Pan "spóźnialski"

1.7K 102 15
                                    

Po półgodzinnej przerwie podczas, której zdążyłam zjeść śniadanie, spalić dwa papierosy i wypić kolejną kawę nastały kolejne zajęcia. Tym razem była to historia teatru. Stałam pod aulą razem z resztą mojego roku. Było nas około dwudziestu pięciu. Pięć minut po czasie w którym miały rozpocząć się zajęcia drzwi otworzyła jak na moje oko pięćdziesięcioletnia farbowana blondynka. Była troszkę przy kości, a do tego nie miała więcej niż 155 wzrostu, więc wyglądała przeuroczo. Zajęłam miejsce mniej więcej na środku. Po swojej prawej stronie miałam dziewczynę z burzą rudych loków na głowie, za to miejsce po lewej stronie było puste.
– Witam państwa nazywam... –  wszyscy zatkali uszy i zrobili skwaszone miny, gdy mikrofon do którego mówiła profesorka strasznie głośno zapiszczał.  W tym samym momencie drzwi do auli otworzyły się, a w nich pojawił się chudy i wysoki brunet. Czy oni mają tu samych wysokich brunetów?! Halo, pomocy. Rozejrzał się po auli i spojrzał na kobietę, która próbowała poradzić sobie z urządzeniem. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, a potem spojrzał na mnie, a raczej na wolne krzesło obok mnie. Huston? We have a problem. Szybkim krokiem zajął miejsce obok, tak aby blondynka nie zauważyła, że się spóźnił. W tym samym momencie w naszą stronę odwróciła się mulatka siedząca dwa rzędy przed nami i posłała najpierw chłopakowi, a później mi lodowate spojrzenie. O co chodzi?–  pomyślałam.
– Jeśli myślisz, że ten mały pulchny skrzat jest miły to grubo się mylisz –  szepnął wyciągając laptopa z torby. –  Uwierz pozory mylą.
– Panie Davies widzę, że zapoznaje Pan już nowe osoby. Oby nie musiał Pan robić tego po raz trzeci na moich zajęciach w przyszłym roku – oparła się o biurko i patrzyła wprost na Davies'a.  Mulatka znowu się odwróciła i posłała chłopakowi groźne spojrzenie. – Panno Morgan Pani też powinna się skupić na zajęciach, a nie na tym, co się dzieje z tyłu auli –  zrobiłam przerażoną minę na jej uwagę. – Dobrze mogę już chyba przejść do konkretów. Więc nazywam się profesor Murphy i będę was uczyła przedmiotu o nazwie historia teatru...
Może nie będę was zanudzała resztą szczegółów z tego wykładu, który tak naprawdę miał charakter organizacyjno-informacyjny. Jak się okazało "pulchny skrzat" był bardzo miły, a z jej komentarzy dotyczących "spóźnialskiego" i mulatki wywnioskowałam, że powtarzają oni ten przedmiot. Pewnie nie bez powodu... Ucieszyłam się, gdy po niecałej godzinie profesorka pozwoliła nam opuścić aule. Wychodząc szukałam zapalniczki w torebce. Nagle poczułam, że ktoś mnie trąca, a moja torba upada na podłogę. To takie typowe.. Przeklęłam pod nosem i szybko schyliłam się po rzeczy, które wyleciały ze środka. Miałam bardzo silną potrzebę zapalenia. Usłyszałam chrupnięcie kolan. Podniosłam wzrok i zobaczyłam niejakiego Davies'a.
– Przepraszam, ale śpieszyłem się –  powiedział niskim głosem. Przyjrzałam mu się przez chwilę. Miał cholernie zielone oczy, a jasnobrązowe włosy opadały mu na czoło.
– W porządku. Nic się nie stało – pomógł mi pozbierać wszystkie drobiazgi, które wyleciały z mojej torebki.
– Tak w ogóle jestem Harry – uśmiechnął się lekko i popatrzył mi prosto w oczy. Co jest grane z tym wlepianiem się w moje tęczówki? Czy w Anglii się tak robi? Ktoś mnie uświadomi?
–  Lea – również się uśmiechnęłam. Skierowałam się w stronę palarni, która znajdowała się na tyłach uniwersytetu. Oparłam się o pień drzewa i wciągnęłam dym. Lekko przymknęłam oczy. Poczułam, jak burczy mi w brzuchu. Przecież jadłam godzinę temu – powiedziałam sama do siebie i udałam się na stołówkę. Szłam według mapki i nawet nieźle mi poszło, bo tylko raz źle skręciłam. Brawa dla mnie. Stanęłam w kolejce i spojrzałam na menu, które wisiało nad moją głową. O tak frytki to, to czego mi w tej chwili potrzeba, a do tego muffinka czekoladowa z malinami - moja ulubiona. Gdy jedzenie było już na tace odwróciłam się w stronę stolików i zobaczyłam machającą do mnie Olivię.  Nie wiedziałam czy uśmiechnąć się, a potem ją zignorować, czy... Westchnęłam i dosiadłam się do niej. Był straszny tłum i nie było żadnego wolnego stolika. Stołówka była po prostu okupowana przez wygłodniałych studentów. Więc wybrałam mniejsze zło.
– Hej - rzuciłam od niechcenia z pełną buzią frytek. Nic mi nie odpowiedziała, ale zignorowałam to i zaczęłam dalej konsumować mój posiłek jednocześnie sprawdzając coś na telefonie. Po kilku minutach milczenie podniosłam głowę i spojrzałam na nią. Patrzyła się na mnie z wielkim bananem na twarzy, a ja nie wiedziałam o co jej chodzi. – Czemu się tak na mnie gapisz? Mam coś na twarzy? - zapytałam zdziwiona.
–  Widziałam was – prawie krzyknęła z ekscytacji.
– A możesz trochę jaśniej? - zapytałam i zaczęłam się siłować z zakrętką od soku.
–  Ciebie i Harry'ego i to co się stało na korytarzu – powiedziała bardzo entuzjastycznie, trochę za bardzo entuzjastycznie, jak dla mnie. Była bardzo optymistyczną i radosną osobą... O jeju ratunku.
– O to ci chodzi? Przecież nic wielkiego się nie wydarzyło – wzruszyłam ramionami.
– Hmmm niby nie...
– Ale? – przerwałam jej.
– Widziała was Rosie i nie była zadowolona –   szepnęła.
– A kto to Rosie? - zapytałam już trochę zirytowana. Samo imię nie przypadło mi do gustu, a poza tym frytki były zimne i zapomnieli o ketchupie.
– To jego dziewczyna. Znaczy... Aktualnie nie są razem, ale pewnie za chwilę znowu bedą. Zrtywają i wracają do siebie już jakieś...–  zastanowiła się chwilę –  sześć lat. Za każdym razem, jak się rozstaną Harry szuka sobie jakiejś nowej rozrywki w sensie dziewczyny. Rosie dostaje wtedy szału – wytłumaczyła.– Uważaj na nią – dodała, a ja na te słowa teatralnie przewróciłam oczami.



Don't lose me ||•Bradley Simpson•|| W TRAKCIE EDYCJIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz