Rozdział XI

1.3K 156 10
                                    

*Oczami Elsy*

Budzę się rano obok Jack'a, który obejmował mnie ramieniem. Dobrze, że zanim się obudziłam nikt tu nie wszedł bo widząc jak się w niego wtuliłam przez sen jeszcze by Ivena lub Danirt pomyśleli sobie, że tu coś między nami zaszło, a to by było straszne. Powoli wstaje próbując go nie obudzić. Po tym jak musiał wstawać w środku nocy przeze mnie zasługuje na długi sen. Idę po cichu na śniadanie, gdzie spotykam resztę domowników.

-Hej. Jak się spało?- pyta kobieta.

-Kiedy ponownie zasnęłam już całkiem dobrze. Przepraszam, że was obudziłam.

Małżeństwo wymieniło dziwne, porozumiewawcze spojrzenia.

-Nic się nie stało. A jak Jack?

-Co Jack?- pytam lekko zdezorientowana.

-Długo u ciebie siedział?

-Ee... Nie wiem zasnęłam.- odrobinę skłamałam. Mam nadzieje, że nie oblałam się rumieńcem.

-Wiesz Elso... Jeśli jesteście razem to możecie nam powiedzieć.

-Co?! Nie, nie! Nic z tych rzeczy. Skąd takie przypuszczenia?

-Z nikąd poprostu chciałam cie rano obudzić i...

-Czyli widziałaś?- pytam zawstydzona.

Ona rzuca mi tylko szeroki uśmiech.

-Powiedzmy.

-Hej wszystkim.- słyszę za sobą męski głos.

-Cześć Jack.- mówi Danirt.

-Hej.- mówie wesołym głosem.

Kiedy siadam z Jack'iem obok siebie przy stole widzę jak Ivena śmieje się pod nosem.

-Co cie tak bawi?-pyta ją Jack.

-Nic. Smacznego.

*Oczami Jack'a*

Wczoraj Elsa miała zdjęte przez Danirt'a szwy, więc myślę, że będzie chciała niedługo ruszać do domu. Będę musiał z niął on tym porozmawiać.

-Jak się czujesz?-pytam kiedy wchodzę do jej pokoju.

-O Jack. Wszystko ok. Możemy porozmawiać o naszej wyprawie?

-W porządku. Właśnie taki miałem zamiar. Kiedy masz zamiar ruszyć?

-Jak najszybciej. Za dzień, dwa?

-Dobrze, więc może, aby nie robić tego z dnia na dzień ruszymy za dwa dni, a za ten czas się trochę przygotujemy. -sugeruje.

-Dobrze tylko... Co dalej?

Trochę się zmartwiła. Pewnie nie miała żadnego konkretnego planu. Za to ja... czasem potrafię coś załatwić.

-Obiecałem, że się tym zajmę, wiec rozmawiałem z niektórymi ludźmi, oraz Danirt'em.

-I?- pyta z niewielką nadzieją w głosie.

-Najlepiej będzie udać się na wschód. Znajduje się tam małe miasteczko portowe. Tak co kilka dni ludzie poprostu wsiadają na niewielkie statki ukryte w zatoce i uciekają z kraju.

-Nie dziwię im się. Ale skąd pewność, że płyną akurat do Arendelle.

-Rzadna, ale jeśli dopłyniemy na drugi koniec morza to dalszą drogę pokonamy już pieszo lub konno.

-Masz rację.

-Czyli ustalone?

-Myślę, że i tak nie mamy innego wyjścia... Dziękuję Jack.

-Nie ma za co.- uśmiecham się lekko.- Chcesz zobaczyć coś niesamowitego?

-Z przyjemnością.

Wyszliśmy z pokoju, a następnie w domu i zaprowadziłem Else na wysoką dość górkę, skąd widać było tylko tafle wody, oraz zachód słońca. Tylko to chyba złe słowo, ponieważ widok był nieziemski. Kiedy oglądaliśmy razem ten krajobraz, widziałem w jej oczach iskierki radości, co spowodowało, że byłem poprostu szczęśliwy.

-Tu jest tak pięknie...- westchnęła po chwili dalej patrząc w pomarańczowo czerwony obraz słońca znikającemu za horyzontem.- To chyba jedyne śliczne miejsce w tym mieście.

-Dlatego cie tu przyprowadziłem.

-Jack... Jesteś świetnym przyjacielem

Podeszła i mocno mnie przytuliła, a następnie dała buziaka w policzek.

-Chodź wracajmy.

Łapię ja za rękę i lekko ciągne, ale ona stoi w miejscu.

-Zaraz... Chce jeszcze chwile popatrzeć.

-Elsa zaraz będzie ciemno.

-Proszę...- spojrzała na mnie z miną zbitego psiaka.

-Przestań tak na mnie patrzeć.

-Nie... Ja zostaje.

-Pójdziesz ze mną z własnej woli, albo cie poprostu zmusze.- mówie udawanym poważnym tonem.

*Oczami Elsy*

-Jestem ciekawa jak to zrobisz.- pokazałam mu język i to był mój błąd.

W jednej chwili wisiałam już przełożona przez jego ramię.

-Jack! Odstaw mnie na ziemię!

On tylko się zaśmiał i szedł spokojnie dalej. Ja uderzyłam go pięścią w plecy na co on tylko bardziej się roześmiał, więc dałam za wygraną.

-Mi nie pokazuje się języka.- mówi po chwili.

-Zemszcze się zobaczysz.

-Już się boję.

Kiedy doszliśmy do domu myślałam, że mnie puści, niestety grubo się myliłam. Jak gdyby nigdy nic wniósł mnie tak do domu. Kiedy przechodził kolo "salonu" zauważyłam nieco rozbawioną i zdziwioną Ivene z pytającym wzrokiem.

-Nie pytaj.- powiedziałam bezgłośnie i zrezygnowana dalej wisiałam na ramieniu Jack'a.

Odstawił mnie dopiero w moim pokoju, a ja momentalnie uderzyłam go lekko łokciem w żebra.

-Ej!

-Nigdy więcej tego nie rób.

-Nie mam pojęcia o co ci chodzi.- powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.

-Dobrze wiesz.

***

- Będziemy tęsknić. - powiedziała Ivena, kiedy przytulała mnie na pożegnanie.

- My również. Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Kiedyś się wam odwdzięcze.

Odsunęłam się od kobiety i podeszłam do Danirt'a, z którym właśnie żegnał się Jack.

- Żegnaj Danirt.

- Oj Elso. - mocno mnie uścisną. - Jack dbaj on nią.

- Nie martw się. - uśmiechnął się i złapał za część bagażu. - Musimy ruszać.

Wzięłam na plecy resztę naszych rzeczy i poraz ostatni pożegnałam się z ludźmi, którzy ratowali mi skórę. Odwróciliśmy się i jeszcze zerkając za siebie na machające nam małżeństwo ruszyliśmy w drogę.
Rozpoczęła się nasza śnieżna podróż.

Hej, hej witam!
Przepraszam za tą przerwę, ale wiecie święta i tak dalej.
Ta dam! Nareszcie ruszają w podróż! W końcu trochę akcji ;).
Jak zwykle czekam na komentarze. Masę komentarzy.
Do następnego rozdziału.

Jelsa "Śnieżna podróż"Where stories live. Discover now