26: Noc końca cz.1

2.2K 217 17
                                    

Patrick Johnson, ojciec Maggie Johnson stał przede mną i szeroko się uśmiechał. Próbowałam obudzić się z tego snu, w końcu to, że on jest moim ojcem jest teoretycznie niemożliwe.
-Jak...- nie dane mi było dokończyć, bo mój ,,ojciec" postanowił mi przerwać.
-Miła niespodzianka, czyż nie? Spodziewałaś się tego? Oczywiście, że nie! I to jest najśmiejszniejsze.- próbował powstrzymać swój śmiech, jednak z trudem mu to szło. -Tyle razy byłaś w moim domu, tyle razy mnie mijałaś. Nic nie wiedziałaś, a ja wiedziałem! Wszystko!- wyglądał dosłownie jak psychopata. Miałam ochotę coś powiedzieć, ale poczułam okropny ból na policzku. Nawet nie zauważyłam, kiedy ten człowiek podniósł na mnie rękę.
-Pamiętasz jeszcze swojego wujka?- tym razem, już nieco spokojniejszym głosem, odezwał się do mnie. Przez moje ciało przeszły okropne ciarki. Bałam się, bałam się jego osoby.
-Tak.- odpowiedziałam, chociaż nie byłam tego do końca pewna. Wiem jak wyglądał, czym się zajmowałam, jednak czy na pewno pamiętam jaki był, jak się zachowywał?
-Opowiedz mi o nim, proszę.- usiadł na krześle stojącym obok mnie.
-Nie.
-Słucham?
-Nie!- krzyknęłam czego po chwili pożałowałam. Poczułam okropny ból. Mężczyzna, który śmie nazywać siebie moim ojcem, uderzył mnie mocno nogą w klatkę piersiową. Krzyczałam, szarpałam się, jednak to w niczym nie pomogło. Byłam bezradna, przywiązana do krzesła, a z mojego nosa i ust co chwilę leciała krew. Nie mogłam nawet oddychać.
-Mój wujek był nauczycielem w podstawówce.- spojrzałam się niepewnie na Patrick'a. Myślałam, że te informacje zupełnie go nie obchodzą, ale gdy po raz kolejny otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, mój ojciec uciszył mnie przykładając swój palec do moich ust.
-Nic o nim nie wiesz.- oznajmił pewnym tonem. -Nie wiesz nawet, że dzięki temu listu, który ci zostawił skazałaś ludzkość na pewną śmierć.- nic nie rozumiałam z tego co do mnie mówił. Nie wiem czy to przez to, że byłam obolała, czy może przez to, że nie chciałam rozumieć.
-Twojemu wujkowi powierzono pewien, nieco ważny papierek.- ponownie usłyszałam jego głos. -Papierek, który dopóki posiada jakaś osoba, bandyci muszą zostać poza murami.- uśmiechnął się wyciągając ze swojej kieszeni zardzewiały już nóż.
-Ale, gdy ten papierek zniknie... to umowa też zniknie.- szepnął mi do ucha. Miałam nadzieję, że zostawi mnie już w spokoju. Nawet bycie sama ze sobą, z moimi myślami, byłoby dla mnie męką.
Mężczyzna jednak bez chwili wachania wbił swój nóż w mój obolały brzuch.
Opuściłam bezradnie głowę i zaczęłam płakać, głośno łkać. Nawet już nie miałam siły wołać o pomoc.
-Wiesz... obserwowałem cię przez dłuższą chwilę.- znowu usiadł na krześle tępo wpatrując się we mnie.
-I myślałem, że jesteś troszkę bardziej inteligentna.- spowrotem skierował nóż w moją stronę.
-To twój koniec! Rozumiesz?!- zaśmiał się po raz kolejny mnie policzkując. Wolałabym w tym momencie zemdleć, albo umrzeć. Po prostu.
Miałam dość wszystkich tych zagadek, nie chciałam patrzeć się na tych ludzi.
I nawet gdybym wyszła z tego cało... nigdy nie wybaczyłabym sobie tego, że powiedziałam im gdzie jest ten list. Co z tego, że nie wiedziałam o co dokładnie im chodziło, nie powinnam tego zrobić.
-Biedna Maggie. Taka młoda, a jej własny ojciec pozbył się jej tak łatwo.- Patrick wytarł nóż o swoje podarte czarne spodnie.
-No może nie do końca pozbył jest dobrym słowem. Może wyeleminował z gry jest lepszym... mało istotne.
-Jesteś chory.- szepnęłam. Skoro i tak moje dni są policzone, to dlaczego miałabym siedzieć cicho jak myszka? Powinnam wykrzyczeć mu prosto w twarz jak bardzo go nienawidzę. Chociaż co do krzyku... nie wiem czy dałabym radę z moim stanem zdrowia. Maggie jest dziewczyną, której potrzebna była opieka rodziców, potrzebna jej była miłość drugiej osoby.
Nie wiem, który już raz powtórzę, ale ona jest cholernie słaba.
-Nie, ja tak nie uważam kochanie.- uśmiechnął się do mnie lekko. -Bandyci są lojalni, sprawiedliwi. Umowa jest umową, więc gdy tylko będę już pewny, że tego papierka nie ma... zrobię wszystko, żeby ich stamtąd wydostać.- powiedział głośno podkreślając każde słowo.
Powinnam się zastanawiać dlaczego po prostu stamtąd nie uciekną, ale chyba już uzyskałam odpowiedź. Każdy jest człowiekiem, więc każdy z nas ma pewne zasady, których nigdy nie złamie.
A oni dotrzymują obietnic.
Tak jak każdy człowiek powinien, jednak tego nie robi.
Opuściłam głowę. Chciałam odpłynąć w krainę Morfeusza, ale przerwało mi w tym otwieranie drzwi.
Ktoś wszedł do pomieszczenia, a ja nawet nie miałam tyle siły, żeby zobaczyć kim jest ta osoba.
-Listu nie ma!- usłyszałam po chwili. -Okłamała nas.- tym razem doskonale rozpoznałam zdenerwowany głos Calum'a. Stał nade mną, raczej obok mnie, ale jego oczy wpatrywały się w moją opuszczoną głowę.
-Pożałujesz tego.- chłopak szarpnął mnie za włosy.
Patrzyliśmy się na siebie.
Ja- zmęczona, pobita dziewczyna, której już było obojętne czy to przeżyje, czy nie.
I Calum- wściekły, zdenerwowany chłopak, który (co po jego wzroku można rozczytać) jest gotów zabić mnie nawet wzrokiem.
-Uderz mnie.- otworzyłam szerzej oczy.
-Zabij mnie, proszę.- szepnęłam.
Widziałam jak jego ręka gwałtownie się unosi.
A później był tylko ból.
I pustka.
Nic więcej.

Wyobraź sobie, że ktoś w  tej właśnie chwili wbija ci nóż w twoją nogę. Piecze? Boli? Na pewno. Wbija go jeszcze mocniej, po czym już nie zwracając uwagi na twój okropny krzyk, czy pisk przeciąga nożem po twojej skórze. Z twojego uda leje się bordowa, prawie czarna krew.
To właśnie czułam.
Chociaż nie...
To było tylko początkowe uczucie.
Później było tylko gorzej.

-Odpuść sobie.- usłyszałam jeszcze.
-Odpuść, pozwól na to, żebyś się już nigdy nie obudziła.
Żeby już nigdy tak bardzo nie cierpieć.

Jak się podoba?
Hihi, jeszczs tylko jeden dłuższy rozdział i epilog.
Kocham. XX

Night: Thug [L.H]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz