19. "Dam ci dobrą radę"

76 10 9
                                    

Chłopaki nadal się na mnie gapią. Nie wiem, co jeszcze mogę im powiedzieć. Te dwa słowa mówią same za siebie.

- A-ale jak to? - pyta zdezorientowany Ed.

- Normalnie.

- Z Bradley'em. - domyśla się Zach. 

- Tak.

- Wie już?

- Nie. I się nie dowie.

- Musi. Czemu miałby się nie dowiedzieć? - Ed kładzie dłoń na mojej dłoni.

- Bo... cholera... Nienawidzę go. 

- Och. Nie musisz już nic mówić. - Brent obejmuje mnie ramieniem. 

Podkulam kolana do klatki piersiowej i chowam twarz. Tak naprawdę dopiero teraz dotarło do mnie co się dzieje, co się stanie i tak dalej. Pamiętam, co czułam, gdy dowiedziałam się o swojej pierwszej ciąży. Z początku nawet chciałam urodzić dziecko, nawet jeśli było Deana, ale później... Pamiętam, co powiedziała mi mama. Czułam się podle. I stało się, co się stało. Nie chcę tego powtórzyć.

- Des, zrobić ci herbaty? - pyta cicho Ed.

- Błagam, nie wyjeżdżaj mi tu z herbatą! - krzyczę na niego. - Przepraszam. - wstaję. - Dajcie mi chwilę. - idę do łazienki i zamykam się w niej.

Siadam na sedesie i kołyszę się w przód i w tył. Wdech nosem, wydech ustami. I jeszcze raz. I jeszcze jeden. Nerwy powoli zaczynają mijać. Urywam kawałek papieru i smarkam w niego. Ocieram policzki i wyrzucam zużyty papier. Kilka razy przejeżdżam dłońmi po udach. W mojej kieszeni wibruje telefon. Wyjmuję go i odczytuję wiadomość.

Mama: Miles ma gorączkę. Chyba złapał jakieś ostre przeziębienie. 

O nie, jeszcze tego tylko brakowało. Ciekawa jestem, gdzie się pochorował. Nieważne. Ważne jest, żeby wyzdrowiał szybko. Szybko odpisuję.

W przedpokoju jest notes z numerami. Na pierwszej stronie jest numer do lekarza. Umów się jutro.

Zaciskam dłonie w pięści i przyciskam je do czoła. Czuję, jak coś ostrego wbija mi się w kciuk. Ignoruję lekki ból. Po chwili zerkam na palec. Jest zaczerwieniony w pewnym miejscu. Wszystko przez to, że przyciskałam go do miejsca, w którym złamała się obudowa telefonu. Nie miałam czasu jej wymienić, a jest naprawdę ostra. Przebiegam palcami po krawędzi. Zdejmuję obudowę z komórki. Odginam plastik. Zaciskam go w dłoni. Przygryzam wargę, żeby nie krzyknąć. Przestaję naciskać, gdy po wewnętrznej stronie mojej dłoni pojawia się czerwona posoka. 

- Wszystko w porządku? - słyszę Eda pukającego we framugę.

- Tak. - odpowiadam drżącym głosem. 

Wpatruję się w swoją ranę. Nie, to nie jest wyjście. Potrzebuję człowieka, nie ostrza. Ciepła, nie zimna. Ukojenia, nie bólu.

Otwieram drzwi i wciągam do środka.

- Co ty...

- Ciii... - przykładam palec do ust.

- Na miłość boską, kobieto. - chwyta moją rękę. - Zwariowałaś? - wyrywa mi z drugiej ręki narzędzie "zbrodni". 

- Nie mów im o tym. Nie mów o tym nikomu. 

- Obiecaj mi, że nie będziesz nawet próbowała się ciąć.

Nie odpowiadam. Odwracam głowę w bok. Chcę schować się przed natarczywym wzrokiem rudowłosego.

- Och, wyglądasz okropnie. - przyciąga mnie do siebie i mocno mnie przytula.

Everybody Loves Me 2 (Brent Kutzle/Ed Sheeran Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz