Odcinek 35 - Wyznanie, które prowadzi do szczęścia

1.2K 69 4
                                    

Stracił ukochaną. Miał plany, marzenia. Myślał, że będzie szczęśliwy. A co mu było dane? Siedzieć opartym o ich wspólne łoże, patrząc na ich wspólną fotografię, płacząc po tym, co się wydarzyło. Zabił ją. Co z tego, że nie wiedział, kim jest przeciwnik? To on pociągnął za spust, celując w kryminalistę.

- Jestem żałosny! – powiedział do samego siebie, rzucając trzymane zdjęcie przed siebie. Miał dosyć patrzenia, wspominania i innych bzdet, które powodowały u niego tylko większy ból. Palalalala!!! Zaczął dzwonić jego telefon, jednak on nie miał nawet najmniejszego zamiaru odbierać. Chciał spokoju, nie chciał widzieć czy rozmawiać z kimś. Samotność. Został na nią skazany, więc nie potrzebował drugiego człowieka.

- Zostaw wiadomość. – Po tych słowach przypomniał sobie, że ma automatyczną sekretarkę. – Laxus to ja ... Cana. Widziałam w wiadomościach, co się stało. Wiem, że pierdolenie o tym, że masz szansę na nowe życie itd. jest bez sensu, więc powiem ci jedno... Jeśli popełnisz samobójstwo, to cię zabiję! Wiem, że kochałeś Mirajene, ale to morderczyni, która bez chwili wahania zabiła tych ludzi w banku. Wiem, że ci ciężko, ale spójrz prawdzie w oczy... z kim ty mogłeś żyć? Nie wiesz, czy w pewnym momencie ona po prostu by cię nie zabiła. – Na chwilę nastała cisza. – Wiem, że nie jestem idealna, ale na pewno nigdy bym nie zabiła człowieka. Dlatego żyj ... Laxus.

- Wiem idiotko! – powiedział do samego siebie, wplątując palce we włosy. Nie chciał tego, ale w pewnym momencie łzy same poleciały z oczy, skapując powoli na bordowy dywan. – Dlaczego ona? NIE! – Niespodziewanie wrzasnął wstając z podłogi. – Ona by tego nie zrobiła! Znajdę tego popierniczonego sprawcę! Tego, kto kazał jej to zrobić. Przynajmniej tyle mogę jej pomóc. – Spojrzał jeszcze raz na fotografię, a następnie z uśmiechem na twarzy wrzucił ją do śmietnika. Obrócił się na pięcie, poszedł do dużego pokoju, gdzie włączył laptop, na którym zaczął szukać informacji na temat sprawy, która wydarzyła się parę lat temu i mogła mieć ogromny związek z teraźniejszymi wydarzeniami.

***

Szła powoli, nie wiedząc nawet „gdzie idzie?", „po co?" i dlaczego tak bardzo zareagowała na szczerą odpowiedź Natsu. Wiedziała, że w tej chwili Lisanna bardziej potrzebuje pomocy, jednak dlaczego w takim momencie? Chciała mu wszystko wyznać, liczyć na jego wybaczenie, ale nie mogła tego zrobić, bo Strauss była w tej chwili ważniejsza.

- Dlaczego!? – krzyknęła na głos. Ludzie widząc ją starali się, jak najszybciej znaleźć daleko od niej. Nie przejmowała się nimi, bo po co? Miała własne problemy, z którymi nie mogła sobie poradzić przez swoją własną głupotę. – Zimno – stwierdziła w pewnym momencie. Zaczęła rozglądać się dookoła, by móc gdzieś się ogrzać. Znowu przez swoją głupotę (nie wzięła cieplejszego płaszcza) marzła na chłodnym powietrzu.

Kilka minut wystarczyło jej, by przez zwykły przypadek znaleźć się w okolicy, w której odprawiała się msza w niewielkim kościółku przy parku. Nie miała zbyt dużego wyboru, dlatego weszła do środka i usiadła na tylnych ławkach. Nawet nie była tu dla modlitwy. Chciała tylko usiąść, by moc przemyśleć parę spraw. Kościół zawsze wydawał jej się dobrym miejscem do myślenia, bo tam był zawsze KTOŚ, kto słuchał. Lucy uniosła lekko głowę do góry, by móc spojrzeć na drewniany ołtarz.

- Maleńki ... - tylko tak mogła skomentować miejsce, w którym znajdowało się Najświętsze Ciało i Krew Boga. – Jestem żałosna... Może jednak się pomodlę. Nie zaszkodzi. – Uklękła i dołączyła do modlących się ludzi.

Po kilkugodzinnych modlitwach ksiądz poprosił o opuszczenie kościoła, gdyż panie chciały posprzątać świątynie przed kolejną mszą. Lucy nie miała zbytniego wyboru, więc po prostu wyszła. Nie wiedziała, gdzie ma pójść dalej. Czuła jak temperatura na zewnątrz jeszcze bardziej obniżyła się.

[z] Detektyw z przypadkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz