17. "Nie ufam ci już"

97 8 17
                                    

Klęczę na zimnej podłodze, przyciskając dłonie do uszu. Panuje nade mną strach. Klucie w boku nie daje spokoju. Otaczają mnie pokrzykiwania policjantów i jęki Deana. Nie chcę tu być. Chcę zniknąć, zapaść się pod ziemię. Chcę ciszy i spokoju. 

- Już dobrze, jestem przy tobie. - szepcze Bradley, otaczając mnie ramieniem. 

Przytulam się do niego, pragnąc bliskości. Nie wytrzymam dłużej. Tak bardzo się bałam. 

- Gdzie jest Miles? - prostuję plecy i ocieram mokre policzki.

- Na zewnątrz. Chcesz do niego iść?

Kiwam głową. Bradley pomaga mi się podnieść. Chwyta jednego z policjantów za mundur i mówi coś do niego. Potem wyprowadza mnie z baraku. Lodowaty wiatr wieje mi w twarz. Spod przymkniętych powiek wypatruję Milesa albo Eda. Kogokolwiek.

- Ed! - dostrzegam rudą czuprynę przyjaciela. 

Mężczyzna odwraca się ku mnie, trzymając na rękach mojego syna. Gdy tylko ich dopadam, przejmuję Milesa i mocno tulę go do piersi. Moje słone łzy kapią na jego czapeczkę.

- Mamusiu, nie tak mocno. - Miles szczypie mnie w szyję.

- Przepraszam kochanie, ale tak bardzo za tobą tęskniłam. Aurelie cię tu przyprowadziła?

- Przyszedł do nas ten pan, co Aurelie się go bała i wszyscy się go bali. 

- I co ten pan zrobił?

- Nakrzyczał na nią i ona się rozpłakała i poszliśmy tu z tym panem. Kiedy Aurelie tu przyjdzie.

- Nie przyjdzie, synku.

- Czemu?

- Bo jest bardzo daleko.

- Wcale nie. 

- Tak. Aurelie jest tam gdzie twój tata. U aniołków. 

- To kiedy wróci? Chcę się z nią pobawić.

- Nie wróci. 

- U aniołków zastaje się na zawsze?

- Tak. 

- A czemu tata i Aurelie tam są?

- Tata był bardzo chory, a jak ktoś jest bardzo chory, to musi tam iść. A na Aurelie ten zły pan tak bardzo nakrzyczał, że aniołki same po nią przyszły. Kochanie, pojedziemy teraz do domku, dobrze?

- Dobrze. Jestem głodny.

- Ja też. Ugotujemy sobie coś dobrego. - uśmiecham się przez łzy. 

- To ja może... - zaczyna Ed.

- Odwiozę cię do domu. - Bradley odgarnia mi włosy za ucho. 

- Dzięki.

Ed zaciska usta w cienką linię. Żegna nas machnięciem ręki. Zatrzymuję się na chwilę i rzucam:

- Ed, dziękuję, że zająłeś się teraz Milesem.

- Nie ma za co. - uśmiecha się kwaśno. 

Czuję, że czymś go zawiodłam. Ale może się mylę. Mam taką nadzieję, bo bardzo lubię Eda i nie chcę, żeby było mu przeze mnie przykro. Poza tym współpracujemy ze sobą, a konflikty w zespole zawsze są złe. 

Przy samochodzie Bradleya zaczepia nas dowodzący akcją i uzgadnia ze mną termin stawienia się na komisariacie w celu złożenia zeznań. Umówiliśmy się na przyszły poniedziałek. A teraz mam w końcu spokój od całego hałasu i stresu.

Everybody Loves Me 2 (Brent Kutzle/Ed Sheeran Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz