś piętnastu metrach w końcu zwolniłam kroku. Z prawej kieszeni wyciągnęłam moją lumię i otworzyłam ekran wiadomości do Aidena. "Zaraz będę pod salką, wyjdź, jeśli jeszcze tam jesteś..". Schowałam telefon i w końcu przekonana odwróciłam się do tyłu w stronę skrzyżowania. Pod latarnią gdzie jeszcze chwilę temu stał ten dziwny mężczyzna teraz nikogo nie było. Cały pas ulicy, skrzyżowanie i chodniki były puste. Pewnie poszedł w drugą stronę, na szczęście.

Zwróciłam się znowu w kierunku salki z głową wpatrzoną w asfalt, zdążyłam zrobić jedynie dwa małe kroki i uderzyłam w coś przede mną. Zakapturzony chłopak stał teraz tuż przede mną, znowu z wielkim, okropnym uśmiechem na twarzy. Teraz przerażenie opanowało mnie do tego stopnia, że bez zastanowienia rzuciłam się do ucieczki. 

Jednak na darmo... 

Silne szarpnięcie pociągnęło mnie w tył przez co straciłam równowagę i jakąkolwiek szansę na oparcie się temu. Sekundę później poczułam jak jedna ręka oplotła mnie w pasie, a na mojej twarzy wylądowała druga dłoń z jakimś materiałem o dziwnym, słodkawym zapachu. W pierwszej chwili przed oczami stanęłam mi scena z filmu "Porwanie" *.  Krzątałam się, próbowałam wyrwać na każdy możliwy sposób, kręciłam głową na wszystkie strony w nadziei, że dłoń z materiałem spadnie z moich ust. Wiedziałam, że jeśli zaciągnę się substancją z szmatki to stracę przytomność, ale organizm już dopraszał się o tlen. 

- Pomocy!!! - Resztką powietrza w płucach wykrzyczałam słowa najgłośniej jak potrafiłam, jednak chusta w ręce chłopaka skutecznie tłumiła mój głos. Poczułam w nozdrzach silny słodki zapach wciąganego z powietrzem chloroformu. Moje ciało zaczęła ogarniać dziwna niemoc, nagle nogi odmówiły posłuszeństwa, a cały świat rozmazał mi się przed oczyma. W jednej sekundzie światła straciły swój blask, wszystko stało się ciemniejsze. Uścisk chłopaka o wiele lżejszy teraz podtrzymał moje bezwładne ciało przed upadkiem na szorstki beton. Wszystko działo się tak szybko, a mimo to tak powoli. 

- Wszystko będzie dobrze.. - usłyszałam ciche słowa wyszeptane mi do ucha po czym wszystko zniknęło...


****************************

* Scena z filmu porwanie, w której to przybrana matka Nathana, Mara, walczy z agentami Kozlowa.

****************************

Dam dam daam. Jak na razie najkrótszy rozdział. Liczę, że nadmiar opisówek nie zanudzi ;) 


Kill me Aiden!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz