Rozdział XIX

1.1K 141 30
                                    

*Oczami Elsy*

Budzę się rano. Otwieram zmęczone oczy i przecieram je dłońmi. Siadam na "łóżku" i przez chwilę patrze się w jeden punkt próbując oczyścić myśli. Jednak nie jest to proste. W głowie mam wciąż to co tej nocy. Ja się zakochałam? Czy to możliwe? Widocznie tak, choć nie jestem pewna, czy to dobrze. Skoro nie możemy być razem, ale o czym ja mówię? Aby być razem obie osoby muszą darzyć się uczuciem, a ja wątpię, że Jack zakochał się w kimś takim jak ja...

Powoli staje na równe nogi i ubieram się w turkusową suknie. Związuje włosy i wychodzę na pokład, aby chwile odetchnąć. Jak zwykle od kilku dni napotykam Aleksandra.

- Dzień dobry królewno.

Nic nie odpowiadam. Poprostu idę dalej nie zwracając na niego uwagi. Niestety nie udaje mi się go wyminąć jak zwykle. On łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę.

- Musimy porozmawiać.

- Już chyba wszystko sobie wyjasniliśmy.

- Nie do końca... Pomówmy w mojej szalupie.

- Jeśli masz mi coś jeszcze do powiedzenia to słucham.

Spogląda na mnie zdziwiony i jakby... zły?

- Nalegam.

- Mało mnie to o chodzi... -- mówie oschłym tonem.

- Jeszcze do tego wrócimy. -- mówi dość groźnie i odchodzi.

Nie wiele sobie robię z jego "ostrzeżenia". Co on może mi zrobić? Napewno mnie nie zabije. Mam tylko nadzieje, że nie zrobi nic Jack'owi. Mimo, iż obiecał to nie mogę być pewna jego słów.

*Oczami Jack'a*

Znów wyciągają mnie na pokład wręczając szczotke, szmate i wiadro wody każąc czyścić pokład. Rozglądam się dookoła i zauważam Else. Ona również na mnie patrzy z współczuciem, smutkiem i... No właśnie. Jej oczy wyjawiają jakieś dziwne uczucie, którego nie jestem wstanie określić. Już nawet nie próbuje do mnie podejść. Po ostatnim incydencie, kiedy prawie wyrzucili mnie za pokład ona nie ma odwagi narażać mnie na cos takiego. A ja tak bardzo bym chciał ją przytulić, wciągnąć jej zapach i usłyszeć jej dźwięczny śmiech, kiedy zaczął bym ją łaskotać. Najgorsze jest to, że nadal nie wiem wiem co chodzi. Czemu ją wypuścili, a mnie mają zamiar zaraz po przypłynięciu do Arendelle. To trochę dziwne...

- Elsa? -- słysze dźwięk tego księcia, czy kogoś tam...

Dziewczyna odwraca się w jego stronę i patrzy na niego z nienawiścią na twarzy. On łapie ją za rękę, ale ona próbuje ją zabrać. Poddaje się jednak, kiedy facet wskazuje na mnie i mówi jej coś cicho. Ona spuszcza głowę i podąża za nim.

*Oczami Elsy*

- Jak juz mówiłem musimy porozmawiać.

- O czym?

- O nas...

- O nas?!

- No tak. Naszym małżeństwo, zaręczynach, wymyślić historię jak się poznaliśmy i tak dalej.

- A po co?

- Jakby ktoś pytał.

Wzdycham ciężko.

- Jakieś propozycje?

- Myślałem nad tym, że to ja uratowałem cie przed śmiercią i postanowiłem odprowadzić cie do Arendelle. Po drodze zakochaliśmy sie w sobie do szalenstwa, a ty nie byłaś na siłach, aby sama wygrać z moim ojcem, wiec postanowiłem ci pomóc i oświadczyć ci się, aby stać się królem i móc prowadzić wojnę.

- Skoro już wszystko obmyśliłeś to nie jestem ci do niczego potrzebna.

- Owszem jesteś. Musiałaś poznać tą całą historyjkę. Mam dla ciebie pierścionek.

Wyjmuje z kieszeni pudełeczko i podaje mi je.

W środku znajduje się złoty pierscionek z czerwonym kamieniem.
- Podoba ci się?

- To bez znaczenia...

- Załóż go... Od teraz będziesz go nosić.

- A jeśli nie?

- Znów zaczynasz..? Dobrze wiemy, że wypowiem słowo "Jack" to zgodzisz się na wszystko.

Spuszczam wzrok i przypominam sobie dzisiejsza noc. Cholernie za nim tęsknię... Tak bardzo chciałabym, aby ten pierścionek był właśnie od niego, a nie od tego palanta.

- Wiesz co Elso...

Wyrywa mnie z przemyśleń Aleksander.

- ... pamiętasz jak kłóciliśmy się apropo miłości?

Lekko przytakuje.

- No więc miałaś rację...

- Nie wierze?! Zakochałeś się? -- prycham - Niemożliwe.

- Tak Elso zakochałem się.

- To po co ta cała szopka. Nie chcesz być szczęśliwy u boki swojej wybranki?

- Chce...

- Więc po ciągniesz mnie do ołtarza?

- Bo... Zakochałem się w tobie...

Na te słowa opadła mi szczęka. We mnie?! Zakochał się we mnie?! Tak traktuje kobietę, która kocha! Nie wierzę mu.

- Żartujesz...

- Mówie całkiem poważnie.

- Wiesz co... Może cię zranie, ale w tym momencie nie obchodzą mnie twoje uczucia. Ja cie nienawidzę! Rozumiesz?!

- Proszę cię! Wolisz tego Jack'a?! On jest nikim!

Skąd on wie o Jack'u. A z resztą nie ważne.

- Tak! Sto razy bardziej!

- Czemu nie chcesz dać mi szansy?!

- Ooo... No nie wiem! Może dlatego, że mnie porwałeś, przez ciebie próbowali mnie zabić, przetrzymywałeś mnie w jakiś zgniłym lochu i zmuszasz mnie do małżeństwa!!!

- Wiesz, że to wszystko nie jest moją winą. -- mówi spokojnie.

- Wiesz co?! Nie mam ochoty na ciebie patrzeć! Do zobaczenia przed ołtarzem!

Próbuje otworzyć drzwi, jednak okazują się być zakluczone. Słyszę jego kroki. Stoi za mną.

- Wypuść mnie. -- warcze w jego stronę.

On łapie mnie za ramiona i odwraca twarzą do siebie. Jest blisko... Za blisko... Nagle nachyla się nade mną i całuje mnie w usta na co ja odrazu próbuje go odepchnąć jednak jest zbyt silny i nie daje mi się odsunąć tylko mocniej przyciska mnie do ściany. Próbuje odwrócić głowę, ale nie wiele to daje. Czuje obrzydzenie, złość, smutek i wszystkie inne negatywne emocje, ale co mam zrobić. Pozostało mi tylko spróbować przetrwać ten nieodwzajemniony pocałunek.

Hej wszystkim... Mam nadzieje, że mnie nie zabijecie. :/ Rodział krótki i nie sprawdzamy bo jak narazie nie mam czasu. Myślę, że wybaczcie mi błędy (mam nadzieje). Chciałam wam podziękować za ogromną ilość gwiazdek, komentarzy i wyświetleń!

Do następnego!!!

Jelsa "Śnieżna podróż"Where stories live. Discover now