Nathaniel
Pstryk. Pstryk. Pstryk.
- Cholera, przestaniesz bawić się tym światłem ? – zawołałem zirytowany do Kany, która na złość musiała grzebać w całym pokoju.
Nie potrafiłem skupić się na pracy, wszystko było bardziej zajmujące niż piętrzący się stos dokumentów. Szatynka szperała w najdrobniejszych zakamarkach, pewnie w poszukiwaniu rozumu. Położyła się na kanapie, by zaraz sturlać na podłogę. Prężyła się jak kotka, machając zgrabnym tyłkiem, który opinały czarne spodenki wraz z cielesnymi rajstopami. W końcu zakończyła swoje przedstawienie, podnosząc niewidoczny dla mnie przedmiot przy oknie. Wstała zadowolona, lekkim krokiem pojawiając się blisko mojego stanowiska. Oparła się na blacie, tuż obok niezwykle potrzebnych ankiet, by drażnić moje spojrzenie swoimi piersiami, które wystawały zza ciasnego, czarnego stanika i prześwitującej, szarej bluzki.
- Czyżbym ci przeszkadzała ? – zapytała niewinnie mrugając, ściskając łokcie bliżej pępka.
Westchnąłem, masując dłońmi zbolałe skronie. Głowa pulsowała mi, ostrzegając przed pewnym wybuchem. Zamknąłem oczy, próbując na chwilę odgrodzić się od uciążliwej dziewczyny, jednak zadziałało to wręcz przyciągająco. Zapach cynamonu i czekolady tańczył w moich nozdrzach, przypominając o niebezpiecznej bliskości. Bliski mdłości, wstałem czując, że dłużej tak nie mogę.
- Idę się przejść – mruknąłem, zniesmaczony całą sytuacją.
Wymknąłem się z pomieszczenia, zanim zdążyła coś powiedzieć. Miałem dość jej obecności jak na jeden dzień.
Ruszyłem pustym korytarze. Niedawno wymienione niebieskie szafki, błyszczały w sztucznym świetle lamp. Odgłos gumowej podeszwy moich trampek odbijał się echem, wzbudzając we mnie mieszane uczucia. Skrzypiały, piskały co jakiś czas, zmuszając mnie do powrotu wspomnieniami do tego momentu.
Westchnąłem przystając przy klatce schodowej. Z piwnicy rozchodził się przytłumiony dźwięk gitary. Wiedziałem, że tam jest. On i jego instrument to niemal związek frazeologiczny, osobno tracą sens. Kiedyś często przychodziłem obserwować próby ich zespołu, oczywiście z przymusu. Jako przewodniczący muszę nadzorować prace różnych klubów, jednak nie powiem, że nie sprawiało mi to przyjemności. Obserwowanie jak mimo woli uśmiecha się, gdy trąca palcami struny ...z pewnością jedynego przedmiotu, który kocha w stu procentach.
Z ręką na najstarszych drzwiach w tej szkole, przysłuchiwałem się solowej grze Kastiela. Musiał być sam, bo głosu Lysandra nie potrafiłem wyłapać.
Grał spokojnie, wypełniając mnie ciepłym uczuciem. Melodia była płynna, nieprzerwana, przyjemnie przechodząca w różne tony.
- Och Nat, jak dobrze cię widzieć .
Wzdrygnąłem się. Poczułem jakby ktoś przyłapał mnie na czymś niedozwolonym, złym. Z wypiekami na twarzy odwróciłem się w stronę głosu.
Kastiel
Siedziałem na zimnej posadzce, czując jak moje pośladki powoli odmarzają. Sunąłem dłońmi po sztywnych i raniących palce strunach, powoli tracąc czucie w rękach. Grałem zatracając w tym zmysły i jakiekolwiek niepotrzebne myśli. Prowadziłem dźwięk, pozwalając sobie na chwilę nieważkości. Obecny ciałem, lecz z duszą daleko. Obserwowałem wszystko oczyma wyobraźni, nie mogąc powstrzymać zalewających mnie zza twardego muru z nut, emocji. Powoli przedostawały się, kalecząc delikatne brzmienie mojej gitary. Jak ulewa, dopadały mnie, gdy na chwilę traciłem czujność. Poszarzałe ściany otaczały mnie, niczym więzienie, dodając chłodu i nieprzyjemnego klimatu. Zmęczony, ciągnąłem dalej grę, nie będąc pewnym co robić dalej.
Telefon wibrował raz za razem w mojej torbie, rzuconej na drugi koniec pomieszczenia. Lenistwo nie pozwalało mi się podnieść. A może przygnębienie.
Kto jest tym złym w tej historii ? Jakbym panował lepiej nad własnymi emocjami, to z pewnością byłoby lepiej. Którym torem wtedy popłynąłby nasz los? Czy istniała ścieżka prowadząca do szczęśliwego zakończenia?
