Czarna lista

1.5K 95 10
                                    

Minął już tydzień od rozpoczęcia roku akademickiego i tydzień od poznania Olivii. Możecie mi nie uwierzyć, ale jakimś sposobem przekonała mnie do siebie. Mówię serio. Wyciągnęła mnie nawet na kawę w weekend. A nie wiem, czy wiecie, ale kawy nigdy nie odmówię. Staram się ją trzymać na dystans, bo nie chcę się za bardzo przywiązywać, ale fajnie jednak mieć kogoś z kimś można zjeść chociażby obiad na uczelni. Pomimo wszystko jest wesołość i entuzjazm nadal mnie irytują.
Dzisiaj niestety jest już poniedziałek. Zajęcia mam na ósmą rano przez co muszę wstawać o 6:30. W łazience próbowałam ukryć moje cienie pod oczami warstwą podkładu, korektora i pudru. Wiecie nie chciałam znowu wyglądać, jak "ćpunka". Szybkie śniadanie i kawa, a potem już tylko jazda autobusem na uczelnie. Zazwyczaj zajmuję mi ona około piętnastu minut, ale dzisiaj są wyjątkowe korki.
Pośpiesznie przekroczyłam próg budynku. Spojrzałam na zegarek pięć minut do rozpoczęcia zajęć, a ja nawet nie wiem, gdzie tak właściwie się one odbywają. Szybko zdjęłam kurtkę i wepchnęłam ją do szafki.
– Cześć jak tam ci minął weekend? - przestraszona, aż podskoczyłam, a Harry zaczął się śmiać.
– Spanie i netflix, a teraz przepraszam, ale spieszę się – wyminęłam go.
– Czekaj – dogonił mnie, a ja cicho westchnęłam. Złapał mnie za ramię, a ja na ten gest odsunęłam się. – W piątek urządzam imprezę... Także zapraszam, jeśli oczywiście chcesz przyjść – dodał lekko zakłopotany. – Weź ze sobą Olivię będzie ci raźniej – po pierwsze, kto zaprasza obcą osobę na imprezę? Po drugie skąd on wie, że znam się z Olivią?
– Skąd wiesz, że ja i Olivia... Nieważne – zerknęłam na zegarek. – Może wpadniemy. Muszę się z nią zgadać... Rozumiesz... Naprawdę muszę iść za chwilę zajęcia, a ja nawet nie wiem, jak trafić do sali teatralnej...
– Do końca korytarza w lewo, schodzisz w dół schodami i drzwi na przeciwko to właśnie te drzwi, których szukasz – mrugnął, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
Po lekcji improwizacji napisałam SMS-a do Olivii z zapytaniem, czy ma ochotę coś zjeść. Odpisała, że za chwilę pójdzie na stołówkę, ale na razie siedzi ze znajomymi na dworze. Nalegała żebym do nich dołączyła. Wychodząc zapaliłam papierosa. Blondynka siedziała na ławce obok fontanny. Dziewczyna była zajęta rozmową z dobrze zbudowanym blondynem. Podeszłam bliżej na ławce siedziało jeszcze trzech innych chłopaków: dość niski blondyn z kolczykiem w nosie, bardzo wysoki blondyn z nogami anorektyka oraz... Simpson. Cudowny dzień. Zaciągnęłam się dymem i powoli wypuściłam go nosem. Czułam, że ta rozmowa nie będzie za miła.
– Hej wszystkim. Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam to - wskazałam na papierosa, a pięć par oczu zaczęło się we mnie wpatrywać.– Nie? To dobrze.
– Tylko nie dmuchaj mi... – zanim zdążyła dokończyć kłębek dymu musnął jej twarz – W twarz – zaczęła kaszleć. – To ja może cię przedstawię: to jest James – powiedziała. Uścisnęłam rękę blondynowi o niesamowicie niebieskich oczach. Ewidentnie podobał się Olivii. Nie pytajcie skąd wiem. Po prostu to czuję. – Connor – pokazała na farbowanego, jak się okazało blondyna z kolczykiem w nosie z którym mam zajęcia wokalne. - Tristan - skinęła głową w stronę człowieka żyrafy. –  A Brada już znasz.
– Jak to Brada już znasz? – zdziwił się Tristan. Chyba Tristan. Wybaczcie, ale nie mam pamięci do imion.
– Mam szafkę koło niej – Bradley wyprzedził mnie z odpowiedzią.
– Tak nie jest zbyt dobrym sąsiadem. Ciągle próbuję podrywać dziewczyny... w tym mnie, ale biedaka wszystkie olewają... w tym ja – zażartowałam.
– Chciałabyś – prychnął.
– Uwierz, że to ostatnia rzecz jaką chcę od życia – zgasiłam końcówkę papierosa o kosz na śmieci. Słońce wyszło zza chmur i nagle zrobiło się ciepło. Podwinęłam rękawy mojej czarnej bluzy.
– Ty to nawet żyletką nie umiesz się posługiwać?  – powiedział z ironią Bradley. Spojrzałam na niego jak na idiotę, bo nigdy w życiu nie miałam w dłoni żyletki, a on wskazał moją rękę. Walnęłam się otwartą dłonią w czoło.
– To zrobiłam wczoraj przypadkiem kiedy...
– Tak, tak jasne – przerwał mi. – Nie musisz się nam tłumacz. Wiele młodych aktorek ma problemy. Może powinnaś się udać do specjalisty? Znam numer do dobrego psychiatry – powiedział kpiąco. Wiedziałam, że żartuję. Tylko jest jeden problem ze mnie się nie żartuje, bo jestem osobą z bardzo małym dystansem do siebie. Pokiwałam z dezaprobatą głową i podeszłam bliżej. Chłopak wstał i popatrzył na mnie z tym swoim irytującym wyrazem twarzy. Myślał, że on jest górą. Bardzo się mylił.
– Zawsze jesteś takim tępym baranem? Czy akurat w moim towarzystwie odbiera ci rozum, a do tego dech w piersiach? – uniosłam lewą brew, a on wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Usłyszałam, jak reszta wstrzymuje powietrze. Odwróciłam się na pięcie. Chciałam być, jak najdalej od niego i jego złej aury. Olivia po dosłownie dwóch sekundach dogoniła mnie. – Wróć do nich... Ja idę do sekretariatu podpisać jeszcze jakieś papiery – skłamałam, a ona uśmiechnęła się delikatnie. Chyba chciała mi dodać otuchy tylko, że ja jej nie potrzebowałam. Wróciła do chłopaków. Chociaż śmiem twierdzić, że wróciła do James'a. Od dzisiaj Simpson jest na mojej czarnej liście, a już chciałam dać mu szansę. Byłam już prawie przy wejściu, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła.
– Chyba coś zgubiłaś! – podniósł paczkę papierosów. Musiała mi wypaść z tylnej kieszeni jeansów.
– Dziękuje Harry – spojrzałam na niego zmieszana.
– Nie ma sprawy, Marlboro – po raz kolejny dzisiaj puścił mi oczko. Zdezorientowana weszłam do budynku, a on poszedł w swoją stronę.

Po skończonych zajęciach opadłam wyczerpana na swoje kochane łóżko. Zaburczało mi w brzuchu, ale byłam zbyt leniwa, żeby się podnieść. Przeanalizowałam zawartość swojej lodówki oraz zamrażarki i jedyne na co miałam dzisiaj siłę, to włożenie mrożonej pizzy do piekarnika. Skończyłam jeść mój „obiad", gdy telefon zawibrował.

Olivia:

Skoczysz ze mną do centrum handlowego?


Lubiłam zakupy i zgrzeszyłabym mówiąc, że tak nie jest, ale coś czuję, że Olivia będzie w nich większą mistrzynią ode mnie i spędzimy tam jakieś pięć godzin. Nie byłam na to fizycznie i psychicznie gotowa.


Olivia:

Proszę... James ma jutro urodziny, a ja od tygodni zastanawiam się, co mu kupić


Olivia:

Kupię Ci kawę


Olivia:

I szarlotkę z bitą śmietaną


I tu mnie ma. Kawa i szarlotka nawet ja się ugnę na taką propozycję.


Ja:

No dobra... Za godzinę przy Golden Street


Godzinę i piętnaście minut później siedziałyśmy już w jednej z kawiarni w centrum. Ja zamówiłam moje ulubione latte, koniecznie bez cukru oraz obiecaną szarotkę, a Olivia cappuccino i sernik.

– Prawie bym zapomniała – zaczęłam. – Dostałyśmy dzisiaj zaproszenie na imprezę – przewróciłam oczami – do Harry'ego – blondynka zakrztusiła się kawą po usłyszeniu tej informacji.
– Nie idziemy tam – powiedziała stanowczo. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
– Wow zaskoczyłaś mnie. Myślałam, że przez resztę dnia będziesz mnie przekonywała żebyśmy tam poszły – zaśmiałam się. – O co chodzi? Nie wyglądasz na kogoś, kto omija takie wydarzenia.
– Ja nie, ale ty będąc na pierwszym roku powinnaś – skwitowała.
– A to niby dlaczego? – popatrzyłam na nią podejrzliwie.
– Po prostu nie możesz tam iść, jasne! – pierwszy raz widziałam, żeby Olivia była, tak przejęta i pierwszy raz słyszałam też, żeby podniosła głos.
– Wiesz, że jeżeli mi nie powiesz, to i tak tam pójdę? Na przekór? – zapytałam.
– Lea... – westchnęła. – Imprezy u Harry'ego są epickie zgadza się, ale cieszą się też złą sławą, jeśli chodzi o świeżaków. On i jego koledzy, co roku wybierają jakąś ofiarę...
– Co? Jaką ofiarę? – przerwałam jej.
– Nie powinnam ci tego mówić... Ale robię to dla twojego dobra –  westchnęła.– Przy wejściu każdy z gości dostaję jointa – zrobiłam wielkie oczy. Koleś musiał być nieźle nadziany skoro rozdawał takie rzeczy na lewo i prawo. – W środku imprezy, gdy wszyscy są już lekko podpici zaczyna się zabawa. Wybierają sobie jedną dziewczynę z pierwszego roku i każą jej zrobić jedno z dwóch zadań. Obydwa są tak same złe i okropne.
– Jak to każą? I co laski się na to godzą? – zdziwiłam się.
– Właśnie o to chodzi, że one nie mają za bardzo wyboru, jeśli odmówią wykonania zadania, wtedy Harry daje cynk swojemu sąsiadowi, który jest gliną, że ktoś u niego w domu rozprowadza marihuanę – blondynka popatrzyła na mnie z lekkim przerażeniem, ale kontynuowała dalej. – Wcześniej imprezy tego typu robił jego starszy brat, a teraz Harry przejął pałeczkę. Pierwszaki o niczym niewiedzą, bo każdy boi się pisnąć chociaż słówka. Wiesz wtedy plan nie wypali – przytaknęłam powoli głową. – Więc nie możesz nikomu powiedzieć, że o tym wiesz, jeśli mnie sypniesz to jestem skończona – powiedziała poważnie, a ja przełknęłam głośno ślinę.
– Jakie zadania do wyboru były w zeszłym roku?
– Rozbierany taniec na stole albo wysłanie nudesów do wykładowcy – Olivia westchnęła ciężko, a ja się przeraziłam. Ten chłopak nie miał nic w głowie i za kogo się on w ogóle uważa?
– Co on sobie w ogóle myśli... On nie może mieć takiej władzy...
– Jego dziadek zasiada w Izbie Lordów. Chłopak, dzięki temu jest nietykalny. Zresztą to nie jest ważne. Ważne jest to, żebyś nie szła w piątek na tą imprezę – Olivia popatrzyła na mnie groźnie.
– Nie ma mowy – pokręciłam głową. – Muszę tam być i ty też Olivia. Mam pewien plan – uśmiechnęłam się pod nosem chociaż czułam też powoli ogarniający mnie strach i ekscytacje.
–Nie, Lea –odpowiedziała natychmiast. – Nie rozumiesz, że "tą dziewczyną" możesz być właśnie ty? –zapytała.
– Dlaczego, tak uważasz?
– Harry zaprosił cię osobiście, a zazwyczaj jest tak, że dowiadujesz się o imprezie poprzez liścik w szafce lub SMS. To dla mnie bardzo podejrzane – wyjaśniła.  

Don't lose me ||•Bradley Simpson•|| W TRAKCIE EDYCJIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz