*Oczami Jacka*
Latam sobie po lesie ośnieżając czubki drzew i tworząc zaspy między konarami. To jest podobno mój cel. Skąd to wiem? Księżyc mi powiedział. Tak samo jak to, że nazywam się Jack Frost. Jedyne co pamiętam to zimno, ciemność i moment kiedy go ujrzałem. Nie pamiętam kim byłem, w sumie teraz też nie wiem kim jestem. Od jakiś 30 lat latam po świecie tworząc zimę i świetnie się przy tym bawiąc. Pytałem księżyca kto wykonywał to zadanie zanim ja się pojawiłem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Czasem odwiedzam Northa, Zębuszke i innych strażników. Nie rozumiem, dlaczego dzieci ich widzą, a mnie nie? Daje im przecież tyle znaków, ale wciąż przenikam przez niczym nic nie znaczący duch. A przecież ja robię tak wiele. North, czy wielkanocny zająć przynoszą radość dzieciom przez jeden dzień w roku, a ja? Ja to robie codziennie.
Nie mam siły o tym wszystkim myśleć. Ląduje na lodzie i postanawiam się przejść, aby ujrzeć efekty mojej pracy. Piękne "obrazy" ze szronu na kamieniach wspaniałe połyskują świetle zachodzącego słońca a pnie ścięty drzew mienią się lodem niczym położone na drewnie lustra. Zadowolony z siebie wędruje powoli zostawiając ślady moich bosych stóp na śniegu. Moją uwagę przykuwa głośny hałas dochodzący z głębi lasu. Unosze się do góry i lecę w tamtą stronę. Kiedy dolatuje na miejsce widzę dość nieciekawy widok. Roztrzaskany, drewniany powóz, którego zawartość jest porozrzucana po całej okolicy. Jest to surowe mięso, jakaś zwierzęca skóra, woreczek zapewnie z pieniędzmi i kłody jeszcze suchego drewna. Tylko, gdzie są ludzie? Szybko otrzymuje odpowiedź na to pytanie słysząc rozpaczliwy krzyk kobiety.
-I tak mnie zabijecie!
Co? Kto kogo ma zabić?! Szybko lecę w miejsce skąd dochodził głos. To co widzę powoduje, że moje serce staje mi w sekundzie w gardle, a oddech gwałtownie przyspiesza. Kobieta leżąca przy ścianie jaskini z rozciętym brzuchem. Z rany leci ogromna ilość krwi, a w jej powoli zamykających się oczach widać ból i strach. Przy niej dwaj mężczyźni jeden stoi z boku i tylko z głupkowatym uśmiechem przygląda się sytuacji i drugi z zakrwawionym sztyletem w dłoni. Bierze zamach i już ma wydać ostateczny wyrok na biednej dziewczynie, kiedy moje ciało samo reaguje. Szybkim ruchem kieruje laske w strone napastnika i wystrzeliwuje w jego stronę lodowy pocisk w postaci niebieskiego światła co powala go na ziemię i po paru sekundach zamraża. Drugi zdziwiony zaczyna nerwowo spoglądać dookoła siebie. Nadal mnie nie widzi? Serio? Postępuje z nim podobnie jak z jego już zlodowaciałym kolegą i podbiegam do dziewczyny. Leży w kałuży własnej krwi, ale co ja mogę zrobić? Słyszę jak jej oddech powoli zanika, a jej serce bije coraz wolnie. Bezsilność ogarnia całe moje ciało. Mimo, iż spodziewam się, że moja dłoń przeniknie przez nią próbuje złapać ją za rękę. Nagle czuje chłód miękkich, czerwonych od krwi palców, które po chwili zaciskają się na moich.
-Ona we mnie wierzy?- mówie szeptem pełen niedowierzania. Jednak nie ma czasu na zastanowienia. W mojej głowie pojawia się tylko myśl jak ją uratować. Spoglądam na nią i tylko jedno rozwiązanie wydaje się być słuszne. Łapie za końcówkę jej sukni i odrywam kawał materiału. Z sukni do kostek zrobiłem sukienkę za kolano. Turkusowym materiałem owijam ranę, aby zatamować krew. Coś mnie zaczyna niepokoić. Nie słysze jej oddechu! Co mam teraz zrobić! Przecież ona zaraz umrze! Musze ja jakoś ratować! Skoro sama nie może oddychać to jej pomogę! Łapię ja za podbródek i przykładam swoje usta do niej wdmuchując powietrze z moich płuc. Mam nadzieje, ze to coś pomoże. Robie tak kilka razy co chwile sprawdzając, czy nadal żyje. Nagle mój policzek pokrywa się warstwą zimnego oddechu. Udało mi się! Odwracam się. Robi się już ciemno. Nie mogę jej tak zostawić! Szybko przylatuje przy powozie zbierając drewno i inne rzeczy jakie mogą się przydać. Wracam i biorę się na rozpalanie ognia co przyznam dla mnie jest ogromną sztuką. Pierwszo machnięciem laski usuwam śnieg i lód z całej jaskini a potem układam odpowiednio drewno. Po kilku nieudanych próbach daje za wygraną. Jednak na dworze jest już ciemno i robi się zapewne coraz zimniej. Musze cos wymyślić. Wiem! Wpadam na pomysł przeszukania napastników. Jeden ma niewielką ilość pieniędzy co zapewne się przyda i nóż do skórowania, a drugi tylko jakieś kawałki jakby metalu lub bardziej kamienia. Siedzę dalej i myślę bawiąc się kamieniami, kiedy naglę pod wpływem mocniejszego uderzenia pojawiają się między nimi iskry. To jest to. Przybliżam ręce do jakiejś suchej rozpałki i uderzam kamienie o siebie, aby iskry podpaliły moje drewno. Po niedługim czasie osiągam sukces. Przykrywam jeszcze dziewczynę skórami zwierząt i wychodzę na chwile na świeże powietrze. Na niebie ukazuje się zorza polarna.
-Strażnicy...-mrucze do siebie.
Ostatnim razem z braku zajęcia podsłuchałem ich rozmowę u Northa, która mówiła właśnie o mnie! Dziś może też poruszą mój temat. Może w końcu się czegoś dowiem, ale mam dylemat. Nie mogę zostawić tak tej dziewczyny. Bije się z własnymi myślami, jednak ciekawość bierze nade mną górę. Podchodzę jeszcze do leżącej, która lekko się poruszyła i poprawiam przykrycie ze skór.
-Niedługo wrócę. Obiecuję.- mówie choć wątpię, że mnie słyszy.
Udaje się w strone wyjścia. I po chwili unosze nad ziemią lecą już na biegun.
YOU ARE READING
Jelsa "Śnieżna podróż"
Fiksi PenggemarZapraszam do czytania poprawianej wersji! Młoda królowa zostaje porwana i wywieziona daleko poza granice swojego kraju. Kiedy dowiaduje się o tragedii jaka ma niedługo spać na Arendelle zaczyna zamartwiać się o Anne i o to czy da sobie radę. Zostaj...