*Oczami Elsy*
Budzę się obolała z jakimś lochu. Jest ciemno, zimno i mokro, a na dodatek śmierdzi pleśnią. Obracam głową dookoła i zauważam nie wiele. W tym lochu nie było nawet miejsca do spania lub "ubikacji". Czuje jak pulsuje mi głowa pewnie wciąż od tego uderzenia. W półmroku, który panuje dzięki jednej gasnącej pochodni zauważam drugą osobę. Przyglądam się uważnie.
- Jack! -- podrywam się na równe nogi i robie to chyba zbyt szybko, ponieważ kręci mi się w głowie, a odur tylko wspomaga mój odruch wymiotny, który z trudem powstrzymuje siadając ponownie na ziemi.
Powoli tym razem przysuwam się do Jack'a. Leży wciąż nieprzytomny oparty o ścianę. Sprawdzam puls. Żyje. Patrze na jego bladą twarz i zamknięte oczy. Pojedyncza łza spływa po moim policzku. Męczy mnie poczucie winy. Gdybym mu powiedziała napewno by ze mną nie poszedł, a wtedy nie musiał by teraz tu leżeć. Ale właśnie... Nie poszedł by, a przecież bardzo mi pomógł, spędziliśmy razem zabawne chwile i nawet pierwszą kłótnie, która skończyła się jak gdyby nigdy nic. To musi być mocna więź. Przyjaźń. Na to słowo uśmiech sam gości na mojej twarzy. Mam przyjaciela. Pierwszy raz od początku mojego życia mam przyjaciela. A co ważniejsze wiernego przyjaciela. Tylko ja ciągle nie mogę mu zaufać. Powiem mu! Tym razem mu powiem! Kiedy tylko się obudzi.
***
Nie wiem ile czasu już tu siedzimy. Jack nadal się nie obudził, a ja nawet nie dostałam kubka wody. Te lochy są dużo gorsze niż u nas. U nas więźniów się karmi i mają gdzie spać. A tu? Sami swoi. Ten kto przeżyje bez jedzenia najdłużej ten wygrywa. Mnie to nie bawi.
- Gdzie my jesteśmy? -- słysze za sobą słaby głos.
- Jack... Nareszcie się obudziłeś. Tak się bałam, że coś poważnego ci zrobili. -- mówie przytulając go mocno.
- Jakieś lochy?
- Tak... Siedzimy w lochu. I to jakimś strasznym. Nawet jedzenia nam nie przynoszą.
- Wiesz co się stało? Czemu tu jesteśmy?
Chwile się wstrzymałam, ale obiecałam sobie, że mu powiem.
- Tak wiem... To moja wina.
- Co? Dlaczego?
- Jack, ale obiecaj, że nie będziesz na mnie wściekły. Ja się bałam ci wcześniej powiedzieć.
- No dobrze... Tylko powiedz mi już o co tyle krzyku?
- No bo ja... Ja jestem królową Arendelle. -- w końcu to z siebie wydusiłam.
Jack patrzył na mnie nie wzruszony, a po chwili się nawet zaśmiał pod nosem.
- Nic nie powiesz? Myślałam, że na mnie nakrzyczysz, nie wiem, powiesz, że mnie nienawidzisz, a ty się śmiejesz?
- Elsa. Ja wiem, że jesteś królową.
- Co? Skąd?
- Po pierwsze. Nie umiesz kłamać. Daleka kuzynka, serio? Kiedy byliśmy jeszcze u Danirt'a ludzie w mieście dużo mówili o tym, że podobno zaginęła słynna królowa Arendelle. W tym samym czasie co jej daleka kuzynka? To nie jest trochę dziwne? Ale byłem w pełni pewien po naszej kłótni. Tak zawzięcie broniłaś królowej, abym nie myślał o niej źle. A po co znów "daleka kuzynka" miała by się przejmować królową, z którą ledwo co jest spokrewniona.
- A czemu mi nie powiedziałeś?
- Bo czekałem, aż ty to zrobisz. Chciałem zobaczyć, kiedy mi zaufasz i teraz mogę powiedzieć, że jesteśmy w stu procentach przyjaciółmi.
- Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej.
- Ok tylko zastanawia mnie jedno. Czemu jesteś taka rozluźniona? Bez obrazy, ale myślałem, że królowa będzie chodzić dostojnym krokiem, mówić wyniosłym tonem. Cały czas być poważna. A ty potrafisz wyzwań mnie od kretynów. -- zaśmiał się.
- Masz rację tak jest. Jednak ty traktujesz mnie jak normalnego człowieka. Patrzysz na mnie jak na Else, a nie Królową Arendelle. Przy tobie mogłe sobie wybrudzić ręce przy jedzeniu, śmiać się, bawić, garbić. Rozumiesz?
- Tak... A nie masz czasem dość? Bycia taką perfekcyjną królową.
Ciężko westchnełam.
- Czasami.
- Chwila... Ale skoro jesteś królową to masz moce!
- Tak. Mam.
Jego oczy zabłyszczały.
- Zamroź kraty i rozwalmy je. Uciekajmy.
- Jack chwila. Teraz to pewnie dasz rade ledwo wstać. A po drugie myślisz, że nie miałam takiego planu? Niestety na korytarzu stoi masa strażników, którzy nie poczekają sekundy tylko nafaszerują nas bełtami z kusz, kiedy tylko maleńki szron pojawi się na kratach.
- Może to i racja. Tylko w takim razie co robimy?
- Czekamy...
***
Kraty otworzyły się i stanęło w nich dwóch strażników.
- Ty! -- wskazali na mnie palcem. -- Idziesz z nami!
- A co z Jack'iem?
- Nie będę powtarzać! -- mówi groźnym tonem.
- Idź. -- słyszę głos Jack'a.
Wstaje i powoli wychodzę z więzienia odprowadzana wzrokiem Jack'a. Przełykam głośno ślinę, kiedy wiem, że w moją stronę jest wycelowana każda broń w sąsiegu wzroku.
Prowadzą mnie po kamiennych schodach na zewnątrz. Przymrużam oczy z powodu jasnego światła. Widocznie jest dzień. Idziemy przez bogato zdobione korytarze. Wygląda jakbyśmy byli w jakimś zamku. Tylko gdzie?
Wchodzimy do jakieś pokoju. Jest to zapewne sypialnia sądząc po dużym łóżku stojącym na środku. Stoi tu mężczyzna odwrócony do nas plecami ubrany w książęcy strój. Wysoki, szczupły o brązowych krótkich włosach. Jego postura kogoś mi przypomina.
- Panie... -- odzywa się jeden ze strażników.
Facet odwraca się i z złośliwym uśmieszkiem na ustach patrzy prosto na mnie. Na jego widok mam ochotę splunąć mu w twarz.
- Zaskoczona?
- Nawet nie wiesz jak bardzo. -- sycze w jego stronę.
- Może trochę grzeczniej.
- Chciałbyś...
Hej oto kolejny rozdział. Mam nadzieje, że się wam spodoba. Możecie mi pisać w komentarzach jak myślicie z kim rozmawia Elsa... A i proszę was o opinie z resztą jak zwykle.
Zapraszam do opowiadania "W pogoni za śmiercią". Autorką jest oczywiście PenGirl2111. Mam nadzieje, że tam zajrzyjcie.
Chce wam też podziękować za tam dużą ilość wyświetleń, jak i gwiazdek czy komentarzy. Jesteście świetni... :*
Do następnego!!!
YOU ARE READING
Jelsa "Śnieżna podróż"
FanfictionZapraszam do czytania poprawianej wersji! Młoda królowa zostaje porwana i wywieziona daleko poza granice swojego kraju. Kiedy dowiaduje się o tragedii jaka ma niedługo spać na Arendelle zaczyna zamartwiać się o Anne i o to czy da sobie radę. Zostaj...