32

14.9K 1.3K 109
                                    

Kastiel

„Już odchodziłam, gdy w najwyżej położonym oknie zobaczyłam go. Miał całe zaczerwienione oczy i wydawał się tak strasznie ... słaby." – przypomniały mi się słowa Melanii. Przeniosłem wzrok w górę, w momencie gdy kolejna salwa zabłysła na niebie.
- Co za beznadziejny początek roku – mruknąłem do siebie, podchodząc do drzewa, na które dałbym radę się wspiąć.
To nie tak, że mam zamiar wskoczyć do pokoju, niczym super bohater. Po prostu lepiej wiedzieć co się dzieje, zanim wbiegnie się do środka i zrobi rozróbę. Jeszcze wyjdzie na to, że spokojnie siedzą, grają w mahjonga i popijają herbatkę.
Oparłem dłoń na dość okazałej jabłoni, czując, że może naprawdę nie powinienem się w to mieszać... no bo co mu się może stać? Ten mężczyzna wyglądał na uprzejmego, ale ojciec Natha też tak wygląda.
Westchnąłem przeciągle, w końcu zabierając się do roboty. Poszło mi łatwiej niż się spodziewałem. Drzewo, choć słabo wyglądało, okazało się całkiem wytrzymałe, mało to ja nie ważę.
Usadziłem się wygodnie na najwyższej gałęzi, starając nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi, co raczej nie było możliwe, ponieważ mamy zimę, więc liści brak. Jestem odsłonięty, a to nie jest zbytnio normalne zjawisko, by jakaś osoba siedziała na drzewie i wpatrywała się w okno. Ktokolwiek by mnie teraz zobaczył, z pewnością uznałby, że jestem podglądaczem albo kimś znacznie gorszym.
Uśmiechając się delikatnie na tą myśl, wbiłem wzrok w okno blondyna. Przez jakiś czas nic się nie działo. Głęboki mrok odbierał mi możliwość ujrzenia czegokolwiek.
Kiedy zwątpiłem już w to, czy aby na pewno jest to dobre miejsce, mrok się rozproszył. Zaskoczony zmrużyłem oczy, oślepiony nagłą jasnością. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z wcześniej, ubrany w czarną koszule i jasne spodnie jeansowe. Ciepłe światło zalało pomieszczenie ukazując mi dość skromnie urządzony pokój. Trochę mniejsze od mojego. Łóżko, szafka, biurko i krzesło. Standardowe meblem i nic po za to. Z początku nie zauważyłem niczego niepokojącego, nic szczególnie wyróżniającego się. Brak dywanu, obnażone panele z ciemnego drewna nie zasługiwały na jakąś większą uwagę. Mała choineczka na szafce tuż przy łóżku, a w nim leżący ... pół nagi blondyn. Ma on chyba jakiś sentyment do czarnej bielizny, ale nie zaprzeczę, pasują mu takie. Dobrze odcinają się na bladej skórze, nadając mu taki jakby „pazur"?
- Moja panienka miała by być drapieżna? – parsknąłem pod nosem, orientując się, że jednak cały czas, umyka mi pewien fakt.
Brunet usiadł na skraju łóżka, patrząc pożądliwym wzrokiem na rozebranego chłopaka.
Lekko wkurzony, wierciłem się by zajrzeć głębiej do pokoju, ponieważ nie widziałem wszystkiego z tej pozycji. Nie mogłem zobaczyć wyrazu twarzy Natha, co jeszcze bardziej mnie denerwowało.
Dorosły sięgnął po swoją czarną torbę, której wcześnie nie zauważyłem. Grzebał w niej, w końcu wyciągając jakiś przedmiot, ale nie byłem wstanie dojrzeć co to konkretnie jest.
Chwilę się przyglądał, w końcu kładąc na nim swoją brudną łapę. Studiował nią ciało blondyna, ale nie wydawało mi się, żeby to był pierwszy raz. Robił to zbyt pewnie, jednak jego postawa nie wiele mi zdradzała. Kiedy jego ręka zawahała się tuż przy linii bokserek, nie wytrzymałem. Zeskoczyłem z drzewa omal nie uderzając twarzą o wjazd. Odepchnąłem się dłonią od podjazdu i pobiegłem na tyły posiadłości.

„-Dlaczego tylne drzwi są zawsze otwarte? – zapytałem, miętoląc w dłoniach pomarańczową piłkę, którą jeszcze przed chwilą się bawiliśmy.
- Przecież i tak nikogo tu nie ma, więc co za różnica? – wzruszył ramionami, rzucając się w stronę zabawki.
Odsunąłem się, wybuchając śmiechem gdy Nat zanurkował twarzą w trawę. Obrzucił mnie urażonym spojrzeniem, powoli podnosząc się.
- Musisz się bardziej postarać, albo nigdy ze mną nie wygrasz – wyszczerzyłem zęby, biegnąć w stronę przejścia– Jeszcze z nich skorzystam, ale to wtedy kiedy będziesz się najmniej spodziewał"