Nawet nie zdałem sobie sprawy, kiedy zakończyłem grę. Spojrzałem na chłodny instrument, leżący na moich kolanach. Spędził ze mną naprawdę długi czas, co odbiło się już na lakierze i stanie. Dzień, w którym dostałem Ane był jednym z najlepszych. Lekcje były trudne, męczące, czasami demotywujące. Jednak jeden rzut oka, na błyszczącą, świeżo co zdobytą miłość sprawiał, że chęci odżywiały. Więc po pewnym czasie założyliśmy zespół. Ja i Lysander. Nasz duet, który w pewnym momencie stał się nierozłączny. Chwile spędzone na tworzeniu nowych tekstów i brzmień. Wspólne noce wśród pogniecionych stron, pokoje zawalone nutami i słowami, które nigdy nie trzymały się kupy.
- I nasz pierwszy koncert – mruknąłem z uśmiechem na twarzy.
Nie jestem przekonany czy można go tak nazwać. „Koncert", a raczej drobne przedstawienie w szkolnym „Mam Talent". Ścisk żołądka. Drżące mięśnie. Zimny pot i nerwowe uśmiechy. Przed każdym występem tak jest, nieważne czy to mały pokaz na festiwalu, bądź w klubie. Jednak moment kiedy staje się na scenie, wszystkie światła i spojrzenia ludzi ustawione na was i to poczucie mocy.
- To z pewnością coś, dlaczego warto żyć.
Schowałem gitarę do futerału, powoli dźwigając się na proste nogi. Swawolnie zbliżyłem się do czarnego plecaka, wyciągając srebrny telefon. Przyjrzałem się kilku nieodebranym wiadomością od Lysa. Zaskoczył mnie fakt, że dzwonił. Pewnie już o wszystkim wie ... tak samo jak cała szkoła. Ach jakie to niesamowite, nasz wzorowy uczeń przeleciał jakąś laskę z wiecznie napalonym wzrokiem.
- A ja za to przeleciałem go – szepnąłem, czując jak bawi mnie ta irracjonalna sytuacja.
Wbrew sobie zaśmiałem się, powoli zbierając do wyjścia. Ruszyłem po kamiennych schodach, przystając przed zniszczonymi drzwiami. Bordowa farba odchodziła z nich płatami, błagając o jakieś zainteresowanie. Dyrektorka powinna zastanowić się nad odnowieniem ich. Mimo wszystko odbywają się tu spotkania „klubu muzycznego", a raczej ich osobistego zespołu.
Uśmiechnąłem się pełny dumy z własnych przemyśleń, chwytając za rozpadającą się klamkę.
- Och Nat, jak dobrze cię widzieć.
Zamarłem. To nie tak, że boję się spotkania z nim. Jednak spojrzenie w jego oczy teraz, gdy nie jestem na to przygotowany, mogłoby się źle skończyć.
- To chyba jednostronne uczucie – usłyszałem ciche westchnięcie blondyna.
- Przecież mamy taki wspaniały dzień, jak tu się nie cieszyć?
- Oczywiście. Dzień bez sprawdzania ankiet, byłby stracony. Jak chcesz możesz spróbować. Każda para rąk się przyda – jego głos drżał lekko ze zdenerwowania, próbując wymigać się od rozmowy.
Słyszałem jak kroki oddalają się, ale nie na dużą odległość. Ciekawość gryzła mnie w duchu, jednak nie mogłem teraz wyjść i wszystkiego zepsuć. Cierpliwości.
*****************************************************************************************************
Ogłoszenie Parafialne
Do wszystkich osób, które to czytają. Niektórzy zauważyli, ale jeśli nie, to teraz się dowiedzą. Historia została oznaczona +18, ponieważ jak da się zauważyć występują tu sceny podchodzące pod pornografię, a dzieci, które nie potrafią sobie tego przyswoić, albo Gorzej, chcą się pochwalić, że są dziećmi piszą komentarze, w których podkreślają, że je to brzydzi. Oczywiście pewnie wszystkich to interesuje, dlatego się tym dzielą. Nie mam nic przeciwko, jednak pozwólcie, że zauważę, że jest to historia z gatunku yaoi, a jak każdy wie, w tym rodzaju opowiadań występuje pornografia ostrzejsza niż ta, którą akurat ja prezentuję. Nie znajdujecie tu słów, bądź zdań typu "Jego penis penetrował moje wnętrze. Ach czułem go niemal pod jelitami" "Penis, chuj, kutas, sperma". Ach literatura jest wspaniała. Miłego dnia, nocy , wieczoru czy czego kto tam chce. Nawet samogwałtu jeśli potrzeba.
Dziękuję za uwagę,
wasz kochający AutorP.S
Oczywiście nie miałem zamiaru nikogo tu urażać, obrażać, poniżać, pozbawiać godności ... byle bądź, jak zwał tak zwał, Jeśli się tak poczułeś to Przepraszam.
CZYTASZ
Kastiel x Nathaniel
Random"Wiesz? Złe rzeczy dzieją się również dobrym ludziom. Im jesteś lepszym człowiekiem tym zło jest dla ciebie bardziej dotkliwe." Nie wszystko jest czarno białe, tak naprawdę można się pomylić w ocenie ludzie. Raz, dwa, a czasami nawet trzy razy. Powi...