Chapter 11 ++

2.6K 212 9
                                    

Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. Otworzyłam oczy i spojrzałam na sufit, przeklinając przy tym na wszystkie znane mi sposoby, idiotę który mnie upił. Odwróciłam się i zobaczyłam, że obok mnie spał chłopak. Bez problemu rozpoznałam w nim Brendana. Odgarnęłam brązowe włosy z jego twarzy i głosem starej wiedźmy, wychrypiałam mu do ucha:

– Wody.

Poruszył się niespokojnie i lekko wystraszony spojrzał na mnie. Wiem, że po przebudzeniu nie wyglądam za pięknie, ale on wyglądał jakby miał zaraz uciec na drugi koniec globu.

– Przynieś mi wody, idioto.

– Ach, tak. Już lecę! – powiedział i potykając się o swoje nogi jakimś cudem opuścił pokój.

W międzyczasie usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w swoje gołe stopy. Pierwszy raz w życiu chciałam zaszaleć, a i tak nie obeszło się, bez opiekuńczych przyjaciół Aleksa. Naprawdę, gdzie bym się nie ruszyła w tym mieście, to zawsze znajdzie się ktoś na usługach mojego upierdliwego przyjaciela.

Brendan wrócił do pokoju w lepszym stanie niż wyszedł, najwyraźniej przeanalizował sytuację i zrozumiał, że nie jestem żądnym krwi potworem. Wzięłam od chłopaka aspirynę i popiłam ją dużą ilością wody. Czy to tak wygląda piekło? Nie mogę skupić myśli, bo rozsadza mi głowę od środka.

– Chodź, zjemy śniadanie.

– A Carter?

Brendan wyszedł do przedpokoju i zaczął schodzić po schodach, pobiegłam za nim i czekałam aż odpowie na moje pytanie.

– Z tego co wiem, chce się ukrywać w mojej piwnicy dopóki Ashley i Trina się nie uspokoją. Co on właściwie im zrobił? – zapytał przenosząc wzrok na mnie.

– Mówił o tym, ale nie za bardzo pamiętam, o co mu chodziło...

– Nie dziwię się, masz słabą głowę.

– Nie wkurzaj mnie dzisiaj, albo cię uduszę gołymi rękoma – mruknęłam niezadowolona i wyprzedziłam go.

Weszłam do kuchni i od razu nalałam sobie soku pomarańczowego. Było przed ósmą, więc nie mieliśmy za dużo czasu na to, żeby po drodze do szkoły zajechać do mojego domu.

– Musimy pojechać do mnie – powiedziałam jedząc suche płatki kukurydziane.

– Dobrze, idę po papiery – odpowiedział i zniknął na chwilę z mojego pola widzenia.

Brendana znałam od paru lat, ale nigdy nie byliśmy ze sobą zbyt blisko. Zwykły kolega, z którym można było porozmawiać o polityce. Wiem, że ten temat jest nieco nudny, ale czasami lubiłam się z nim kłócić, bo mieliśmy nieco odmienne poglądy. Takie rozmowy były też miłą odmianą po pyskówkach w naszej paczce.

Brendan mnie nie zawiódł i zawiózł mnie do domu, gdzie się przebrałam i wzięłam torbę z wziętymi na oślep książkami. Kto wie, może nawet trafiłam i nie będę dzisiaj nieprzygotowana.

Zaparkowaliśmy tuż przed wejściem do szkoły na stałym miejscu Brendana, którego nikt nie śmiał zajmować. Wychodząc z samochodu podbiegłam do mojego kierowcy i w podzięce przytuliłam się do niego, po czym popędziłam na zajęcia. Nikt z nauczycieli nie zauważył, że miałam kaca, jednak po uczniach szybko rozniosła się ta wiadomość, dlatego też nie zdziwiłam się, gdy przed piątą lekcją przy mojej szafce pojawił się Lucas.

– Piłaś.

– I? – zapytałam zaczepnie lustrując go wzrokiem.

Wyprostowana postawa chłopaka i idealnie wyprasowana koszula niespodziewanie zadziałały na mnie jak płachta na byka. Jakim prawem zwracał mi uwagę? Nie miał do tego żadnego prawa, powinien o tym wiedzieć, nie każdy był tak idealny jak on.

– Nie powinnaś tego robić.

– Czego? Dobra zabawa jest zabroniona tam skąd pochodzisz?!

Zamknął oczy i zaśmiał się gorzko. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, a jego usta tworzyły cienką kreskę.

– Nic nie wiesz o miejscu, z którego pochodzę, a nawet jeśli miałabyś o tym jakiekolwiek pojęcie, to nie ma to znaczenia. Powinnaś być bardziej odpowiedzialna – powiedział podniesionym głosem, zwracając na nas uwagę innych uczniów.

– Bardziej odpowiedzialna... A kim ty niby jesteś, żeby mną dyrygować?! Nawet nie należysz do moich przyjaciół.

Widziałam jak z jego twarzy znikają wszystkie barwy, a zastępuje je purpura. Zaczął nawet zgrzytać gniewnie zębami podczas piorunowania mnie spojrzeniem, mnie jednak to nie wzruszyło. Odwróciłam się i poszłam prosto do swojej klasy. Po drodze zobaczyłam rozmawiającego z jakąś blondynką Santosa, skinął mi głową na przywitanie, jednak nie powiedział ani słowa nadal słuchając dziewczyny. Kto by pomyślał, że tak szybko znajdzie sobie w szkole inne towarzystwo.

Piątą lekcję miałam na sali gimnastycznej. Odłączając się zupełnie od świata zewnętrznego, przebrałam się w krótkie szorty i czarną koszulkę. Chciałam wyładować swój gniew, który z każdą sekundą stawał się coraz większy, zagłuszając nawet moje złe samopoczucie. Nikogo jeszcze nie było na sali, więc wykorzystałam okazję i zaczęłam się rozciągać. Po chwili ludzie zaczęli się schodzić i siadać na trybunach w oczekiwaniu na nauczycieli, ja jednak nie przejmowałam się nimi i zaczęłam biec. Moje serce zaczęło bić szybciej, robiłam kolejne okrążenia i nie chciałam przestać. Ból, który czułam w nogach sprawiał mi przyjemność, chciałam go czuć.

Nagle przede mną wyrosła jak spod ziemi jakaś postać. Nie zdążyłam jej wyminąć i upadłam. Przeklinając w duchu podniosłam głowę i spojrzałam na niezadowolonego Aleksa. Cały dzień udawało mi się go unikać, ale teraz najwyraźniej mnie znalazł i nie był w dobrym humorze.

– Zrobisz sobie krzywdę, wychodzimy.

– Mam WF! – zaprotestowałam wstając z podłogi.

– Biegałaś w zabójczym tempie, wystarczy ci sportu, idziemy na czekoladę.

Posłusznie poszłam za przyjacielem, przez całą drogę wpatrywałam się w swoje tenisówki. Nie musiał nawet otwierać ust, żebym wiedziała, co myślał. Działo się ze mną coś złego.

Usiadł przy jednym z okrągłych stolików, a ja szybko do niego dołączyłam. Przyjrzałam mu się, włosy miał zaczesane na bok, co było u niego czymś niespotykanym. Oczy miał podkrążone, a usta popękane. Widziałam go zaledwie wczoraj, ale zdążył już zmienić się w siedem nieszczęść.

– Lisa, cholernie się o ciebie bałem. Dlaczego wyszłaś przez okno?

– Impuls?

Skierował swój wzrok do nieba w niemej prośbie o siły, a ja przewróciłam oczami. Zawsze jak coś było nie tak, zamieniał nasze rozmowy w melodramaty.

– Bałem się o ciebie, a ty co?! – wybuchł rozwścieczony. – Upiłaś się z Carterem, nich ja go tylko dorwę, to zrozumie że jestem gorszy od Ashley i Triny.

– Biedny – mruknęłam pod nosem mając świadomość, że chłopak nie wyjdzie z tego bez uszczerbku na psychice.

– Co?

– Szpetny. Wmawia sobie, że jest szpetny.

Zero punktów dla mnie za umiejętne kłamanie. Brakuje jeszcze tego, żebym powiedziała przedszkolakom o tym, że Mikołaj jest Mikołajem tylko raz w roku. A nie, powiedziałam to kuzynostwu w zeszłe święta... Popłakali się, bo zrozumieli, że ich dobroczyńca nie istnieje.

– Musisz wziąć się w garść, inaczej tego nie powstrzymasz – złapał mnie za rękę i błagalnie spojrzał mi w oczy.

Przytaknęłam ruchem głowy, naprawdę chciałam dotrzymać słowa. Myśląc o tej obietnicy przez następne parę dni starałam zachowywać się tak jak wcześniej, jednak nie pozwoliłam już na kontrolowanie mnie przez osoby trzecie. Chciałam żeby w końcu dali mi spokój i przestali traktować jak ptaka ze złamanym skrzydłem. Nie byłam taka słaba, jak im się do tej pory wydawało.

A


Kroniki Nefilim: Zakochany aniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz