Rozdział VI

1.6K 175 18
                                    

*Oczami Elsy*

Budzę się w jakiejś drewnianej chatce. Jest oświetlona blaskiem kilku świec, a to wszystko dopełnia światło księżyca wpadające przez okno. Leżę na mało wygodnym łóżku. Rozglądam się dookoła jeszcze dokładniej. Dostrzegam sylwetkę Jacka, który z kimś rozmawia. Niski mężczyzna o siwych włosach. Odwracają się w moją stronę dopiero, kiedy próbując unieść się na łóżku opadłam z przeraźliwym bólem.

-Elsa... Jak się czujesz?- zwraca się do mnie Jack.

-Jak zwykle.

-Nieźle mnie przestraszyłaś, kiedy zendlałaś, gdzieś po drodze.

-Właśnie... Gdzie my jesteśmy?

-Dotarliśmy do miasta. To jest Danirt. Jest jedynym medykiem w okolicy. Postanowił nam pomóc.

-A tak w ogóle to długo spałam?

-Wsumie to nie wiem. Ale dotarliśmy tu dopiero kilka minut temu.

-Bierzmy się do pracy.- wtrąca się Danirt.

-Czyli..?

-Trzeba to zszyć.

-Będzie bolało?

-Jeśli mam być szczery to niestety tak i to dość mocno.

Zaciskam powieki ze strachu, przed tym co mnie czeka. Już pierwsza łza pojawiła się na moim policzku, a ja nawet nie próbuje jej powstrzymać. Kiedy otwieram oczy widze co mnie czeka. Dość gruba igła i czarna, mocna nić, które są wyciągane z misy z czystą wodą. Wiadomo trzeba to przeczyścić. Danirt pochyla się nade mną i odwija turkusowy materiał.

-Gotowa?

-T...tak.- głos drgał mi ze strachu.

Nagle czuje lekkie ukucie i ból spowodowany przyciąganiem za pomocą nici rozciętej skóry i mięśni. Krzyczę z bólu, a dłoń zaciskam w pięść, kiedy kolejna część mojej rany jest "leczona". Jack łapie mnie za zamkniętą dłoń i ociera łzy z mojego policzka.

-Już nie wiele zostało.- powtarza próbując dodać mi otuchy.- Spokojnie Elsa. Jestem tu. To wszystko się zaraz skończy. Bądź silna.- jego słowa naprawdę mnie spokają i pomiędzy kolejną dawką cierpień szepce mu ciche.

-Dziękuję.

*Oczami Jacka*

Boli mnie na sam widok tego co przeżywa Elsa. Kiedy wreszcie zabieg dobiegł końca odetchnąłem z ulgą, lecz Elsa wciąż miała zaciśnięte powieki, a jej oddech był nierówny, niespokojny. Uspokajam ją, a przynajmniej próbuje. To jedyne co mogę zrobić. Łapię ja za rękę i siadam obok.

-Będziecie musieli tu zostać. Przynajmniej przez kilka dni.- zwraca się do mnie Danirt.

-A nie będzie z tym kłopotu?

-Nie... Ale jako małą rekompensate pomożesz mi z pewną sprawą puki tu zostaniecie.

-Nie ma problemu.

-Chyba zasnęła.

Odwracam wzrok na dziewczynę, rzeczywiście zasnęła. Nawet nie wiem kiedy, ponieważ wciąż mocno trzymała moją dłoń. Nie miałem serca jej budzić, wiec poprostu posiedziałem przy niej i patrzyłem ja śpi.

Kiedy się obudziła była już spokojna. Spojrzała na mnie, a następnie na nasze dłonie. Odrazu puściła moją rękę.

-Przepraszam. Trzeba było mnie obudzić.

-Spokojnie. Nic się nie stało. Jak się czujesz?

-Lepiej, ale powinieneś już iść.

-Co? Gdzie?

- Nie wiem, ale nie chce cię zatrzymywać. Masz napewno swoje życie.

-Za późno. Już obiecałem Danirt'owi, że zostaniemy. Nie ma odwrotu.- uśmiecham się szeroko.

Zamilkła, ale po chwili zadaje mi pytanie.

-Opowiesz mi coś o sobie?

-No wiec... To zabrzmi głupio. Duchem zimy. Latam po świecie zabawiając przy tym dzieci i ośnieżając tereny. W skrócie mam moc władania śniegiem i lodem.

-Ale skoro jesteś duchem to czemu cie widzę?

-Widocznie we mnie wierzysz. Jesteś pierwszą osobą, która mnie zobaczyła.

-A Danirt?

Opowiedziałem jej o rozmowie w bazie Northa, księżycu i zabraniu mojej laski. Te zadanie z odpowiedzialnością sobie odpuściłem.

-Wydaje mi się, że kiedy pozbawił mnie laski stałem się chwilowo człowiekiem.

-A znasz jeszcze kogoś z podobną mocą?- była bardzo zaciekawiona.

-Nie. Niestety, ale słyszałem o pewnej kobiecie, królowej, która ma taką samą mocą. Jednak nigdy jej nie widziałem, bo zawsze wrota zamku były zamknięte, a okna pozasłaniane, a mimo że jestem duchem przez ściany nie przenikam. Kiedy rzuciła na swoje ziemię czary byłem wstrząśnięty! Jak można to zrobić swoim poddanym i do tego gdzieś uciec! Szukałem jej ale nie znalazłem. Kiedy jednak zakończyła tą straszliwą zimę nie miałem ochoty oglądać jej osoby.

-Czy to królowa Arendelle?

-Tak! Też o niej słyszałaś?

-Coś mi się obiło o uszy.

Elsa zrobiła się nieco zdenerwowana.

*Oczami Elsy*

-Teraz twoja kolej.

Co ja mam mu powiedzieć. Prawdę?! On uważa mnie za nieodpowiedzialną i złą władczynię. Kiedy o tym opowiadał widziałam wściekłość w jego oczach...

-No więc pochodzę z bogatej rodziny. Mój tata jest szlachcicem. Jestem zwykłą dziewczyną nie mam o czym opowiadać.

-A skąd pochodzisz?

-No właściwie to z Arendelle.

-Naprawdę?! Więc co robisz, aż tutaj.

-Yyy... To długa historia. Nie chce o tym mówić.

-Rozumiem. A ta królowa, o której mówiłem jaka ona jest? Oceniam ją pochopnie wiem, ale nie rozumiem jak można być tak nieodpowiedzialny i używać swojego daru od Boga w ten sposób. Trochę o niej słyszałem. Podobno odrzuciła własną rodzinę, nawet nie poszła na pogrzeb swoich rodziców. Jak tak można żyć? Bez miłości?

-To nie tak... Ona jest inna. Nie dokońca panowała nad swoją mocą, kiedy zdarzył się ten wypadek.

-A skąd ta pewność?

-Jesteśmy daleką rodziną. Nasi ojcowie są kuzynami.

-W takim razie nie powinnaś być kimś z rodziny królewskiej?

-Mój ojciec zrzekł się prawa do tronu. Chciał być zwykłym obywatelem, a nie królewiczem. Zostawił sobie tylko część majątku, aby nie żyć w biedzie.

-I wszystko jasne.

Spojrzał jeszcze na mnie z dziwną miną i wyszedł pomóc w czymś Danirt'owi. Mam nadzieje, ze nie dowie się prawdy... Nie co ja mówię? Powinnam odrazu powiedzieć mu prawdę. Ale wtedy by mi nie pomógł. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.

Kolejny spóźniony rozdział. PRZEPRASZAM! Szkoła i brak weny, ale coś tam wyskrobałam. Mam nadzieje, że ten moim zdaniem słaby rozdział nie razi mocno w oczy. Postaram się oczywiście, aby kolejny był na czas, albo może szybciej.

Komentujcie... Czekam na wasze opinie odnośnie fabuły i stylu pisania. Wszelkie pytania również wstawajcie do komentarzy. Pozdrawiam.✌✌✌

Jelsa "Śnieżna podróż"Where stories live. Discover now