Rozdział X

1.4K 164 20
                                    

*Oczami Elsy*

-Dopływamy!- usłyszałam głos Jack'a.

Z daleka było widać już dom, Arendelle. Byłam tak strasznie szczęśliwa. W końcu po tak długim czasie dotarłam do domu. Chodziłam po całym statku od rufy do dziobu i z powrotem.

-Elsa.- zaśmiał się Jack.- Spokojnie.

Ja tylko się do niego uśmiechnęłam i dalej okazywałam radość praktycznie śpiewając i tańcząc na środku pokładu. Słyszałam tylko głos chłopaka za mną, który śmiał się z mojego komicznego zachowania. Nagle niebo zrobiło się ponuro szare, a w powietrzu zaczęła unosić się mgła. Zaskoczona podbiegłam do drenianej barierki i spojrzałam w strone lądu. Byliśmy już prawie w porcie, a raczej w tym co z niego zostało. Dookoła nie było, ani ludzi, ani statków. Z daleka było słychać krzyki i dźwięki uderzających się o siebie mieczy i tarcz. Dotarło do mnie, że się spóźniliśmy. Kiedy tylko poczułam lekki uderzenie spowodowane wpłynięciem między porozwalane mosty zeskoczyłam z łajby i pobiegłam w strone miasta.

-Elsa! Stój! ... Zaczekaj!

Nie słuchałam go biegłam dalej nie patrząc na nic dookoła mnie. Wbiegłam po kamiennych schodach i znalazłam się między budynkami. Wszystko ucichło, a mgła powoli opadała. Pojedynczy krzyk i złowieszczy śmiech kazały mi się udać w strone głównego placu. Tam tłum ludzi wpatrująch się z podest umieszczony na środku. Przebiłam się przez tłok i to co ujrzałam zmroziło mi krew w żyłach. Na podeście stała gilotyna, a co więcej pod nią leżała płacząca Anna.

-Nie!- krzyknęłam, a Jens Müller we własnej osobie machnął ręką na znak opuszczenia ostrza.

Przerażona spoglądam na Anne, która rzuca mi ostatnie, krótkie, pełne bólu spojrzenie.

Budzi mnie mój własny krzyk. Podrywam się do pozycji siedzącej i łapie się za głowę próbując zapomnieć o tym co przed chwilą widziałam. Na mojej twarzy łzy rysują kolejne mokre ścieżki, a ja cała drże.

*Oczami Jack'a*

-Nie!- słyszę krzyk dochodzący z innego pokoju.

Chwile potem ponowny tym razem brzmiący jakby ktoś ujrzał coś przerażającego i nie ktoś, a Elsa. Gdy tylko rozpoznaje ten głos wręcz wyskakuje z pokoju i jestem przed jej drzwiami, gdzie spotykam również Ivene i Danirt'a, ktorzy są widocznie równie wystraszeni i zmartwieni tak jak ja. Otwieram drzwi. Moim oczom ukazuje ledwo widoczny przez mrok nocy obraz płaczącej, przerażonej Elsy. Gdy Ivena zapala świece wszystko widzę jeszcze dokładniej. Siedzi na łóżku ze spuchniętymi oczami, dłonie ma ułożone na swoich spiętych w rozwalony warkocz włosach. Jej oddech jest łapczywy i nierównomierny, a klatka piersiową wygląda jakby za chwile miało z niej wyskoczyć serce. Cała drży i chyba jeszcze nie dokońca jest świadoma, że to był tylko sen.

Szybko do niej podchodzę i przytulam bez słowa. Ona nadal siedzi nie ruchomo. Spoglądam zza ramienia Elsy na Ivene i Danirt'a. Oni tylko mówią coś w stylu "zostawimy was samych" i wychodzą.

-Hej Elsa.- probuje ją trochę uspokoić.-To był tylko sen.

-W... wiem.-mówi po chwili szeptem, nadal siedząc bez ruchu.

-Więc wiesz, że nic się nie stało, tak?

Czuje jak kiwa lekko głową.

-Już... Uspokuj się.- odsuwam się od niej i dłonią wycieram jej łzy z policzka.- Spójrz na mnie.

Podnosi powoli wzrok.

-Dopuki tu jestem nie dopuszcze, aby ponownie sniły ci się koszmary. Jak się tylko owy pojawi przyjdziesz do mnie lub mnie zawołasz, dobrze?

Kiwa ponownie głową, a jej drobne rączki oplatają mnie i przyciskają do siebie. Czuje jak chowa swoją twarz z zagłębieniu mojej szyji. Uśmiecham się pod nosem i również przytulam ją jeszcze raz do siebie.

-Chcesz, abym tu z tobą został dopuki nie zaśniesz ponownie?

-Yhym...

-Chodź już spać.- zaproponowałem, a ona zabierając głowę z mojej szyji spojrzała na mnie nie pewnie.

Wyglądała jak mała dziewczynka, która boi się iść spać.

-Obudzę cie jeśli coś ci się złego przyśni.

Na te słowa, położyła się, a ja obok niej. Wciąż nie wypuszczała mnie z ramion jakby się bała, że kiedy mnie puści wszystkie koszmary wrócą. Kiedy już leżeliśmy ona wciąż przez kilka minut nie zamykała oczu.

-Jack... Przepraszam, nie musisz tu ze mną siedzieć.

-Skoro mnie o to poprosiłaś to zostane.

-Nie chce, abyś jutro był zmęczony.

-A ja nie chce, abyś znowu miała koszmary.

-Ale...

-Elsa...- przerwałem jej- Miałaś kiedyś przyjaciela? Nie wliczając mnie.

-Nie.- powiedziała niepewnie.

-Wytłumaczę ci coś ok? Teraz ja jestem twoim przyjacielem- mówiłem spokojnie- a skoro nim jestem to nie dopuszcze, aby coś ci się stało, abyś czuła się źle, abyś była smutna, bo to jest właśnie zadanie przyjaciół. Troska o tego drugiego, aby ta druga osoba była szczęśliwa i aby zawsze miała w tobie wsparcie. Przyjaciel to wielki skarb, ale również duża odpowiedzialność.

-Jack, ja mogę nie dać rady.

-To nie jest trudne. Jedyne co musimy robić to być.

Zauważyłem, że się uśmiecha i chwile później ziewa.

-Dobranoc.

-Dobranoc Jack.

Mija kilka kolejnych minut, a ona ponownie śpi. Dłoń ma ułożoną na moim torsie i głowę na moim sercu. Jej usta są rozchylone i wygięte w niewielki uśmiech. Oddycha równomiernie i spokojnie. Obejmuje ją ramieniem i także zamykam oczy.

Witam, witam. Mam w głowie tyle pomysłów, że każda wolna chwila idzie na pisanie rozdziału. ☺ Jak zwykle zachęcam do komentowania, bo to właśnie dzięki długim, pozytywnym komentarzom pod ostatnim rozdziałem zdecydowałam wrzucić kolejny tak szybko. Pozdrawiam. Do przeczytania. ;)

Jelsa "Śnieżna podróż"Where stories live. Discover now