*Oczami Elsy*
Budzę się w jakiejś drewnianej chatce. Jest oświetlona blaskiem kilku świec, a to wszystko dopełnia światło księżyca wpadające przez okno. Leżę na mało wygodnym łóżku. Rozglądam się dookoła jeszcze dokładniej. Dostrzegam sylwetkę Jacka, który z kimś rozmawia. Niski mężczyzna o siwych włosach. Odwracają się w moją stronę dopiero, kiedy próbując unieść się na łóżku opadłam z przeraźliwym bólem.
-Elsa... Jak się czujesz?- zwraca się do mnie Jack.
-Jak zwykle.
-Nieźle mnie przestraszyłaś, kiedy zendlałaś, gdzieś po drodze.
-Właśnie... Gdzie my jesteśmy?
-Dotarliśmy do miasta. To jest Danirt. Jest jedynym medykiem w okolicy. Postanowił nam pomóc.
-A tak w ogóle to długo spałam?
-Wsumie to nie wiem. Ale dotarliśmy tu dopiero kilka minut temu.
-Bierzmy się do pracy.- wtrąca się Danirt.
-Czyli..?
-Trzeba to zszyć.
-Będzie bolało?
-Jeśli mam być szczery to niestety tak i to dość mocno.
Zaciskam powieki ze strachu, przed tym co mnie czeka. Już pierwsza łza pojawiła się na moim policzku, a ja nawet nie próbuje jej powstrzymać. Kiedy otwieram oczy widze co mnie czeka. Dość gruba igła i czarna, mocna nić, które są wyciągane z misy z czystą wodą. Wiadomo trzeba to przeczyścić. Danirt pochyla się nade mną i odwija turkusowy materiał.
-Gotowa?
-T...tak.- głos drgał mi ze strachu.
Nagle czuje lekkie ukucie i ból spowodowany przyciąganiem za pomocą nici rozciętej skóry i mięśni. Krzyczę z bólu, a dłoń zaciskam w pięść, kiedy kolejna część mojej rany jest "leczona". Jack łapie mnie za zamkniętą dłoń i ociera łzy z mojego policzka.
-Już nie wiele zostało.- powtarza próbując dodać mi otuchy.- Spokojnie Elsa. Jestem tu. To wszystko się zaraz skończy. Bądź silna.- jego słowa naprawdę mnie spokają i pomiędzy kolejną dawką cierpień szepce mu ciche.
-Dziękuję.
*Oczami Jacka*
Boli mnie na sam widok tego co przeżywa Elsa. Kiedy wreszcie zabieg dobiegł końca odetchnąłem z ulgą, lecz Elsa wciąż miała zaciśnięte powieki, a jej oddech był nierówny, niespokojny. Uspokajam ją, a przynajmniej próbuje. To jedyne co mogę zrobić. Łapię ja za rękę i siadam obok.
-Będziecie musieli tu zostać. Przynajmniej przez kilka dni.- zwraca się do mnie Danirt.
-A nie będzie z tym kłopotu?
-Nie... Ale jako małą rekompensate pomożesz mi z pewną sprawą puki tu zostaniecie.
-Nie ma problemu.
-Chyba zasnęła.
Odwracam wzrok na dziewczynę, rzeczywiście zasnęła. Nawet nie wiem kiedy, ponieważ wciąż mocno trzymała moją dłoń. Nie miałem serca jej budzić, wiec poprostu posiedziałem przy niej i patrzyłem ja śpi.
Kiedy się obudziła była już spokojna. Spojrzała na mnie, a następnie na nasze dłonie. Odrazu puściła moją rękę.
-Przepraszam. Trzeba było mnie obudzić.
-Spokojnie. Nic się nie stało. Jak się czujesz?
-Lepiej, ale powinieneś już iść.
-Co? Gdzie?
- Nie wiem, ale nie chce cię zatrzymywać. Masz napewno swoje życie.
-Za późno. Już obiecałem Danirt'owi, że zostaniemy. Nie ma odwrotu.- uśmiecham się szeroko.
Zamilkła, ale po chwili zadaje mi pytanie.
-Opowiesz mi coś o sobie?
