Rozdział 18

93 30 2
                                    

- Czy zostaniesz moją sekretną walentynką?- patrzę na niego z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, nie za bardzo wiedząc o co mu może chodzić, dlatego sięgam po telefon i piszę do niego wiadomość o treści:
Ale o co ci chodzi Shannie? Przecież dzisiaj nie ma Walentynek . - kiedy z jego komórki wydobywa się dźwięk on wyciąga ją z kieszeni i mówi:
- Allie, nie uważasz, że to głupie, że wszyscy każde święta obchodzi w tym samym czasie? To jest takie oklepane. Nie chcesz raz zrobić coś niesamowitego? Innego? Dlaczego choć raz nie możemy być tylko sobą bez jakichkolwiek obaw?
Bo ludzie tego nie akceptują. - piszę do niego.
- Czy ty naprawdę aż tak przyjmujesz się innymi?
Kiedyś nie przejmowalam. I wiesz źle ba tym wyszłam. - Po chwili po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Na początku lecą ciurkiem, aż w końcu z moich oczu wypływa cały wodospad ciepłych, słonych łez.
Po chwili Shane wstaje i delikatnie mnie przytula.
- Maleńka, nie płacz. Ludzie są brutalni, ale dlatego to ty musisz być silna. Jest mi naprawdę przykro, że w twoich oczach jest tyle bólu, ale wierzę w ciebie. A wiesz dlaczego? - kiwam przeczaco głową.
- Bo mimo tego, że wokół ludzie cię krzywdzą, ty nadal nie odwzajemniasz tego. Jesteś najbardziej wrażliwą i jednocześnie bezinteresowną osobą jaką znam. I jestem szczęśliwy mogąc nazwać cię moją przyjaciółką.
Dziękuję. To najpiękniejsze słowa jakie usłyszałam w całym swoim życiu. Nigdy nie miałam przyjaciela.
- Więc Allison, czy zostaniesz moją pierwszą walentynką w tym roku?
- Oczywiście. - wyszeptałam uśmiechając się w jego stronę.
- No to plan na dzisiaj. Wskakujemy do rzeki.- po chwili poczułam silne pchniecie. Po chwili byłam już w lodowatej wodzie. Nie bałam się tego, że nie umiem pływać. Jeśli utonę to najwidoczniej tak musiało być. Właśnie takie miało być moje przeznaczenie. Powolutku zatapiałam się coraz głębiej w ciemność. Czy to dziwne, że kiedy umieramy nikt nie zwraca na to uwagi? Przecież każdego dnia umieramy wewnętrznie. Nasze serca są puste, a dusze i intencje nieczyste. Jesteśmy robotami, bezczelnie czyhającymi na potknięcia innych. Ostatnie co przypominam sobie przed zaśnięciem to ostatni sms od mojego najlepszego przyjaciela.
Piszesz świat kolorowymi łzami,
Pisząc historię naszego istnienia.
Cierpisz za zamkniętymi drzwiami, udajesz, że nic nie ma już znaczenia.
Zamknięta laleczko, przepraszam muszę się pożegnać.
Wiem, że żyjemy tylko po to by wygrać,
Więc wygraną przekazuje Tobie i pamiętaj, że nigdy już nie zapomnimy o sobie.
Wszystko zrobię dla ciebie.
Kiedyś aniołku spotkamy się w niebie.
*PERSPEKTYWA SHANE'A*
Widziałem jak powoli spada. Byłem pewien, że robi to dla żartu. Że po prostu chce mnie wystraszyć, ale kiedy nie zaczęła się wynurzać z wody to spanikowałem. Kiedy wskoczyłem do wody, poczułem, że była ona naprawdę zimna. Gdyby nie to, że walczyłem pewnie już dawno spadłbym na dno. Kiedy zobaczyłem drobną rękę Allison szybko pociągnąłem ją za rękę i chwyciłem w talii przypierając ją do swojego torsu. Kiedy tylko znaleźliśmy się na powierzchni zacząłem ją reanimować. Nie oddychała, za to z każdym moim naciskiem z jej ust wyplywało coraz więcej wody. Po chwili zobaczyłem także niewielką strużkę krwi. Karetka przyjechała dopiero po pół godzinie, a kiedy jeden z ratowników odsunął mnie od Allie myślałem, że zaraz wbije mu tą strzykawke, którą trzymał w dupę. Widziałem, że zbyt mocno chwycił ją za nadgarstki badając puls. Potem szybko wrzucił ją do karetki co oczywiście także nie należało do delikatnych działań. Kiedy tylko ruszyli, ja w błyskawicznym tempie wszedłem do swojego auta i pojechałem za nimi. W czasie jazdy zadzwoniłem także do brata Allie, dziękując Bogu, że kiedyś dała mi jego numer. Byłem tak cholernie przerażony, że mogę ją stracić przez głupią zabawę. W czasie rozmowy z Andy'm usłyszałem coś co zdecydowanie mnie zaskoczyło. Jedno cholerne zdanie, które zmieniło wszystko
Kiedy już się przywitaliśmy, a ja powiedziałem mu, że Allison jest w szpitalu zapytał:
- Shane czy ona znów próbowała zrobić sobie krzywdę? - jego głos lekko zadrżał przy ostatnich słowach.
- Nie wiem o co chodzi, ale to był tylko nasz głupi wybryk. Chcieliśmy zaszaleć i...- mój glos się załamał
- Dobra. Przylecę pierwszym lotem. A na razie...zajmij się moją malutką siostrzyczką.
- Jasne.- odpowiedziałem.
Kiedy w końcu dotarłem na miejsce zobaczyłem, że Allie wiozą na salę operacyjną. Usiadłem na krzesełku i czekałem na jakiekolwiek wieści. Nie miałem pojęcia jakim cudem w jednej chwili wszystko zaczęło się walić. Zdawalem sobie sprawę z tego, że coś jest z nią nie tak od samego początku. Była tak bardzo cicha i skryta. Starałem się nie naciskać na nią, by jej nie wystraszyć, ale nie jestem pewien czy oszukując i zatajając wszystkie tak ważne informacje można zbudować jakąkolwiek przyjaźń. Dzisiejszy dzień miał na celu poprawienie jej nastroju. Wywołanie usmiechu. Chciałem jej poprawić nastrój głupimi żartami, a tymczasem przeze mnie jest teraz w szpitalu. Patrząc w szybę zastanawiam się czy jest w ogóle dla niej jakakolwiek nadzieja. Czy kiedykolwiek miałbym szansę uwolnić ją od strachu i wiecznego poczucia zagrożenia? Jedno jest pewne. Nie zostawię jej samej w świecie, który nigdy nie pozostawił jej złudzeń ani iluzji bezgranicznej radości. Nie zostawię, bo ona nie zasłużyła nigdy na to. Nikt nie zasłużył. Nie wiedząc kiedy zapadłem w głęboki, niespokojny sen, który nie był dla mnie wytchnieniem.

Friendship in the darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz