Love yourself

930 69 17
                                    

- Skąd ci ja mam to niby kobieto wstrząsnąć! Nie jestem cudotwórcą - zdenerwował się Bradley.

- Czyli wszystko mam załatwiać sama tak?! - odpowiedziałam równie wkurzona. - Wiesz co? Sama się wszystkim zajmę, a ty idź stroić swoją gitarkę, bo dzisiaj wieczorem będziemy nagrywać!

- Dzisiaj wieczorem? - zaśmiał się. - Nie możliwe żebyś to wszystko ogarnęła w dwie godziny - wyrzucił ręce w powietrze.

- A chcesz się założyć? - zapytałam.

- O co? - uniósł brew z zaciekawienia.

- Jeśli ja wygram i uda mi się załatwić wszystko na czas będę mogła... Rzucić w ciebie wielkim ciastem z bitą śmietaną i nagrać to...

- A jeśli ja wygram to będziesz musiała iść ze mną na prawdziwa randkę - oznajmił, a ja zakrztusiłam się swoją herbatą.

- To ja dokładam jeszcze dwa ciasta...

- Dobra - zgodził się. - Zakład?

- Zakład - podaliśmy sobie ręce, a ja w mgnieniu oka chwyciłam telefon i zaczęłam dzwonić. Nie lubię przegrywać.

- Hallo Tris - powiedziałam.

- Hej Lea...

- Bez przeciągania, bo mam mało czasu - przerwałam mu. - Czy jesteś w stanie pożyczyć samochód do coveru?

- Jasne, że tak - zaśmiał się.

- Słyszę tam gdzieś Jamesa. Jest tam?

- Tak jest już go daje - w słuchawce było słychać szmery, a po chwili usłyszałam głos McVey'a. - Podobno masz do mnie jakąś sprawę słucham?

- Pożyczysz samochód?

- Jesteś bardzo konkretną osóbką. No nie wiem, nie wiem... Wiesz wizja ciebie i Brada na randce jest kusząca.

- To ta mała wredna lokowana owca zdążyła już was powiadomić! - uniosłam się. - To nie fair to sabotaż! James?

- Tak Leo? - zapytał.

- A czy wizja Brada w śmietanie nie jest... Hmm no nie wiem bardziej kusząca?

- Chyba mnie przekonałaś...

- Dzięki James - ucieszyłam się. - Dzisiaj o 19 pamiętaj... Jeszcze nie wiem gdzie, ale szczegóły wyśle wam później. Pa do zobaczenia.

- Do zobaczenia - chłopak się rozłączył.

Spojrzałam na Simpsona, który wstał z kanapy i zaczął gwizdać.

- To nie jest fair! - spojrzałam na niego, a on błądził oczami po pokoju. - Sabotujesz moja część zakładu!

- To tylko taki drobiazg - chłopak machnął ręką.

- Drobiazg? - podeszłam do niego. - Drobiazg?! - zrobiłam kilka kroków, tak że dzieliły nas jedynie dziesięć centymetrów. - A teraz słuchaj uważnie - dźgnęłam go palcem.- Jeśli jeszcze raz mnie oszukasz... - zagroziłam.

- No to co? - przerwał mi i cwaniacko się uśmiechnął. - Co możesz mi zrobić jestem wyższy...

- O pięć centymetrów... - przerwałam chłopakowi.

- Silniejszy...

- Polemizowałabym... - powiedziałam.

- A chcesz się przekonać?

- A co znowu przerzucisz mnie przez plecy jak worek ziemniaków? - zapytałam.

- Nieee - przeciągnął. - Jak worek cebuli. - powiedział i z prędkością światła złapał mnie w biodrach, uniósł i... Przerzucił przez ramię jak worek ziemniaków... Znaczy cebuli.

Don't lose me ||•Bradley Simpson•|| W TRAKCIE EDYCJIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz