15. Urodziny

112 10 3
                                    

*Aiden*

6 grudnia. Dzień, w którym spasiony dziadek pożera cały zapas ciastek, wypija hektolitry mleka i już nie mieści się w kominie. 

To też dzień, w którym minął już tydzień od czasu, kiedy ostatni raz widziałem się z Margo. 

Ta środa zapowiadała się niezbyt przyjemnie. Matka z samego rana wparowała do mojego pokoju i nieustępliwym tonem kazała wstać i spakować się.

- Aiden dzisiaj już nie ma przelewek. Idziesz do szkoły mój drogi! - Jednym sprawnym ruchem ręki ściągnęła z mojej głowy kołdrę. Białe światło wpadające przez odsłonięte okna oślepiło mój jeszcze zamglony wzrok. Kobieta stała nade mną jak słup soli, ściskając w rękach kant pościeli. Mimo niskiego wzrostu Elise miała wielką krzepę i niełatwy charakter. Z opiekuńczej matki potrafiła w jednym momencie zachować nieugiętą postawę pani domu.

- Mamo serio? Nie chcę tam iść. Dobrze wiesz dlaczego..

- Co się stało to się nie odstanie, a twoje życie leci dalej. Powinieneś chociaż nauki nie zawalać!

- Przecież mam dobre oceny, - uniosłem rękę i wytargnąwszy materiał z rąk kobiety nakryłem się nim z powrotem - a jak raz nie pójdę to nic się nie stanie. 

- Ten twój raz zdarza się ostatnio zbyt często. Był weekend więc miałeś trochę wolnego. Dzisiaj jest już środa. Nie Aiden, nie ma wymówek. Idziesz dzisiaj do szkoły, to moje ostatnie zdanie! - matka stanęła w drzwiach i spojrzała mi prosto w oczy. - Dzisiaj urodziny Margo, nie zawiedź przyjaciół.

Usłyszałem dwa kroki i ciche zamknięcie drzwi. Zegarek stojący na szafce obok łóżka wskazywał 7:30. Przetarłem dłonią zaspaną twarz i leniwie podniosłem się. Taboret stojący w kącie pokoju zawalony był stertą czarnych ubrań. Chwyciłem leżące na wierzchu spodnie i koszulkę. Z szafy wyciągnąłem czystą bieliznę i skierowałem kroki do łazienki. Doprowadzenie się do ładu zajęło mi parę minut. Rozczesałem kołtun na głowie. Ciemnobrązowe loki opadły na moje ramiona układając się samowolnie. Na końcu chwyciłem czarną, skórzaną torbę z logo Lamb of God i wyszedłem z pokoju.

***

Droga do szkoły dłużyła się niemiłosiernie. W słuchawkach dudniła chaotyczna muzyka. Stawiałem krok za krokiem z wzrokiem utkwionym w ziemi. W pewnej chwili poczułem lekkie szarpnięcie za rękaw. Zdjąłem słuchawki i odwróciłem się.

- Cześć Aiden. - Moim oczom ukazała się niska dziewczyna z uśmiechem na twarzy. Jej ciemne oczy wpatrywały się we mnie w fascynacją. 

- Cara.. - powiedziałem bardziej sam do siebie, nie kryjąc zaskoczenia jakie dziewczyna po raz kolejny na mnie wywołała. 

- Nie było cię ostatnio w szkole, coś się stało? Ja i Alex jesteśmy w twojej klasie od tego tygodnia. - Mówiąc to błysnęła uroczym uśmiechem i mrugnęła kilkukrotnie rzęsami w oczekiwaniu na jakąkolwiek moją reakcję.

- Fajnie - nie bardzo wiedziałem co powiedzieć. Całe miasteczko już słyszało o zaginięciu Jenn, więc ona pewnie też. Nie było sensu tłumaczyć mojej nieobecności. Odgarnąłem kosmyki włosów w tył i wysiliłem się na niewielki uśmiech. - To.. wiesz już co dzisiaj mamy pierwsze?

- Matematykę. - Dziewczyna spojrzała na złoty zegarek spięty na nadgarstku. - Zaraz się spóźnimy, chodźmy już!

To mówiąc chwyciła mnie mocno za rękę i pociągnęła w kierunku obszernego budynku naszego liceum.

***

Kiedy dotarliśmy pod drzwi sali lekcyjnej było już dziesięć minut po dzwonku. Przepuściłem Carę w progu i wszedłem za nią do klasy. Przy biurku nauczyciela stała już rozpromieniona Alex opowiadając o sobie. Siostra stanęła tuż obok niej i pomachała do reszty uczniów. Szybkim krokiem przeszedłem na koniec sali i zająłem miejsce przy Ravim. Tuż obok pod ścianą znajdowała się pusta ławka Jenny. Spojrzałem na nią i momentalnie poczułem dziwne ukłucie w klatce piersiowej.

Kill me Aiden!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz