W nocy długo nie mogłem zasnąć, męczyły mnie sny... a raczej koszmary. Po czole spływał mi pot, jak również i po całym ciele. Trząsłem się oraz miałem odruchy wymiotne. Nie byłem wstanie przełknąć chociażby kęsa słodkiej drożdżówki z makiem, którą podarowała mi Melanii. Leżałem na kanapie w pokoju gospodarzy, mając przed oczami w dalszym ciągu mary nocne. W ustach czułem nieprzyjemny posmak kwasu żołądkowego, pomimo czterokrotnego umycia zębów oraz płukania płynem.
Słońce raziło moje zmęczone oczy przez uchylone okno. Z dworu dało się usłyszeć dość wyraźnie rozmowy nadchodzących uczniów. Ich śmiechy rozchodziły się w mojej głowie echem, wbijając się w umysł dość boleśnie. Byli zbyt głośni, jednak to nic nadzwyczajnego podczas przerwy.
- Chciałbym umrzeć – wymamrotałem, zakrywając dłońmi oczy.
- Tak łatwo nie ma, jeszcze masz dużo rzeczy do zrobienia – usłyszałem sztucznie surowy głos Melani – i jeśli myślisz, że udając depresję będziesz mógł się z niej wywinąć, to się grubo mylisz – szatynka wbrew słowom, uśmiechała się do mnie w ten dość zabawny sposób. Oczy miała przymrużone, ponieważ stała naprzeciw słońca. Zęby trochę za mocno wystawione, wokół kącików ust robiły się napięte zmarszczki.
- Ależ Madame, ja tylko przechodzę chwilową melancholię – zaśmiałem się lekko, widząc że zadowolona z efektu, przestaje robić głupią minę – Już zabieram się do pracy – wstałem, składając delikatny pocałunek na jej drobnej dłoni.
Dziewczyna zarumieniła się lekko, skłaniając mi się niczym średniowieczna królewna.
- Ależ panie Nathanielu, proszę mnie tu tak nie czarować – zachichotała, zabierając swoją rękę z moich objęć – jeszcze musi pan nałożyć poprawkę na o to te dokumenty – ruchem pełnym gracji podała mi dość szczupły plik papierów.
- Ależ oczywiście, dla ciebie zrobiłbym wszystko – w lekkim ukłonie, oddaliłem się do swojego biurka.
Opadłem dość ciężka na wygodne krzesło, rozpakowując podarowany plik. Od rozpoczęcia roku szkolnego nie minęło zbyt wiele czasu, jednak miałem wrażenie, że to wszystko trwa już wieczność. Z bólem serca wstawałem rano, widząc że dopiero jest wtorek, a nie na przykład piątek. Jednak pomimo dziwnych zajść z czerwonowłosym, w dalszym ciągu moje zadania sprawiały mi przyjemność. Czas umilała mi dziewczyna, która właśnie stawiała na moim biurku spory kubek z roześmianą pandą w centrum ceramiki.
- A w nagrodę dostaje pan o to ten cudowny napar dla dorosłych, który pomoże wyzbyć się resztek snu – uśmiech ma cudowny, z pewnością rozczula nie jedno męskie serce na swojej drodze.
Zapach kawy rozniósł się po pomieszczeniu, wypełniając moje nozdrza słodką obietnicą. Zawartość kubka parowała, ogrzewając tym samym moją twarz, gdy się nachyliłem.
- Dziękuję, ratujesz mi życie – odpowiedziałem już normalnie, odrzucając poprzedni styl dialogu.
- Mówiłam, że zawsze możesz na mnie polegać – dziewczyna rozpromieniła się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe. W tej chwili tym uśmiechem mogłaby zabić, a osoba która by umierała, byłaby szczęśliwa.
Błękitnooka ubrana była w rozkloszowaną, białą sukienkę do kolan. Przy krótki piruecie, który wykonała wychodząc z pomieszczenia, materiał uniósł się i zgrabnie zafalował wokół jej sylwetki. Tęsknie spoglądałem jak zamykają się za nią drzwi, unosząc przy tym gorący napar do ust. Gorzka kawa nie należała do najwyborniejszych, jednak z pewnością do najbardziej rozbudzających. Mleko nadawało pewnej jedwabistości, co z pewnością poprawiało jakość smaku. Przyjemne ciepło rozchodziło się po moich wnętrznościach, powodując napływ dziwnego szczęścia i optymizmu... chociaż to niekoniecznie kawa musiała być tego powodem.
Uśmiechałem się pod nosem, zaznaczając kolejne linijki testu do poprawy. Nadszedł czas, aby zaplanować jakieś wydarzenia szkolne. Jednak teraz miałem pustkę w głowie, a raczej wypełniało ją wszystko tylko nie to co powinno. Moje myśli opętała dziewczyna, a w mroczniejszych strefach ukrywał się szarooki z tym wrednym uśmieszkiem. Kawa zaczynała działać, przyćmiewając odrobinę umysł jeszcze mniej istotnymi sprawami. Zastanawiało mnie na przykład, czy wracając do domu powinienem kupić cukier czy jednak nie. Nie pamiętałem czy dzisiaj mnie o to matka prosiła, czy jednak innego dnia.
Kręciłem głową, skreślając kolejne linijki bezsensownego tekstu, bazgrząc na marginesie odniesienie.
W zamieszaniu chaotycznych myśli, nie zauważyłem gdy drzwi zaskrzypiały dość donośnie, wpuszczając niewproszonego gościa do pomieszczenia. Pokój w dalszym ciągu pachniał świeżo zaparzoną kawą, ale nowe zapachy szybko niszczyły harmonię mojego spokoju. Zaskoczony spojrzałem na chłopaka, który właśnie nade mną stanął. Zapach tytoniu był mocny, więc dopiero co musiał wrócić z przerwy na papierosa. Usta miał lekko sine, co potwierdzało tezę, że na dworze jest zdecydowanie chłodniej niż rano.
- W czymś mogę ci pomóc? – zapytałem jakby od niechcenia, gdy oparł się o moje biurko.
- Jak nieprzyjemnie, zazwyczaj jesteś cały rozpromieniony, gdy zadajesz to pytanie – burknął dość dziecinnie, przyglądając się jak kreślę kolejne zdania.
- Tak, bo zazwyczaj przychodzą w sensownym powodzie – westchnąłem przeciągle, kończąc swoją kawę – jeśli nie masz do mnie istotnego interesu, to chciałbym abyś zostawił mnie samego – dodałem widząc, że nie ma zamiaru się ruszyć, wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie.
Wstałem, ściskając w drżących ze sprzecznych emocji dłoniach kubek. Chłopak uśmiechał się łobuzersko, gdy nieudolnie próbowałem nie przewrócić się o panujący harmider. Będę musiał wynieść niepotrzebne papiery, niektóre wyrzucić a inne podpisać i przekazać dalej. Ta myśl sprawiła, że wszystkiego mi się ode chciało, tym bardziej że czerwonowłosy najwidoczniej już się rozgościł.
- Dyrektorka kazała mi tu przyjść, powiedziała że może uda mi się czegoś od ciebie nauczyć – powiedział w końcu, zjeżdżając odrobinę niżej na krześle.
- Zajęcia i tak się za moment kończą, będę niedługo wracał do domu – westchnąłem, przykładając dłoń do skroni, poirytowany lekkim zachowaniem Kastiela – Poza tym, przecież TY nigdy nie słuchasz się innych, nie musiałeś przychodzisz – syknąłem trochę ostrzej niż zamierzałem, czując rosnące zdenerwowanie.
Szarooki nic sobie nie robił z moich słów, w najlepsze przeczesując kartki, które tak starannie układałem przez ostatnie długie przerwy. Swoje długie włosy zaczesał do tyłu, sprawiając że wyglądał odrobinę dojrzalej niż wskazywał na to wiek i zachowanie.
- Nie jęcz Panienko, bo może się to dla ciebie źle skończyć – odparł sucho, posyłając mi cierpki uśmieszek.
- Nie mów tak do mnie – warknąłem, wychodząc z pomieszczenia.
Trzasnąłem drzwiami, kierując się w stronę toalety z uroczym kubkiem w dłoni. Panda w dalszym ciągu była radosna, kiedy mi uśmiech zbrzydł. Zaciskałem mocniej zęby, starając się nie krzyknąć. Jestem pewien, że ten dźwięk byłby wypełniony pasją oraz frustracją, na którą nie ponarzekały by gimnazjalistki z depresją. Po kilku głębszych oddechach, uspokoiłem się. Poczułem jak przestaję marszczyć czoło, co przyniosło korzystny efekt mojej mimice.
Odkręciłem zimną wodę, przemywając nią twarz. Rękawem wytarłem się, umieszczając już brudne naczynie pod strumieniem. Ciemny osad kawy wypłynął, a bananowe mydło zmyło pozostałe resztki.
Gdy wróciłem do pokoju gospodarzy, Kastiel już w najlepsze pochrapywał na kanapie. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, ale teraz gdy na niego patrzę, mogę stwierdzić, że jest całkiem przystojny. Jest to typ, który podoba się dziewczyną. Spontaniczny, dziki, „niegrzeczny" jednym słowem... poza tym gra w zespole, płeć piękna lubi tego typu rzeczy. Więc dlaczego tak właściwie uwziął się na mnie? Czyżby proste życiu w swoim zawirowaniu mu się znudziło i postanowił znaleźć nowy obiekt do dręczenia? Kiedyś byliśmy przyjaciółmi ... jednak w tej chwili nie czuję do niego nic więcej aniżeli obrzydzenie.
- Zawsze się przyglądasz ludziom, którzy śpią? – zapytał, unosząc jedną brew w górę okazując tym udawane zdziwienia – Czy może jestem wyjątkiem ? – dodał już niższym głosem, posyłając mi bliżej nieokreślony uśmiech.
- Nie sądzę – wygiąłem dość nienaturalnie usta – po prostu nadszedł czas, abyś poszedł do domu. Chcę już zamknąć pokój i oddać klucze woźnemu.
- Z tego co pamiętam miałeś pomóc mi w nauce – rzucił dość gniewnie, czym mnie zaskoczył. Wstał podchodząc do mnie zdecydowanie zbyt blisko. Jego nos prawie stykał się z moim.
- W takim razie zgłoś się do mnie jutro, dziś jest już późno – starałem się utrzymać spokojny ton głosu, jednak czułem jak moje gardło zaciska się, a ślina z trudem przez nie przechodzi.
- Boisz się mnie ? – pytanie wypowiedział wprost do mojego ucha, przyprawiając mnie o nieprzyjemne dreszcze. Chciałem uciekać.
- Nie bądź niepoważny – odparłem tylko, starając się odejść na bezpieczną odległość, gdy objął mnie w pasie.
- W takim razie spójrz na mnie – mimo że nie unosił głosu, ani nie zmieniał tonu głosu, brzmiało mi to niebezpieczeństwem. Z trudem zmusiłem się do spojrzenia w jego szare oczy. Nie zmieniły się od podstawówki, jednak teraz zdawały mi się obce.
Otworzyłem usta usiłując coś powiedzieć, gdy złączył je w zaborczym pocałunku. Był nachalny, silny. Odbierał mi dech, a jednak było w nim coś jeszcze dziwnego, czego nie potrafiłem ubrać w słowa. Sprawiało to, że kręciło mi się w głowie i panicznie chciałem uciekać.
Gdy udało mi się oderwać od Kastiela, ciężko dysząc łapałem oddech.
- Co Ty w ogóle próbujesz osiągnąć? – pytanie zawisło między nami, gdy pchnął mnie na ścianę.
Z cichym jękiem bólu wyprostowałem się, a on naparł na mnie swoim ciałem. Jego usta desperacko szukały moich, dłonie zaciskał na moich ramionach, gniotąc tym samym idealnie wyprasowaną koszulę. Kolano ulokował między moimi udami, nie dając mi chwili wytchnienia. Jego język wślizgnął się do wnętrza mojej jamy ustnej. Smak tytoniu mieszał się z kofeiną. Drżałem na ciele, kiedy rozpinał moją koszulę. Zacisnąłem dłonie w pięści, bezskutecznie szarpiąc się z napastnikiem. Zachowywał się jak zwierzę, sprawiając że dusił mnie mój własny strach. Zimna dłoń musnęła moją nagą skórę, schodząc zdecydowanie zbyt nisko, zahaczając o skórzany pasek moich ciemnych spodni.
- Przestań – jęknąłem błagalnie, gdy przeniósł się pocałunkami na wgłębienie pomiędzy szyją a ramieniem.
Jego dłoń na moim kroczu, dawała mi przyjemność i ból równocześnie. Chciałem żeby przestał, jednak jego oczy wydały się nieobecne i dziwnie rozpalone. Zsunąłem się bezwiednie na ziemię, gdy zabrał swoje kolano. Trzęsącymi dłońmi przyciągnąłem swoje nogi bliżej siebie.
- Aż tak bardzo mnie nienawidzisz? – zapytałem bezwiednie, kiedy jego ręce zaczęły znów się do mnie zbliżać.
- Nienawidzę? – powtórzył zaskoczony, jakby było to jakąś głupotą. Przyglądał mi się przez moment, wstając w końcu – naprawdę jesteś tępy – syknął tylko, wychodząc.
Miałem ochotę się roześmiać... przecież ze wszystkich tu obecnych, to ja byłem poszkodowany ... a jednak, czerwonowłosy zrobił minę jakbym powiedział coś co naprawdę go zabolało.
CZYTASZ
Kastiel x Nathaniel
Random"Wiesz? Złe rzeczy dzieją się również dobrym ludziom. Im jesteś lepszym człowiekiem tym zło jest dla ciebie bardziej dotkliwe." Nie wszystko jest czarno białe, tak naprawdę można się pomylić w ocenie ludzie. Raz, dwa, a czasami nawet trzy razy. Powi...