Chwyciłem za pordzewiałą klamkę, która z głośnym protestem uchyliła przede mną drzwi. Poczułem przyjemne ciepło na twarzy, płynące z rozpalonego kominka, które o ile dobrze pamiętam znajduje się w salonie. Po cichu wślizgnąłem się do pierwszego pomieszczenia. Była to kuchnia, całkowicie zatopiona w ciemności. Nic się tu nie zmieniło.
„-Dlaczego zawsze macie tyle zdrowego jedzenia w lodówce? – usłyszałem swój marudzący głos, za czasów dzieciństwa – Nawet zwykłego jogurtu smakowego tu niema – prychałem, siedząc z głową zanurzona w przyjemnym chłodzie urządzenia – Brokułom może mam się zaspokoić, co ?
- Zawsze jest jeszcze jogurt truskawkowy – wypomniał mi wtedy Nat, który siedział na stołku przy oknie, wachlując się jakimś magazynem swojej matki.
- Już wole brokuły."
Chwilę zawahałem się, przyglądając się miejscu gdzie siedział kiedyś dziesięcioletni blondyn, śmiejący się z mojego ciągłego marudzenia na wszystko. Nadal nie lubię jogurtu truskawkowego i brokuł. Co za okropni ludzie karmią czymś takim swoje dzieci?
W końcu oderwałem się od przeszłości, przechodząc do sporego korytarza. Nikłe światło wydobywające się z salonu rzucało mroczne cienie, na zdjęcie rodzinne zawieszone w centrum wąskiego tunelu. Przystanąłem przy nim. Nie było czuć od niego ciepła, a wręcz przenikał mnie chłód, gdy patrzyłem na ich nienaturalne uśmiechy.
Pokręciłem głową. Przecież nie biegłem taki kawał drogi tylko po to, by gdybać nad obrazem.
O ile mnie pamięć nie myliła, pokój Nathaniela znajdował się po prawej stronie.
Moja dłoń zawisła nad złotą gałką, czekając na coś specjalnego. Krzyk? Jęki? Sam nie wiem, coś co pchnęło by mnie do działania. Widziałem .. widziałem co się tam dzieje, tylko nie mam w sobie chyba tyle odwagi, by otworzyć i zobaczyć to jeszcze raz. Jestem tchórzem, ale tyle już wiedziałem. Gdzie się podziała ta cała determinacja, która zmuszała mnie to biegu? Tak po prostu będę tu stał?
- Nie – warknąłem do siebie, pewnym krokiem wchodząc do pokoju, który oglądałem niedawno przez okno.
Spodziewałem się czegoś bardziej ... złego? Niedozwolonego?
- Kim jesteś? – zapytał mnie mężczyzna w średnim wieku, który właśnie nachylał się nad chłopakiem badając jego klatkę piersiową stetoskopem.
Zaskoczony nie mogłem się poruszyć, a tym bardziej wydać z siebie dźwięku. Wpatrywałem się w nich w  osłupieniu, mając ochotę zapaść się pod ziemię. A więc to lekarz ?
- K-Kastiel ? – wyjąkał chłopak, lekko unosząc się na łokciach. Miał szeroko otwarte oczy i lekko drżał na ciele. – Co ty tu robisz?
- Jakby to – zacząłem, drapiąc się po głowie, czując jak zalewa mnie gorąc – to wina Melanii – warknąłem już bardziej do siebie niż do nich.
W chuja mnie zrobiła. Było słuchać jednak Lysandra, mówił, że niezła z niej manipulantka. Niemal usłyszałem i zobaczyłem w głowie jak się śmieje.
Westchnąłem przeciągle, widząc, że nadal jestem bardzo uważnie obserwowany.
- Martwiłem się – mruknąłem już szczerzej, czując, że się zaczerwieniłem po tych słowach.
- Co powiesz na to, żeby przełożyć wizytę ? – zaproponował mężczyzna wstając i chowając swoje zabawki do czarnej torby, leżącej tuż przy łóżku – Lepiej zostawię was samych.
- Doktorze ! – zawołał za nim Nathaniel, ale ten tylko posłał mu miły uśmiech i wyszedł, przy okazji poklepując mnie po ramieniu.
Przestraszony blondyn chwycił za najbliższą koszulkę, szybko wciągając ją na siebie.
Ja za to zamknąłem za doktorkiem drzwi, czując się jakoś dziwnie. Dawno mnie tu nie było. Kolor ścian nadal był biały, on wciąż miał delikatne sine ślady, a okna były wiecznie odsłonięte, przez co ktoś mógłby go podglądać.
Opadłem na miejsce, gdzie jeszcze niedawno siedział brunet, zanosząc się śmiechem. Zaskoczony chłopak przyglądał mi się w ciszy.
- Ach wybacz – powiedziałem w końcu, biorąc głęboki wdech – po prostu śmieje się z własnej głupoty. Jak mogłem uwierzyć w te wszystkie bzdury.
- Bzdury ? – powtórzył niepewnie.
- Wiele się wydarzyło dzisiaj. To wszystko jest takie zakręcone – stwierdziłem przejeżdżając dłonią po włosach – Ja już nie wiem co się dzieje, zgubiłem się w tym wszystkim. Lysander jest twoim przyrodnim bratem, Melanii dziewczyną, ojciec cię maltretuje ... - wyrzucałem z siebie dużą ilość słów, które nie do końca były ze sobą powiązanie, mówiłem żeby mówić, zapełniając ciszę i powodując, że na bladej twarzy chłopaka pojawił się nikły uśmiech.
Gestem dłoni mnie uciszył, chichocząc cicho pod nosem.
- Może jogurtu truskawkowego?
- Wiesz, że nienawidzę. Już wolę brokuły.
- Też mamy .
Właśnie to chciałem zobaczyć od tak długiego czasu. Ten jego durny uśmiech, który powoduje takie ciepło w moim wnętrzu. To uczucie, które tak ciężko mi zdusić. Chcę go mieć, chce by był cały mój i tylko mój.

Kastiel x NathanielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz