*Ravi*
Gdzieś w oddali spośród chaotycznych odgłosów CS'a zaczęła się wybijać natrętna melodyjka dzwonka czarnego Alcatela, leżącego na podłodze pod stertą paczek chipsów i pustych butelek po Coli. W pierwszym momencie myślałem, że to dalej sen, ale muzyka nie ustawała. Przetarłem dłonią oczy i podparłem się do siadu. Leżałem na szerokiej wersalce w niewielkim salonie.
Pokój o ciemno-fioletowych ścianach mieścił w sobie obszerną kremową kanapę, jeden fotel z tej samej kolekcji, niziutki stolik, a na przeciw ogromny telewizor. Pod nim na półce stała konsola PS3. Po prawej było niewielkie okno z pustym parapetem, niestety nie ma kto tutaj podlewać kwiatków. Naprzeciw okna znajdowały się drzwi prowadzące na korytarz. Całe pomieszczenie oświetlała niewielka słaba lampka.
Wyłączyłem grę i rozejrzałem się po podłodze próbując zlokalizować dokładne położenie telefonu pod tą stertą śmieci. Po chwili wyjąłem do z niedaleko leżącej paczki chrupek. Na ekranie widniało 10 nieodebranych połączeń od Aidena. Co ten idiota może chcieć o 11 w nocy?!? Otworzyłem rejestr połączeń i z długiej listy wybrałem numer do tego kołka. Pierwszy sygnał , drugi, trzeci... No ileż można? Po piątym sygnale już chciałem się rozłączyć, ale dźwięk urwał się pod koniec i usłyszałem półprzytomny głos loczka.
- Eeee! Staryy.. musisz mi pooomóc.. saalka.. rat.. - po tym usłyszałem głośne trzaśnięcie jakby właśnie telefon wypadł mu z ręki i zaległa cisza.
Rozłączyłem się i uderzyłem ręką w czoło sprawdzając czy aby na pewno to się dzieje na prawdę. Czy ten debil nie ma rozumu czy co? Załamany schowałem komórkę do tylnej kieszeni spodni i wyszedłem z salonu na korytarz. Na granatową koszulkę zarzuciłem czarną bluzę i po zgaszeniu wszystkich świateł za sobą wyszedłem z domu.
Z komórki znajdującej się na podwórku wyciągnąłem rower i w pośpiechu wyjechałem przez cały czas otwartą furtkę. Ulice były puste oświetlone przez co drugą działającą lampę. Chłodny wiatr rozwalił mi i tak już nieschludną fryzurę. Dojechanie do centrum miasteczka zajęło mi ledwo 20 minut. Na ostatnim skrzyżowaniu skręciłem w lewo. Nie było tu żywej duszy.
Zatrzymałem rower przed niewielkim biurowcem i wszedłem do środka przez otwarte drzwi frontowe. W budynku mieściła się główna placówka jakiegoś biura rachunkowego, której właścicielem był ojciec Aidena. Na końcu niewielkiego korytarza znajdowały się drzwi, za którymi po schodach wchodziło się do piwnicy, w której była salka prób zespołu loczka. Przeszedłem przez drzwi i zbiegłem po stopniach na sam dół. Tam otworzyłem jedyne drzwi w krótkim korytarzyku i pierwsze co ujrzałem to rozwalonego na sofie ciemnowłosego chłopaka. Tuż obok niego na podłodze leżały trzy butelki po piwie, a na stoliczku stały dwie puste Amareny i jedna do połowy jeszcze pełna.
- Wstawaj cioto! - podszedłem do chłopaka i szarpnąłem go za koszulkę sprowadzając do siadu. Aiden otworzył oczy, rozejrzał się i kiedy spojrzał na mnie uśmiechnął się, ale nie był to uśmiech szczęścia. Raczej jakby twarz wykrzywiona w goryczy.
- Ravi, zajebałem.. - zakrył dłońmi twarz i odchylił głowę w tył na oparcie wersalki.
- Noo, i to jeszcze jak! - Usiadłem obok niego i spojrzałem na cały ten burdel. Przesadzili i to ostro.
- Obiecałem matce, że nie będzie już takich akcji.. Jak ja teraz do domu wrócę? - No i zaczęło się, moment, w którym ilość alkoholu we krwi sprawia, że zaczynasz rozpaczać nad wszystkimi problemami, ehh.. - Ten debil Eric poszedł po sklepu i przylazł z Amareną, ale po jednej flaszce reszta stwierdziła, że kupią jeszcze pare piw, to za mało, a ja nie potrafiłem się temu oprzeć. Dzisiaj rano tak zawaliłem sprawę z Jenny, że alkohol był wręcz wskazany. Co ja mam zrobić stary? Ja się chyba tylko pogrążam.
CZYTASZ
Kill me Aiden!
Mystery / ThrillerZ dnia na dzień wszystko się zmienia. Nigdy nie wiesz kto odejdzie, a kto zostanie. Miłość dla niektórych jest zbyt skomplikowana by mogli nią normalnie żyć. ** - Dla ciebie zrobię wszystko.. - ciepło jego ramion wręcz parzy. - Więc Aiden, proszę...