Rozdział XII

1.5K 162 39
                                    

*Oczami Elsy*

Szliśmy ośnieżoną ścieżką. Powoli zapadał zmrok, ale jak narazie się tym nie przejmowaliśmy. Całą drogę od rana oprócz ciągłego marszu spędziliśmy na luźnej rozmowie poznając się na zmianę. Okazało się, że wiele nas łączy. Aby się lepiej poznać jako przyjaciele postanowiliśmy zadać sobie przypadkowe pytania.

- Ulubione jedzienie?

- Oj myślę, że na to pytanie oboje znamy odpowiedź.

- BARANINA! -- krzykneliśmy oboje, na co parskneliśmy śmiechem.

- Czemu nie zabraliśmy tego na zapas? -- jęknął.

- Bo byś się obrzerał i nigdy byśmy nie doszli do celu. -- zaśmiałam się i w porę uchyliłam się przed lecącą śnieżką.

- Jesteś okrutna.

- Jak będziemy na miejscu to ci taką upieke.

- Skąd ty...

- Będziesz wiedziała jak to zrobić? -- dokonczyłam za niego. - Myślisz, że całe dnie siedziałam w pokoju?

Przyspieszył kroku.

- Ej ej. Wolniej.

- Nie ma mowy. Mam straszną ochotę na te pyszne mięsko.

Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową z politowaniem, a następnie szybciej ruszyłam za Jack'iem.

- Moja kolej. Ulubiona pora roku?

- Oczywiście, że zima.

- Nie wierzę...

- Coś się stało?

- Jesteś chyba jedyną osobą jaką znam, która lubi zimę.

- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz.

- Na przykład?

- Na przykład uwielbiam jeździć na łyżwach.

W tym momencie zrobił coś czego się nie spodziewałam.

- Elso White wyjdziesz za mnie? -- spytał klękając przede mną i zasłaniając mi przy tym drogę.

- A czy teraz nie moja kolej na pytanie? I nie masz pierścionka. Sama nie wiem... -- udawałam, że się zastanawiam, aby następnie zacząć się dźwięcznie śmiać razem z Jack'iem.

- Niszczysz moją pewność siebie.

- Wiem... Ktoś musi.

- Ej wypraszam sobie!

- Lepiej choć poszukać jakiegoś schronienia. Zaraz będzie ciemno.

- Nie zmieniaj tematu.

- Ale ty jesteś U-PAR-TY!

- Wiem... Ale za to jaki przystojny. -- pomachał zmacząco brwiami.

- Chciałbyś.

- Oj no powiedz to. -- szturchnął mnie w ramię. Nie wierzę jakie z niego dziecko. - No dalej.

- Nie powiem tego.

- Ale tak myślisz.

- Ja? To ty chciałeś się ze mną ożenić. I kto tu komu się podoba?

- To był cios poniżej pasa.

Prychnełam i przerzuciłam włosy przez ramię. Idąc dalej przed siebie.

***

*Oczami Jack'a*

Obudziło mnie słońce wpadające do wnętrza niewielkiej jaskini. Ogień już dawno wygasł pozostawiając po sobie tylko trochę popiołu. Powoli się podniosłem i wyciągnąłem prostując przy tym kości. Elsa jeszcze spała oparta o kamienną ścianę otulona grubym kożuchem i kocem. Jej usta były rozchylone i z każdym kolejnym wydechem wydobywał się z nich obłoczek pary. Raz na jakiś czas szukała jakby czegoś obok siebie przez sen, lecz zaraz rezygnowała z poszukiwań marszcząc nosek i chowała dłoń pod koc. Usiadłem obok niej i przez chwilę przyglądałem się jej jak śpi. Nagle znów wyciągnęła rękę i odnajdując moje ramię chwyciła je i przysuneła mocno się w nie wtulając w uśmiechem na ustach. Zacząłem się cicho śmiać. Po chwili jednak postanowiłem, że czas dalej ruszyć wiec szturchnąłem Else raz, drugi, trzeci, a ona powoli zaczęła otwierać oczy.

- Wygodnie ci? -- spytałem ze śmiechem, na co ona od razu się wybudziła i odsunęła ode mnie.

- Co ty robisz?

- Ja? Ja poprostu usiadłem obok. To ty się kochanieńka wtuliłaś we mnie jak w misia.

- To było nie świadomie! -- broniła się.

- Człowiek jest najbardziej szczery kiedy śpi, bo tylko we śnie nie umie kłamać.

Elsa burknęła coś pod nosem i wstała na równe nogi.

Po zjedzeniu niewielkiego śniadania ruszyliśmy w dalszą drogę. Między nami oczywiście była masa tematów do rozmowy dlatego nie nudziłem się podczas wyprawy, a czasem nawet zapomniałem o bólu nóg i zmeczeniu. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju.

- Elso? Czemu jako dziecko nie bawiłas się z nim innymi?

- Tak wyszło. -- odpowiedziała nie chętnie.

- Tak wyszło? Poprostu?

- Lubiłam się bawić sama... -- wzruszyła ramionami, lecz na jej twarzy było widać zakłopotanie.

Ona coś ukrywa. I to coś naprawdę ważnego. Musze się dowiedzieć o co chodzi.

***

Wychodziliśmy na skraj lasu, kiedy z daleka usłyszałem dźwięk jakby... marszu? Elsa widocznie też to usłyszała bo zaczęła się nerwowo rozglądać. Nieco się zdziwiłem. Przecież strażnicy nic nam nie zrobią. Kiedy z daleka ujrzała czerwono złote mundury złapała mnie za rękaw i schowała się za ogromnym głazem.

*Oczami Elsy*

Musieliśmy wpaść akurat na strażników? Nie dość, że mogli mnie zauważyć to jeszcze Jack. Teraz będę musiała mu to wytłumaczyć. Mam nadzieje, że nie będzie mnie zbytnio o to wszystko wypytywał. Kiedy cały orszak już odszedł na bezpiecznął odległość wyszliśmy z ukrycia. Jack wciąż patrzył na mnie pytająco, a ja? Ja skusiłam wzrok na swoje buty i ruszyłam bez słowa.

Szczerze mówiąc czułam się okropnie. Jego obecność obok, jego pytające spojrzenie i niepewność, która teraz napewno wypełniała jego głowę tylko powodowały, że moje poczucie beznadzieji wzrastało tak, że chciałam się popłakać. On był przy mnie kiedy potrzebowałam pomocy, rozśmieszał mnie i zaufał, a ja chyba dalej nie ufam samej sobie. Nie wierzę w to, że zawsze będzie przy mnie. Nie ważne kim jestem i co robię. Ale ja nie potrafię. Nie po tylu latach samotności. Mimo szczęśliwego ostatniego czasu nie wszystko było dobrze. Stare blizny nigdy się do końca nie zagoiły i nie zagoją. Nie dam rady przepuścić nikogo przez moje bariery komfortu. Nie chce. Choć w jego towarzystwie czasem zapominam o Bożym świecie i czuje się wolna...

Jak mnie złapała weny za nogi to nie chciała puścić, wiec kolejny rozdział jest dużo szybciej niż planowalam i dobrze. Ja się cieszę. W tym rozdziale przełamałam pewne bariery między naszymi głównymi bohaterami, a przynajmniej mam taką nadzieję.
Jak zwykle proszę o komentarze. Jest to dla mnie ważne, abyście pisali swoje opinie pozytywne jak i negatywne.
Do następnego rozdziału. ;)

Jelsa "Śnieżna podróż"Where stories live. Discover now