-No wiec... To zabrzmi głupio. Duchem zimy. Latam po świecie zabawiając przy tym dzieci i ośnieżając tereny. W skrócie mam moc władania śniegiem i lodem.
-Ale skoro jesteś duchem to czemu cie widzę?
-Widocznie we mnie wierzysz. Jesteś pierwszą osobą, która mnie zobaczyła.
-A Danirt?
Opowiedziałem jej o rozmowie w bazie Northa, księżycu i zabraniu mojej laski. Te zadanie z odpowiedzialnością sobie odpuściłem.
-Wydaje mi się, że kiedy pozbawił mnie laski stałem się chwilowo człowiekiem.
-A znasz jeszcze kogoś z podobną mocą?- była bardzo zaciekawiona.
-Nie. Niestety, ale słyszałem o pewnej kobiecie, królowej, która ma taką samą mocą. Jednak nigdy jej nie widziałem, bo zawsze wrota zamku były zamknięte, a okna pozasłaniane, a mimo że jestem duchem przez ściany nie przenikam. Kiedy rzuciła na swoje ziemię czary byłem wstrząśnięty! Jak można to zrobić swoim poddanym i do tego gdzieś uciec! Szukałem jej ale nie znalazłem. Kiedy jednak zakończyła tą straszliwą zimę nie miałem ochoty oglądać jej osoby.
-Czy to królowa Arendelle?
-Tak! Też o niej słyszałaś?
-Coś mi się obiło o uszy.
Elsa zrobiła się nieco zdenerwowana.
*Oczami Elsy*
-Teraz twoja kolej.
Co ja mam mu powiedzieć. Prawdę?! On uważa mnie za nieodpowiedzialną i złą władczynię. Kiedy o tym opowiadał widziałam wściekłość w jego oczach...
-No więc pochodzę z bogatej rodziny. Mój tata jest szlachcicem. Jestem zwykłą dziewczyną nie mam o czym opowiadać.
-A skąd pochodzisz?
-No właściwie to z Arendelle.
-Naprawdę?! Więc co robisz, aż tutaj.
-Yyy... To długa historia. Nie chce o tym mówić.
-Rozumiem. A ta królowa, o której mówiłem jaka ona jest? Oceniam ją pochopnie wiem, ale nie rozumiem jak można być tak nieodpowiedzialny i używać swojego daru od Boga w ten sposób. Trochę o niej słyszałem. Podobno odrzuciła własną rodzinę, nawet nie poszła na pogrzeb swoich rodziców. Jak tak można żyć? Bez miłości?
-To nie tak... Ona jest inna. Nie dokońca panowała nad swoją mocą, kiedy zdarzył się ten wypadek.
-A skąd ta pewność?
-Jesteśmy daleką rodziną. Nasi ojcowie są kuzynami.
-W takim razie nie powinnaś być kimś z rodziny królewskiej?
-Mój ojciec zrzekł się prawa do tronu. Chciał być zwykłym obywatelem, a nie królewiczem. Zostawił sobie tylko część majątku, aby nie żyć w biedzie.
-I wszystko jasne.
Spojrzał jeszcze na mnie z dziwną miną i wyszedł pomóc w czymś Danirt'owi. Mam nadzieje, ze nie dowie się prawdy... Nie co ja mówię? Powinnam odrazu powiedzieć mu prawdę. Ale wtedy by mi nie pomógł. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.
Kolejny spóźniony rozdział. PRZEPRASZAM! Szkoła i brak weny, ale coś tam wyskrobałam. Mam nadzieje, że ten moim zdaniem słaby rozdział nie razi mocno w oczy. Postaram się oczywiście, aby kolejny był na czas, albo może szybciej.
Komentujcie... Czekam na wasze opinie odnośnie fabuły i stylu pisania. Wszelkie pytania również wstawajcie do komentarzy. Pozdrawiam.✌✌✌
YOU ARE READING
Jelsa "Śnieżna podróż"
FanfictionZapraszam do czytania poprawianej wersji! Młoda królowa zostaje porwana i wywieziona daleko poza granice swojego kraju. Kiedy dowiaduje się o tragedii jaka ma niedługo spać na Arendelle zaczyna zamartwiać się o Anne i o to czy da sobie radę. Zostaj...