10.

20 4 0
                                    

Siedziała na ławce w parku i próbowała zrozumieć. To była ta ławka, ich ławka. Nosiła w sobie brzemię ich historii, a było to niesamowicie ciężkie brzemię.
Próbowała zrozumieć, ale nie potrafiła.
On istniał, wiedziała o tym. Był jedynym stałym punktem w jej zawalającym się wszechświecie. Sprawiał, że płakała, ale była bezpieczna. Nigdy w życiu nie miała tego bezpieczeństwa.
Tęskniła za nim. To było rozdzierające, to było bolesne, to zatracało ją w pustce wszechświata.
Bała się swoich uczuć, swoich emocji. Nie mogła wyznać mu tego co dopiero przed chwilą zdradziła swojemu umysłowi. Bała się łez, śmiechu, wspomnień, dreszczy, snów, krzyku. Bała się ludzi.

Strach jest gorszy od śmierci.

Wolałaby umrzeć w jego ramionach niż do końca życia bać się tak jak teraz.

***
Usłyszała dzwonek telefonu i niepewnie odebrała.

-Adelajda, słucham.

-Tu Bridget. - to był jeden z najbardziej połamanych głosów które słyszała w życiu. Jak owa kobieta po drugiej stronie miała wyrwaną duszę i tożsamość. - Jestem koleżanką twojej... mamy, to znaczy mamy Elladyn. Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć. Andrea... jest już wolna. Wolna od męki, którą było życie bez córki . Nareszcie odzyskała szczęście. - Głos utknął w pustce, by zaraz ustąpić spazmom płaczu.

Dziewczyna potrzebowała kilku chwil, by zrozumieć okrutną prawdę.

- Tam dzie jej chyba lepiej. - szepnęła połykając dwie ciche krople łez.

Łzy tak dobrze oddają istotę śmierci...

BirdsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz