DESIREE
Pierwszy grudnia w Denver. Pochmurny, śnieżny poranek. Aurelie już zajmuje się Milesem, chociaż nie musi, bo jeszcze jestem w domu. Leniwie popijam kawę, myśląc o Bradley'u. Przedwczoraj dzwonił do mnie i mówił, że jest w Moskwie i wieczorem idzie się napić z jakimś znajomym. Od tamtego czasu nie daje znaku życia. Próbowałam się z nim skontaktować, ale bezskutecznie. Boję się, że stało się coś złego.
Spoglądam na zegar wiszący nad drzwiami. Czas wychodzić.
- Aurelie, wrócę wieczorem. - mówię do dziewczyny ubierając się.
- Dobrze.
- Jak coś to jesteśmy w kontakcie. Do zobaczenia. - wychodzę, nie czekając na pożegnanie.
Jak co dzień jadę do studia. Nadal jestem po uszy w pracy, bo Ed zadecydował, że zostanie w Denver jeszcze trochę. Oboje daliśmy chłopakom wolne. Tak jak kiedyś. I wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Ale ostatni tydzień spędzaliśmy w studiu właściwie bez wyjazdu do domów (wyłączając mnie). Tak naprawdę studio nigdy nie stało puste.
- Cześć, Ed! - wołam.
- Cześć. - odpowiada Ed głosem pozbawionym emocji.
- Co robisz?
- Nic.
- Nad czym dzisiaj pracujemy?
- Nie wiem. - wzdycha.
Cholera mnie zaraz weźmie. Z chłopem jak z dzieckiem.
- Czemu jesteś taki nieznośny? - opieram dłonie na biodrach.
- Mam kryzys.
- Co? Jak to?
- Żadna kobieta mnie nie chce.
- Pieprzysz. Wyjdź na ulicę wśród swoich fanek i daj pierścionek pierwszej lepszej. Będzie twoja, ale najpierw będziesz ją musiał reanimować.
- Co ty wiesz o fankach. - mówi Ed rozmarzonym głosem. - W sypialni to by chyba palpitacji dostała.
- Nie no, takiego dużego to chyba nie masz, żeby się jakoś strasznie przejęła.
- Ej, to było wredne. - uśmiecha się.
- Wiem. A tak na serio to co jest z tobą dzisiaj?
- Powtarzam: mam kryzys.
- A coś bliżej?
- Nie umiem nawiązać bliższej więzi z żadną dziewczyną. To przykre.
- Dalej ubolewasz nad tym, że nie chciałam się z tobą przespać?
- Niee, nie o ciebie chodzi. To był jednorazowy zryw. Jesteś z Bradley'em. Chodzi o to, że... Teraz żadna nie poleci na mój charakter, tylko na pieniądze.
- Ed, teraz dziewczyny nie lecą na charakter, tylko na wygląd. I pieniądze.
- A wygląd u mnie żaden. No popatrz na mnie. Ruda czupryna, kulata gęba.
- A chcesz zobaczyć moje zdjęcia sprzed pięciu lat?
- A wyglądałaś gorzej?
- Może nie miałam kulatej gęby, ale kreski na powiekach to były niemałe. Byłam taką jakby czarownicą. I miałam niecne plany. Jak czarownica. Chyba nie chcesz być jak czarownic.
- Czarownic? - Ed wybucha śmiechem.
- Rodzaj męski od czarownicy. No co się śmiejesz?
- Bo masz taką przejętą minę. Mogłabyś mi coś poradzić na te dziewczyny?
CZYTASZ
Everybody Loves Me 2 (Brent Kutzle/Ed Sheeran Fanfiction)
FanfictionDesiree Tedder samotnie wychowuje syna - Milesa - łącząc obowiązki matki z pracą. Kursuje pomiędzy domem a pracą, próbując ratować zespół swojego zmarłego męża, któremu grozi nieuchronny rozpad. Sytuację dodatkowo komplikuje jej dawny romans z basis...