14. "Gdzie jest moje dziecko?"

77 7 7
                                    

DESIREE

Pierwszy grudnia w Denver. Pochmurny, śnieżny poranek. Aurelie już zajmuje się Milesem, chociaż nie musi, bo jeszcze jestem w domu. Leniwie popijam kawę, myśląc o Bradley'u. Przedwczoraj dzwonił do mnie i mówił, że jest w Moskwie i wieczorem idzie się napić z jakimś znajomym. Od tamtego czasu nie daje znaku życia. Próbowałam się z nim skontaktować, ale bezskutecznie. Boję się, że stało się coś złego. 

Spoglądam na zegar wiszący nad drzwiami. Czas wychodzić.

- Aurelie, wrócę wieczorem. - mówię do dziewczyny ubierając się.

- Dobrze. 

- Jak coś to jesteśmy w kontakcie. Do zobaczenia. - wychodzę, nie czekając na pożegnanie.

Jak co dzień jadę do studia. Nadal jestem po uszy w pracy, bo Ed zadecydował, że zostanie w Denver jeszcze trochę. Oboje daliśmy chłopakom wolne. Tak jak kiedyś. I wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Ale ostatni tydzień spędzaliśmy w studiu właściwie bez wyjazdu do domów (wyłączając mnie). Tak naprawdę studio nigdy nie stało puste.

- Cześć, Ed! - wołam.

- Cześć. - odpowiada Ed głosem pozbawionym emocji.

- Co robisz?

- Nic.

- Nad czym dzisiaj pracujemy?

- Nie wiem. - wzdycha.

Cholera mnie zaraz weźmie. Z chłopem jak z dzieckiem.

- Czemu jesteś taki nieznośny? - opieram dłonie na biodrach.

- Mam kryzys.

- Co? Jak to?

- Żadna kobieta mnie nie chce.

- Pieprzysz. Wyjdź na ulicę wśród swoich fanek i daj pierścionek pierwszej lepszej. Będzie twoja, ale najpierw będziesz ją musiał reanimować.

- Co ty wiesz o fankach. - mówi Ed rozmarzonym głosem. - W sypialni to by chyba palpitacji dostała.

- Nie no, takiego dużego to chyba nie masz, żeby się jakoś strasznie przejęła. 

- Ej, to było wredne. - uśmiecha się.

- Wiem. A tak na serio to co jest z tobą dzisiaj?

- Powtarzam: mam kryzys.

- A coś bliżej?

- Nie umiem nawiązać bliższej więzi z żadną dziewczyną. To przykre.

- Dalej ubolewasz nad tym, że nie chciałam się z tobą przespać?

- Niee, nie o ciebie chodzi. To był jednorazowy zryw. Jesteś z Bradley'em. Chodzi o to, że... Teraz żadna nie poleci na mój charakter, tylko na pieniądze.

- Ed, teraz dziewczyny nie lecą na charakter, tylko na wygląd. I pieniądze.

- A wygląd u mnie żaden. No popatrz na mnie. Ruda czupryna, kulata gęba.

- A chcesz zobaczyć moje zdjęcia sprzed pięciu lat?

- A wyglądałaś gorzej?

- Może nie miałam kulatej gęby, ale kreski na powiekach to były niemałe. Byłam taką jakby czarownicą. I miałam niecne plany. Jak czarownica. Chyba nie chcesz być jak czarownic. 

- Czarownic? - Ed wybucha śmiechem.

- Rodzaj męski od czarownicy. No co się śmiejesz?

- Bo masz taką przejętą minę. Mogłabyś mi coś poradzić na te dziewczyny?

Everybody Loves Me 2 (Brent Kutzle/Ed Sheeran Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz